Ogarnęła mnie mania pisania. Blogi na CM Revolution tak trafiły w mój gust, że zamiast grać w FM-a włączam Worda i bawię się jak dziecko.
Skończyliśmy na porażce w ćwierćfinale ME z Anglikami 1:2. Już teraz mówię, że do wiosny 2011 roku będziemy się tłuc takim ekspresem, ale potem zacznę już coraz bardziej szczegółowo zajmować się kadrą.
Po grupowej przeprawie wróciliśmy do Polski z podniesionymi głowami, byliśmy dumni, że chociaż na chwilę klękały przed nami wielkie piłkarsko, narody – Niemcy i Holendrzy. Oni znacznie wcześniej spakowali swoje torby i musieli przyjąć na swoje barki ostrą krytykę ze strony mediów. My z podniesionymi czołami i przekonani, co do swojej wartości stawaliśmy w obliczu eliminacji do Mistrzostw Świata w RPA. Zanim przyszło nam stoczyć pojedynki i bitwy o możliwość wyjazdu do Afryki zagraliśmy mecz towarzyski.
Na Stadion Śląski w Chorzowie przyjechali Rosjanie – spotkanie miało charakter nie tylko prestiżowy, ale przede wszystkim polityczny. Mecz odbył się 6 września 2008 roku – ten miesiąc w historii naszego narodu jest całkowicie i niezaprzeczalnie szczególny. Były manifestacje i nic nie wyszło z budowanej przez rząd oraz media atmosfery braterstwa i zgody. Sam mecz nie potoczył się po naszej myśli. Przegraliśmy 1:3 – boleśnie, ale honorowo. Prasa łatwo znalazła analogie do wydarzeń sprzed dziesiątek lat.
W el. MŚ miało być zdecydowanie przyjemniej i radośniej. Grupa wydawała się średnio trudna. Islandia, Kazachstan i Wyspy Owcze miały być dostarczycielami punktów, Norwegia zespołem, który może rzucić wyzwanie, a Portugalia barierą trudną do pokonania.
Rzuceni na głęboką wodę na początek gramy z Portugalią – u siebie, mając w pamięci mecze na ME powinno być dobrze. Mecz chwały nam nie przynosi i przegrywamy 0:1. To już trzecia z rzędu porażka reprezentacji Polski – media zaczynają spekulować i wieszać psy na obecnym selekcjonerze. Ten na ciekawie zadane pytanie: Co to będzie? Odpowiedział: Jak co to będzie? Wiosna będzie. Śnieg topnieje a spod niego wyłażą na świat różne psie odchody przykryte wcześniej białym puchem. Coś w stylu pomidora Artura Boruca.
11 października do Polski przyjeżdżają Norwegowie. Remis 1:1 nie daje dobrych prognoz na przyszłość. Kryzys staje się faktem – mamy problemy, pojawiają się pierwsze spory. Michał Listkiewicz, bo tak jak naprawdę, w FM-ie także jest wieczny, mówi jasno – celem jest zakwalifikowanie się zespołu do MŚ. Na pytania o posadę selekcjonera odpowiada – te spekulacje są bezsensowe, w pełni ufam opiekunowi kadry.
4 dni później jesteśmy już w Rejkiawiku, jeżeli nie ogramy Islandii będzie wstyd i pozostanie zapisać się do Samoobrony. Udowadniając to, że Polski zlepperować jeszcze nie chcemy wygrywamy 2:1 – spotkanie przypominało męczarnie, ale szanse na awans nie zostały zaprzepaszczone.
Listopad przebiega pod dyktando meczów towarzyskich z Białorusią i Austrią. Pierwszy w Grodzisku Wielkopolskim remisujemy 1:1. W drugim zaś rozgrywanym w Wiedniu urządzamy sobie prawdziwą strzelaninę wychodząc z niej zwycięsko – 4:3, bo Polska jeszcze nie zginęła.
Na lutowe zaproszenie pozytywnie reaguje zespół Korei Południowej, który decyduje się na przyjazd do Chorzowa na mecz towarzyski. Mając w pamięci wojaże Jerzego Engela jesteśmy ostrożni, ale także żądni rewanżu, za dawne upokorzenie. Na polskiej ziemi zwyciężamy 4:1 i dajemy sygnał, do tego, iż będziemy się jeszcze liczyć na arenie międzynarodowej.
W marcu czeka nas mecz z Wyspami Owczymi, które gładko ogrywamy, ostatecznie zwyciężając 2:0. Wyjazdów ciąg dalszy, tym razem Kazachstan i wynik identyczny jak z Koreą.
Przedwakacyjny, po zakończonych rozgrywkach w Polsce okres jest czasem dobrym. Norwegia ograna 2:0 – kapitalna passa trwa dalej.
We wrześniu u siebie wygrywamy 2:0 z Islandią i remisujemy w Lizbonie 2:2. Awans do MŚ jest na wyciągnięcie ręki.
Październik będzie kojarzył nam się dobrze – zwycięstwa nad Wyspami Owczymi (3:1) i Kazachstanem (4:1) dają przepustkę do… no właśnie, zaledwie baraży. Naszymi rywalami będą Słoweńcy. W kraju wszyscy są przekonani, że po tak świetnych występach ogramy ich bez problemu.
W Celje rozczarowując wszystkich od kibiców na bukmacherach kończąc przegrywamy 0:1. Cztery dni potem w Chorzowie przy pełnych trybunach, w niezwykle zaciętym spotkaniu prowadzimy 2:0 i taki wynik utrzymuje się do końca. Nazajutrz gazety piszą o magii Stadionu Śląskiego i prezentują tytuły w klimacie takiego: Panowie! Narobiliście nam stracha!
W losowaniu znowu mamy „szczęście”. Grupa z Hiszpanią, Włochami i Japonią w Polsce odebrana jest jak coś w rodzaju drogi krzyżowej. Będzie ciężko, ale pokazaliśmy już w Austrii i Szwajcarii, że na takich nicponi mamy patent. To przechwałki, czy wizja? Jak sądzicie?
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ