Bardzraguyn Khumb
Ten manifest użytkownika Lemani przeczytało już 712 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Traumatyczne doświadczenia z podróży
Nazajutrz kupiliśmy bilety lotnicze do Erewania, znaczy agent kupił. Honorowo przyrzekłem, że oddam te pieniądze. Po długim locie przesiedliśmy się w taksówkę i wyruszyliśmy do Kapan. Ponad 300 kilometrów drogi było dla mnie nie lada traumatycznym przeżyciem. O mało, co nie rozbiliśmy się, a do tego okropnie chciało mi się lać, a kierowca nie chciał się zatrzymać. Chwała Bogu, że wytrzymałem. Pomyślałem, że to znak. Jak pokonałem taką przeciwność losu to muszę przyjąć tę ofertę. Nie po to narażałem mój pęcherz i zadłużyłem się u agenta żeby teraz z tego zrezygnować. Wkrótce podjechaliśmy pod samą siedzibę klubu Gandsazar.
Żartobliwy prezes i mająca czym oddychać sekretarka.
Sama siedziba klubu nie zrobiła na mnie wrażenia. Taki zwykły, skromny budyneczek. Gdy wszedłem z agentem do środka w wejściu powitała nas biuściasta sekretarka z ogromnym dekoltem. Spytała się mnie, czy to ja jestem tym menedżerem z Argentyny. Potwierdziłem patrząc bez przerwy na jej cycki. Ach ten kryzys wieku średniego. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju prezesa. Armen Petrosyan zrobił na mnie niebagatelne wrażenie. Od początku naszej rozmowy mówił do mnie per ty. Sypał żartami. Luźno rozmawiał ze mną i z agentem w języku hiszpańskim.
Kłamstwo ma krótkie nogi.
No i serce podskoczyło mi do gardła. Moje kłamstwo mogło wyjść na jaw. Na szczęście szybko wymyśliłem kolejne białe, niewinne kłamstewko. No cóż, zawsze wir kłamstw pogłębia się z każdym następnym
Gorzka prawda o prezesie
Złożyłem podpis na kontrakcie. Po dogadaniu wszystkich formalności Piccolo wyszedł z gabinetu, bo wkrótce miał samolot do Zagrzebia gdzie miał się spotkać z jednym ze swoich podopiecznych. Zostałem sam na sam z prezesem. Z wesołego gościa stał się ponurym, gburowatym skurwysynem. Po chwili ni z gruchy, ni z pietruchy podniósł na mnie głos.
Konferencyjny lęk
Z pewnym niepokojem wybrałem się na konferencję. Po przybyciu do sali konferencyjnej zapoznałem się z kapitanem drużyny – Armenem Tatinsyanem. To bardzo miły człowiek, takie było moje pierwsze wrażenie. W przypadku prezesa myliłem się i to grubo. Natomiast Tatinsyan wydał mi się bardzo skromny. Wie, czego chce. Zdaje sobie sprawę, że niektórych barier nie przeskoczy. Poświęcił całą karierę Gandzasarowi. Powiedział mi, że marzy mu się, by unieść wraz ze mną dowolne trofeum. Lizusek? Nie, raczej człowiek głodny sukcesu. Chwilę później podszedł do nas również mój przyszły asystent – Vardan Gasparyan. Prezes oczywiście zadbał o to, żebym mógł otoczyć się własnymi współpracownikami. Ale co mi z tego skoro ja nie mam koneksji w tym zawodzie? Lepiej znaleźć wspólny język z tutejszymi. Oni znają tutejszy futbol od podszewki. A mi właśnie tacy „przewodnicy” są potrzebni. Przynajmniej w pierwszych momentach kariery w Armenii. Chwilę pogawędziłem z Vardanem. Kamień mu spadł z serca, gdy potwierdziłem chęć współpracy z nim. Ma na utrzymaniu siódemkę dzieci. Naszą rozmowę przerwał głos proszący nas na salę konferencyjną. Po zajęciu miejsca wśród kapitana i mojego przyszłego asystenta znalazłem się pod gradobiciem pytań:
Dziennikarz: Witamy pana w naszym pięknym kraju. Co pana urzekło w wyborze miejsca pracy?
Marozzi: Przede wszystkim walka o najwyższe cele. Znam dobrze sytuację Gandzasara. 6 miejsce nie jest szczytem marzeń. Do tego drużyna pożegnała się z Pucharem Armenii. Na szczęście przed nami mecze w Lidze Europejskiej. Jest szansa zaprezentowania umiejętności na europejskich boiskach. Mimo to sezon można uznać za stracony. Jestem tu, by Gandzasar odnosił sukcesy i rokrocznie walczył o mistrzostwo kraju.
Dziennikarz: Gandzasar to pierwszy klub w pańskiej karierze menedżera. Prowadzenie jakiego klubu jest pana najskrytszym marzeniem?
Marozzi: Nie myślałem o tym. Po prostu chcę dobrze spełniać swoje obowiązki. A w klubie z Kapan mam zamiar pracować jak najdłużej.
Dziennikarz: Najbliższym rywalem Gandzasaru będzie KAA Gent – silna drużyna z Belgii. Czy pańska drużyna będzie w stanie podjąć jakąkolwiek walkę z tak wymagającym rywalem?
Marozzi: Wiem jedno, moi zawodnicy wyjdą na boisko w bojowym nastroju. Będą gryźć trawę przez 90 minut. Wierzę, że możemy sprawić niespodziankę i wyrzucić za burtę LE zarozumiałych Belgów.
Dziennikarz: No bez przesady. Drużyna, która traci 8 bramek w trzech meczach na własnym stadionie nie strzelając żadnej ma pokonać Gent. Pan raczy zachować takie wypowiedzi dla siebie.
Marozzi: Przepraszam bardzo, ma pan na myśli mecze z Pyunikiem i Araratem, które odbyły się w maju? Nie takie metamorfozy drużyny przechodziły w ciągu dwóch miesięcy. Kolejkę temu chłopcy ograli Pyunik na ich stadionie. Mimo tego, że nie byłem wtedy ich trenerem czuję ogromną satysfakcję, bo ta drużyna pokazała, że jest w stanie pokonać każdego. Nawet Gent.
Dziennikarz: To może zmieńmy temat. Przejął Pan drużynę w połowie sezonu. Jakie cele postawił Pan swoim zawodnikom?
Marozzi: Póki co, ja nawet nie zdążyłem się z nimi zapoznać. Przed godziną uzgodniłem dopiero warunki kontraktu. Jednak patrząc na tabelę chciałbym, żeby Gandzasar wskoczył przynajmniej na czwarte miejsce, do Ulissesa tracimy 8 punktów na 12 kolejek przed końcem. Wszystko się może zdarzyć. Póki co najciekawiej zapowiada się jednak walka o utrzymanie między Kilikią i Szirakiem.
Dziennikarz: Za 5 dni gracie u siebie z Miką, drużyną piastującą miejsce bezpośrednio nad wami. Mika ma na drużynę Gandsazaru patent. Grając w 10 wywiozła cenny remis z Kapan, a u siebie gładko pokonała was 2-0. Czego możemy się spodziewać w najbliższym meczu.
Marozzi: Przede wszystkim walki o każdy centymetr boiska. Zapewniam pana, że moi zawodnicy wybiegną na boisko bojowo nastawieni. Mam nadzieję, że ich wysiłek zostanie wynagrodzony 3 punktami. A co do pantentu, teraz my będziemy go mieli na drużynę Miki.
Dziennikarz: Bardzo zdziwiło mnie to, że nie sprowadził Pan współpracowników ze swojej ojczyzny. Czy ma pan zamiar zrobić to w przyszłości?
Marozzi: Nie, jesteśmy w Armenii, nie w Argentynie. Tutaj jest wiele osób kompetentnych, zasługujących na piastowanie stanowiska asystenta klubu, jak siedzący koło mnie Vardan Gasparyan. Nie widzę przeciwwskazań, żeby nasza współpraca trwała jak najdłużej.
Dziennikarz: To może ostatnie pytanie na temat Garnika Ghazaryana . Ten niesamowicie zdolny 16-latek to nadzieja całej Armenii. Mam nadzieję, że za pańskich rządów w klubie nie stoczy się na dno.
Marozzi: Z tego, co wiem klub otrzymał już trzy oferty kupna tego zawodnika. Nie mogę zdradzić nazw tych klubów, ale wiem jedno, w każdym z nich Garnik będzie miał znacznie lepszą szansę rozwoju niż u nas. Nie możemy go na siłę trzymać w klubie. Według przepisów i tak do 18 roku życia musi zostać w ojczyźnie. Więc nawet jak ktoś go sobie po prostu zaklepie, będzie musiał poczekać do osiągnięcia pełnoletności przez zawodnika. Dopiero wtedy będzie mógł wyjechać grać za granicą. U mnie z pewnością Garnik dostanie nie jedną szansę, aby pokazać czy piłkarsko jest gotowy do wyjazdu.
Wierzgający junior.
Potem wyruszyłem poznać moich podopiecznych. Obejrzałem ich trening i zauważyłem brak kondycji u wielu z nich. Zapowiedziałem morderczy trening następnego dnia. O dziwo nikt nie zaprotestował. Wszyscy chcą poprawy sytuacji w klubie, polepszenia sytuacji w tabeli. Trzeba to umiejętnie wykorzystać, by klub odnosił sukcesy i żeby „skończyły się rządy erewańskich szuj”, jak by to powiedział prezes. O właśnie, pogratulował mi występu na konferencji. Powiedział, że usłyszał wszystko to, co chciał usłyszeć i wręczył mi na zachętę 1000 funtów. Po gierce treningowej poprosiłem do siebie Garnika Ghazaryana:
Wtedy się wkurwiłem na małolata. Śląsk jest zdecydowanie lepszą drużyną od Gandzasaru. Nie ma nawet porównania. Jak by to powiedział prezes: „W dupie był, gówno widział”.
No i Garnik zmądrzał. Na następny dzień przyszedł z kwiatami. Przeprosił. Szczerze. Obiecał, że nigdy więcej nie podważy moich kompetencji. Zgodził się nawet na transfer do Heraclesa. Wiedział, że chcę dla niego dobrze. Widać czasem warto blefować. Oferty Szachtara i Suwonu są wciąż aktualne :) Chyba mam jednak jedną wspólną cechę z prezesem. Obaj potrafimy postawić na swoim.
Jąkający się nocny marek
Treningi z drużyną przebiegają znakomicie. Każdy ma szansę na miejsce w pierwszym zespole. Musi to jednak wypracować. Pierwszy mecz z Miką już jutro. Cały czas rozgrywam go w głowie. Jestem stremowany, mimo tego, że to nie ja będę występował. Skład mam praktycznie ustalony. Z przodu z pewnością zagrają Erzu...erzu..(sic!)Erzurumyan i Avetisyan. Przemawia za nimi doświadczenie i zachowanie zimnej krwi w ekstremalnych sytuacjach. Za nimi niesamowity Virgil Marsavela. Ten 35-letni Rumun jest zdecydowanie najmocniejszym ogniwem drużyny. Z przodu szybki i niebezpieczny, z tyłu ofiarny. Szkoda, że przebąkuje o odejściu z klubu. Byłaby to wielka strata. Praktycznie to jedyny zawodnik, którego nazwisko potrafię bez problemu wymówić. Ale tęsknota za ojczyzną robi swoje. W linii pomocy umieszczę dwóch walecznych, odpowiedzialnych za grę destrukcyjną Antonyana i Kobę Kha..ni..szwilego . Po bokach napędzający każdą akcję Alexanyan i szybki jak stosunek kolibra David, również Khaniszwili. Formację obronną stworzą Simonyan, Tan...in...tsyan i Khach...atryan. Obsadę kończę na bramkarzu – Levanie Bubute.., Bubutej..., o już mam Bubuteiszwilim. Niestety jest on bardzo niepewny. Popełnia błędy w najprostszych sytuacjach. Chyba muszę znaleźć mu godnego zastępcę. Ale to za jakiś czas. Wpierw muszę nauczyć się tych gruzińskich i armeńśkich nazwisk. Jest godzina 1:45. Oczy mi się kleją, ale nie mogę zasnąć. Tak jestem podekscytowany. Mecz już o 15:00. Odpoczynek przed pierwszym wyzwaniem jest więc bardzo potrzebny. A więc dobranoc!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Odbiór piłki |
---|
Można zdefiniować sposób, w jaki nasi zawodnicy będą odbierać piłkę przeciwnikowi. Odbiór delikatny ogranicza liczbę fauli i dzięki temu liczbę kartek. Odbiór agresywny sprzyja zastraszeniu rywali, zmuszeniu ich do błędu i szybkiemu przerwaniu akcji. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ