Po złożeniu rezygnacji na ręce prezesa PZPN nie udzieliłem nawet pół wywiadu. W dupie mam to wszystko. Wiem, że poszło nam chujowo, zdaję sobie sprawę z tego, że pewne rzeczy mogłem zrobić lepiej, ale nie potrafiłem. Pożegnałem się z chłopakami, napisałem oświadczenie dla prasy i do widzenia. Wsiadłem w samolot i poleciałem do swojego domku w Szwajcarii. Piękne miejsce – las, jezioro, wokół góry i czyste powietrze. Taka moja samotnia, bardzo lubię tutaj wypoczywać. Nie wiem tylko jak długo tu wytrzymam, bo chciałbym udowodnić sobie, że nie jestem aż tak słaby jak mówią wyniki reprezentacji. Z drugiej strony pakowanie się od razu pod presję wyniku jakoś mi się nie uśmiecha. Przydałoby się trochę ”zabawy” w menedżera, żeby odzyskać radość z pracy.
Karierę w kadrze zaczynałem od rozmowy z Piotrem Nowakiem, który wówczas prowadził młodzieżówkę i zakończyłem ten etap rozmową z nim, jako najpoważniejszym kandydatem na mojego następcę. Po pewnych formalnościach, jak przekazanie bazy danych o zawodnikach, których powoływałem i innych tego typu pierdołach, pogadaliśmy o prywatnych sprawach. Piotrek kiedyś mieszkał w Stanach Zjednoczonych i polecił mi tamtejszą ligę, jako ciekawe miejsce do pracy. Tak dobrze się złożyło, że akrurat jeden z klubów ma wakat na stanowisku menedżera. Szczerze mówiąc MLS zawsze traktowałem w kategoriach lekko- półśmiesznych, czyli w sam raz na teraz. Sezon im się kończy jakoś pod koniec roku albo i wcześniej jak nie zakwalifikujemy się do fazy play off, w tym czasie powinny być już jakieś miejsca w poważnym futbolu. Jako, że nie miałem nic do stracenia, poprosiłem Piotrka, żeby wykonał parę telefonów i dowiedział się czy mam szansę tam popracować
Oczywiście nie było problemów, bardzo szybko dostałem wizę i poleciałem na rozmowę z prezesem. Nie obchodziło mnie jaki to będzie klub, jakie ma możliwości, ani jakie są oczekiwania. Dogadaliśmy się błyskawicznie, nie chciałem wielkiej kasy, w sumie to dostałem tyle co na waciki. Najważniejszy był dom i fajna fura oraz obietnica spokojnej pracy. Szefostwu dałem jasno do zrozumienia dlaczego tu przyjechałem. Nie chciałem, żeby liczyli na przedłużenie kontraktu. Mam nadzieję, że na święta będę już w Anglii.
Dallas okazało się ciekawym miastem, z bardzo mizerną frekwencją na stadionie - OMFG...
Zasadami jakie tu panują nie mam zamiaru jakoś szczególnie zawracać sobie głowy. Jest limit płac, limit kontraktów ”gwiazdorskich”, ”seniorskich” i chuj wie co tam jeszcze. Według tabeli mamy szanse na wejście do dalszej fazy sezonu, więc na tym się skupiam. Gra się tu w dwóch tzw. konferencjach - wschodniej i zachodniej. Niby dwie tabele i takie tam, ale i tak gra każdy z każdym, nawet z ekipami z tamtej konferencji i w ogóle trochę to zakręcone. Punkty łapie się do swojej tabeli. Dziwne, ale to ich problem. Okazało się, że jakiś geniusz przehandlował możliwość sprowadzenia obcokrajowców, czy też miejsca w składzie dla cudzoziemców, cholera wie o co chodzi. Tak czy inaczej mogę sprowadzać tylko obywateli USA. Nie ma co, zasady to sobie kurwa, piękne wymyślili. Nie ma sensu wkurwiać się na rzeczywistość, na początek trzeba uzupełnić sztab szkoleniowy. Mój asystent wygląda jakby mógł zejść w każdej chwili, dziadzio ma 70 lat. Wysoki muszą tu mieć próg emerytalny. Po krótkiej rozmowie z członkami mojej nowej ekipy, nie zmieniłem zdania o amerykańskiej piłce nożnej. Zostaje tylko trener bramkarzy, bo jako jedyny wygląda jakby miał jakieś pojęcie o swojej robocie. Nowym asystentem zostanie Brad Friedel, a pomagać nam będą między innymi Samaras, Cacau i Fabian Delph. Niech się Jankesi uczą futbolu od ludzi, którzy kiedyś mieli z nim styczność. W ogóle to często tu słyszę, że futbol to jedno, a piłka nożna to soccer – w dupach im się popierdoliło. Nie mam zamiaru się przywyczajać do niczego. Zrobię swoje i spadam.
Miesiąc, który tu spędziłem przekonał mnie, że to był doskonały ruch z mojej strony. Pomijając beznadziejne zasady panujące w MLS, jestem szczęśliwym człowiekiem. Chata z basenem, sportowe auto i dobre wyniki mojej drużyny cieszą mnie niesamowicie. Mamy fajną formę, pykamy co mecz z kelnerami albo tak mi się wydaje sądząc po tym co oglądam na treningach, a później na meczach. Gdybym wpadł tu z moją Legią w szczytowym okresie naszej formy, to nie byłoby co po nich zbierać. Pełen luz, czuję się jakbym był w jakimś bananowym państewku. Puchar MLS całkowicie dziwny, bo w ćwiećfinale tylko my i reszta ekip spoza oficjalnej ligi, czyli jacyś amatorzy.
Składu od początku nie miałem jakiegoś zajebistego. Średni bramkarz i nieźli stoperzy, za to spore braki na bokach defensywy. Raptem dwóch skrzydłowych i już było wiadomo, że będziemy grać środkiem, który też nie był rewelacyjny. W ataku Altidore, ale gwiazdą był Jimenez – szkoda, że skurwiel nie strzelał bramek. Kiedy tam przychodziłem miał raptem dwie na koncie, czyli trafiał raz na sześć czy siedem godzin. Gdy w końcu zaczęło się okienko transferowe, postanowiłem rozjrzeć się, za kilkoma Jankesami, których można by było sprowadzić spowrotem do ich ojczyzny. Potrzebowaliśmy ze dwóch obrońców, kogoś do pomocy i paru napastników.
Na Ruelasa napaliłem się jak szczebaty na suchary, a ten kutas chuja gra. Dostał olbrzymi kredyt zaufania i wszystko przejebał. Gulley jest troszkę bardziej produktywny, a Renken się leczy. Cunningham gra, bo Rafael to już dziadzio tak z deka, ale i tak jest niezły jak na warunki tej ligi. Adam Walker zmienia Browna na prawej stronie. Inna opcją jest Williams, ale to kolejny staruszek. Stoperzy to Fadeski i Parsons, całkiem spoko sobie radzą, tracimy mało bramek. Kyle Miller miał wzmocnić środek pola i pomóc Parkerowi, Pinedzie i Jeffriesowi. Diallo to inna bajka, facet dobrze sobie radzi za napastnikami, tylko musi poprawić wytrzymałość. Nie było sensu pakować się w skrzydłowych, bo obecny system się sprawdza i to doskonale, oby tak dalej.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ