Od pierwszego wejrzenia
05.03.2007, Nieśwież, Białoruś
Po kilku godzinach podróży na horyzoncie zaczął rysować się krajobraz
Nieświeża. Już z oddali widać było, że miasto do największych nie należało. Z bliska natomiast przekonali się, że i w klasyfikacji najpiękniejszych faworytem by nie było, choć kilka zabytkowych pałaców w drodze do siedziby klubu minęli.
Na miejscu przywitała ich na wpół otwarta brama wjazdowa, podstarzały ochroniarz drzemiący w najlepsze na krześle w stojącej obok budce i bezpański pies kręcący się wokół tejże. Futrzak wyglądał groźnie i wszystko wskazywało na to, że będzie chciał bronić sforsowania bramy przez wcale nie nieproszonych przecież gości, jednak pozostałości podróżnego prowiantu
Dmitry'a przekonały go do zmiany zdania.
Tuż za bramą droga rozwidlała się prowadząc w lewo – do stadionu, bądź w prawo – do klubowych budynków.
Jakub i
Dmitry, jako że najwyraźniej nikt ich specjalnie nie oczekiwał, nie było się więc gdzie spieszyć, skierowali się na płytę boiska. To, co tam zobaczyli, zawiodło ich najmniej śmiałe oczekiwania... Pożółkła murawa przechodząca w błoto na środku boiska i pod odrapanymi z farby bramkami, które już na pierwszy rzut oka wydawały się krzywe, a do tego ławki jako substytut krzesełek na trybunach i typowe szkolne krzesełka właśnie jako ławka rezerwowych. Jednym słowem – koszmar.
Nic więc dziwnego, że kierując się w stronę siedziby klubu nie byli już nastrojeni zbyt optymistycznie. Trudno powiedzieć, czy to zasługa tych niskich oczekiwań, niemniej jednak po zobaczeniu budynku "centrali" byli mocno pozytywnie zaskoczeni. Ciężko może konstrukcję tę nazwać było specjalnie piękną czy powalającą architektonicznie, jednak wyglądała nader solidnie i, przynajmniej w porównaniu ze stadionem, profesjonalnie. Przypominała trzypiętrowy, dość nowoczesny blok mieszkalny z tą różnicą, że dach jej był spadzisty, nie zaś płaski. Wejście – oszklony korytarz – wychodziło z wnętrza budynku niczym język ze zwartej głowy węża. Wrażenie to potęgował fakt, że korytarz ten rozwidlał się przy końcu tworząc dwie pary drzwi wejściowych, między którymi z zewnątrz postawiono kompletnie tu niepasującą, acz niebrzydką, fontannę, która jednak nie działała. Nad nią, na wysokości pierwszego piętra, dumnie wisiał herb klubu
Veras.
Drzwi były otwarte, weszli więc do środka...
Życzliwym "Czego?" przywitała ich podstarzała sekretarka siedząca za biurkiem na wprost drzwi, wyraźnie zniesmaczona faktem, że ktoś śmiał przerwać jej popijanie porannej kawy. Po wyjaśnieniu celu ich przybycia rzuciła jeszcze krótki, kąśliwy komentarz na temat ich najwyraźniej zbyt młodego wieku, po czym wskazała drzwi do gabinetu prezesa
Mechislava Bazana. Ten okazał się bardziej wylewny od swojej podwładnej.
-
Jakub, wreszcie jesteś! Czekałem na ciebie. A kim jest twój przyjaciel?
- To nasza przyszła gwiazda,
Dmitry Mikhaltsov.
- Miło mi i ciebie powitać młodzieńcze. Zapraszam was obu na śniadanie. Jesteśmy prawie w komplecie.
Przy stole siedzieli już dwaj starsi panowie, których
Jakub doskonale znał ze zdjęć - dyrektor sportowy
Evgeniy Platun oraz dyrektor generalny
Valeriy Lazyuk. Tylko ten ostatni postanowił wstać i ich przywitać, pierwszy był bowiem zbyt zajęty konsumowaniem kanapki z salcesonem, by choćby spojrzeć w stronę nowo przybyłych gości.
Jakub i
Dmitry ochoczo zabrali się za śniadanie i przez pewien czas wszyscy biesiadnicy jedli pogrążeni w milczeniu. W końcu głos zabrał najedzony już do syta
Evgeniy.
- Dlaczego pan się zdecydował na pracę u nas? - spytał wyraźnie dając do zrozumienia, że nie jest tym faktem zachwycony.
- Cóż, stwierdziłem, że najwyższa pora zakończyć etap pracy z młodzieżą i spróbować czegoś, że tak powiem, ambitniejszego. A praca na tym szczeblu to dla mnie rzeczywiście ciekawe wyzwanie.
- Jak pech, to pech... - mruknął pod nosem dyrektor sportowy - Jakie plany na ten sezon?
- Wolałbym najpierw zobaczyć zespół w akcji, ale z tego co słyszałem od prezesa, nawet walka o utrzymanie będzie ciężka. No chyba żeby wzmocnić skład.
- Wzmocnić? -
Platun spojrzał
Jakubowi prosto w oczy - Nie mamy pieniędzy na wzmocnienia.
- Ależ
Evgeniy - wtrącił się
Lazyuk - jestem pewien, że w budżecie na ten sezon były środki na transfery. Sam go zatwierdzałem!
- Musiałeś pomylić rubryczki
Valeriy. Budżet jest już domknięty. Nie stać nas nawet na tego gówniarza... - wskazał głową na
Dmitry'a, który nieco pobladł - Wynoś się chłopcze!
- Chwila, moment! - przerwał mu prezes
Bazan - W budżecie jest przewidziana pensja dla nowo zatrudnionego poszukiwacza talentów, ale skoro nie ma pieniędzy na transfery, to chyba zgodzisz się ze mną, że nie jest nam nikt taki potrzebny? Tę pensję przeznaczymy więc dla chłopaka.
- Jak się nada - wycedził przez zęby
Platun.
- Niech się pan sam przekona, zapraszam na jutrzejszy trening - wtrącił
Jakub.
- Nie mam czasu na takie pierdoły. Teraz też już panów pożegnam, mam ważniejsze sprawy na głowie.
Platun wstał, jednym haustem opróżnił stojącą przed nim na stole szklankę brandy z colą, ubrał swój przewieszony przez krzesło płaszcz i wyszedł.
- Niech mu panowie wybaczą szorstkość... - zaczął wyraźnie zmieszany
Lazyuk zwracając się do
Jakuba i
Dmitry'a - On miał po prostu innego kandydata na stanowisko trenera, który jednak nie uzyskał naszej akceptacji... Teraz się będzie trochę wyżywał, ale prędzej czy później mu przejdzie. To złoty człowiek...
Dalsza obrona
Platuna została przerwana przez pukanie do drzwi, zza których już chwilę później wyłoniła się wesoła twarz młodego mężczyzny.
- Nie przeszkadzam? - spytał uśmiechnięty.
- No co ty
Igor, wchodź, czekaliśmy na ciebie! - odpowiedział prezes
Bazan i zwracając się do nieco zdezorientowanego, bo o żadnym
Igorze w aktach nie było mowy,
Jakuba dodał - Oto
Igor Mytnik, twój asystent. Jest związany z klubem od dawna, ale dotąd pełnił rolę konserwatora murawy.
- Mam nadzieję, że na nowej posadzie sprawdzisz się lepiej - odparł nieco kąśliwie
Jakub, przypomniawszy sobie, jak wyglądało boisko
Verasu.
- Dam z siebie wszystko - zapewnił nie tracąc humoru - A na usprawiedliwienie dodam, że trawa wygląda, jak wygląda, bo z pustego to i salmonella nie naleje!
- Jest w tym niestety dużo racji - potwierdził prezes - odkąd
Platun zajmuje się finansami ledwie wiążemy koniec z końcem...
- Panowie, przesadzacie! - przerwał im
Lazyuk -
Evgeniy też się bardzo stara. W naszym kraju po prostu prowadzenie drużyny piłkarskiej to nie jest już dobry biznes, zwłaszcza drużyny nie najwyższej klasy.
Bazan nie chciał ciągnąć tej dyskusji, bo dyrektor generalny i sportowy, mimo różnic charakterowych, zawsze się wzajem wspierali. Zamiast tego wrócił do stołu i kontynuował konsumpcję śniadania, a wraz z nim pozostali biesiadnicy.
...
Tej nocy
Jakub nie miał lekkiego snu. Prezes, który miał być przecież jedyną osobą godną zaufania, już na starcie wytrzasnął mu asystenta, o którym nic nie wiedział. Dlaczego i po co? Jakie były motywy działania
Bazana? A nawet jeśli zrobił to ze zwyczajnej chęci pomocy - i tak mogło to przecież zaszkodzić misji.
Igor Mytnik wydawał się sympatycznym facetem, ale to nie znaczyło, że takim był.
Jakub wiedział, że musi się o o nim dowiedzieć więcej. Wiedział, że musi się skontaktować z bazą. Wreszcie wiedział, że będzie to możliwe najprawdopodobniej dopiero w dniu inauguracji rozgrywek ligowych. Postanowił więc, że do tego czasu z prezesem rozmawiał będzie tylko o sprawach klubu. Dopiero w tym momencie poczuł, że był tu sam jak palec.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ