Przytaczanie swojej scenowej historii stało się na blogach dość popularne, a więc postanowiłem się tej modzie poddać. W końcu
nie tak dawno zostałem zaliczony do tych bardziej doświadczonych redaktorów, więc chyba jest o czym pisać - tym bardziej, że z upływem czasu pamiętał będę przecież z tego wszystkiego jeszcze mniej niż teraz. Żeby więc nie wszystko przepadło, choć wiele już zdążyłem zapomnieć, może rzeczywiście warto to raz a dobrze spisać.
Zacząć chciałbym jednak od końca. Otóż na
CM Revolution, nie pierwszej acz na pewno ostatniej stronie o CM/FM, na jakiej mam przyjemność pracować, dorobiłem się swego czasu rangi Człowieka Renesansu. Z jednej strony to z pewnością ogromne wyróżnienie mieć taką opinię, jednak z drugiej... Ten ogromny ładunek patosu i dumy, jaki za sobą niesie to określenie, skłonił mnie do poszukania sobie mniej rozdymanego wyrażenia zastępczego - zawsze więc wolałem sam siebie nazywać tytułowym
Zapchajdziurą. I to właśnie to wyrażenie będzie sponsorem historii, którą spisuję poniżej.
Wszystko zaczęło się hen w 2002 roku. Wtedy to młody Jakub Kwaśniewski, wtedy jeszcze nawet nieświadom co to takiego
nick, wchodzi na legendarną
Ligę Championship Managerów (
LCM). Ba, zaczyna tę stronę odwiedzać regularnie, przede wszystkim po to, żeby czytać opowiadania. A trzeba powiedzieć, że w tamtych czasach ukazywało się ich mnóstwo i były to teksty czystej wody - wspomaganie się jakimikolwiek obrazkami nie było zbyt popularne, w co pewnie późniejszym fanom karier, wychowanym na stylu "trzy zdania - dwa obrazki", trudno uwierzyć. Sama lektura jednak szybko mnie znudziła, postanowiłem przejść do czynów i samemu popełnić jakieś
epokowe dzieło. Niewiele ono miało wspólnego z moimi ostatnimi tworami w tej dziedzinie, niemniej jednak ukazało się na wyżej wymienionej stronie dokładnie 9 października 2002 roku (pokłony dla twórców
archiwum sieciowego), a nawet zostało wybrane opowiadaniem miesiąca. Jeśli komuś się już naprawdę nudzi, może spróbować zapoznać się z
moim debiutanckim tekstem, który wciąż można znaleźć w otchłani internetu, ale zarówno ze względu na jego jakość, jak i zepsute kodowanie polskich znaków, stanowczo nie polecam.
Wtedy jeszcze plan na scenową egzystencję miałem prosty - chciałem być
tekściarzem. Pisać opowiadania, może potem przejść do innych form pisarskich, wreszcie dostać się do redakcji
LCM i współtworzyć stronę pod tym kątem. Traf chciał, że serwis nie potrzebował jednak pomocy przy prowadzeniu działu z artykułami, w związku z czym moje
podanie o pracę, jak pozwolę sobie nazwać krótki mail do redaktora naczelnego, zostało odrzucone. Postanowiłem więc poszukać sobie innego miejsca w sieci. Mniej więcej w tym czasie na
Lidze ukazała się informacja o poszukiwaniu rąk do pracy na tworzonej dopiero stronie
http://ceem4.prv.pl/, która potem miała przywdziać miano
CM World (
CMW). Redaktorem naczelnym tejże, tak desperacko szukającym pomocy, był nie kto inny, jak dobrze Wam znany
Perez. Do niego też skierowałem kolejne
podanie i okazał się on mniej wybredny - z miejsca zostałem
szefem działu Opowiadań. Wtedy też nadeszła konieczność znalezienia sobie nicka, a że pomysłu nie było - zostałem
jakubkwą. Na skutek różnych perturbacji, których już nawet nie pamiętam, serwis bardzo szybko padł, ba, nawet nie jestem pewien, czy w ogóle oficjalnie wystartował.
Ja jednak nie chciałem podzielić losu swojej strony, garnąłem się do roboty. Wtedy też jakimś zrządzeniem losu trafiłem na
CM On-Line (
CMO). Z tego co pamiętam, to początkowo miałem tam nawet pracować tylko do momentu startu
CMW, po czym wrócić pod skrzydła
Pereza, jednak gdy jego projekt zakończył się fiaskiem, zostałem na
CMO - wtedy pod wodzą niejakiego
JimXa, który dzisiaj już chyba na scenie się nie udziela. Zostałem, bo czas mijał tam przyjemnie, była dobra atmosfera - z tego okresu najbardziej zapadły mi w pamięć częste redakcyjne schadzki na IRCu (głównie na kanale naszej strony, ale zdarzały się i wypady na 'zaprzyjaźniony' #cmrev, skąd raz osobiście wyrzucił mnie i zbanował nie kto inny jak
Speed, czego już pewnie nie pamięta). Ale na rozmowie się nie kończyło, roboty też było sporo, a i ja zmieniłem fach - jako że mój brak weny w pisaniu się przeciągał, postanowiłem wziąć się za coś, co wymagało mniej natchnienia, a więcej pracowitości. I tak zostałem
grafikiem. Wraz z
pawojem niemal codziennie wzbogacaliśmy zasoby
CMO o nowe menubary - wtedy praktycznie jedyne dodatki graficzne do gry.
I tak sielsko upłynęło sporo czasu - wedle wszelkich źródeł na
CM On-Line przepracowałem kilka ładnych miesięcy. Zawsze ten okres będę wspominał miło, z kolegami z redakcji rozstałem się w zgodzie i chyba zrobiłem to w najlepszym możliwym momencie - niedługo potem na stronę zawitali i zaczęli na niej odgrywać kluczowe role ludzie już mniej odpowiadający mi charakterem niż wspomniani wcześniej
JimX i
pawoj. Czy to przewidzenie nadchodzącej apokalipsy, czy może ambicja każąca sprawdzić się w bardziej wymagających warunkach, czy też intuicja podpowiadająca, że to będzie dobry krok - a może każda z tych rzeczy po trochu - w każdym razie zdecydowałem się na transfer na
CM Revolution. Do takiego a nie innego wyboru przekonał mnie TW
Fredy i sam nie wiem, czy mam mu za to dziękować, czy go wyklinać.
Dokładnie nie pamiętam, kiedy to było. W Gabinecie mam wpisane, że jestem w redakcji od lipca 2004 roku, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że trafiłem do niej jeszcze przed końcem 2003 roku. I na początku nawet trochę pracowałem tworząc kolejne menubary oraz tapety, jednak przy jednym z wielu redesignów serwisu - prawdopodobnie na urodziny '04 - sekcja graficzna... przestała istnieć. Ot, nie wyrobiono się z jej stworzeniem. Cóż miałem począć, udałem się na wymuszony tą sytuacją urlop. Z desperacji któregoś razu gościnnie wystąpiłem nawet na
Centrum Championship Managera (
CCM), na które przyszykowałem porcję grafik za namową
Ziutka, redaktora tejże strony, z którym owego czasu często spotykaliśmy się na serwerach
Quake III Arena. Moi przełożeni zignorowali jednak fakt, że ich redaktor
puszcza się innym serwisom i grafiki jak nie było, tak nie było. Odpoczywałem więc sobie dalej.
Aż tu we wrześniu 2004 roku nastąpił przewrót i dosłowna rewolucja w rewolucji. Oto bowiem legendarny
El Commendante Speed, od zawsze prowadzący do boju hordy rozjuszonych wywrotowców, oddał władzę w ręce osobnika znanego pod nickiem
Rem-8. Lud doznał szoku, ale nowy wódz nie miał czasu, by się tym przejmować, trzeba było bowiem szykować się do walki. Niedługo potem rekrutuje on niejakiego
Bartona, zaślepionego ideałami młodzieńca, który wyrabia 300% normy. Wtedy też uzmysławia mi, że nie mając wpływu na to, kiedy będę mógł wrócić do swojego zawodu, powinienem zmienić go na taki, który mogę wykonywać od zaraz. Rewolucja wymaga poświęceń, a praca na jej chwałę nie musi przecież odbywać się w wyuczonym fachu. I tak właśnie zacząłem
pisać newsy, po raz drugi zmieniając scenową profesję.
A potem było już tylko śmieszniej. A to tekst, a to news, a to logopack - gdy wreszcie pojawił się dział z grafiką... Nie mogłem się zdecydować, czym się porządniej zająć - a wiadomo przecież, że jak ktoś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Nie zrażając się tym opisałem jednak i trochę talentów, gdy były potrzebne do jednej z edycji Wojny Talentów, a w przerwach między mniej lub bardziej standardowymi zajęciami na stronie poświęconej managerowi piłkarskiemu imałem się tak zwanych zadań specjalnych. Zrobiłem swego czasu paczuszkę pod nazwą
CM Revolution Match Balls, która była przodkiem kapitalnego
CM Revolution Match Balls Installera stworzonego przez
reportera. Na urodziny '06 przygotowałem za to
lapsusowy komentarz meczowy. Robiłem nawet za updatera, kiedy swego czasu trzeba było poprawiać nasz markowy update po tym, jak powierzyliśmy jego wykonanie osobie, która się kompletnie nie sprawdziła. A ostatnio do moich obowiązków należy jeszcze opiekowanie się serwisem od strony XHTML/CSS, dołączyłem więc do jakże zacnego grona
webmasterów.
I tak miotam się na tej stronie z kąta w kąt już prawie piąty rok. Choć rachunki te są dość zawyżone, bo redakcyjne szeregi opuszczałem dwa razy - za pierwszym razem zupełnie nieudanie na ledwie parę tygodni, za drugim razem bardziej skutecznie na bodaj dziewięć miesięcy. Ale jednak wróciłem, bo praca na takiej stronie z takimi ludźmi wciąga, wręcz uzależnia.
CM Revolution bez wątpienia stało się częścią mojego życia, ale z perspektywy czasu pozwolę sobie stwierdzić, że i ja stałem się częścią historii
CM Revolution.
...
PS I pomyśleć, że wszystko mogło się potoczyć inaczej, gdybym częściej sprawdzał maila... Mniej więcej w środku mojej przygody z
CMO na swojej dawno nieużywanej skrzynce mailowej znalazłem zaproszenie do pisania dla
CM Review (
CMR), wówczas również dużego serwisu o CM, które wysłane zostało niedługo po moim debiucie na
LCM. Ale że w tym czasie znalazłem już swój kąt gdzie indziej, odmówiłem. Przeznaczenie? ;)
Koniec i basta, kto czytał ten mastah!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ