Lista trofeów
Wygrane ligi krajowe: Serie A x1, Barclays Premier League x1
Wygrane puchary krajowe: TIM Cup x1, FA Cup x1
Wygrane puchary kontynentalne: Liga Mistrzów x1
Wygrane puchary międzykontynentalne: Klubowe Mistrzostwa Świata x1
„Nieważne” puchary: Superpuchar Włoch x2, Superpuchar Europy x1, EFL Cup x2, Community Shield x1
Transfery
Dzisiaj będzie krótko, treściwie, żeby was nie dręczyć dłużyznami i siebie tym samym nie męczyć. W końcu zbliża się premiera FM18, więc trzeba się spieszyć z wyzwaniem. Z ważniejszych kopaczy odeszli:
– Jason Denayer (Tottenham) – 38,5 mln € (48 mln €)
– Marlos Moreno (Girondins de Bordeaux) – 30,5 mln € (42,5 mln €)
– Vincent Kompany (Milan) – wolny transfer
– Leroy Sane (Atletico Madryt) – 23,5 mln € (39 mln €)
– Raheem Sterling (Arsenal) – 35 mln € (41 mln €)
– Enes Unal (RB Leipzig) – 20 mln € (26 mln €)
– Ilkay Gündogan (Bayer Leverkusen) – 21 mln €
– Ahmad Benali (Villarreal) – 12 mln € (13,5 mln €)
Nikt nie musiał odchodzić, ale dostawałem takie oferty, że żal było odrzucić. W związku z tym musiałem zakupić paru graczy:
– Steven Caulker (QPR) – 15,75 mln €
– Juan de Dios Ibanez (Valencia) – 4,3 mln €
– Roberts Veips (Sampdoria) – 3,7 mln €
– Dimitri Payet (Real Madryt) – 1,3 mln €
… i wielu, wielu innych. Głównie mniej obiecujących juniorów, o których szkoda wspominać, ale kiedyś zyskają na wartości. Zrobiłem z Manchesteru City drugie Chelsea i jestem z tego dumny.
Community Shield
Zaczęliśmy od tych mało znaczących rozgrywek. Jak zawsze wyprzedzają one wszystko inne i idealnie wpasowują się w terminarz jako test po sparingach. W tym sezonie los chciał, żebyśmy na oczach nieznanego sędziego ograli Southampton. Przystąpiliśmy więc do dzieła i w pierwszej połowie ich zmiażdżyliśmy. Święci dopiero w drugiej połowie postanowili odpowiedzieć na naszą kanonadę, ale nie dali rady. Dzięki czemu w miarę spokojnie wygrywamy to trofeum, chociaż przeciwnik był bardziej wymagający niż w zeszłym roku.
EFL Cup
Puchar, który nie wiadomo czemu istnieje. Nie szanuję go i okazuje to całym sobą, i całym zespołem. Dlatego postanowiłem, kolejny sezon z rzędu, posłać do boju rezerwy (+ jeden z podstawowych napastników, bo miałem tylko Gabriela Jesusa w odwodzie). Na pierwszy ogień poszło Brighton, które poległo z honorem, ale jednak bezapelacyjnie. Potem? Arsenal. Ogólnie w tym sezonie można się z nich było pośmiać, ale o tym później. Stawili podobny opór, co nasz poprzedni rywal, ale mieli w bramce Ospinę, więc dostali jedną bramkę więcej.
W ćwierćfinale spotkaliśmy się z West Brom. Mocno nas postraszyli i dopiero po nerwówce w karnych udało nam się ich pokonać. Wielki szacun dla nich. W półfinale czekało na nas Bournemouth. Na tym etapie rozgrywa się dwumecz, więc w dwóch meczach nie daliśmy im szans i nie straciliśmy nawet gola. Po raz kolejny meldujemy się w finale – trzeci raz z rzędu.
No a w finale… Southampton. Wyrastają na bardzo solidny zespół (mogę zdradzić, że wygrali LE w tym sezonie), więc liczyłem na wyrównane spotkanie naszych rezerw z ich pierwszym składem (he-he). No i się myliłem. Przez cały mecz mieliśmy ogromną przewagę, ale pod koniec odezwał się kochany FM. Wyrównanie. Dogrywka. Gra w przewadze od 100. minuty. Karne. Porażka. Brak słów. Brak słów eleganckich i kulturalnych.
FA Cup
Miało być krótko i zwięźle? To będzie, bo tutaj też szkoda słów. Pierwszy skład wystarczył tylko na rozgromienie pierwszego przeciwnika, Middlesbrough, natomiast Tottenham miał już przewagę w każdym aspekcie oprócz liczby fauli i zasłużenie wygrał. Zawiedli wszyscy gracze ofensywni.
Barclays Premier League
Sezon był długi i wyczerpujący, więc nie będę się rozpisywał nad nim bug Bóg wie ile. Rozegraliśmy wiele bardzo dobrych spotkań, które zakończyły się pogromami. Czasami wygrywaliśmy szczęśliwie acz zasłużenie, ale przegrać też się nam naturalnie zdarzyło. Kilka ciekawszych momentów:
– wygrana z West Hamem 4:2
W tym spotkaniu było wszystko. Pościgi, wybuchy, zwroty akcji. Zaczęło się od straconego gola w pierwszej minucie. Na szczęście wyrównaliśmy chwilę później, a drugą chwilę później (w 8. minucie) graliśmy już w osłabieniu po głupiej czerwonej kartce dla Rafaela. Nic nam to nie przeszkodziło w strzeleniu jeszcze dwóch goli do końca pierwszej połowy. Po przerwie pomogliśmy złapać rywalowi kontakt dzięki strzelonemu golowi samobójczemu. Na szczęście udało nam się strzelić jeszcze jednego gola. To był niesamowity mecz także pod względem indywidualnych wyczynów – Iheanacho ustrzelił hat-tricka, a Meyer zaliczył karetę asyst.
– wygrana z Chelsea 5:1
Spotkanie, w którym pokazaliśmy siłę pod koniec sezonu. Tak naprawdę mecz był bardzo wyrównany, ale my mieliśmy lepszy atak i dużo celniej strzelaliśmy. To przełożyło się na kolejną karetę (patrz wyżej), ale nie asyst, tylko goli – Iheanacho jest dzikiem.
– kwalifikacja do Ligi Mistrzów
I to osiągnięta aż na 10 spotkań przed końcem rozgrywek. Topowi rywale w większości zawodzą, a średniaki, mimo dobrej dyspozycji, nie mogą się z nami równać. 12 punktów przewagi nad drugim zespołem, brak porażki w sezonie.
– wygrana w Premier League
Zgarniamy pełną pulę i to dosyć spokojnie. Mamy najlepszego strzelca w lidze, najlepszego asystenta i pobiliśmy rekord zdobytych punktów. Zanotowaliśmy tylko dwie porażki, ale obydwie dzięki eFeMowi, bo jak nam dobrze szło, to zesłał na nas plagę kontuzji wśród podstawowych graczy przy napiętym terminarzu (seria spotkań Manchester United - Tottenham - Chelsea). Jednak udało nam się to przetrwać. Dodatkowo cieszy postawa innych czołowych zespołów w lidze, bo Arsenal i Liverpool zawiedli na całej linii, a Chelsea załapała się do pucharów (w nowym sezonie zagrali w barażach z Piastem XD) tylko dzięki wygranej Southampton w LE.
Liga Mistrzów
Sytuację w tych rozgrywkach można opisać tragikomicznym dialogiem z najlepszym snajperem ligi, Kelechim Iheanacho:
Słowo wstępu. Odkąd jestem w klubie po niebieskiej stronie Manchesteru, to mniej więcej raz na pół roku przychodzi do mnie wyżej wymieniony szczyl (jestem rok starszy) i żąda podwyżki pod pretekstem odejścia do PSG, które jest nim (też raz na pół roku) zainteresowane. Ja się oczywiście zgadzam za każdym razem, bo faktycznie nie zarabia najwięcej w klubie, jest kozakiem i dodatkowo wychowankiem. Tym razem przyszedł z innym problemem.
„KI: Witam pana trenera.
JP: Dzień dobry młodzieńcze. Co słychać?
KI: Aaa wszystko dobrze, wszyscy zdrowi, gra się dobrze, a przy okazji chcę odejść do PSG, bo oni mają szansę na wygraną w Lidze Mistrzów, a tutaj grają sami debile.
JP: W dupie Ci się poprzewracało? Przecież grają gorzej od nas!
KI: Ja tak nie sądzę. Chce odejść, chyba że wygramy Ligę Mistrzów.
JP: Dobra, dobra. Wygramy, ale teraz spierdalaj, bo nie mogę na Ciebie patrzeć.”
Ta miła rozmowa miała miejsce dopiero pod koniec fazy grupowej, a dokładnie przed ostatnim meczem. Wcześniej szło nam słabo, ale graliśmy rezerwami. Jednak po tym incydencie (Morata przyszedł do mnie z tym samym problemem) musiałem postarać się wygrać Ligę Mistrzów, bo inaczej po moim odejściu (zamierzałem odejść po sezonie) z klubu wyemigruje duet najlepszych napastników w Europie.
W fazie grupowej los skojarzył nas z Anderlechtem, Realem Sociedad i Szachtarem Donieck. Bardzo łatwa grupa? Nie dla naszych rezerw, które zdołały zremisować i przegrać z Belgami, wygrać i przegrać z Hiszpanami oraz wygrać z Ukraińcami. Przed ostatnim spotkaniem wpadli do mnie obaj napastnicy i zażądali transferu lub wygranej w rozgrywkach. Nie miałem więc wyjścia i w meczu o awans z grupy wystawiłem pierwszą szarżę. Starczy powiedzieć, że wygraliśmy 7-0.
W kolejnej rundzie łysy z UEFA dobrał nam za przeciwników PSG, pseudonim „dużo lepsi gracze”. Ci piłkarze byli o tyle lepsi, że u nas na boisku nie istnieli, a u siebie zagrali dobrze tylko w ostatnich 20 minutach spotkania. Gole strzelali wyłącznie nasi krnąbrni i głodni sukcesu napastnicy.
Ćwierćfinał to już nie przelewki, zarząd już jest zdziwiony, a jeszcze bardziej zdziwieni są piłkarze Chelsea, którzy mieli z nami zagrać o półfinał. Zostawiliśmy ich z tym (z)dziwnym uczuciem i po dwóch zwycięskich bataliach udało nam się awansować do przedfinałowego dwumeczu.
Tutaj zaś czekają na nas rywale zza miedzy – Manchester United. Przeciwnik w doskonałej formie, czego o The Blues nie można powiedzieć (patrz: tabela ligowa). Z trudnego terenu udało nam się wywieźć bardzo korzystny bramkowy remis. U siebie nie było łatwiej, spotkanie było bardzo wyrównane, ale mieliśmy więcej szczęścia. Można śmiało powiedzieć, że awans do finału załatwił nam Wilshere, który w obydwu spotkaniach strzelił gola z rzutu wolnego.
Wielki finał. Real Madryt. Najlepszy klub tych rozgrywek. Dużo lepszy skład. Przyznam, że do meczu przystąpiłem pełen wątpliwości, zwłaszcza przez to, że Morata wypadł ze składu przez kontuzję. No i miałem rację. Królewscy nas tłamsili, dużo więcej strzelali, mieli ponad 60% posiadania piłki, nasi obrońcy uganiali się jak w ukropie.
A jednak! Jakimś cudem udało się nam po dwóch kontratakach wygrać to spotkanie. Na słowa uznania zasługują wszyscy obrońcy (pozwalali głównie na strzały z dystansu) i Meyer (gol i asysta).
Czas więc na koniec tej historii. Przyszedł do mnie Iheanacho:
„KI: No trenerze! Nie spodziewałem się tego!
JP: Ja też nie. To co zostajesz?
KI: Słowo się rzekło, PSG u płotu. Nie kusi mnie już gra u nich.
JP: To dobrze, bo prędzej bym Cię zabił niż dał odejść.
KI: Hehe, zabawne że Pan wspomina, bo chce grać w Realu, bo mają gwiazdorski skład…”
Legenda głosi, że Iheanacho złamał dwa żebra, nos oraz rękę po wielokrotnych upadkach na treningu, a następnie zestarzał się w rezerwach.
Nagrody
Szybkie podsumowanie i skomentowanie poszczególnych nagród. Wszyscy zasłużyli na wyróżnienie, nikt mnie nie zawiódł, większość grała genialnie, część przeciętnie, ale dobrze. Miód malina ogólnie mówiąc.
Iheanacho zasłużył na te wszystkie wyróżnienia. W końcu zdobył aż 37 bramek i 11 asyst w 44 występach w tym sezonie. Potwór. Szkoda tylko, że niewychowana menda. Teraz do tego połamana przez ten straszliwy wypadek.
Meyer zasłużył na te wyróżnienia bardziej niż niewierny Iheanacho. Ten młody Niemiaszek zaliczył aż 26 asyst w lidze i dorzucił do tego 6 bramek. Rekordzista i genialny zakup z mojej strony.
Jak najbardziej zasłużyłem na wszystkie te nagrody i jeszcze więcej. Nie ma co tutaj strzępić ozora, mistrzostwo i Liga Mistrzów to duże sukcesy. A co dalej pytacie? Dalej to samo, może poza tym, że odszedłem z własnej woli z zespołu, bo mój kolejny klub nie był w stanie zapłacić tak dużego odszkodowania szejkom. Chciwy dwa razy traci – oni stracili mnie i dodatkowo kasę za mnie.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ