No proszę Państwa, wszystko już wiadomo, przynajmniej w świecie czy półświatku piłkarskim. Hiszpania, a głównie chodzi o kluby hiszpańskie, zdominowała w tym sezonie Europę. Wpierw, półtora tygodnia temu, Sevilla pokazała gnębionym przez wojnę Ukraińcom, jaka jest różnica między Primera Division a Premier Liha. Różnica całkiem licha, ponieważ Dnipro, które jak wiadomo gra poza swoim matecznikiem, postawiło Hiszpanom trudne warunki.
Teraz natomiast Barcelona ograła Juventus. Jedenastu Katalończyków uwiodło Starą Damę, czy raczej 11 piłkarzy reprezentującą Starą Damę. Pierwsza wersja bardziej pasuje, bo nie kojarzy się z jakąś orgią, tylko z piłkarskim spektaklem.
Jak każdy kibic czekałem z utęsknieniem na ten dzień, kiedy naprzeciw siebie staną pretendenci do tytułu najlepszej drużyny Europy tego sezonu. Obie z szansą na potrójną koronę. Faworyt był jeden - Barcelona. Kibice Katalończyków, a i sami piłkarze, musieli się zmierzyć z tym, że cały świat oprócz ich fanatyków i socios będzie wspierał mniejszego w tym starciu. Sam usilnie trzymałem kciuki za Juventus.
Po pierwsze przez syndrom kopciuszka. Ten sam syndrom skłonił mnie do kibicowania Kostaryce na Mistrzostwach Świata w Brazylii. Do drugiego powodu niechęci do Barcy dojdziemy z czasem i pisaniem tego krótkiego felietonowatego artykułu. Ja z pisaniem, Państwo z czytaniem.
Wybiła godzina prawdy dla piłkarzy obydwu drużyn. Dla innych była to zwykła 20.50. Oczywiście wcześniej była mini ceremonia rozpoczęcia, bo jednego meczu "otwarciem" bym nie nazwał. Pominę ją milczeniem, bo patrzyłem i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Lecą pomieszane jakieś hity ostatnich lat, zagłuszane konsekwentnie przez komentarz redaktora Szpakowskiego (wyłapałem Macklemora napewno), a wokoło latają młode Niemki z długimi tasiemkami, gdy obok skaczą machając jedną ręką te mniej młode. Delikatnie mówiąc nie przypadła mi do gustu i na tym poprzestanę.
Mecz się zaczął. Zasiadłem skoncentrowany na krześle, z wlepionymi w kineskop ślepiami. Druga minuta, wnerwiające pikanie dobiega z kuchni. Ehhh zapiekanki gotowe, no trudno, wstanę, nic się nie stanie. 3 minuty później siedziałem wkurwiony na siebie i przeżuwałem ciepłą bułe z pieczarkami, starając się już nic więcej nie przegapić.
- "Noo tak, normalka. Człowiek musi wstać, wyjść, a potem wie co zastanie. Kochanek w łózku lub gol niespodzianka" - smędziłem do siebie, dorzucając od czasu do czasu ciche, nieprzyzwoite słowo.
Powtórka, która się trafiła około 15 minuty meczu (i tak realizator ją uciął), pokazała mi klasę Barcy w jednej akcji. Za takie szybkie, ładnie zagrywane z pierwszej piłki podania, zakończone gongiem do bramki, można tych Katalończyków lubić. Niestety chwilę później już mi przypomnieli, czemu kibicuję ich przeciwnikom.
Vidal, który jak cały Juventus, źle wszedł w mecz, wszedł wślizgiem i może leciutko smyrnął, bo nawet nie zahaczył Busquetsa.Ten za to mógłby z powodzeniem wystąpić w filmie wojennym. Zagrałby żołnierza, bo wejściu na minę. Vidalowi należał się żółty kartonik za faule w przeciągu 25 minut, ale dla mnie pozostał niesmak. Stanowcze NIE dla teatru na boisku. Niestety to był dopiero początek.
Pierwsza połowa była zdecydowanie pod dyktando Barcelony, która grała zdecydowanie lepiej od Juventusu, którego obrona pod nieobecność Chielliniego wyglądała co najmniej niepewnie. Tego wyeliminowała pechowa kontuzja, która przytrafiła mu się na treningu w mijającym tygodniu. Suarez pewnie żałował.
Katalończycy starali się więc szybko zakończyć mecz, może tylko trochę zbyt efektownie i pechowo. Dodatkowo Buffon uwijał się jak w ukropie, broniąc praktycznie wszystko i pokazując ponadczasową klasę. Za to kochały go tłumy. Dzięki takim interwencjom uważany był przez długie lata, za najlepszego bramkarza globu.
W pierwszej połowie huraganowym atakom Barcy towarzyszyły niezłe kontry Juventusu, niestety źle wykańczane strzałami z dystansu ponad bramką Ter Stegena. Gdzieś tam jeszcze, w tak zwanym międzyczasie, kartkę zarobił Pogba, pięknie potykając się o własne nogi i wpadając od tyłu w Messiego, a Mascherano, czy szerzej znany pod pseudonimem Marszczerano, usilnie chciał się załapać do nowej edycji "Tańca na lodzie".
Po wszystkich tych emocjach kierownik spotkania wraz z pomocnikami zaprosił nas na 'eine kurze Pause'. Barcelona 1:0 Juventus
Po krótkiej przerwie, podczas której człowiek w końcu bez nerwów może wstać i oderwać się od ekranu telewizora, sędzia zaprosił nas z powrotem na drugą odsłonę tego spektaklu. Ta połowa zaczęła się podobnie do pierwszej, czyli od mocnego uderzenia Katalończyków. Tym razem przy kontrze 5 na 3 Buffon pokazał swój kunszt broniąc jedną ręką mocny strzał Suareza.
Mimo wielkiej przewagi Hiszpanów, to Stara Dama zadała kolejny cios. Do wyrównania doprowadził Alvaro Morata, który dobił strzał Teveza. Tak, to ten sam facet, który pogrążył swój były klub w półfinale. Dodam od siebie, że bramkarz Barcy nie popisał się przy tej sytuacji.
Od tego momentu Juventus, aż do pewnego kontrowersyjnego zdarzenia (czyli z 10 minut), przeważał w tym meczu. Lepiej późno niż wcale. Niestety w 67 minucie Pogba z Alvesem, który osobiście irytuje mnie pod niebo, postanowił pouprawiać zapasy w polu karnym Katalończyków. Dla mnie sędzia mógł spokojnie podyktować rzut karny.
Jako że moja opinia i zdanie ciskającego się w pozycji poziomej Pogby była nic niewarta, to pan z gwizdkiem postanowił puścić grę, aby chwilę później Suarez mógł cieszyć się ze swojej bramki. Buffon robił co mógł, ale niestety w tej sytuacji za wiele nie mógł. Według mnie to właśnie zaważyło na meczu, przez co Juventus wrócił do gry, a raczej jej braku, z pierwszej połowy, gdy bronił się prawie całym zespołem na własnej połowie.
Poza tym od tego momentu wkroczyła w pełnej krasie Barca, której nie trawię i sam mecz zaczął mnie irytować. Zaczęło się od nieuznanego gola Neymara. Nieuznanego słusznie, więc zdziwienie strzelca jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Za to już reakcja mojego idola, który do niedawna strzygł się na wzór chodnika z kupą na środku, zasłużyło na co najmniej żółtą kartkę. Żodyn, powiadam żodyn, nie może wyskakiwać tak z ryjem do sędziego bramkowego, którego obecność w końcu się przydała. Alves natomiast podleciał praktycznie z pianą na pysku i rzucał się parę centymetrów od twarzy asystenta wyrzucając mu swoje gorzkie żale.
Później był maraton cierpiącego Suareza, którego co i rusz coś bolało. A to plecki, a to kolanko (sam temu aktorowi współczułem, że ścięgna zerwał, a ten cwaniak wstał i grał jakby nigdy nic już po minucie). Po prostu teatrzyk pierwsza klasa.
Do tego już w doliczonym czasie gry, gdy Juventus ostatnimi siłami starał się wyrównać, znowu dał się we znaki Pan od akcji z bananem. Po prostu postanowił się pobawić w siatkarza, a potem jeszcze cierpiał, że zły Pan kopnął go w rękę. Miałem ochotę wstać, pojechać do Berlina i stłuc gwiazdorka raz a porządnie. W ostatniej chwili wynik ustalił jeszcze Neymar po dość nieskładnej kontrze i pobiegł się cieszyć z całym zespołem do kibiców pod trybuny.
Podsumowując Barcelona pokazała klasę, wygrała zasłużenie, ale pozostawiła po sobie niesmak. Współczuję Juventusowi, który walczył, ale przegrał swój 6 finał LM w historii, o ile się nie mylę.
Jedynym, który nie podołał, był jednak sędzia. Czemu Neymar nie dostał żółtej kartki po strzeleniu gola? Czemu Alves i Vidal dograli spotkanie do końca (noooo, gracz Juve prawie do końca)? Podjął też parę innych decyzji kontrowersyjnych, jeżeli chodzi o niekaranie ostrych interwencji obrony Starej Damy pod koniec spotkania czy związane z zagraniami w polach karnych.
A was, zapraszam do dyskusji, bo po to powstał ten manifest - aby was zachęcić do wyrażenia opinii dotyczącej tego finału, bo sądzę, że emocje i własne zdanie się gdzieś tam w was kotłuje ;)
Przygotowania do abordażu
Nastał ten czas. Czas próby. Czy Flota wbrew wszelkim przeciwnościom wpasuje się na salony? Możliwe, ale bez zmian się nie obejdzie. I będzie ich sporo. Ruszajmy!
Tak więc, może was rozczaruję,...
Zimowy sen
W tym roku okres, kiedy foki leżą na lodzie, kobiety nie golą nóg, a niedźwiedzie i piłkarze zasłużenie odpoczywają parę miesięcy, jakoś mniej mi się dłużył. Może dlatego, że nie musieliśmy nic szperać na rynku...
Piłkarska (złota) polska jesień
Jak wszyscy dobrze wiemy ta pora roku jest bardzo krótka - ogólnie i piłkarsko. Przede wszystkim jednak piłkarsko. Osławiona runda jesienna trwa od początku sierpnia do połowy listopada, czyli...
Witojcie! ...
Aaa nie, przepraszam. Po góralsku nad morzem i przy granicy z Niemcami to coś chyba nie tak. Zacznijmy od nowa.
Witajcie znowu w mym skromnym nadmorskim i przygermańskim© królestwie!
Jak dobrze wiecie albo i...
"To jest końcowe odliczanie. Tururururu"
Tak oto dobiega końca mój pierwszy sezon kariery MR, pierwszy sezon za sterami klubu z miasta przy ujściu Świn(i)y i pierwszy sezon mojej #pożalsięBoże kariery...
Brace yourself, Polish winter is coming
Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima nie jest taka zła. Tylko za długa. Szlag czy jakiś piorun może człowieka trafić. Przerwa zimowa trwająca od 15.11 do 07.03? 3,5 miesiąca bez meczu o...
Dzisiejszy odcinek opowiadał będzie o złu, występku i grach pierwszoligowych Floty Świnoujście w mojej Mourinhowej Rozgrywce. Nooo, czyli w sumie będzie podobny do poprzednich. Ale zanim ruszymy...
Wstrzymajcie prasę! Dajcie...
Czas leci, liga w toku,
nie ferujmy już wyroków.
Flota na dole, Flota na górze,
dowiemy się tego po tańcu na rurze, przy anielskim chórze, gdy kurze odkurzę....
No dobra, już dobra. Poetą ani wierszokletą nie jestem i...
Flota Świnoujście
Tak więc zagadka z poprzedniego odcinka zostaje oficjalnie rozwiązana. Stawiam dolary przeciw orzechom, że nikt nawet nie pomyślał o 1. lidze naszego kochanego kraju, gdy mówiłem o "ofercie, którą...
Trochę o niczym
Już od dawna nosiłem się z zamiarem napisania jakiegoś manifestu z jednej z przeróżnych rozgrywanych przeze mnie karier. Zawsze jednak znajdowałem jakąś wymówkę.
► Najpierw chodziło o brak czasu i motywacji...
Witajcie użytkownicy cmrev!
Prosiłbym się o zebranie się wszystkich użytkowników i użytkowniczek dobrej woli, aby zakończyć wszelkie możliwe wojny, spory i kłotnie, czy jak ktoś to określił - gównoburze. Wydarzenia ostatnich...