Ten manifest użytkownika Grzechoo przeczytało już 2624 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Odcinek 2
"Śladami mickiewiczowskich sonetów"
- Gerwazy! Gerwazy, no! Rusz dupę, spóźnimy się!
- Nie drzyj się, idę przecież! Walizki niosę, czekaj.
- Na co ci tyle gratów?
- Muszę mieć chyba coś swojego, nie? Nie mogę jechać z niczym, jak ksiądz jakiś.
- Jak ksiądz to jechałbyś mercedesem S-klasą...
- Weź ode mnie to jedno, o właśnie, szybciej pójdzie. Właź do pociągu, zajmij dobre miejsce. Ja jeszcze sobie dymka puszczę.
Wiem, że Gerwazy to dziwne imię. Wiąże się z nim jednak pewien stopień wygody, który moim rodzicom bardzo odpowiadał - zawsze wiedziałem, że chodzi o mnie, gdy słyszałem skrzekliwy głos matki. Zawsze byli dumni, że znaleźli tak niepopularne określenie dziecka, że nikt podobnego nie wymyśli albo nie odważy się go uprawomocnić.
Po zwolnieniu ze Śląska długo pracy nie szukałem. Na (nie)szczęście Rysiek, kumpel, z którym wyjechałem, załatwił mi "fajną fuchę". Choć na futbolu znał się tyle ile wypił, to trzeba mu oddać, że miał dar przekonywania i talent do interesów. Nie raz widziałem, jak przedstawiał właścicielom podrzędnych knajp i małych sklepów ofertę handlową swojej, jak to nazywał - "firmy ochroniarskiej". Tym razem również się postarał. "W tym kraju nie ma dla mnie perspektyw, jadę z tobą. Może załapię coś w reichu" - mówił. Mimo że "Stary, zaufaj mi, będziesz zadowolony" nie napawało mnie szczególnym entuzjazmem i optymizmem, to faktycznie ufałem w jego zdolności negocjacyjne, rozsądek i skuteczność "jego kolesi", których miał "tu i tam". Czułem wewnątrz, że czeka mnie wspaniała przyszłość. Choć może to był tylko spirytus...
Ten dzień się zbliżał. Dzień, w kórym miałem w końcu podjąc pracę w zawodzie, na który wydałem wszystkie pieniądze ze sprzedaży (ja to znałem jako przemyt, ale Rysiek zawsze lubił synonimy i przyznam, że często uspokajały one moje sumienie) używanych aut na Wschód, a było tego kilkanaście tysięcy złotych. Podróż trwała długo. Znam pojęcie względności odczuwania upływu czasu i z mojej perspektywy to trwało zdecydowanie za długo, by móc usiedzieć u jednym miejscu z przesuszoną śluzówką gardła.
Na każde moje pytanie o cel podrózy Rysiek albo odpowiadał "Co się srasz? Dojedziemy, to zobaczysz.", albo wymiotował, dlatego z nudów i zniecierpliwienia przespałem większość drogi i niewiele pamiętam. Choć może to znów był efekt upojenia spirytusem...
Po kilkunastu godzinach wreszcie wytoczyliśmy swoje na wpół zwiotczałe organizmy i nieprzytomne umysły na peron.
- Rysiek, k****, gdzie my do cholery jesteśmy? - zapytałem zszokowany, ograniczając modulację głosu do minimum, a bardziej skupiając się na uwydatnieniu gałek ocznych poprzed podwinięcie powiek w geście niewyobrażalnego zdziwienia. - Rysiek, tu niczego nie ma. - oznajmiłem błyskotliwie.
- Stary, nie denerwuj mnie od rana. Bierz graty i idziemy. To twój nowy dom, a domu się nie kala. Tak mawiają starzy górale. - wyjasnił pokrętnie, niezgrabnie używając znanego porzekadła.
To był mój pierwszy w życiu dzień na Ukrainie.
Peron kolejowy
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ