Końcówka sezonu miała pokazać jakimi dysponuje zawodnikami – czy facetami, którzy wytrzymają presję i wykorzystają szansę jaka się przed nimi otworzyła, czy zwykłymi dzieciuchami, którzy spękają w najważniejszym momencie. To także sprawdzian dla mnie - czy będę potrafił wstrząsnąć grupą dorosłych facetów, tak przygotować zespół, by byli w stanie udźwignąć ciężar oczekiwań kibiców. Do tej pory trenując dzieciaki, nie byłem nigdy w podobnej sytuacji.
Po pucharowym, gorzkim zwycięstwie trzeba było wrócić do ligi. Jak podnieść morale drużyny, która mimo pięknego stylu, nie odniosła sukcesu, jakim byłby niewątpliwie awans do finału? Zdecydowałem się na krok ryzykowny, bo żywcem wyciągnięty z treningów juniorów – mini gierki, tak by każdy z zawodników, mógł uwierzyć że jest w stanie dokonać niemożliwego. Przez cały tydzień przeprowadziłem gierki 4x4, 6x6 czy 8x8 w których sam wziąłem udział i tak mieszałem składami, by nie było jednocześnie drużyny, która cały czas przegrywałaby. Ogromnie zaskoczył mnie
Mario Lucić – na dużym boisku nie prezentował takich umiejętności, by nawet myśleć o umieszczeniu go w meczowej kadrze. Na treningach grał jak profesor, w jakimkolwiek zestawieniu by nie był, zawsze drużyna robiła znacząco lepsze rezultaty. Sam motywował, starał się pokazywać błędy. Mimo, że nie gra, widać było że jest częścią drużyny.
Spotkanie z Mladost Doboj Kakanj rozpoczęliśmy w nowej wersji środka obrony – jednocześnie, po raz pierwszy w sezonie obok siebie od pierwszej minuty grali
Dejan Popović i
Stefan Kladar. Na tyle dobrze zabezpieczyli tyły, że gospodarze nie byli w stanie zbyt często zagrozić naszej bramce. Niestety osoby odpowiadające za tworzenie akcji, były równie dobrze powstrzymywani przez rywali. Rozczarował zwłaszcza
Savanović – w pucharowym meczu grał wspaniale, szukał pozycji, urywał się obrońcom, teraz jego występ był bezbarwny, został nakryty czapką przez kryjących go zawodników. Dlatego, już w 55 minucie zmienił go
Selimović, któremu udało się pokonać bramkarza. Cenne 1:0, bo wynik nie uległ zmianie do końca gry, dało nam lekką przewagę psychologiczną, bo teraz to Velez był na musiku i musiał pokonać Slaviję Sarajewo. Słuchaliśmy relacji radiowej w drodze powrotnej do Zenicy, ale Velez wytrzymał ciśnienie. Zrnijski również wykonał swoje zadanie i jedną bramką pokonał NK Vitez.
Tydzień później sytuacja wyglądał odwrotnie – to kluby z Mostaru grały wcześniej. Gdy rozpoczynałem rozmowę przedmeczową wiedziałem już o klęsce Velezu. Stracili 6 bramek, sami zaś nie odpowiedzieli żadną.
Panowie, jeden punkt dzieli nas od Mistrzostwa, nie możemy tego zmarnować. - apelowałem na przedmeczowej odprawie.
Zaryzykowałem – wiedziałem, że ukrywanie wyniku ostatnio nie pomogło, a powinno dać to dodatkowy impuls do walki. Bałem się troszkę przemotywowania niektórych graczy, dlatego nie naciskałem bardziej. Do składu powrócił
Selimović, zdecydowałem się także na
Buscana, kosztem
Burekovica, który w ostatnim meczu prezentował się lepiej, od swojego młodszego kolegi. I już w 8 minucie żałowałem swojej decyzji. W niegroźnej sytuacji, na 40 metrze od bramki
Buscan bezmyślnie atakuje Ivankovica od tyłu i nie trafia w piłkę. Po cichu liczę, że sędzia Stankić się zlituje i da tylko napomnienie, niestety są to płonne nadzieję. Od tego momentu cała taktyka na mecz się posypała. Nie wprowadziłem żadnych zmian, wiedząc, że Nikolić bardzo dobrze radzi sobie w ofensywie. Niestety, przed przerwą Ivanković wymierza nam karę, zdobywając swoją 8 bramkę w sezonie. Trzeba było coś zmienić. W przerwie ściągnąłem
Selimovica, zastępując go
Burekovicem, by można było częściej przedzierać się pod pole karne. Niestety liczne centry nie trafiały do osamotnionego
Masica, dlatego w 64 minucie za
Marina Popovica wszedł
Savanović. Nie miało już dla mnie znaczenia czy przegram jeden, czy dwa zero, trzeba było postawić wszystko na jedną kartę. I od tej zmiany zatrzymaliśmy się. Bez skutecznego odbioru, który gwarantował nam
Marin, nie mogliśmy liczyć na korzystny wynik.
Emir Jusić miał jeszcze swoją szansę pod koniec spotkania, ale jego strzał z jedenastu metrów trafił w las nóg obrońców gości.
Przed ostatnią kolejką sytuacja była arcyciekawa. Trzy drużyny walczyły o mistrzostwo i wszystkie trzy miały realne szansę. Co więcej dwie z nich grały ze sobą w bezpośrednim starciu.
Velez było w najlepszym położeniu – zależeli tylko i wyłącznie od siebie. Nie mogli pozwolić sobie na przegraną, gdyż w tym wypadku stracili by pozycję lidera, ale mogli spaść nawet na trzecie miejsce.
Zrnijskiemu także zależało na wygranej – miał szansę na mistrzostwo, a w najgorszym razie drugim miejscu. Remis dawał mu cień szansy na drugie miejsce, ale musieli liczyć, na NK Vitez, który musiał pokonać nas.
My mieliśmy dwa cele – po pierwsze wygrać i liczyć na Zrnijski, który urywając jakiekolwiek punkty daje nam mistrza. Celem drugim było spuszczenie z ligi NK Vitez. Nie chodziło o jakąś zawiść, tylko o interes – być może Toni Livancić byłby bardziej skłonny do nas przejść, gdyby musiał wybierać między klub pierwszoligowy, a drugoligowym.
W najbliższym spotkaniu wiadomym było, że nie wystąpi
Amir Masić, którry dostał powołanie do kadry U - 19, która w tym czasie odbywała mecze Eliminacjne do Mistrzostw Europy U – 19, gdzie Bośnia w jednej grupie podejmowała Gruzję, Hiszpanię oraz Turcję.
Same mecze udały się naszemu zawodnikowi – w trzech meczach zdobył 4 bramki ( w tym jedyną bramkę w meczu z Hiszpanią), a sama Bośnia zajęła drugie miejsce ustępując miejsca … Gruzji ( z która przegrali ostatni mecz 2:3)
W trakcie tygodnia wypadł także
Dzenan Bureković – na treningu skręcił staw skokowy. Co prawda mogłem zalecić założenie blokady, ale nie chciałem ryzykować zdrowia i przyszłej kariery lewego skrzydłowego.
W meczu z konieczności wystąpił
Salcinović na boku pomocy. Początkowo miał grać szeroko i próbować dośrodkowywać spod linii, ale nie był w stanie wygrywać pojedynków biegowych z Toni Pezo . Dlatego poleciłem mu by próbował ścinać do środka i uderzać na bramkę – ale to także nie zdało egzaminu. Z drugiej strony boiska szalał
Huseinspahić, niestety jego liczne dośrodkowania nie trafiały na głowę ani
Selimovica, ani
Savanovica. Szansę po rzucie wolnym miał
Nikolić, ale jego wolej zdołał sparować Tirić. NK Vitez polegał na parze napastników – Livancić – Smirko, która był dobrze pilnowana przez parę stoperów. Co z tego skoro strzał życia oddał Josip Santić – mocny, odchodzący od bramkarza, jednym słowem nie do obrony. Nie miałem zbyt dużego pola manewru. Wynik mieli próbować odwrócić, zawodnicy, których nie widziałem w klubie w przyszłym sezonie –
Radovanović i
Bajrakterović. I o ile ten drugi szarpał, walczył i strzelał, tak ten pierwszy nie dał żadnych argumentów by go zatrzymać. Nie udało się wyrównać.
Na szczęście dla Nas Velez Mostar pokonał w derbach Mostaru Zrnijskiego.
Na koniec sezonu mamy drugie miejsce – kto by się spodziewał przed sezonem? Nawet dla mnie to zaskoczenie, bo atak na puchary miał być przeprowadzony za rok, może za dwa lata, teraz zaś miałem poznawać specyfikę bośniackiej piłki. No, ale skoro cel udało się zrealizować wcześniej, to trzeba sobie wyznaczyć kolejny.
Także dowiedziałem się czegoś o sobie samym - muszę popracować nad odpowiednim podejściem psychologicznym do zawodników, bo w ostatnich, najważniejszych meczach sezonu nie potrafiłem odpowiednio zmotywować zawodników do ostatecznego wysiłku.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ