Vanarama National League North/South
Ten manifest użytkownika jaroo25 przeczytało już 685 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Poranek był deszczowy. Bardzo deszczowy. Gdzieś czytałem, że na Wyspach pada przez większość roku, więc będę musiał się zaopatrzyć w osprzęt pomocny w przetrwaniu takiej aury. Najpierw kupię parasol i kalosze...
Spotkanie miałem zaplanowane na dziesiątą. Miecio mówił, że to równy gość. Mam nadzieję, że taki będzie, byłoby łatwiej pracować, mając przyjaźnie nastawionego pracowawcę. Ubrałem się odświętnie (przynajmniej moim zdaniem) i zszedłem na śniadanie. Wczorajszego wieczora moje próby znalezienia dobrego noclegu spełzły na niczym. Wszelkie hotele, motele i tym podobne były zapchane (miejscowi ludzie od wielu lat nie widzieli takiego ruchu turystycznego). Już się sciemniało, a ja siedziałem na przystanku z moimi torbami. Znaczy się bagażami...
Jakiś dziadek zaczepił mnie, pytając czy szukam noclegu. No i tak się znalazłem, gdzie się znalazłem. Czyli w domu, całkiem przytulnym, pachnącym lasem, bardzo przestronnym i spokojnym. Ale nie o tym miałem mówić, tak więc zszedłem na śniadanie. Co to było, wolałem nie pytać. Wyglądało tak jajka zmieszane z jakimiś bełtami, dobrze że smaczne to coś było.
Miałem być o dziesiątej przed wejściem na stadion. Ten odnalazłem bez problemu. Z daleka było widać wysoką trybunę na... 270 miejsc. Ponoć Victoria Park miało pomieścić 2500 widzów, ale to zapewne na stojąco wokół płyty boiska. Już w mojej rodzinnej wsi był lepszy "stadion". Cóż... Była dziesiąta, a ja stałem przed zielonymi drzwiami w murze oddzielającym płytę boiska od reszty miasta.
Wkrótce pojawił się prezes klubu, Chris Llyod. Szedł w ciemnym, długim płaszczu z kapturem, bardzo przydarnym podczas takiej pogody.
- Witam, pan zapewnie chce zostać nowym trenerem Burscough? Pański przyjaciel mówił, że jest pan zdolny.
- Szkoliłem się w wielu dużych klubach na całym świecie, wiem to i owo. Myślę, że się nadaję na tą posadę. Może znajdziemy jakieś suche miejsce? - spytałem z nadzieją. Parasol był całkiem nieszczelny.
- Co pan gada? Piękna angielska pogoda. Idealna na spacer.
- Piękna...
- Jeśli chce tu pan pracować, to trzeba przywyknąć.
- Przyzwyczaję się. A jakie są warunki kontraktu? Mi wiele nie potrzeba.
- Myślę, że mogę zaoferować 85 tysięcy rocznie, będzie to wystarczająco?
- Osie... osie... yyy noooo. Myślę, że będzie w sam raz.
- Ale to na próbę. Jedynie dwuletni kontrakt możemy zaoferować, jeśli się spiszesz, to dostaniesz wyższe zarobki.
- Świetnie. Kiedy zaczynam?
Odpowiedź była oczywista. Godzinę później stałem przy linii bocznej boiska treningowego i patrzyłem na zgraję nieokrzesanych deb... yyy na moją drużynę. Stali przede mną i starali się utrzymać w pionie, choć nie wychodziło im to za dobrze. Był środek tygodnia i prezes wyciągnął wszystkich z pobliskiego baru (amatorzy, więc jeden trening tygodniowo wystarczył im). Zdecydowanie byli zaskoczeni widząc mnie.
- Aaaa ty to hhhim jesteś? - spytał jeden z "graczy", podtrzymywany za ramiona przez dwóch innych.
- Waszym nowym trenerem, przynajmniej do końca sezonu będę was pilnował.
- Aha. Chopaki, to wracamyyy. Niiic nowego... - Część drużyny się już odwracała, aby się zmyć. Musieli jeszcze chwilę zostać. Tylko co by im...
- Jeśli się spiszecie, dostaniecie profesjonalne kontrakty - wypaliłem. Prezes, który dłubał w pobliskim ogrodzeniu, spojrzał na mnie. - Ale tylko ci najlepsi, którzy będą się wyróżniać na boisku i poza nim.
Gracze byli wyraźnie zainteresowani. Ten, co się wcześniej odzywał, znów zabrał głos.
- A więęnc... dobsze panie szefie, od dzis się wykasujemy. Wyzuje... Wy... Wykazujemy znaczy się. Psze szefa serio. Możemy? Kumple czekają...
- Idźcie. Kto jest na profesjonalnym, niech zostanie!! - Trzech zostało, reszta udała się do swojego pubu. - Który z trenerów was szkoli? Codziennie powinniście odwiedzać to miejsce.
Z szeregu wystąpił murzyn. Był młody i zdecydowanie nie był Anglikiem.
- Pan nie boi, my se radzimy dobrze. Trener amator, nie czas codzień dla nas i my sami się szkolimi.
- Amator? Dobra, dziś trening odwołuję.
Poszli. Popatrzyłem na kartkę, którą trzymałem w ręce od początku. Była to lista piłkarzy w klubie i wszystkich podstawowych informacji o nich. Piętnastu graczy na amatorskich kontraktach, trzech na profesjonalnych, jeden junior. Nie wyglądało to ciekawie. Skinąłem na prezesa.
- Krzysiek, praktycznie cały skład jest na amatorskich kontraktach. Nie moglibyśmy im zaoferować czegoś więcej? Może będą lepiej się spisywać na boisku, mając zapewnioną pensję. Nie dużą, ale żeby była.
- Nie możemy sobie za bardzo na to pozwolić. Zrozum. Budżet skromny...
-A trenerzy chociaż. Trzech piłkarzy trenuje codzień, ale nie ma kto ich pilnować...
- Jeśli znasz kogoś odpowiedniego, sprowadź go. Tylko wtedy będziesz musiał zwolnić obecnego trenera. Daję ci wolną rękę, jeśli chodzi o dobór sztabu i transfery, ale pamiętaj o jednym. Nie przekrocz budżetu. Już jesteśmy sporo na minusie i nie możemy sobie pozwolić na więcej.
- Spokojna głowa, zapanuję nad wszystkim.
- Mam nadzieję - udał się do swojego samochodu i odjechał. Zostałem sam, a jako że nie było nic do roboty przy stadionie, to również skierowałem się w stronę bramy. Musiałem opracować taktykę, ustalić skład (na słowie asystenta, gdyż jeszcze nie znałem piłkarzy wystarczająco).
Moim głównym celem na ten kończący się sezon była poprawa pozycji drużyna w tabeli ligowej. Pracę objąłem, gdy Burscough było już po 36 kolejkach, na 17 miejscu. Przewidywano, że będzie na 10 na koniec, i dlatego właśnie zostałem tu zatrudniony. Postarać się to wszystko poprawić. Do końca sześć kolejek, więc wszysko możliwe.
Mój debiut przypadał na spotkanie przeciwko Vauxhall, będącym na drugiej pozycji w tabeli Blue Square North. W szatni przed rozpoczęciem spotkania przekazałem piłkarzom, jak mają grać. Zdecydowałem się postawić na ustawienie 4-4-2, którego często używałem prowadząc różne drużyny juniorskie. Z moimi poleceniami to ustawienie prawie zawsze się świetnie sprawdzało i miałem nadzieję, że będzie tak i tym razem.
Gracze bez oporów zgodzili się tak zagrać, jedynie mruczeli coś, że mają nadzieję, że mimo młodego wieku wiem, co robię. Wiedziałem, co robię i miałem nadzieję, że wyjdzie.
Wreszcie spotkanie się rozpoczęło. Goście z Vauxhall wyraźnie byli stroną przeważającą, często wyprowadzając groźne ataki. Lecz w bramce tego dnia pewnie bronił Steve Dickinson (według Paula, mojego asystenta, jeden z najsłabszych bramkarzt w lidze), raz po raz ratując zespół.
Interesujacych akcji po stronie Burscough było jak na lekarstwo. W pierwszej połowie zaledwie oddaliśmy dwa strzały na bramkę rywali, oba bardzo niecelne. W przerwie meczu powiedziałem kopaczom, żeby się nie poddawali, że grają dobrze i niech się starają wykorzystać jakiś błąd rywali.
I wykorzystali, lecz nie sądziłem, że tak szybko. W 50 minucie silnym strzałem gola zdobył Stephen Payne, który nie wiadomo skąd się wziął w linii ataku (to prawy obrońca). Ta bramka, to był niestety jednorazowy wyskok, już nie udało się The Linnets zagrozić bramce gości, o których na szczęście można było powiedzieć to samo. Szczęśliwe zwycięstwo 1:0 na początek mojej przygody z Burscough.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Odbiór piłki |
---|
Można zdefiniować sposób, w jaki nasi zawodnicy będą odbierać piłkę przeciwnikowi. Odbiór delikatny ogranicza liczbę fauli i dzięki temu liczbę kartek. Odbiór agresywny sprzyja zastraszeniu rywali, zmuszeniu ich do błędu i szybkiemu przerwaniu akcji. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ