Dzień 1 lipca 2008 miał być dniem najważniejszym w mojej trenerskiej karierze. Miałem zostać trenerem FC Nantes. No właśnie miałem...
FC Nantes awansowało do Ligue 1. Już wcześniej prezes
Waldemar Kita poszukiwał kogoś kto stworzy zespół nie tylko na miarę utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej we Francji ale również, kogoś kto nie jednemu przeciwnikowi napsuje krew swoimi myślami taktycznymi. Jednocześnie miała to być osoba młoda, perspektywiczna, mająca obycie z trenerską piłką jak i znająca się na futbolu francuskim. Mówiąc nieskromnie posiadałem wszystkie te cechy :D. Mieszkałem w Paryżu już od 10 lat. W trenerce młodzieży odniosłem kilka sukcesów, które nie przeszły bez echa. Moich młodzików podkupowały takie kluby jak: Olympiquje Lyon, FC Barcelona czy Arsenal Londyn. Mieli oni tworzyć przyszłość w tych klubach. Nie byłem osobą nieznaną we Francji. Wszystko układało się po mojej myśli, prezes był zachwycony, że ma do czynienie z Polakiem jak i również z osobą mającą ciekawę wizję gry zespołu. Dnia 1 lipca miałem stawić się w klubie, żeby podpisać kontrakt. No właśnie miałem się stawić, ale... się nie stawiłem, bo... o tym za chwilę ;p
29 czerwiec 2008, godz. 21:38, dzwoni telefon - numer? - nieznany, jednak odebrałem...
Ja: Słucham
Głos w słuchawce: Marcin?
Ja: Tak, w czym mogę pomóc?
Głos: Z tej strony Charles Villeneuve (prezes PSG)
Ja: O, dobry wieczór, nie poznałem Pana. Zakontraktował Pan tego młodego chłopaszka co Panu polecałem? Jakieś problemy? Mam pomóc?
Głos: Spokojnie Marcin, spokojnie, ja nie w tej sprawie.
Ja: Nie? Więc o co chodzi?
Glos: Mam dla Ciebie propozycje nie do odrzucenia, chodzi o stanowiska trenera w moim klubie.
Ja: Jak to, przecież trenerem jest Paul Le Guen, proszę nie żartować.
Głos: Ależ ja nie żąrtuję, Paul jutro wylatuje, nie potrafiłem z nim znaleźć wspólnego języka, nie potrafił mi się podporządkować, ciągłe kłótnie o podwyżki, no i przede wszystkim nie miał już żadnego pomysłu na zespół. Chcę stworzyć klub, który za niedługi czas będzie przodował w lidze.
Ja: Jest mi niezmiernie miło, ale ja... w poniedziałek mam się stawić w Nantes i podpisać kontrakt
Głos: Spokojnie, rozmawiałem z Waldkiem, ma sie z Tobą skontaktować, jego plan nieco się zmienił i chce on teraz sprowadzić trenera o wiele bardziej doświadczonego, ponadto oferuję Ci 2 razy wyższą pensję, 2 letni kontrakt no i ...
Ja: Tak?
Głos: Reszty dowiesz się w swoim czasie. Wiem, że jutro jest niedziela ale jeśli jesteś zainteresowany to proszę stawi się o godz. 12:00 w siedzibie klubu. W przeciwnym wypadku szukam kogoś innego. Do widzenia.
Ja: Nie wiem naprawdę, zastanowię się, prześpię się z tą myślą, dam znać. Do widzenia.
SMS od W.Kity: "Sorry chłopcze ale nie zostaniesz jednak trenerem, może w przyszłości"
Nawet nie ma honoru, żeby zadzwonić albo się spotkać i powiedzieć to twarzą w twarz tylko jakieś smsy - pomyślałem.
W mojej głowie błakały się setki myśli. Przecież to wielki klub, znany w całej Europie. Mam odbudować potęgę? Ale czy potrafię? W sumie nic nie ryzykuje, najwyżej wylece. Podołam? Podołam, nie ma innej opcji!
30 czerwiec 2008
Pobudka, godz. 9:00, prysznic, nie wiedziałem kiedy a już była godz. 11:00. Dobrze, że mieszkam w Paryżu to nie jest tak daleko go siedziby klubu. No nic zbieram się, zawsze lepiej być wcześniej niż później. 11:30 - witaj przygodo.
W drzwiach niemiłe spotkanie oko w oko z Paulem, spojrzenie starszego kolegi pełne pogardy i złości, nic z tego Paul, nie wytrącisz mnie z równowagi. Puk, puk. Proszę - usłyszałem. O szczegółach rozmowy z prezesem ni e będe opowiadał, powiem tylko, żę moja tygodniówka to
7tys. euro, cel dla klubu:
przyzwoita pozycja, budżet transferowy:
5mln. Nie jest źle, jakichś wielkich nazwisk za taką kasę nie sprowadzę, ale młodych, gniewnych i walecznych na pewno. W poniedziałek o godz. 10:00 pierwszy trening. Nie mogłem się doczekać. Nie spałem pół nocy. Jak mnie przyjmią chłopcy, którzy są starsi ode mnie? Moja pierwsza wizyta na Parc de Princes zbliżała się wielkimi krokami.
1 lipiec
8:00 pobudka, 9:45 jestem na miejscu, czeka na mnie prezes.
Prezes: Witaj Marcin, zawodnicy są ciekawi kim jest nowy trener. Idziemy.
Prezes: Witam chłopaki, to Wasz nowy trener - Marcin
Drużyna: Witamy,
Giuly: Zaraz zaraz, czy to nie Pan zdobył to zaskakujące zwycięstwo w lidze z rocznikiem 91 w tym sezonie?
Ja: Tak, to ja, cieszę się Ludovic, że obiło Ci się to o uszy :D
Giuly: Nie tylko mi.
Prezes: No nic, zostawiam Was z Marcinem, czas zacząć trening.
Drużyna: Do widzenia prezesie.
Zobaczmy kim dysponuję:
Ogólnie skład nie jest zły i za dużo transferów przeprowadzał nie będę. W poprzednim sezonie był moment, że PSG było przez długą część sezonu na pozycji spadkowej. W tym nie może się to powtórzyć.
Wracam do domu, sms od brata, myślę - czyżby już wiedział? NIe, przypomina mi o swom ślubie za tydzień. Kompletnie zapomniałem, powiadomiłem prezesa, że będę musiał lecieć do Polski. Nie robił problemów, kazał tylko zaostawić listę zawodników, którzy są w kręgu moich zainteresowań. Było ich tylko dwóch:
R. Lewandowski i Mauricio. Bratu zakupiłem panoramiczny telewizor, aby mógł oglądać ligę francuską i śledzić moje poczynania. Przekazałem życzenia od prezesa i trzeba było wracać. Ku mojemu zdziwieniu Mauricio i Lewandowski byli już w klubie. Prezes działa, i to szybko - pomyślałem. Preferowane przeze mnie ustawienie to : 1-4-4-2 Kilka sparingów i ruszamy z ligą. No właśnie, sparingi...
1. Nimes Olympique - PSG 1:2 (Hoarau, Luyindula)
2. TSV 1860 - PSG 0:3 (Arnaud, Hoarau, Clement)
3. Vit. Setubal - PSG 0:0
4. P. Ferreira - PSG 2:4 (Camara, Pancrate, Hoarau, Chantome)
5. Rio Ave - PSG 1:1 (Hoarau)
Wyniki nie były złe, ani jednej porażki, ale z drugiej strony to tylko sparingi i nie można popadać w samozachwyt. Wysoką formę zanotował Hoarau (król strzelców Ligue 2 w poprzednim sezonie). Bardzo szybko zbliżał się dzień 9 sierppnia - inauguracja ligi z Lorient.
Nerwy mnie zjadały, choć nie dawałem po sobie tego poznać. W swoich wypowiedziach byłem stanowczy ale i ostrożny. Przeciwnik wydawał się niezbyt mocny, no właśnie wydawał się...
Wyjścowa jedenastka: Landreau - Ceara, Camara, Bourillon, Sakho - Giuly, Clement, Chantome, Mauricio - Lewandowski, Kezman
Nie grał kontuzjowany Arnaud.
Cały mecz dyktowaliśmy warunki gry, zgodnie z planem, ale bramka jak zaczarowana, nic nie wpadało, nawet wprowadzenie na boisko
Hoaraua za
Lewego oraz
Pancrate'go za
Giuly'ego nic nie dało. Wynik
0:0
Miało być wysokie zwycięstwo, niestety tylko remis. Mała czkawka na początek sezony, ale to przecież dopiero 1 mecz i nie można nic po nim przesądzać. Dostałem mase smsów od przyjaciół żeby sie nie załamywać i że nic się nie stało. Prezes również nie przejawał jakiegoś niezadowolenia, wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej mnie motywował. Obiecałem mu, że w następnej kolejce zanotujemy zwycięstwo. Przygotowania do meczu układały się pomyślnie, widziałem w moich zawodnikach tego ducha walki i chęć zwycięstwa. Walczyli do ostatniej kropli potu na treningach. Niestety 2 dni przed meczem kontuzji nabawił się
Kezman.
Na mecz z Auxerre skład wyglądał następująco:
Landreau - Ceara, Camara, Bourillon, Sakho - Chantome, Clement, Mauricio, Giuly - Lewandowski, Hoarau.
Kontuzjowani: Kezman, Arnaud
Mecz walki od samego początku, częste zwroty akcji, gra dobra, wiele emocji - tak w skrócie wyglądał ten mecz. Liczą się cenne pierwsze 3pkt.
Ważny podkreślenia jest rónież fakt, iż na meczu z Auxerre pojawiły się tysiące naszych fanatycznych kibiców, którzy sprawiali niezapomnianą atmosferę. Czuliśmy się jak w domu.
Mój 1 manifest, oceńcie i dajcie jakieś rady ;)
P.S. dlaczego się nie wyświetlają żadne zdjęcia mimo, że uplowadowałem?
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ