Informacje o blogu

Cytrynowy powiew świeżości

Gandzasar FC

Bardzraguyn Khumb

Armenia, 2009/2010

Ten manifest użytkownika Lemani przeczytało już 2401 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Niepożądane spotkanie

 

Dobra, przejdźmy już do szarej, armeńskiej codzienności. Przecież niedługo gramy z jednym z tych outsiderów – Kilikią. Już raz nam urwali punkty i to na naszym boisku. Później udało nam się ich ograć 3-1. Jak każdy wie, a przynajmniej powinien wiedzieć, zespoły grają 4 razy ze sobą. Przed meczem z drużyną ze stadionu Razdan spotkałem swojego ulubionego dziennikarza.


Dziennikarz: To, czego pan dokonał było niesamowite. Jest pan chlubą całej Armenii. Czekamy na powtórkę z Aberdeen.

Marozzi: Ja chlubą? Chyba sobie żartujesz. Ty, który mnie namawiałeś, żebym stąd wyjeżdżał czym prędzej i nastawiałeś kibiców przeciw mnie to mówisz? No ciekawe. Było warto zgrywać cwaniaka? Przed kim się chciałeś popisać? Przed rodzicami? Bo nie wyglądasz mi na takiego, który ma kolegów. Teraz idź już może. Jestem zajęty.

 

Wkurza mnie ten gówniarz. Dwulicowy cwaniaczek. Nie wiem, co on sobie myśli. Nie dał mi czasu do aklimatyzacji z drużyną. Po dwóch meczach chciał mnie wywalić. Teraz jestem dla niego Bogiem. A niech spierdala na drzewo. Ja nie będę zawracał sobie nim głowy. Za chwilę mecz, a więc...

 

Żegnaj Rumunie

 

Kilkia to obok Sziraka najgorsza drużyna w lidze. Oni sami nie wierzyli, że ugrają coś w meczu z moją drużyną. Od pierwszych minut do końcowego gwizdka przeważała moja drużyna. Swoją przewagę udokumentowała dwoma bramkami. Na listę strzelców wpisali się Antonyan i Manucharyan, który wywalczył miejsce w podstawowym składzie kosztem Marsaveli. Rumun nie wierząc w to, że je odzyska podpisał kontrakt z klubem z Sopotu. Nie jest to jednak polski Sopot, a Rumuński. Drużyna z tego miasta gra w 4 lidze rumuńskiej. Virgil zanotował wielki spadek. Z drużyny grającej w Lidze Europejskiej przejdzie do wcześniej wspomnianego czwartoligowca. Będzie go nam brakowało, ale on ma 35 lat. Młodszy nie będzie. Wracając do meczu, na ogromną pochwałę znowu zasługuje formacja obronna. Nie zlekceważyli rywala. Gracze Kilikii oddali 3 strzały, wszystkie niecelne. Z tego dwa były oddane z dystansu. Moi obrońcy nie dopuszczali rywali nawet do linii pola karnego. Ale czy na znacznie lepszych Szkotów to wystarczy?

 


 

 

Futbolowy posiłek

 

W przeddzień spotkania z Aberdeen prezes zaprosił mnie na kolację. Siedząc przy stoliku wytwornej restauracji (aż się zdziwiłem, że są takie w Armenii) prezes zaczął rozmowę odnośnie meczów ze szkocką drużyną

 

 

  • No jak tam nastawiłeś mi drużynę przed meczem
  • A wie pan, nie musiałem ich specjalnie nastawiać. Oni wiedzą, o co grają. Przecież uzyskując korzystne rezultaty mają nie tylko premie finansowe, ale i zyskują pod względem sportowym. Na przykład Ghazaryan, ten zdolny junior, kojarzy pan?
  • Ależ pewnie, ja swoją drużynę od podszewki znam.
  • On odejdzie z klubu za 2 lata, podpisał wstępną umowę z Heraclesem Almelo. Po ukończeniu 18 lat będzie grał w Holandii. Otrzymaliśmy za niego 100 tys funtów ekwiwalentu za wyszkolenie.
  • To niezły biznes zrobiłeś. Gorzej jak on zacznie grać wybitnie już teraz. Wtedy wielka kasa przeleci nam koło nosa.
  • Eee tam, Khanishvilego nie wygryzie z pierwszego składu. Zresztą Gruzin jest moją tajną bronią na Aberdeen.
  • A niby czemu on?
  • A dlatego, że przeciw niemu zagra utalentowany Anglik Pawlett i jego wyłączenie z gry będzie kluczowe dla losów tego dwumeczu. A ja wierzę, że Gruzinowi uda się tego dokonać.
  • No jak uważasz. Wiesz chociaż, na co stać Szkotów?
  • Ich stać na przebojowe 5-0, wymęczone 1-0 lub hańbiące 0-1. Wszystko może się zdarzyć
  • No dobra, jedzmy już bo stygnie. Jesteś moim najlepszym transferem. Wszyscy mówili mi: nie zatrudniaj go! Przez niego zespół spadnie z ligi! Otoczy się argentyńskim sztabem i przyniesie nam wstyd! Ja ich uspokajałem: jeśli on się nie sprawdzi podam się do dymisji. I co, Gandzasar zaczyna odnosić sukcesy, ja jestem dumny, ty pewnie też. Niech nasza współpraca trwa jak najdłużej.

 

Pazerny zarząd

 

Jak widać prezes nie jest taki zły, jak mogłoby się wydawać po tym cyrku w jego gabinecie. Zresztą, on bardzo się cieszy z wyeliminowania Gentu. Liczy też, że wyeliminujemy Aberdeen. No tak, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na mecz wybiera się 1700 widzów,o 1500 mniej niż na mecz z Gentem. Dlaczego? Wykorzystując gorączkę na punkcie Gandsazaru zarząd klubu podniósł ceny biletów. Próbowałem interweniować, jednak na nic się to zdało. Zysk jest w końcu najważniejszy. Zamiast się skupić na meczu, już zdążyłem się zdenerwować sprawami bezpośrednio z nim nie związanymi. Jeszcze zdążyłem uciąć sobie pogawędkę z trenerem szkockiej drużyny – Markiem McGhee. Docenił to, że wyeliminowaliśmy Gent, ale uważa że jego drużyna awansuje bez problemu, bo cuda dwa razy się nie zdarzają. Ech, typowy brytyjski flegmatyk. Ale by się zdziwił, jakby nam się znowu udało przejść teoretycznie o klasę lepszą drużynę.

Flaki z olejem po armeńsku

 

Nasi kibice przygotowali znakomitą oprawę meczową. Głośne śpiewy i kibicowskie okrzyki zagrzewały od początku Gandzasar do ataku. Od początku byliśmy słabsi. Brytyjska drużyna, pomimo niesprzyjającego dla nich klimatu biegała po całym boisku. Stwarzała sobie klarowne sytuacje. Największe zagrożenie stanowił nie kto inny niż Peter Pawlett. Nie dlatego, że był w wyśmienitej formie. Na dużo pozwalał mu David. Jednak pomimo tego, że jak na armeńską ligę jest dobrym zawodnikiem spina się w meczach z silniejszymi rywalami. Oczywiście szkocka drużyna była faworytem i przeważała przez większą część spotkania, ale i my tanio skóry nie sprzedaliśmy. Ciekawą sytuację wypracował sobie duet Avetisyan-Manucharyan. Szybkimi podaniami rozmontowali obronę przeciwnika. Gdyby nie wspaniała interwencja bramkarza mielibyśmy niezłą zaliczkę przed rewanżem, a tak skończyło się na 0-0.


Oczywiście taki wynik z mocniejszym rywalem cieszy. Jednak po wyeliminowaniu Gentu wszyscy chcieli ujrzeć na tablicy wyników zwycięski rezultat Gandzasaru. Tak się jednak nie stało. Za tydzień lecimy na Wyspy Brytyjskie zagrać mecz rewanżowy. W międzyczasie podróż do Erewania na mecz z Banancem – jednym z pretendentów do tytułu mistrzowskiego. Chłopaki muszą się sprężyć.

 

Transferowe marzenie menedżera

 

Przygotowań do meczu z Banancem nie będę opisywał, bo ten mecz potraktowaliśmy jak sparing, rozgrzewkę przed rewanżem ze Szkotami. 3 runda eliminacji to nie przelewki. O Banancu można powiedzieć krótko, dużo strzelają, dużo tracą. Mają w składzie zawodnika, którego przyjąłbym do siebie z otwartymi rękoma. Jest to niejaki Noah Babadi Kasule – reprezentant Ugandy, który sprawdziłby się w mocniejszych ligach niż armeńska. Póki co funduszy transferowych nie mam, a i Noah nie ma zamiaru opuszczać swojej drużyny. No cóż trzeba obejść się smakiem, a przede wszystkim zneutralizować go w nadchodzącym spotkaniu.

 

Gra się do końcowego gwizdka

 

A mecz zgromadził liczne grono kibiców Bananca. Może pierwszy raz od 8 lat tytuł zdobędzie drużyna inna niż Pyunik? A Bananc ma na to niewątpliwie wielką szansę. Mecz jednak rozpoczęli z pewnym niepokojem, co dało się zauważyć w ich poczynaniach. W pierwszej połowie marnowali liczne sytuacje. Natomiast moja drużyna grała chaotycznie, jak to najczęściej ma miejsce w „sparingach”. Czasem udało nam się wyprowadzić kontrę, ale obrona przeciwnika grała mądrze i odpowiedzialnie, toteż nasze nieliczne ataki nie miały powodzenia. Szykował się kolejny nudny mecz z udziałem Gandzasaru. Do przerwy 0-0 i żadnych perspektyw na drugą połowę. Choć tak na dobrą sprawę wynik nie był najważniejszy. Za 3 dni mecz o nasze być albo nie być w pucharach, a ja będę się ligowym meczem przejmował? Bez przesady. Wprowadziłem więc 16-letniego Abrahamyana, żeby się ogrywał, a także Hayrapetyana, żeby odciążyć Antonyana. Druga połowa wlekła się jeszcze bardziej niż pierwsza. Najlepiej by było, żeby ten mecz w ogóle się nie odbył. Aż tu nagle wykop na oślep Koby Khanishvilego. Do piłki dopada bramkarz Bananca, a że nieudolnie wybija ją pod nogi Marsaveli kończy to się bramką na 1-0 dla kapańskiej 11. Myślałem, że to impuls, który natchnie zawodników do ciekawszego gry. Nic bardziej mylnego Zaczęły się prawdziwe szachy. Pomimo tego, że nasi grali na luzie nie wprowadzili do gry choć krzty finezji. Nieubłaganie czas się kończył. Bananc rozpaczliwie atakował. Zdjąłem z boiska Marsavelę, żeby dostał chłop oklaski. Już do gry gotowy był Benjamin Manucharyan. Niestety wrzutka w pole karne i z 2 metrów piłkę do bramki skierował Zhora Stepanyan. 1-1!


Ach szkoda. Niby wynik nie liczył się dla nas, ale tracąc bramkę w samej końcówce można czuć niedosyt. Najważniejszy jest jednak mecz w Szkocji. Zaraz po zakończeniu spotkania wsiedliśmy do samolotu i wyruszyliśmy na podbój Wysp Brytyjskich.

 

Drapieżny kociak


Lot trwał długo. Nie udało nam się uniknąć turbulencji. Część zawodników spanikowała. Levan Bubuteishvili – nasz bramkarz wspiął się na oparcie fotela. Trzymał się mocno jak dziki kot. Aż się bałem, że obsługa samolotu weźmie przykład z kanadyjskiej policji i zrobi z nim to samo co tamci z niejakim Robertem Dziekańskim. Na szczęście uniknęliśmy kolejnych nieprzyjemnych sytuacji na pokładzie samolotu. Niedługo po wyjściu na terminal dostałem sms.

 

 Spotkajmy się w West Coast Bar o 19:00 jutro. Gemma

 

Szczęściarz

 

Bardzo się ucieszyłem. Naprawdę pragnę uporządkować moje sprawy rodzinne. Niby mówi się, że jak ktoś ma szczęście w pracy, nie ma go w życiu prywatnym. Ale gdzie to moje szczęście, gdyby nie to że pokonaliśmy Gent chyba by mnie po 3 meczach publicznie zlinczowali. Dostałem przesyłkę po porażce z Miką, a w niej ... zdechły szczur. I takie jest to moje szczęście.

 

Zawód ... miłosny

 

Nie mogłem się skupić na treningach, motywacji zawodników czy innych pozameczowych sprawach. Wszystkie myśli skierowane były na spotkanie z żoną. Zamiast doradzić zawodnikowi jak ma grać doradzałem się innych co mam założyć. Wreszcie nadszedł czas tej wymarzonej chwili. Wstąpiłem do tego baru, a raczej do meliny. W Armenii lepiej wyglądają bary z kebabem. Przesiedziałem tam cały wieczór. Ona się nie pojawiła. Wystawiła mnie do wiatru. Dobrze, że nie sięgnąłem po kieliszek. O 2:00 w nocy wracałem do hotelu, cały zapłakany. Miałem taką nadzieje, że się uda. I znowu chuj bombki strzelił. Następnego dnia rano przyszła wiadomość.

 

To za te lata wstydu, pijaku.


Nie zdradź swojego żalu

 

I wszystko jasne. To była perfidnie zaplanowana zemsta. Co nie zmienia faktu, że serce bolało mnie jakby ktoś mi wsadził w nie plastikowy widelec. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Telepał mną ogromny żal. Jednak bądź co bądź przyjechałem tutaj na mecz. Ale co z tego, jak nawet nie jestem w stanie taktyki ułożyć. Pomimo tego, że wiedziałem na co stać rywali i w jakim ustawieniu wyjdą na boisko, nie mogłem tego wykorzystać. Moje myśli nie koncentrowały się na meczu. Tak czy siak, usiadłem na ławce trenerskiej. Prasa brukowa od razu zaczęłaby snuć domysły dlaczego to się stało.

 

Autografowe zdziwienie

 

W Szkocji futbol jest świętością. Bardzo zdziwiło mnie, że tyle osób poznało mnie na ulicy. Niektórzy chcieli uścisnąć moją rękę. Fanatyczni zbieracze autografów prosili o mój podpis, co zaskoczyło mnie ogromnie. Przecież ja nie byłem wcale wielkim piłkarzem, a tym bardziej trenerem. Może to dla nich inwestycja na przyszłość. Tak czy siak wątpię, żeby to miało dla nich ogromną wartość.

 

Koniec bajki dzieci.

 

Mecz zaczął się z wielką pompą. Dziesięciotysięczna publiczność stworzyła niesamowitą oprawę, znacznie lepszą niż nasi kibice. Co 10 głów to nie jedna.  Szkoci od razu rzucili się do ataku. Ja nie byłem w stanie zareagować. Mecz zszedł na dalszy plan, na pierwszy wysunęło się upokorzenie, które mnie spotkało. Nawet jak straciliśmy bramkę po akcji złożonej z niedokładnych podań nie przemówiłem zawodnikom do słuchu. Gra była jednostronna. W przerwie wprowadziłem pierwsze lepsze zmiany. Przyniosły połowiczny, bo nie straciliśmy kolejnych bramek. W sumie, żeby awansować potrzebne nam były 2 bramki. Drużyna o klasę lepsza nie traci 2 goli. Choć na dobrą sprawę Liverpool wyciągnął wynik z 0-3 do 3-3 a potem zwyciężył w rzutach karnych. Jednak naszej drużynie ta sztuka się nie udała. Gandzasar pożegnał się z Ligą Europejską! Choć na dobrą sprawę 0-1 to najniższy wymiar kary.

No cóż, było minęło. Fantastyczna przygoda związana z wyeliminowaniem Belgów. Do kasy klubu wpłynął potężny jak na armeńskie warunki zastrzyk gotówki. Wszyscy są zadowoleni, chociaż nie do końca. Część kibiców już się napaliła na fazę grupową. Bez przesady. To nie ten poziom. Z ogromnym poczuciem upokorzenia ze strony mojej żony, a także z poczuciem ulgi, że drugiego upokorzenia nie doznałem przegrywając jedynie 0-1 wracam do Armenii. Trzeba skupić się na lidze. Jeszcze mamy szansę na wszystko. A więc, chłopacy do pracy!

 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.