Chłopcy grający w lokalnych drużynach typu Ikarus-Sokół Tuszów-Malinie czy Plon Kawęczyn marzą o tym, by "awansować" do juniorskiej drużyny Stali Mielec. Mi się to nie udało i tkwiłem w Złotniczance Złotniki. Po jakimś czasie przeprowadziłem się i w końcu trafiłem do większego klubu - zostałem czołowym rezerwowym Izolatora Boguchwała! Niestety, w wieku 23 lat odniosłem kontuzję, która uniemożliwiła mi dalszą, niesamowicie rozwijającą się karierę.
Najgorszy był pierwszy dzień po powrocie do domu. Gdy telefon mi przypomniał o treningu, zacząłem pakować torbę... po chwili rzuciłem nią ze złością o ścianę. Postanowiłem wtedy zostać trenerem. Błyskawicznie zrobiłem jakieś podstawowe papiery i rozpocząłem treningi młodzieży w Izolatorze. Szło mi tak dobrze, że po jakimś czasie trafiłem do ŁKSu. Zostałem menedżerem czwartoligowej wówczas drużyny rezerw. Raz szło mi lepiej, raz gorzej, ogólnie było po japońsku - jako tako.
W kolejnym sezonie utworzono Młodą Ekstraklasę. To był koniec mojej przygody z ŁKSem. Przeszedłem wówczas do Pogoni Staszów. Klub ten wycofał się z rozgrywek w roku 2005 i powoli wracał na poziom prezentowany przed tym wydarzeniem. Nie był on wysoki, gdyż Staszów nigdy nie zaznał smaku chociażby drugiej ligi. Pierwszy sezon potoczył się wspaniale - pod moją wodzą Pogoń wróciła do trzeciej ligi. To był cudowny sezon, 18 zwycięstw dało nam trzecie miejsce w świętokrzyskiej grupie IV ligi (za takimi potęgami jak Ponidzie Nida Pińczów oraz Czarni Połaniec) i "awans". "Awans", bo jedyną różnicą była tylko nazwa ligi. To dalej był czwarty poziom rogrywek.
O następnym sezonie mogę powiedzieć tylko tyle, że Kraków to ładne miasto.
Ku mojemu zdziwieniu nie zostałem zwolniony. W IV lidze niewiele zabrakło nam do 2 miejsca nagradzanego III ligą. Niestety, głupio stracone punkty z Alitem Ożarów w 26 kolejce nie pozwoliły nam na awans, pomimo kolejnych 4 zwycięstw z rzędu na zakończenie sezonu.
Ku mojemu zdziwieniu zostałem zwolniony. Sezon 2010/11 był moim powrotem do klubu, który dał mi najwięcej. Były czołowy rezerwowy Izolatora przybył do Boguchwały, by wywalczyć awans do II ligi wschodniej. Niestety, głupio stracone punkty z Podlasiem Białą Podlaską w 26 kolejce nie pozwoliły nam na awans.
Po ostatnim meczu do szatni Izolatora przyszedł prezes. Poprosił mnie do gabinetu. Kazał usiąść mi na fotelu naprzeciwko jego biurka. Podał mi jakąś kartkę. To było wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Podpisałem je i wyszedłem z klubu bez słowa, pojechałem moim Volkswagenem Polo do domu.
Potrzebowałem chwili przerwy od futbolu. Trzy sezony z rzędu czegoś moim drużynom brakowało. Jeden słabszy mecz, brak szczęścia czy też "dzień konia" bramkarza przeciwnika sprawiał, że cel postawiony przede mną nie został osiągnięty. No dobra, w drugim sezonie z Pogonią było tych słabszych meczów kilkanaście.
Wtedy zadzwonił do mnie Bartek, mój kolega jeszcze z czasów Złotniczanki. Powiedział, że wygrał dwa bilety na 24-godzinny wyścig w Le Mans, a ponieważ ja się interesuję motoryzacją, to z chęcią zabiorę się z nim. Musiałem się zgodzić - sterta "Auto Światów" i "Top Gearów" nie pozwalała odrzucić tej oferty.
W samolocie nie mogliśmy nie rozmawiać o piłce nożnej. Dowiedziałem się wszystkiego nowego o niższych ligach z naszej okolicy, ja zaś poopowiadałem historie ze Staszowa i Boguchwały. W końcu zeszliśmy na francuski futbol. Musieliśmy poruszyć kwestię Le Mans FC, które właśnie spadło do Championnat National, choć zaledwie dwa sezony temu biło się o awans do Ligue 1. Niestety dla nich, jeden słabszy mecz, brak szczęścia czy też "dzień konia" bramkarza przeciwnika sprawił, że cel postawiony wtedy przed zespołem nie został osiągnięty. W następnym sezonie uniknęli spadku, by przed paroma tygodniami runąć w odmęty trzeciej ligi.
Słyszałem, że wciąż nie ogłosili nazwiska nowego managera. Po zakończonych kwalifikacjach do wyścigu udałem się do siedziby klubu i złożyłem moje CV, przetłumaczone w Google Translate. Języka praktycznie nie znałem - uczyłem się go w liceum, ale kiedy to było! Sekretarka powiedziała, iż 13 czerwca zbierze się zarząd i wybierze osobę, której zadaniem będzie powrót Les Manceaux do Ligue 2. Za dwa dni miałem więc otrzymać odpowiedź dotyczącą mojej przyszłości. Szkoda tylko, że tego dnia miałem samolot powrotny.
Po lądowaniu na krakowskich Balicach pasażerowie robili różne rzeczy. Większość klaskała, część zbierała się do wyjścia, ja zaś włączyłem telefon i liczyłem na mail z Francji. Nie przyszedł. Wracając do domu moim Volkswagenem, usłyszałem mój charakterystyczny dźwięk powiadomienia. Poprosiłem Bartka, by zobaczył co to jest - nie widziało mi się ewentualne płacenie mandatu, szczególnie że nie mam pracy od paru tygodni..
-Zatrzymaj się.
-Po co?
-To się nogi noco, stawaj na poboczu JUŻ!
Zatrzymałem się na najbliższym przystanku, włączyłem awaryjne.
-No, co jest niby takiego ważnego?
-Patrz.
Wziąłem telefon do ręki.
Cher Christian Cage
Votre candidature pour le poste de manager du Le Mans FC a été considéré comme positif.
Commencer à travailler à partir d'aujourd'hui. Votre contrat est d'un montant de 2000 € et est valable jusqu'au 30 Juin 2013. S'il vous plaît arriver immédiatement à signer un contrat.
Cordialement
Henri Legarda
Président du Le Mans FC
Za jakiekolwiek błędy przy tłumaczeniu listu przepraszam - korzystałem z Google Translate.
Mam nadzieję, że kolejne odcinki będą pojawiać się w każdą niedzielę. Ot, żeby do schabowego było co poczytać ;)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ