Ja natomiast nazbyt często miałem tak, że długo grałem prowadząc jedną bramką (np. w pierwszych 10 min. strzelałem na 1:0 i wynik utrzymywał się do ostatnich minut, lub 2:1 na zakończenie pierwszej połowy, i ten stan utrzymywał się prawie całą drugą), i w ostatnich minutach meczu zespół przeciwnika dostawał ogromnego natchnienia, co kończyło się strzeleniem mi 1, a czasem nawet i 3 bramek w ostatnich 3-4 minutach. Jak prowadziłem jedną bramką, to już wiedziałem, że spotkania nie wygram. Potem, z pomocą ludzi z tego forum zacząłem pod koniec meczu wydawać im polecenia z ławki, takie jak skrócenie pola gry, agresywny odbiór piłki, chwila odpoczynku, gra piłką, rzadziej cofnięcie do obrony czy strzały z każdej pozycji. Pomagało, choć nie można liczyć, że będzie działać za każdym razem. Bramek w końcówce pada mniej, ale nadal jest straszna nerwówka, co również strasznie wkurza, kiedy outsider ciśnie Cię na Twoim podwórku. Oczywiście bramki tracone w końcówce, najczęściej w kretyński sposób i na dodatek bramki odbierające ważne zwycięstwa czy punkty irytują jak nie wiem, nie można się jednak tego pozbyć. Ale prawdą jest, że w FM'ie dzieje się to stanowczo za często - w moim przypadku był to każdy mecz z jednobramkowym prowadzeniem, lub dwumecz, gdzie 2:0 dla mnie oznaczało mój awans, a 2:1 awans oponentów. Nie muszę mówić, że przeważnie w końcówce strzelali na 2:1. Prawdą jest też to, co piszą inni koledzy - ważną rolę odgrywa taktyka. Nauczyłem się, że nawet posiadając na każdej pozycji piłkarza od klasę lub dwie lepszego niż przeciwnik, można z nim przegrać. Ale cóż, to urok FM'a - bramka za bramką, trofea przegrywane w ostatnich minutach meczu mimo wyraźnej dominacji, oraz niesamowitej urody bramki z 35m zawodników, z atrybutem 'strzał z dystansu' o wartości 9 - to jest właśnie FM 2012.
Najnowsze posty