Polska III Liga
Ten manifest użytkownika jakubkwa przeczytało już 955 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Parę słów wstępu: już parę lat temu otwarcie pisałem, że moja największa fascynacja serią FM minęła, a może nawet było to określenie zbyt delikatne, bo po prostu w FM od wersji oznaczonej rocznikiem 2007 nie grałem prawie w ogóle. Ostatnio jednak poczułem właśnie nagły przypływ ochoty do gry - może przez kończący się powoli mundial, a może po prostu odczekałem swoje i po takim dłuższym odpoczynku FM znów zdoła mnie porwać w swój świat. Czy tak będzie - nie wiem, postanowiłem jednak dać mu tę szansę. Chciałbym żeby niniejsza seria opowiadań stała się takim moim powrotem do korzeni, i to w trzech względach: po pierwsze - szukam tej niegdysiejszej pasji (stąd nazwa serii), która sprawiła, że stałem się CeeManiakiem, a potem naturalnym biegiem rzeczy eFeManiakiem, i która spowodowała, że jestem tu, gdzie jestem, i piszę to, co piszę; po drugie - tekst ten będzie raczej ubogi w wątki fabularne, chcę pisać mniej więcej tak, jak pisałem opowiadania na samym początku swojej scenowej przygody (czyli generalnie nie polecam!); po trzecie - w historii tej wracam do Wałbrzycha, według wielu rankingów najbrzydszego miasta w Polsce, jednak to tam przyszedłem na świat i się wychowałem, więc mam wobec niego niesamowity sentyment, który nawet dziś, mimo kilku lat spędzonych w stolicy Dolnego Śląska, nie do końca pozwala mi się jeszcze czuć Wrocławiakiem.
***
Poczta pantoflowa potrafi działać naprawdę szybko - przekonałem się o tym ledwie parę dni po ukończeniu kursu trenerskiego we Wrocławiu, kiedy to zadzwonił do mnie prezes Górnika Wałbrzych, Rafał Romaniuk, proponując posadę szkoleniowca. Od razu zacząłem się zastanawiać, ile udziału miał w tym mój ojciec, który mimo upływu lat wciąż mógł mieć sporo kontaktów w tym klubie, któremu zresztą również prezesował w ostatnich podrygach jego "świetności" (czyli gdy jako KP Wałbrzych grał w starej drugiej lidze). Nic to jednak, z braku nadziei na lepszą robotę postanowiłem wrócić na stare śmiecie, gdzie już na miejscu Romaniuk zaoferował mi zadziwiająco wysoki, 2-letni kontrakt w wysokości 7 250 zł miesięcznie. Szczerze mówiąc wolałbym dostać trochę mniej, żeby więcej przeznaczyć na ewentualne transfery, ale na te, wedle prezesa, specjalnie się nie zanosiło. Budżet transferowy świecił pustkami, za to były spore rezerwy w budżecie płacowym, co prezes częściowo wykorzystał na umowę dla mnie. Ja też nie zamierzałem tych środków zmarnować - czy to szukając darmowych zawodników, czy to podpisując nowe umowy z obecnymi, którzy w zdecydowanej większości zarabiali psie pieniądze.
Pierwszym, którego postanowiłem wynagrodzić nową umową był Piotr Przerywacz, doświadczony (może aż za bardzo), 36-letni obrońca, pełniący również funkcję asystenta i to za zaangażowanie w tą drugą funkcję postanowiłem dać mu 100% podwyżki - z 700 zł na 1400. Wywarł na mnie spore wrażenie tym, że już pierwszego dnia w klubie miał dla mnie tyle propozycji zmian. Sporym zaskoczeniem przy przeglądzie składu był dla mnie fakt, że spotkałem tam parę znajomych z późnego dzieciństwa twarzy. Damian Jaroszewski, Marcin Morawski (pseudonim Maradona) i Marek Wojtarowicz - kiedyś chodziłem oglądać jak grają, teraz będę ich szefem. Teoretycznie można by powiedzieć, że trzon drużyny już jest, ale z drugiej strony tyle lat minęło, a oni dalej w Górniku... Fakt że po mniej lub bardziej udanych przygodach w innych klubach na różnym poziomie, ale i tak taki sobie ten trzon. Postanowiłem więc wszystkim dać czystą kartę, zapoznać się z raportem o zespole autorstwa Przerywacza i zorganizować zgodnie z jego zaleceniem wewnętrzny sparing. Zresztą meczów towarzyskich do rozpoczęcia ligi zaplanowanych było już aż siedem, więc będzie to z pewnością jakiś materiał poglądowy na temat obecnych graczy, dowiem się też, na jakie pozycje szukać ewentualnych wzmocnień. Według Przerywacza najbardziej kuleje prawa obrona, ale po pierwszych treningach miałem wątpliwości, czy któraś z pozycji w ogóle nie kuleje.
Niemniej jednak jak na nową III ligę była ta grupa mogąca sprostać zadaniu postanowionemu przez zarząd, a więc zajęciu miejsca w górnej połowie tabeli. Ja oczywiście miałem ambicje nieco większe, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Panowały jednak ogromne dysproporcje między graczami na daną pozycję - na przykład był tylko jeden prawy obrońca, tylko jeden lewy, a za to pięciu nominalnych prawych pomocników. Coś z tym prędzej czy później trzeba będzie zrobić. Jeden zawodnik na wstępie przyprawił mnie o mocniejsze bicie serca - Wojciech Ciołek, syn Włodzimierza, który w klubie był trenerem juniorów, a nieformalnie prawdziwą legendą, jako że to jedyny wychowanek wałbrzyskiej drużyny, który zdobył gola na Mistrzostwach Świata. Wszystko jednak niestety wskazywało na to, że Wojtek nie pójdzie w ślady ojca. Był jeszcze Michał Żewłakow, co też rozbudziło moje nadzieje, jednak niestety to nie ten Michał i w ogóle nie z tych Żewłakowów, a na dodatek bramkarz i junior. Jak pech to pech. Dosyć zdziwiony byłem tym, że moje zatrudnienie wzbudziło jakiekolwiek zainteresowanie mediów - o zamianę paru słów poprosił mnie Arkadiusz Kwiatkowski z Gazety Wrocławskiej, jednak ani specjalnego zainteresowania z jego strony nie wyczułem (ot, zlecenie z pracy dostał), ani ja też nic odkrywczego nie powiedziałem. W krótkiej notce w gazecie zacytowano jedynie moją wypowiedź na temat swojego "zaangażowania we wszystkie aspekty bieżącej działalności klubu".
Jeszcze przed pierwszym, wewnętrznym meczem miałem upatrzony pierwszy skład, stało się też dla mnie jasne, że kilku dżentelmenów będzie musiało się z klubem pożegnać. Na wstępie na listę transferową poszli dwaj prawi pomocnicy - Marcin Smoczyk i Marcin Zazulak, którzy ustępowali dwóm innym - Pawłowi Tobiaszowi (pierwszy skład) i Grzegorzowi Michalakowi (ławka), byli zaś może nawet nieco lepsi od kolejnego, jednak tym kolejnym był Ciołek, którego nie śmiałem ruszać. Na pierwszą gierkę wewnętrzną, z zespołem juniorskim, wyszliśmy w klasycznym ustawieniu 4-4-2, z jednym środkowym pomocnikiem bardziej defensywnym, drugim zaś z zadaniami ofensywnymi oraz jednym cofniętym, a drugim wysuniętym napastnikiem. Raczej standardowo, chłopakom z III ligi raczej nie ma co jakichś objawień taktycznych tłumaczyć - przynajmniej na razie.
Spotkanie, w którym wszyscy gracze pierwszego zespołu zagrali po 45 minut (choć część prawych pomocników na bokach obrony i w środku pomocy) zakończyło się zwycięstwem seniorów 3-1. Do przerwy - kiedy grał teoretycznie pierwszy skład - było 1-0 po bramce Dominika Janika, natomiast po przerwie dwa gole dołożył... Wojtek Ciołek. Czyżbym pomylił się co do niego? Cóż, w następnych meczach może dostać swoją szansę. Generalnie sporo było w tym spotkaniu kopaniny, zwłaszcza po nogach. Kontuzji doznał Jan Rytko, paru innych graczy kończyło mecz z lekkimi urazami. Nauczka na przyszłość - sparing wewnętrzny to niekoniecznie dobra rzecz, bo juniorzy cholernie chcą się wykazać i grają czasem nawet za ostro. Generalnie z drużyny młodzików wyróżnił się niejaki Jarosław Piątek, ale jako że to prawy pomocnik, to do pierwszej drużyny prędko nie zawita...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ