Nemzeti Bajnokság II
Ten manifest użytkownika ElHarnasReaktywacja przeczytało już 695 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Kazincbarcika to trzydziestotysięczna mieścina w północnych Węgrzech. Choć czuję się Polakiem, to właśnie tam się wychowałem. Rodzice wyjechali w latach 80tych, aby pracować w miejscowej elektrowni. W okresie zmian ustrojowych przerzucili się na agroturystykę i tak już pozostało do dziś.
Jako dzieciak zafascynowany futbolem nie mogłem nie zapisać się do trampkarzy miejscowego Kazincbarcika SC. Niestety talentu nie starczyło nawet jak na poziom tego drugoligowego średniaka. Dlatego piłkarska kariera szybko się zakończyła, a ja zacząłem studia na Akadameii Wychowania Fizycznego w Miszkolcu. Po powrocie do rodzinnej miejscowości natychmiast poszedłem poszukać jakiegoś zajęcia w klubie.
Nie było z tym żadnego problemu. Przecież byłem chłopakiem stąd. Choć nazywany przez wszystkich Polakiem nigdy nie spotkałem się z nieprzychylnym traktowaniem mojej osoby. Prezes Janosz Laszlo szybko znalazł mi odpowiedzialną posadę kierownika magazynku ze sprzętem. Stwierdził, że poczciwemu Imre Lajoszowi należy się już emerytura. Spędził w klubie niemal 70 lat i jako miejscowa legenda mógł udać się na odpoczynek.
W klubie nie działo się dobrze. Nie mieliśmy pieniędzy choć i tak większość sztabu pracowała tu społecznie. Co roku walczyliśmy z długami i mimo przeciwności losu bezpiecznie plasowaliśmy się w środku stawki. Kiedy czwarty sezon z rzędu zajęliśmy 9 miejsce trener Janos Szabo zrezygnował. Wtedy zostałem wezwany do gabinetu prezesa.
— Cześć Polak! Siadaj.
— Dzień dobry Panie Prezesie – wydukałem zastanawiając się czego może chcieć ode mnie ten zmęczony życiem człowiek.
Po prezesie Laszlo widać było trudy prowadzenia naszego biednego klubu. Ciągłe spotkania z potencjalnymi sponsorami tylko po to by usłyszeć odmowę lub zdobyć parę stówek wykańczały go. Kochał ten klubik, ale nie dawał już mu satysfakcji. Zbyt dużo walki o byt, a za mało gry w piłkę.
— Musimy poważnie porozmawiać – mówiąc to patrzył na mnie zrezygnowany – Wiesz, że kasa świeci pustkami. Rozglądam się za nowym trenerem. Wszyscy odmawiają. Słyszałeś, że Borbacz zażyczył sobie 2000 funtów tygodniowo?! To szaleństwo! Skąd ja mam wziąć takie pieniądze?
— Przykro mi Pani Prezesie, ale nie wiem jak mógłbym pomóc. Oddałbym wiele za ten klub, ale chyba nie mam za dużo do zaoferowania.
— Masz, masz. Przecież zrobiłeś papiery trenerskie na tych swoich studiach, prawda?
Kiedy to usłyszałem ścięło mnie, Dobrze, że siedziałem, bo pewnie rozłożyłbym się jak długi na dywaniku. Czyżby on chciał żebym poprowadził klub?
— Zgadza się. Mam licencję na rozgrywki krajowe.
— Ty Polak jesteś nasz, od zawsze. Chyba nie odmówisz klubowi w potrzebie?
— Muszę się zastanowić. Nigdy nie prowadziłem drużyny! No chyba, że liczy Pan ten staż w naszych juniorach podczas studiów?
— Wierzę, że dasz sobie radę. Znasz wszystkich w tym klubie. Każdego z naszych chłopaków. Wszyscy znają Ciebie i Cię lubią. Dadzą się poprowadzić
— Ale…
— Żadnego ale! I możesz być spokojny. Dla Ciebie wysupłam coś z budżetu. 400 funtów tygodniowo może być?
Biłem się z myślami. Nie czułem się gotowy na takie posunięcie. Z drugiej jednak strony raz kozie śmierć.
— Dobrze, zgadzam się. Zaczynam natychmiast.
— Cieszę się niezmiernie. – mówiąc to wyciągnął z szuflady gotowy kontrakt. Ten stary lis był przekonany, że się zgodzę.
Kadra Kazincbarciki liczyła 21 zawodników. Widziałem, że to i tak za dużo żeby związać koniec z końcem. Musiałem z kogoś zrezygnować. Ale jak im to powiedzieć? Znamy się tyle lat, podawałem im piłki!
Widziałeś w co się pakujesz! Bądź mężczyzną!
Przeprowadziłem pierwszy trening. Chłopcy byli nieco zdziwieni, ale szybko się podporządkowali. W szatni po zajęciach ogłosiłem, że proszę wszystkich po kolei na rozmowy. Wytypowałem pięciu zawodników z którymi będę musiał się pożegnać. Kiedy im to oznajmiałem nie byli zachwyceni. Bałem się, że może to popsuć dobrą atmosferę w drużynie. Zwłaszcza, że jak się później okazało znalazłem kupców na jedynie dwójkę z nich.
Szabo zanim odszedł zdążył zakontraktować za ogromne pieniądze Kameruńczyka Mbei Pasteur’a. Jakim cudem Prezes się na to zgodził? Co prawda żądał jedynie 240 funtów tygodniowo, ale jego transfer kosztował nas 40 tyś. co stanowiło ¼ naszego budżetu! Nie byłem przekonany co do tego zawodnika. W poprzednim sezonie w barwach węgierskiego Bocs rozegrał 12 spotkań nie strzelając żadnej bramki. Rok wcześniej w kostarykańskiej Liberii zagrał także 12 razy i jeden raz wpisał się na listę strzelców. I to ma być napastnik? Co prawda niebywale szybki, ale to jedyne co można było uznać za jego atut. Niestety mowy o sprzedaży nowego zawodnika nie mogło być.
Głównymi decyzjami przed rozpoczynającym sezonem było zatrudnienie na stanowisku asystenta mojego nauczyciela WF z podstawówki Jozsef’a Balogh’a i zrezygnowanie ze współpracy z MTK Budapeszt na rzecz Videotonu Fehervar.
To właśnie ten klub zesłał nam na wypożyczenie portugalskiego napastnika Evandro Brandao. O inne transfery było dużo trudniej. Zgłaszało się do nas wielu agentów, ale ja wszelkie pieniądze pozostałe na transfery przesunąłem na poczet kontraktów więc mogli nas interesować jedynie gracze bez kontraktów.
W taki oto sposób do drużyny trafili:
Karoly Kovacsics – 30 letni napastnik, który żądał astronomicznych 525 funtów tygodniowo, ale wierzyłem, że będzie się spłacał.
Swadick Sanudi – 28 letni bramkarz reprezentacji Malawi, który generalnie słabo łapał piłkę, ale był solidnym graczem.
Zoltan Finta- 32 letni środkowy obrońca, który natychmiast wydał mi się graczem stworzonym do tego by kierować moją drużyną.
W trakcie sezonu doszli jeszcze:
Aleksandar Novakovic- 22 letni bramkarz z Bośni o dużym potencjale.
Tamas Popon – 20 letni środkowy pomocnik. Także z dobrymi rokowaniami na przyszłość.
Sezon przebiegał znakomicie. Dzięki twardej grze w obronie, ogromnej dyscyplinie taktycznej i zbawiennej na każde przeciwności losu taktyce gry z kontry, zmietliśmy wszystkich przeciwników z powierzchni ziemi. Na 3 kolejki przed końcem sezony wywalczyliśmy historyczny awans do pierwszej ligi, a nie lubiany przeze mnie na początku Mbei Pasteur w 29 spotkaniach zdobył 21 bramek i zaliczył 16 asyst. Nasz budżet jest w opłakanym stanie. Ponad pół miliona długów. Nie wiem jak to wszystko dalej będzie wyglądać. Nie mamy na razie jak się wzmocnić, ale jak pokazaliśmy w tym sezonie, będziemy walczyć na całego i nigdy się nie poddamy. Wierzę, że kolejny sezon również przejdzie do historii!
Dzielna drużyna Kazincbarciki z sezonu 2011/12 wyglądała tak:
W bramce: Swadick Sanuzi.
W obronie od prawej: Donat Nyisalovits, Zoltan Finta, Szabolcs Toplenszki, Szabolcs Horvath
W pomocy: Joussuf Konate, Peter Kovacs, Bence Horvath, Balint Borbely
W ataku: Evandro Brandao, Mbei Pasteur
Rezerwowi: Aleksandar Novakovic, Tamas Popon, Peter Toth, Karoly Kovacsics, David Nyitrai, Mark Homonnay, Bence Komlossy
P.S.
Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas na przeczytanie tych wypocin. Chciałbym odrobinkę się wytłumaczyć. Pomysł dokumentowania kariery przyszedł mi do głowy po rozegraniu pierwszego sezonu. Z tego też powodu wpis posiada rozbudowany wstęp i zdawkowy opis rozgrywek i drużyny. Obiecuję, że kolejne wpisy będą pisane na bieżąco i z pewnością kariera zostanie przedstawiona skrupulatniej.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Śledź przeciwnika |
---|
W analizie pomeczowej zwracaj uwagę na sektory, w których najczęściej tracisz piłkę. Jeżeli odbierają ją boczni obrońcy, nacieraj środkiem, jeżeli środkowi pomocnicy, atakuj skrzydłami. Śledź konkretnych piłkarzy przeciwnika. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ