Fortuna I Liga
Ten manifest użytkownika patryk11 przeczytało już 884 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
ODCINEK 1 - wywiad z Patrykiem Dąbkiem
Nie miał tyle szczęścia, co Wasilewski czy Eduardo i ciężka kontuzja zahamowała jego dobrze zapowiadającą się karierę. Teraz Patryk Dąbek kończy kursy na trenerską licencję UEFA Pro i weźmie się za menadżerkę.
Przegląd Sportowy: Może na początek zapytam o zdrowie. Jak kontuzjowana noga?
Patryk Dąbek: Dużo lepiej. W końcu od tego wypadku minęło już sześć lat. Jednak nadal nie mogę normalnie kopnąć piłki, bo czuję ból.
PS: Dlaczego Marcinowi Wasilewskiemu udało się wrócić na boisko, a panu już nie?
Na pewno złożyło się na to kilka czynników. Najważniejszym było to, że mój uraz był cięższy. Marcin miał do dyspozycji lepszych lekarzy. Oczywiście moim opiekunom nie mam nic do zarzucenia, jednak Wasyl w momencie urazu grał w lepszym klubie. Dużo lepszym.
PS: Ale gdyby nie kontuzja, mógłby pan zajść równie daleko, jak Wasilewski, a może jeszcze dalej...
Nie przesadzajmy. W momencie urazu miałem na koncie już 23. wiosny i grałem nadal w 3. Lidze.
PS: Tak, ale transfer do Ekstraklasy lub choć do - jeszcze wtedy - drugiej Ligi był wielce prawdopodobny. A przecież Warta Poznań miała jeszcze wtedy realne szanse na awans. Zwłaszcza, że był pan w fantastycznej formie, bo miał pan na koncie 23. trafienia, po 21. kolejkach.
Gdybyśmy wtedy awansowali, to jeszcze minimum rok bym grał przy Drodze Dębińskiej. No, ale wszystko się ułożyło inaczej i nie ma teraz co gdybać. Jedyne, czego bym sobie teraz życzył, to Mistrz Polski dla Lecha i awans Warty do Ekstraklasy, żebyśmy wszyscy mogli się ekscytować derbami miasta, które jest jednym z niewielu, gdzie kibice dwóch klubów żyją w zgodzie, a nawet wzajemnie się dopingują.
PS: Już niedługo będzie mógł pan osobiście poprowadzić jakiś klub. Choćby któryś z Poznania.
Tak, to prawda. W najbliższy weekend będę miał jeszcze egzamin, który jest formalnością, a potem odbiorę dyplom i będę mógł objąć jakiś klub piłkarski.
PS: Podobno zajmuje się pan teraz jakimiś chłopcami.
Aktualnie jestem szkoleniowcem juniorów młodszych GKS-u Vitcovii Witkowo.
PS: I jak się wiedzie pańskiemu zespołowi?
Muszę przyznać, że chłopcy mają pojęcie o futbolu. Po siedmiu z dziesięciu meczów, mamy na koncie cztery zwycięstwa, remis i dwie porażki. Pokonaliśmy między innymi dwa razy Mieszko Gniezno: 3:0 u siebie i 2:1 w Pierwszej Stolicy Polski.
PS: Byłby pan w stanie kogoś wyróżnić z tego zespołu?
Jest dwóch chłopców wyróżniających się na tle pozostałych kolegów. Nie chciałbym jednak rzucać nazwiskami, bo to nie o to chodzi. Jestem w stanie zapewnić, że jeżeli - jak, niestety, wielu innych dobrze zapowiadających się graczy - nie zmarnują swojego talentu, to Polska usłyszy o rozgrywającym oraz napastniku z Witkowa. Zwłaszcza wychodzi im gra razem. Coś, jak kiedyś Łukasz Garguła z Radosławem Matusiakiem w Bełchatowie oraz polskiej Kadrze.
PS: Czyli ma pan jakieś przetarcie przed zawodową trenerką.
Oprócz tego grywam też w Football Managera. (śmiech)
PS: I jak panu idzie?
Tak jak ze wszystkim - różnie. Raz potrafię słabszym klubem awansować do wyższej klasy rozgrywkowej czy coś w tym stylu, a innym - faworytem zakończyć sezon poniżej oczekiwań zarządu oraz kibiców.
PS: Ta gra dostarcze panu emocji?
Pewnie! I to ogromnych! Jednak... to tylko gra. Bardzo chciałbym takie, a pewnie nawet i większe emocje przeżywać na żywo.
PS: A czym się pan zajmuje teraz zawodowo? Bo chyba nie jest to trenowanie trampkarzy?
Oczywiście, że nie. To jest tylko hobby, za które nie dostaję żadnej pensji. Wystarczy mi satysfakcja. A na zycie zarabiam w witkowskim gimnazjum, gdzie pracuję jako wuefista.
PS: Czyli skończył pan studia.
Tak. Po kontuzji wziąłem się solidnie za to i ukończyłem poznański AWF.
PS: Utrzymuje pan jeszcze kontakt z którymś z kolegów z klubu?
Oczywiście! Jeszcze gdy leżałem w szpitalu, to praktycznie codziennie koledzy z Warty mnie odwiedzali. Teraz z niektórymi utrzymuję kontakt, ale w większości wypadków jest to kontakt telefoniczny.
PS: W większości?
Tak. Tą "mniejszością" jest Piotrek Reiss. Co prawda nie graliśmy ze sobą w jednym zespole, jednak najpierw spotkaliśmy się na jakimś bankiecie, potem Piotrek mnie odwiedził w szpitalu, a później w domu. W końcu spotkaliśmy się całymi rodzinami i się zaprzyjaźniliśmy. Teraz regularnie się odwiedzamy i dużo czasu spędzamy wspólnie.
PS: Ma pan dzieci?
Syna Piotrka. Imię dostał właśnie po na cześć Reksia. Ma dwa latka.
PS: Zauważył pan u niego jakieś skłonności do futbolu?
Rzecz jasna. Często przychodzi do mnie, żebyśmy pograli w nogę. Że o wspólnym oglądaniu meczów nie wspomnę, bo chłopak przez pełne 90. minut jest odłączony od rzeczywistości.
PS: Żyłkę sportowca przejął po tacie?
Dokładnie. Żona jakoś specjalnie sportem się nie interesuje. Chcę go zabrać w końcu na Lecha, ale mógłby się trochę przestraszyć ryku 20 tysięcy ludzi. Jednak na żużel dopingować gnieźnieński Start już ze mną jeździ i dźwięk maszyn bardzo mu się podoba.
PS: Żona nie narzeka na tyle sportu w domu?
Raczej nie. W końcu wiedziała, w co się pakuje. (śmiech) Żona jest wyrozumiała, choć nie raz musi nas uciszać, gdy cieszymy się po bramce czy też denerwujemy w przeciwnej sytuacji.
Rozmawiał
ŁUKASZ PORADA
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ