Lista trofeów
Wygrane ligi krajowe: Serie A x1
Wygrane puchary krajowe: TIM Cup x1
Wygrane puchary kontynentalne: Liga Mistrzów x1
„Nieważne” puchary: Superpuchar Włoch x1
Transfery
Jak zawsze po rozegraniu udanego sezonu i przyjściu letniego okienka transferowego, wszystkie wielkie kluby rzucają się na piłkarzy, którzy są w glorii i w chwale. Natomiast menadżer klubu z sukcesami ma przewalone. Musi pilnować swoich graczy, przekonywać ich do pozostania i też samemu myśleć o wzmocnieniach oraz uzupełnieniach składu. Z drugiej jednak strony może w pełni wykorzystać zainteresowanie, jakim cieszą się jego najlepsi piłkarze i spróbować wyciągnąć za nich jak najwięcej kasy. Przejdźmy więc do moich ruchów transferowych.
Odeszli:
– Paulo Dybała – ale jak to?! A no tak to. Chciał odejść do Realu Madryt, nawet mimo spełnienia jego wymagań w kwestii wygrania Ligi Mistrzów. Nie będę się kłócił, więc po aktywowaniu przez Królewskich klauzuli wykupu zarobiliśmy na nim bardzo dużo pieniędzy, a on sam dostał horrendalnie wysoką pensję.
– Luca Marrone, Pol Garcia, Alberto Brignoli – sam szrot, dlatego podsumuje ich razem. Niepotrzebni, niechciani i jeszcze parę innych „nie–”. Zarobiłem na nich ok. 2 miliony euro.
– Stephan Lichtsteiner, Paolo De Ceglie – dwóch najważniejszych z wielu innych, którzy odeszli na wolny transfer, bo byli za słabi lub za starzy.
– Gianluigi Buffon i Andrea Barzagli – dwóch weteranów udało się na zasłużony odpoczynek i zawiesili buty na kołku.
Przyszli:
– Jean Marc Favre, Samuele Perisan, Edoardo Soleri – zdolna młodzież, która przybyła na wezwanie giganta z wolnego transferu. Nie wiem kto był na tyle głupi, by się ich pozbyć za darmo.
– Andi Zeqiri – młody Szwajcar, który był wypożyczony do naszej drużyny młodzieżowej i postanowiłem go wykupić za 2 miliony euro. Może zostać dobrym napastnikiem.
– Marc-Andre ter Stegen – po tym jak odeszła nasza bramkarska legenda, musiałem kupić porządnego i najlepiej młodego bramkarza, który lubi grać jako bramkarz – libero. Wybór padł na Niemca grającego w Barcelonie. W rzeczywistości za nim nie przepadam, a jego umiejętności mnie nie przekonują, ale w FM jest jednym z lepszych bramkarzy na świecie. Wysznupałem 32 miliony euro i prawie 11,5 miliona na roczną pensje, dzięki czemu nie musimy już martwić się tym, że na bramce stanie Neto.
Po 1. lipca mieliśmy jeszcze sporo pieniędzy z transferu Dybały i kilku graczy na oku:
– Niklas Süle – kolejny Niemiec, do pary dla ter Stegena. Potrzebowaliśmy czwartego środkowego obrońcy i znaleźliśmy takiego, który zostanie od razu naszym podstawowym zawodnikiem. Cena promocyjna: 25 milionów euro.
– Danilo Cataldi – nasz środek pola się starzeje, więc musimy przygotować się na odejście paru zawodników w przyszłości. Nie chciałem zaburzyć włoskiej koalicji środkowych pomocników, dlatego też ściągnąłem świetnego gracza wprost z Rzymu. Wyłożyliśmy 20 milionów euro i tyle starczyło do nabycia tego zdolnego Włocha.
– Lucas Lima – tylko Pjanić przekonywał mnie jako ofensywny środkowy pomocnik, musiałem więc zaopatrzyć się w jakiegoś zmiennika. I oczywiście znalazłem w Ameryce Południowej taniego Brazylijczyka. Wyłożyłem 9 milionów euro za genialnego piłkarza, który może bić się o wyjściowy skład, a jego wartość wzrosła prawie trzykrotnie po przejściu do nas. Niezły interes.
Supercoppa TIM
Na dobry początek, po dopięciu wszystkich transferów, uderzyła nas bardzo dobra informacja.
W takim wypadku nie wypada nam przegrać w jakichkolwiek rozgrywkach. W finale Superpucharu Włoch podejmowaliśmy Napoli, które ograliśmy w finale Pucharu Włoch w minionym sezonie. Nie martwiłem się, bo wzmocniliśmy się porządnie, a w zeszłym sezonie rozjechaliśmy ich bardzo łatwo.
Pojechaliśmy do Rzymu na neutralny teren, dodatkowo zostaliśmy wylosowani jako gospodarze, więc mogliśmy przywieźć więcej kibiców. To był dodatkowy bodziec, który mógł przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Zaczęliśmy w prawie najmocniejszym składzie (Pjanić i Zaza byli zmęczeni, przez co zaczęli mecz na ławce) i próbowaliśmy zepchnąć kopaczy z Neapolu do rozpaczliwej obrony. Niestety przeciwnicy nie chcieli tanio sprzedać swojej skóry i mecz był bardzo wyrównany w aspekcie posiadania piłki i oddanych ogólnie strzałów. Jednak dzięki Limie prowadziliśmy po pierwszej połowie. Kazałem moim kopaczom nie odpuszczać, co opłaciło się od razu po przerwie, bo w 55. minucie było już 3:0, a bramki zdobyli obydwaj napastnicy – Higuain i Zaza (wszedł za Berardiego w przerwie). Napoli zaczęło przeżywać deja vu i nie podjęło już więcej rzuconej przez nas rękawicy. Bardzo pewne zwycięstwo, mimo braku optycznej przewagi którejkolwiek ze stron.
Superpuchar Europy
Przyszedł czas na zdobycie tego prestiżowego pucharu. Kilka dni po wygranej z Napoli spotkaliśmy się na neutralnym gruncie ze zwycięzcą Ligi Europy. Jako triumfatorzy Ligi Mistrzów przystępowaliśmy do tego spotkania jako faworyci. Jednak nie miało być tak łatwo, bo naszymi przeciwnikami byli piłkarze Manchesteru United.
Nie mogliśmy więc odpuścić tego spotkania i pomimo zmęczenia wystawiłem najmocniejszy skład. Zaczęliśmy tak jak w meczu o Superpuchar Włoch – oko za oko, podanie za podanie. Jednak Anglikom sił starczyło tylko na 25 minut gry, bo wtedy Zaza zapakował jedynego gola w meczu. Później posiadanie piłki było wyraźnie na naszą korzyść i strzały z dystansu Czerwonych Diabłów nie mogły zmienić wyniku. Zdobywamy już drugie trofeum, a to dopiero początek sezonu.
Serie A
W związku z pewnym wydarzeniem zdążyliśmy rozegrać tylko kilkanaście spotkań w lidze. Tradycyjnie na początku sezonu wtopiliśmy w dwóch meczach wyjazdowych (1:1 z Torino i 1:2 z Romą), ale mimo wszystko pozbieraliśmy się, a w domowych spotkaniach miażdżyliśmy przeciwników nie raz strzelając co najmniej 5 bramek. Irytowały tylko błędy naszego nowego bramkarza, ale po kosmetycznej zmianie w jego roli (ze wsparcia na obronę) ter Stegen zaliczył wspaniałą serię, w której straciły tylko 4 gole w 10 spotkaniach. Dzięki temu po 15 spotkaniach mogliśmy się poszczycić bilansem 12–2–1, 39 zdobytymi golami i tylko 12 straconymi. Oczywiście to wystarczyło do zostania liderem, a co ciekawe w dole tabeli pałętają się nasi groźni przeciwnicy – Roma, Milan, Torino.
Liga Mistrzów
W fazie grupowej mieliśmy wystąpić przeciwko Manchesterowi City (damn), AS Monaco (kurcze) i NK Maribor (uff). Niestety trafiliśmy gorzej niżbym chciał i trzeba się postarać, aby awansować dalej. Najważniejszy mecz znowu graliśmy na samym początku, bo czekał nas wyjazd na Etihad Stadium. Było bardzo trudno, ale po jednym udanym rzucie rożnym udało się nam ograć największych rywali. To był typowy mecz walki, cokolwiek to znaczy. Następnie wygraliśmy równie skromnie u siebie z AS Monaco, więc przed dwumeczem z Mariborem mieliśmy już świetną sytuację w grupie. Mistrz Słowenii nie był dla nas żadnym wyzwaniem i po dwóch wygranych (5:0 i 2:0) byliśmy już pewni awansu. Zupełnie jak przed rokiem, mimo tego, że teraz grupa była bez porównania trudniejsza. Ostatnie spotkania mogliśmy już odpuścić… ale tego nie zrobiliśmy! Komplet zwycięstw i awans w pięknym stylu. W kolejnej rundzie spotkamy się z Benfiką. Czy na pewno?
Klubowe Mistrzostwa Świata
Coś na co najbardziej czekałem w tym sezonie, ponieważ w moim wyzwaniu zobowiązałem się do zdobycia KMŚ przynajmniej raz. Miałem nadzieję, że będzie to spacerek po parku, bo zespoły z Europy zawsze są faworytami – najlepsi piłkarze, największy budżet, najbardziej okazałe zaplecze. Nic bardziej mylnego, ale o tym poniżej.
Naszą przygodę zaczęliśmy od półfinału, w którym zagraliśmy przeciwko Monterrey. Spacerek po parku? W sumie to tak, jeżeli byłaby to przechadzka boso i to zaraz po wielkiej imprezie, gdzie na trawniku jeszcze wala się tona szkła. Męczyliśmy się straszliwie – strzeliliśmy szybko gola, przeważaliśmy, gnietliśmy ich, praktycznie nie istnieli. I co? 1:0. Myślałem, że mnie szlag trafi. Dzięki Ci, o niezastąpiony Zazo!
Miałem nadzieję, że w finale już nie będziemy się tak bawić i konkretnie sklepiemy przeciwnika w postaci Estudiantes de la Plata (nazwisko zobowiązuje). I chuj z tym. Rywal strzelił gola już na samym początku, tak jak my to zrobiliśmy w półfinale. Nic nie zmieniłem, bo prowadziliśmy grę. Około 30. minuty konkretnie się wkurwiłem i postanowiłem rzucić szarżę bez patrzenia na nic. Do 67. minuty męczyliśmy się z przeciwnikami i sędzią, który każdy nasz faul kwitował herbatnikiem, a wykroczenie przeciwko nam oklaskiwał (skończyliśmy na 8 żółtych kartkach, a Estudiantes na 3, mimo podobnej liczby fauli). Wtedy przyszedł nam z pomocą Zaza. Znowu. Niestety był to jedyny nasz gol w meczu. I w dogrywce. 22 strzały vs. 3 strzały przeciwnika. Dramat.
Karne to oczywiście loteria, więc wszystko mogło się zdarzyć. Zdarzył się mój zawał. Na 5 naszych prób tylko 2 zakończyły się bramką. PARODIA. Jakiś cienki bramkarz bronił praktycznie wszystko, jakby nawpieprzał się całego dopingu, jaki znalazł. Na szczęście z naszej strony tyle samo obronił ter Stegen (w tym piłkę meczową). W dodatkowej próbie (numer 6) okazaliśmy się lepsi i to my możemy się cieszyć z wygranej w Klubowych Mistrzostwach Świata. No kurwa dzięki piękne, ale cieszyć się nie będę, a zamiast tego nawrzeszczę na moich pseudokopaczy. Co będzie dalej? Nie obchodzi mnie to, bo to już koniec. Najważniejsze, że skreśliłem kolejne trofeum z listy.
Dzień po wygraniu powyższego meczu zaakceptował świetną ofertę z innego kraju. Czyją? Dowiecie się później. Na koniec ciekawostka – wcześniej w życiu moi kopacze nie zagrali w lidze tak dobrze, by osiągnąć coś takiego:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ