Major League Soccer
Blog użytkownika Chemikpil przeczytało już 9436 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Wychodząc na ten mecz nie myślałem już wstecz. Zapomniałem o porażce z Houston i pechowym remisie z Chicago. Nie czytałem już nawet gazet, choć wiedziałem co w nich piszą. Mało jednak mnie obchodzi że pismaki już mnie zwolnili. W szatni, na minuty przed pierwszym gwizdkiem panowała totalna cisza. Zawodnicy siedzieli w pełnym skupieniu myśląc już tylko o najbliższym rywalu, a ja? Ja chciałem coś powiedzieć tylko nic mi nie przychodziło na myśl. Byliśmy znowu spisani na porażkę więc nie musiałem tego przypominać, wiadome było również, że kibice nie są zachwycenia naszą grą. Jednak coś powiedzieć muszę. - Panowie - zacząłem niepewnie - ostatnim razem zabrakło nam szczęścia, ale to się zdarza. Dziś jednak zapominamy o przeszłości i gramy tak jak to my byli byśmy liderem. Od początku do końca koncentracja i skupienie. Tak więc powodzenia. - zakończyłem i odesłałem ich na płytę boiska. Wiedziałem że nic, czego oni nie wiedzieli nie przekazałem, ale widziałem w ich oczach choć trochę woli walki. Nasze morale podupadało i zdawałem sobie sprawę, iż ten mecz może albo nas odbić od dna albo wbić tam na bardzo długi czas. Nie chciałem tego ... nikt tego nie chciał.
Dzień, jak na początek kwietnia, był bardzo pogodny. Na trybunach, około 10 tyś kibiców, i co mnie ucieszyło i wprawiło w zdumienie, pojawiła się gróbka naszych kibiców. Mecz zaczęliśmy bardzo dobrze, kontrolowaliśmy przebieg spotkania, a gra wolniejszym tempem i krótszymi podaniami najwidoczniej się sprawdzała. Długo się nie nasiedziałem, gdyż już w 6 minucie po przepięknej wymianie podań do siatki trafił Taylor Twellman. Cóż to była za wymiana, jeszcze przez kilka minut nie mogłem wyjść z zachwytu. W 20 min stanąłem jak wryty na linii nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Z ponad 35 metrów bez wahania piłkę pod samą poprzeczkę władował Jeff Larentowicz. Szkoda że nie miałem telewizora ze sobą bo chciałbym zobaczyć powtórkę. Rozgrywaliśmy naprawdę świetne spotkanie. Akcja za akcją, kompletne panowanie w środku boiska i umiejętna gra w obronie, wszystko to czego nam brakowało wcześniej. Przed przerwą na listę strzelców wpisał się ponownie Twellman, który po fatalnym błędzie bramkarza władował piłkę do pustej siatki. - Świetnie panowie, naprawdę świetnie, jednak nie możemy spocząć. Przeważamy i to cieszy, oby tak dalej - tymi słowami oceniłem pierwszą połowę w szatni.
Na drugą część przeciwnik wyszedł bardziej zmotywowany, co potwierdził w 53 minucie, strzelając nam bramkę. Szybko jednak doszliśmy do siebie i do samego końca nie daliśmy sobie już zagrozić, próbując również podwyższyć
Końcowy gwizdek, tego dnia brzmiał zwycięsko, to my mogliśmy wreszcie podnieść ręce w geście triumfu a nie rywale. Po mimo słabszej drugiej połowy, nie szczędziłem słów pochwały pod adresem głównych aktorów dzisiejszego meczu. Do Foxboro mieliśmy lecieć jutro, więc dzisiejsza noc była nasza. Każdy dostał wolną rękę, mógł iść gdzie chce. Byli to profesjonaliści więc nie musiałem obawiać się że nie wszyscy wrócą o własnych nogach. Następny przeciwnik? Colorado, ale tym zajmę się już po powrocie.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
"Ucz się, ucz się chłopcze dziarski..." |
---|
Warto zlecać używanie taktyki pierwszego zespołu rezerwom i drużynie młodzieżowym. Dzięki temu będziesz mógł podejrzeć, jak na danej pozycji radzą sobie młodzi adepci i zyskasz na czasie, wprowadzając juniorów do pierwszego składu. |