Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 1277 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Sobota, 5.07.2014 r., godzina 20.00 -> hotel Kaczorross w Uberlandii.
- No, panowie, można, można? - zacząłem odprawę pomeczową.
- Jasne, że można. - odparł Rooney.
- Cieszy mnie to niezmiernie, a jeszcze bardziej to, że Shawcross nie dostał dziś czerwonej kartki, gratuluję!
- Dz.. - wstrzymał się w porę obrońca Stoke.
- No, masz szczęście, już chciałem się na ciebie drzeć. Dobra, macie już wolne. Możecie iść, ale pamiętajcie, że jutro śniadanie jest o 7.30, bo o 9 zbieramy manele i wybywamy do Sao Luis. Shawcross i Marrow, pamiętajcie, że mam wasze bilety, więc bez stresu, jeśli będziecie ich jutro szukać. Dobranoc barany.
- Do jutra trenerze.
Sam udałem się do łóżka, byłem okrutnie zmęczony. O mało co nie zaspałem, ale udało się.
Niedziela, 6.07.2014 r., godzina 9.00 -> lotnisko Elviernes Waldemarr w Uberlandii.
Tuż przed wejściem na lotnisko zawibrował mi w kieszeni telefon.
- Rygiel, słucham.
- Co ty sobie myślisz, co?! Mówisz, że wrócisz tak szybko jak to tylko możliwe, a tutaj widzę, że kolejne mecze wygrywasz!! - zaczęła moja żona.
- Nie przegram turnieju tylko dlatego, że się stęskniłaś.
- Chcesz powiedzieć, że głupie mistrzostwo świata jest ważniejsze ode mnie?!
- Nie, skądże, po prostu nie mogę teraz odpuścić. Wszystko ci zrekompensuję, jak wrócę. Kocham Cię.
- Nie, Michał, ja już dłużej tak nie mogę. Czy ty zawsze musisz wszystko zepsuć?! Nie wiem, co z nami dalej będzie.
- Laura, Laura!! Nie rozłączaj się! Cholera jasna!
Poczułem się, jakby uciekło ze mnie powietrze, brakowało mi chęci do życia. Postanowiłem jednak nikomu o tym nie mówić. Przyszedł czas wylotu.
- Chłopaki, bilety w dłoń i wyjazd, a raczej wylot. Troszkę będziemy lecieć, radzę się zdrzemnąć.
- Gdzie będziemy zakwaterowani? - spytał słusznie Kirkland.
- A wiesz, że nie wiem. Podobno gdzieś w centrum. Hotel nazywa się Manifestos de los wiosnos. Został oddany 21.03 tego roku. Jaki to jest dzień, Downing?
- Dzień obalenia komunizmu w Polsce? - genialnie odpowiedział skrzydłowy Aston Villi.
- Żebym ja ciebie nie obalił idioto. To jest pierwszy dzień wiosny! Ok, zaraz startujemy, więc zapnijcie pasy, zacznijcie żuć gumę i do zobaczenia na ziemi.
Sam wciąż rozmyślałem o swojej przyszłości. Wyjąłem Ajpoda firmy Truskawka i puściłem sobie Duffy. Wyciągnąłem także laptopa i zacząłem przeglądać wspólne zdjęcia. Zajęło mi to z 3 godziny, pozostałe 60 minut przespałem. Gdy dolecieliśmy, usłyszeliśmy głos pilota.
- O ja nie mogę, widzisz jak leje?!!?!
- Widzę, Ernesto, siedzę koło ciebie. Drodzy pasażerowie lotu AC130, jest godzina 14.30 witamy w Sao Luis. Mamy 32 stopnie celsjusza, pada ulewny deszcz. Mimo tego życzymy udanego pobytu, oraz powodzenia reprezentacji Anglii w piłce nożnej. - opisał sytuację za oknem pilot, który Ernestem zapewne nie był.
Niedziela, 6.07.2014 r., godzina 16.00 -> hotel Manifestos de los wiosnos w Sao Luis.
- Ładnie tu, niezłe warunki jak na centrum miasta. - stwierdził Lampard.
- Ano, FA się postarało. Ok, rozpakujcie manatki i widzimy się o 18 na kolacji. Powiem wam wtedy plan na jutro. Z rana mnie nie będzie, więc wszystko będzie prowadził Mark. Pytania?
- Czemu pana nie będzie? - spytał Lennon.
- Wyjeżdżam w celach prywatnych, muszę coś załatwić. Coś jeszcze?
- Będzie pan na inspekcji stadionu? - dopytywał Lennon.
- Tak, to dopiero po obiedzie, na którym już będę. Do zobaczenia o szóstej.
Niedziela, 6.07.2014 r., godzina 18 -> hotel Manifestos de los wiosnos w Sao Luis.
- Okej, bez głupiego gadania przejdę do konkretów. Jutro śniadanie o 9, potem wyruszacie na 7 kilometrów przebieżki, gdy około 11 wrócicie do hotelu, ten zapewni wam odnowę biologiczną i spa, tak więc macie luzik. Około 13 wychodzicie na plażę i tam róbta co chceta, możecie nawet się opalać i robić babki z piasku. O 15 obiad i wtedy powiem wam, co dalej. Pytania?
- A można nie iść na plażę? - spytał Davies.
- A co będziesz w tym czasie robił?
- No pójdę na miasto.
- Nie, w życiu jeża, nie ma takiej opcji, zapomnij, nie ma mowy, nie, choćbyś chciał to nie i mój ulubiony - człowiek spadający z klifu - nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.... (...) htrzż. Dotarło!? Nikt cię nie będzie niańczył, idziesz ze wszystkimi.
- Zrozumiałem po pierwszym nie, trenerze.
- Wiem, ale musiałem to zrobić.
Wyszedłem ze stołówki i udałem się do pokoju, po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Cześć, Michał.
- O, hej Mark. Co jest?
- Gdzie jedziesz?
- Nigdzie. Powiedziałem tak, żeby nie wnikali. Muszę się wyspać, wyłączam zegarki i telefon. Gdybyś podszedł po mnie przed obiadem, byłbym wdzięczny.
- Jasne Michał. Na razie.
- Trzymaj się Mark.
Odpaliłem odtwarzacz. Tym razem w słuchawkach pojawił się zespół Atomic Kitten. Zdołowałem się całkowicie. Zasnąłem i z niedzieli w mgnieniu oka zrobił się...
Poniedziałek, 7.07.2014 r., godzina 15.00 -> hotel Manifestos de los wiosnos w Sao Luis.
Obudziło mnie donośne pukanie.
- Nie śpię, nie śpię. Już otwieram!
- Dobry Michał.
- Joł Mark, wcale nie taki dobry.
- Ok. Mamy 15, idziesz na obiad?
- Jasne, umieram z głodu.
Po chwili byłem już na stołówce.
- Dzień dobry!
- Hej trenerze! - chórem odparli piłkarze.
- Podobało się spa?
- Oczywiście, te brazylijskie masażystki wymiatają. - stwierdził Carrick.
- Twojej żonie też się spodobał ogrodnik, dzwoniłeś do niej ostatnio? - spytałem.
- A szkoda gadać. Znowu zaszła w ciążę, ona jest niemożliwa. Rodzi dzieci jak maszyna.
- Docenisz ją, gdy ci jej zabraknie. Ale do rzeczy. Za półtorej godziny idziemy na inspekcję. Potem wracamy do hotelu i macie do wyboru - film o Ardżentajnie albo luźna, konstruktywna debata.
- To drugie, po tym meksykańskim mam nudności. - stwierdził Ferdinand.
- Okej więc podebatujemy. Do zobaczenia o 16.30.
Poniedziałek, 7.07.2014 r., godzina 16.30 -> Estadio Castelao w Sao Luis.
- No i gites. Ładne boisko, podoba mi się. Teraz panowie godzina wolnej amerykanki, ale o 17.30 macie pół godziny biegania. Kapujecie?
- Fajnie, coś nowego. - powiedział Cole.
- No i gra gitara. Potem spotykamy się w hotelu. Jesteście na tyle inteligentni, mam nadzieję, że traficie sami. Ja idę na miasto, peace out pipole.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wypiłem kulturalnie herbatkę, zjadłem rybę i wróciłem na 18 do hotelu.
Poniedziałek, 7.07.2014 r., godzina 18.00 -> hotel Manifestos de los wiosnos w Sao Luis.
- No, podobało się?
- Jasne, graliśmy w dziadka. - w imieniu wszystkich przemówił Baines.
- Faaajnie. - udałem zaciekawienie - Teraz podebatujmy. Co wiecie o Argentynie?
- Ładne państwo, ale żrą się okrutnie z Brazylią. - stwierdził Rodwell.
- Właśnie. Możemy to wykorzystać, kibice będą za nami! - dodał Rooney.
- Brazylijki też? - spytał Carrick.
- Tak, też, będą się z ciebie śmiały. - stwierdził Carson.
- A na ciebie nawet patrzeć nie będą, prawo tego zabrania, za brzydki jesteś! - odciął się były już gracz United (kontrakt wygasł mu 30.06, przyp. Bolson).
- Milczeć pajace! Macie debatować o Argentynie a nie o waszych krzywych twarzach! - zgasiłem obu.
- Przepraszamy.
- Przyjęte. Ok, Argentyna będzie grała szybką piłkę. Maradona tak lubi, a ja go nie lubię. Trzeba uważać na Messiego, ale głównie na Aguero. Rio, co o nim powiesz?
- Cholernie ciężki przeciwnik.
- Zgadza się, pokryjcie ich dwóch, a będzie z górki.
- A Tevez?! - oburzył się Terry.
- Co, zakochałeś się w nim? Nie patrzcie na niego, to mameja jest. To wszystko, śmigać mi stąd. Jutro mecz o 19. Zgodnie z tradycją przyjdę na stadion tuż przed. Odmaszerować.
Sam też udałem się do pokoju, żeby rozważyć ustawienie i taktykę na mecz z Argentyną.
Wtorek, 8.07.2014 r., godzina 18.45 -> Estadio Castelao w Sao Luis.
- No, panowie, nie można tego przegrać! Argentyna jest cienka jak dupa węża. Trzeba z nimi pojechać i ładować się w samolot do Sao Paulo! Wypad i bez zwycięstwa mi nie wracać!
- Trenerze, ale skład!
- Ach, no tak.
Argentyna - Anglia -> formacje.
Siedemdziesiąt pięć tysięcy kibiców wspierało nasze starania. Argentyna nie miała łatwo, trzeba to przyznać. Mecz nie przebiegał w jakimś huraganowym tempie, można powiedzieć, że rozkręcał się wolno. Dopiero w 33 minucie Curtis Davies z główki wpakował piłkę do siatki. Powtórzył to 15 minut później, w 3 minucie doliczonego do pierwszej połowy czasu gry. Przed przerwą komentator angielskiej telewizji powiedział: "No, teraz Anglicy mogą rozpocząć imprezę. To okazja dla Argentyńczyków. Powinni wykorzystać to beztroskie imprezowanie i wcisnąć przycisk <<reset>>."
- Panowie! Siadaj Davies idioto! To, że fuksem wygrywamy 2-0 nic nie znaczy. Wciąż możemy przegrać. Tak więc do boju panowie, do boju.
Po przerwie niewiele uległo zmianie. Aguero z Messim spisywali się kiepsko, bardzo kiepsko. W ogóle nie było po nich widać, że są zawodnikami Manchesteru United, którego jestem menedżerem. No ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wynik utrzymał się do 91 minuty, wtedy to gola sprytnym strzałem zdobył Tevez. Jednak Argentynie nie udało się już doprowadzić do dogrywki i mecz zakończył się wynikiem 2-1 dla Anglii. Byliśmy w finale!
Argentyna - Anglia -> wynik + statystyki meczowe.
Argentyna - Anglia -> statystyki Anglii.
W drugim spotkaniu półfinałowym Niemcy pokonali 4-2 Szwajcarię i mogli cieszyć się z awansu do ostatecznej rozgrywki.
W następnym odcinku - finaleiro + dalsze losy sercowych rozterek Rygla.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ