Rozważałem kiedyś wyjazd do Wielkiej Brytanii na stałe, celując w Szkocję - moją definicję raju na ziemi. Na początku można znaleźć tani, a czasem i darmowy nocleg za pomocą coachsurfingu (podróżując po Szkocji spotykałem ludzi, którzy w ten właśnie sposób zatrzymali się na kilka miesięcy, rok, na stałe). Życzliwi gospodarze często pomagają też ze znalezieniem pracy i w ogólnym odnalezieniu się w "nowej rzeczywistości". Nie o tym jednak chciałem.
Uwielbiam Wyspy za ich urok: zielone wzgórza, stare zamki, piękne miasta i chwytające za serce miasteczka. Podziwiam też brytyjską gospodarkę, nastawienie ludzi i ogólną "atmosferę" jaką udało im się wytworzyć w państwie... Ale wiem, że z kraju raczej nigdy nie wyjadę. Nie dlatego, żebym był jakimś fanatycznym patriotą, był skrajnym entuzjastą polskich gór, jezior, lasów i morza, ani nie dlatego, że uważam, że w Polsce jest w gruncie rzeczy dobrze, tylko trzeba wiedzieć, jak się ustawić. Nie chcę wychodzić na kogoś, kto opluwa swój kraj, ale w Polsce jest okropnie: rząd, media, mentalność znacznej części społeczeństwa... Mimo, że jesteśmy "tak bardzo zachodni i europejscy", wszystko jest skażone myśleniem posowieckim: byle jak najwięcej dla siebie, a wszyscy dookoła muszą mieć gorzej. Brzydzę się Komorowskim, który jest człowiekiem niedouczonym, nierozgarniętym i niewychowanym; brzydzę się PO, które jest partią złodziei, cwaniaków, lawirantów i "kolesi"; gardzę mediami z TVN-em, TVP, Gazetą Wyborczą i Newsweekiem na czele, bo są tępymi politycznymi narzędziami do mamienia ludu. Nie podoba mi się, że najwięcej do powiedzenia mają tutaj zupełne zera intelektualne i moralne, które promuje się kosztem ludzi naprawdę rozsądnie myślących. I społeczeństwo przesiąka tą "celebrycką" logiką, co widać w komentarzach w internecie, czy słychać w pociągach/tramwajach/autobusach/sklepach.
Nie wyjadę stąd również nie dlatego, że to "ziemia moich przodków, którzy przelewali za nią krew". Nie czuję też, żeby cokolwiek miało się w przyszłości zmienić na lepsze - będzie tylko gorzej.
Zostaję tu z prozaicznego powodu: mam tutaj nie tylko żonę i dziecko - mam tu rodziców, rodzeństwo, teściów, dziadków, ciocie i wujków, kuzynostwo. Mam tu przyjaciół, kolegów i znajomych. Nie zabrałbym ich wszystkich ze sobą, a kontakt na taką odległość prędzej czy później by osłabł albo całkowicie się urwał. Nie chcę "śledzić zza oceanu", jak mój brat wkracza w dorosłe życie, kończy studia, znajduje pracę i zakłada rodzinę. Nie chcę, żeby moje dzieci wychowywały się widząc dziadków raz na pół roku... I myślę sobie, że takich jak ja jest więcej i tylko dlatego to państwo wciąż się jeszcze nie rozpadło.
Najnowsze posty