Bardzraguyn Khumb
Ten manifest użytkownika Lemani przeczytało już 984 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Wzmocnione napięcie
Nadszedł już ten dzień. Mój debiut na ławce trenerskiej. Wiadomo, czuję lekki dreszczyk emocji. W końcu nasza drużyna sąsiaduje z Miką w tabeli, co dodaje smaczku temu pojedynkowi. Drużyna z Asztarak oparta jest w dużej mierze na obcokrajowcach. Ciekawie prezentuje się tam Ulises – hiszpański as środka pola, wychowanek Realu Madryt. Warto również zwrócić uwagę na 20-letniego Botiego Demela. Pomimo młodego wieku imponuje pracowitością i wybornymi warunkami fizycznymi. Czy moim zawodnikom uda ich się zneutralizować? Czy Boti Demel wpisze się na listę strzelców? Czy Favio Marozzi zaliczy udany debiut w Gandsazarze? Tego dowiemy się po reklamach. Zostańcie z nami!
Słuchaj uchem a nie brzuchem
Przed meczem zebraliśmy się z zawodnikami w szatni. Chciałem im jeszcze przekazać drobne wskazówki przed meczem. Zawodnicy jednak to olali. Stwierdzili, że grali takie mecze już nie raz i sami wiedzą co mają zrobić. Taa, jasne. To po kiego chuja ja tu jeszcze jestem? Przynajmniej to ja ustaliłem taktykę, bo o jakiejkolwiek rozmowie motywacyjnej mogłem zapomnieć. Powiedziałem tylko, że jeśli nie zdobędą choćby punktu zostaną wyciągnięte wobec nich konsekwencje. Zawodnicy obrócili to w żart. Puściły mi nerwy, a do meczu zostały minuty.
TUCtyka gry
Zespół wyszedł w ustawieniu 5-3-2, z bocznymi obrońcami i Marsavelą za napastnikami. Głównym meczowym założeniem był blitzkrieg – piorunujące ataki od samego początku wyniszczające przeciwnika. Natomiast Mika zagrała klasycznym 4-4-2. Na lewym skrzydle zagrał Demel, na prawym Brazylijczyk Ednei. Na szpicy trener Sarkisyan wystawił reprezentantów Armenii – Arę Hakobyana i Arama Voskanyana. Nie zabrakło również Ulissesa.
Mój pierwszy raz
No i zaczęliśmy. Obgryzłem paznokcie z nerwów, ale siedziałem spokojnie na ławce trenerskiej z dykty. 560 osób na stadionie zaczęło skandować moje nazwisko. Wtedy poczułem się jakby trochę luźniej. Zacząłem dyrygować przy linii bocznej. Ale czy moi „muzycy” zwrócili na to uwagę? Już w pierwszej akcji meczu nie przypilnowali Voskanyana. Ten na szczęście chybił. Chwilę potem David Khaniszwili trafił w poprzeczkę. Trochę w tym było przypadku. David próbował dośrodkować, piłka jednak zeszła z nogi i mogła wpaść za kołnierz zaskoczonemu bramkarzowi. Moi piłkarze próbowali pójść za ciosem, aż wreszcie się udało. W 11 minucie koszmarny błąd popełnił Mktrchyan, który w dziecinny sposób stracił piłkę. Koba Khanishwili podał na wolne pole, a stary wyga Virgil Marsavela umieścił piłkę w siatce. 1-0! Z radości wbiegłem na boisko, chcąc poklepać strzelca bramki. Sędzia udzielił mi reprymendy i wróciliśmy do gry. Nim się odwróciłem Hakobyan uderzył groźnie z 30 metrów. Piłka dosłownie o centymetry minęła bramkę Levana (którego nazwiska dalej nie mogę wymówić). Co się nie udało w 12 minucie drużynie Miki przyszło w 22. Szybka akcja tercetu Mikaelyan-Hakobyan-Voskanyan. Dwoma podaniami kompletnie rozmontowali obronę Gandsazaru, a ten ostatni nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Jest 1-1! To podziałało na moją drużynę jak płachta na byka. Na bramkę strzelali Marsavela, Avetisyan, Alexanyan i Antonyan. Jednak te strzały były albo za lekkie, albo niecelne. I niestety to się zemściło. Akcja skzydłem, podanie do środka do Voskanyana. Ten uderzył piłkę w stronę bramki. Ona nawet nie leciała w światło bramki, a David Khaniszwili ... skierował ją do własnej siatki obok bezradnego bramkarza. 1-2! Ze złości cisnąłem bidonem o ziemię. Była 42 minuta, a nasz zespół, trochę z własnej winy znalazł się w opałach. W pierwszej połowie nie wydarzyło się już nic ciekawego. W szatni nawrzeszczałem na zawodników. Podważyłem ich ambicje. U mnie w zespole anarchii nie będzie. Teraz rządzę tu ja. A oni mają się mnie słuchać. Na drugą połowę desygnowałem Agvana Hayrapetyana i Benjamina Manucharyana. Zastąpili oni bezproduktywnego Antonyana i niewidocznego Erzurumyana. To musi przynieść jakiś skutek. Chłopcy wyszli na drugą połowę odmienieni. Od razu rzucili się do ataku, czego następstwem była groźna kontra. Powstrzymanie faulem było jedynym rozważnym rozwiązaniem. Mkrtchyan nie wymierzył sprawiedliwości fatalnie pudłując z 25 metrów. W 58 minucie wprowadzony wcześniej duet mógł doprowadzić do wyrównania. Manucharyan trafił prosto w bramkarza, a dobijający Hayrapetyan trafił w obrońcę. W 66 minucie David Khaniszwili – pechowiec z pierwszej połowy dośrodkował w pole karne, gdzie nieprzepisowo został zatrzymany Avetitsyan. Do piłki podszedł Virgil Marsavela. Ale nawet tak doświadczony zawodnik czasem się myli. I niestety tym razem górą był bramkarz Miki. Kolejna wyborna szansa została zaprzepaszczona. Do końca meczu moja drużyna mocno naciskała na drużynę z Asztarak. Jednak wynik nie uległ zmianie.
Po zakończeniu spotkania uciekłem do szatni, gdzie zacząłem płakać. Nie podałem nawet ręki trenerowi przeciwników. Nastawiłem się na dobry rezultat, jednak rozczarowanie było tak ogromne, że nie mogłem powstrzymać łez. Jednak gdy zawodnicy wtargnęli do szatni stałem się twardy jak nigdy
Bogusław Linda v. 2.0
Długość dźwięku samotności
Chciałem pobyć trochę sam. Trochę pomyśleć nad swoim życiem. Co ja tu robię? Czemu nie pojechałem na Portoryko? To tylko część z pytań, które sobie zadałem. Obawiałem się reakcji prezesa. Co mu przyjdzie do głowy? Wrzuci mnie do piwnicy pełnej szczurów i pająków? A może wpierdoli mi tak, że stracę przytomność. Kurwa, nie chciało mi się już myśleć. Wyszedłem z szatni i czym prędzej pognałem do sklepu monopolowego. Muszę się napić. Potem znalazłem się w domu i zacząłem pić.
Narkotykowy komandos
Jak widać pofarciło mi się trochę. Co to by było, gdyby drużyna zagrała inaczej? Mniejsza z tym. Teraz belgijska wyprawa mająca na celu udowodnienie, ile jestem wart. Do walizki spakowałem aparat fotograficzny, masło orzechowe i trochę ciuchów na zmianę. Podróż przebiegła przyjemnie, choć nie zabrakło incydentu. Na lotnisku w Brukseli narkoman napadł na rezerwowego napastnika Zazę Sakhokię. Na szczęście koledzy z drużyny rzucili się na pomoc Gruzinowi i udało się obezwładnić ćpuna.
Podszyty tchórzem
Stadion Gentu zrobił na mnie duże wrażenie. Nasz mecz z Miką obejrzało 560. Teraz naszą drużynę może oglądać prawie 12 razy więcej osób. Ciekawe jak poradzą sobie w tym kameralnym kociole moi piłkarze. W każdym bądź razie wystawię tchórzowską taktykę. Chcę zagrać na zero z tyłu w Belgii, aby spróbować ukłuć coś w Kapan i niespodziewanie przejść dalej zamykając usta krytykom.
Zero z tyłu pożądane
Mecz zaczął się naprawdę dobrze. Pierwsze dwadzieścia minut to wyrównana gra w środku pola. Pięknie prezentował się wtedy Koba Khanishvili. Wszystkie piłki przechwytywał z wielkim poświęceniem. Potem jednak coś w moich graczach pękło. Zaczęli ograniczać się do wybić, gry na czas, spowalniania. Pomimo mojej reakcji nie zmienili stylu gry, co skończyło się bramką do szatni, a strzelił ją Lepoint . W szatni próbowałem im cokolwiek doradzić. Mówiłem im, żeby spróbowali zaatakować. Może się uda wyrównać stan gry. Wpuściłem na boisko Sakhokię i Tadevosyana. Miałem cichą nadzieję, że przyniesie to skutek. Nadaremno. W drugiej połowie Belgowie biegali, moi gracze stali. Tylko cud uchronił ich przed utratą kolejnych bramek. A to jakiś słupek, poprzeczka, bramkarz dostał w michę lub piłka uderzyła w boczną siatkę. 0-1! Kolejna porażka, boląca tak mocno jak ta pierwsza.
Prawdę powiedziawszy mocno się rozczarowałem. Myślałem, że nasza taktyka przyniesie upragniony wynik. Niestety jedna z wielu akcji Belgów przyniosła bramkę. No cóż, będzie trzeba nastawić się na ofensywę w rewanżu, a to może skończyć się tragicznie. Tak czy siak, odpadnięcie Gandzasaru w tej fazie rozgrywek jest bardziej prawdopodobne niż zdobycie kolejnego mistrzostwa przez Pyunik. Jako, że najbliższy ligowy mecz graliśmy dopiero 26 czerwca mieliśmy cały tydzień na spokojne przygotowanie drużyny na mecz rewanżowy. Po każdym treningu rozkładałem ręce. Zawodnikom brakowało skuteczności. Zorganizowałem konkurs rzutów karnych między pierwszą drużyną a rezerwami. Zgadnijcie jaki padł wynik? 2-1... po 6 kolejkach. I wcale nie było to zasługą bramkarzy. Piłkarze albo uderzali w sam środek bramki, albo po ich strzałach Pan Bóg był zmuszony wstawić sobie nowe okno. Moja przyszłość wisiała na włosku. Dwie porażki w ważnych meczach. Trzecia w drodze. Kurwa. Prezes mnie wyleje!
W kaszę dmuchać sobie nie dam
Na przedmeczowej konferencji próbowałem być optymistą, ale w sumie nigdzie nie widziałem nawet iskierki w tunelu.
Dziennikarz: Dosyć krótko trwała przygoda Gandzasaru z Ligą Europejską ...
Marozzi: Przepraszam bardzo, takich sądów proszę nie wydawać. Gramy dwumecz i dopiero po kończącym gwizdku można się wypowiadać na temat naszej porażki lub zwycięstwa.
Dziennikarz: No tak, ale przyzna pan, że Gandzasar nie ma co z taką grą szukać w rozgrywkach kontynentalnych. Jeszcze mecz z Miką można panu wybaczyć. Drużyna grała piękny futbol, naprawdę tylko pech wydarł zawodnikom z Kapan zwycięstwo. Jednak mecz w Belgii był tragiczny. Gdyby chociaż udało się utrzymać bezbramkowy remis. Przecież statystki wyglądają tragicznie: trzy strzały, wszystkie niecelne. Dziwię się, że skończyło się tylko na 0-1. Mogło być nawet 0-4.
Marozzi: Chyba byłbym samobójcą, gdybym wystawił ofensywnie grającą jedenastkę. Gdyby moja drużyna strzeliła tę jedną bramkę, a straciła pięć to pan pochwalił by mnie za taktykę? Gówno prawda.
Dziennikarz: W czym upatruje pan szansę na pokonanie Belgów? Myślę, że pan jako jedyna osoba w Armenii twierdzi, że Gandzasarowi się uda przebrnąć tę fazę. Zresztą podpytałem się kibiców. Dla nich pan porywa się z motyką na słońce. Kończ waćpan, wstydu oszczędź!
Marozzi: Nie ty cwaniaczku będziesz decydował kiedy odejdę z klubu. Może już zakończymy tę konferencję, bo mi się niedobrze robi jak na pana patrzę. Do widzenia!
I wyszedłem z hukiem z konferencji. Czy warto było? Stałem się wrogiem dla dziennikarzy, a kibice o dziwo rozumieją moje zachowanie. W końcu Ormianie to krewki naród. Następnego dnia jednak zostałem ukarany przez zarząd klubu grzywną za nadszarpnięcie wizerunku klubu. Nie pierwszy raz i nie ostatni.
Zemsta jest słodka
Mecz z Belgami stał się wielkim świętem w Kapan. Na stadion, który średnio odwiedza 350 ludzi przybyło 3200 osób. To ewenement w skali całego sezonu. Takiej widowni nie wypadało zawieść. Zawodnicy Gentu od początku skarżyli się na klimat, murawę, hotel. Wszystko im przeszkadzało. Nie mogli się skoncentrować. Ta jasne, po potyczce z narkomanem na lotnisku byliśmy zajebiście spokojni. W hotelu też podali nam tak „pyszną” zupę, że cały wieczór przed meczem spędziłem w kiblu a nie na rozmowie z zawodnikami. Jak Kuba Bogu....
Cud na kaukaskich zboczach
Piłkarskie święto czas zacząć. Gandzasar jest w bardzo trudnej sytuacji przed rewanżem. Tylko dwubramkowe zwycięstwo daję awans mojej drużynie. Krótka rozmowa w szatni, wyjście na boisko, wybór stron, znak krzyża i Howard Webb (sic!) rozpoczyna spotkanie!
Moi zawodnicy bardzo umotywowani. Chcą pokazać na co ich stać. Za to Belgowie jacyś niemrawi, nie mają siły biegać. Trzeba to wykorzystać! Pierwsza kontra, Marsavela wypuszcza w uliczkę Erzurumyana i mamy 1-0. Szok, konsternacja, niedowierzanie. Wychodzimy na prowadzenie. Ja wiedziałem, że oni są w stanie tego dokonać, ale czy oni sami? Potem trochę szachów w środku pola, ale nasi rozruszali się. Avetitsyan wpada w pole karne i Webb wskazuje na wapno. Kapitan drużyny Tatinsyan przeciw aspirującemu do gry w reprezentacji Serbii Jorgacevicowi. Chwila napięcia i .... 2-0. Coś niebywałego! W tej chwili Gandzasar jest w następnej rundzie Ligi Europejskiej. Armeński średniak wyrzuca za burtę belgijskiego potentata? Jeszcze 70 minut meczu, nie ma co się przegrzewać. Moi zawodnicy zastosowali niesamowity pressing. Piłkarzom Gentu puszczały nerwy. W 65 minucie strzelili bramkę jednak Howard Webb niesłusznie odgwizdał spalonego. Nastąpiła szybka gra z ciosami w obie strony, ale rezultat się nie zmieniał. Najbliżej celu był Ljubijankić, który 2 82 minucie trafił w poprzeczkę. Gdy zbliżaliśmy się do końcowego gwizdka i największej sensacji dnia piękną akcję przeprowadził duet Tatinsyan-Avetisyan, po czym ten drugi został sfaulowany w polu karnym. Webb ponownie dyktuje rzut karny. Ponownie Wils popełnia przewinienie na Avetisyanie i ponownie mamy pojedynek Jorgacevic-Tatinsyan. Tym razem górą był Serb. Jednak to zdało się na nic. Mecz zakończył się rezultatem 2-0.
Gandzasar wykonał coś niebywałego. Za ich awans u bukmachera można było zarobić nawet 15 euro za postawione jedno euro. Belgowie rzucili się z pretensją do sędziego, jednak rezultatu zmienić nie mogą. Są poza burtą, a moja drużyna gra dalej. Trafiła na szkockie Aberdeen. Kibice już zacierają ręce.
Niespodzianka po zwycięskim boju
Od razu zaczęliśmy fetę. Wódka lała się strumieniami. Chłopaki płakali ze szczęścia. Jeszcze nigdy nie udało im się odnieść takiego sukcesu. Prezes też był bardzo szczęśliwy. Wręczył mi od razu kopertę z premią. Nie była dla mnie ona zbyt wielka, ale zawsze lepsze coś niż nic. Impreza trwała do białego rana. Następnego dnia obudziłem się o drugiej po południu. Odbierałem pocztę i zobaczyłem bardzo ciekawą wiadomość.
Cześć!
Co ty do cholery robisz w tej Armenii? Zobaczyłam cię na Eurosporcie jako sensację dnia. „Armeński klub wyrzucił z pucharów klasową belgijską drużynę. Argentyński cudotwórca”. Myślałam, że to jakiś żart, ale co ja męża bym nie poznała. Dzieci się bardzo ucieszyły widząc ciebie na rękach całej drużyny. Widzę, że się wziąłeś za siebie. Słyszałam, że teraz wylosowaliście szkocką drużynę. Będziesz się mógł spotkać z dziećmi, bo na czas meczu przylecimy do rodziny do Wielkiej Brytanii. Ciągle wierzę, że uda nam się utrzymać ten związek.
Pozdrawiam Cię
Gemma
To mnie po prostu rozwaliło. Dzięki zwycięstwu z Belgami usłyszała o mnie Europa, może kawałek świata, a przede wszystkim żona. Ciekawe jak tam armeńska telewizja piszczy o tym wydarzeniu. Włączyłem telewizor, a tam bramki z meczu, beznadziejnie zlepione. Od razu nagrałem je - na pamiątkę.
Cała Armenia cieszy się z Gandzasarem. A więc i wy się cieszcie.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Ściągawka selekcjonera |
---|
Prowadząc reprezentację kraju, często uaktualniaj swoją listę krajową. Wprowadzaj na nią nowych zawodników i usuwaj tych bez formy lub u schyłku kariery. Dzięki tej liście możesz wygodnie porównać umiejętności zawodników oraz sprawdzić, w jakiej są aktualnie formie. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ