"Tak, tak, rozumiem.......dziękuję za informację....do widzenia" - legł na łóżku cisnąc pięści w wyrazie bezsilności. Telefon najwyraźniej go obudził, o której poszedł spać? Jak wrócił do domu? Gdzie był? W ostatnim czasie coraz częściej zadawał sobie te pytania. Dni zlewały się w jedną wielką egzystencjalną nicość. Wstawał, użalał się nad sobą, truł ludziom na społecznościówkach, bo przecież coś z wolnym czasem trzeba robić, po czym przechodził do standardowego etapu swojego życia "mam najgorzej i nic się nie da zrobić". Dziwne zachowanie jak na kogoś kto w towarzystwie był jego duszą, zawsze z celną ripostą, zawsze z dobrym humorem, emanujący pewnością siebie, kogoś kto mógłby godzinami opowiadać o "Zaklinaczu Czasu" Mitcha Alboma i o tym jak ta książka zmieniła jego życie, cytować co lepsze fragmenty z książek Nicka Vujicica czy Anthonego Robbinsa , pokazywać jakim jest zwycięzcą, co lepsze zmieniać życie innych, pobudzać ich do działania bleh kaprys losu... a w nocy? Chlał na umór, imprezował i bawił się w przelotne znajomości z laskami tak samo beznadziejnymi jak on, szukającymi akceptacji w pierwszych lepszych ramionach "mogło być gorzej pomyślał, mogłem być brzydki, nudny, mogłem być jak inni, mogłem czytać Coelho" kolejna próba okłamywania siebie, chociaż w to jest dobry, level ekspert, wyższy stopień wtajemniczenia - Joda to pikuś. Wszystkie jego problemy wiązały się chyba właśnie z narcystyczną naturą, która mijała w momencie gdy nie miał przed kim być zajebisty, nie miał przed kim udowadniać, stawał przed sobą i widział nic, człowiek maska, Harvey Dent w najgorszej postaci. Dni się zlewały, na dobrą sprawę nie wiedział nawet jaki jest dziś "na pewno coś w tygodniu, w weekendy nie dzwonią", omiótł na szybko pokój, chociaż wzrok nadal wskazywał poważne uszkodzenie błędnika. Porozrzucane rzeczy, gazety, puszki i butelki, to nie pokój to melina pomyślał może później posprząta "wiadomo, że zrobi to ktoś inny, mózg jednak nadal walczył czasem nadal potrafił mieć zrywy". Dopił resztki napoju z najbliżej wyrzuconej butelki wykonując przy tym minimum ruchów po czym przewrócił się na bok, mruknął jeszcze pod nosem "jebane słońce" i zasnął. Była w końcu dopiero 14. Mimo uważania siebie za jednostkę wybitną, której jak na złość wyjątkowo nie idzie w każdej dziedzinie życia przez nieprawdopodobną wręcz dawkę pecha spał bardzo dobrze, to jedyne co umiał robić bez użalania.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ