Premier League
Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 2344 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
W ostatnich meczach kibice ciągle raczyli nas wspaniałym „Glory Glory Man United…”. Mieli ku temu powody. Jednak gdy po ostatnim pojedynku na trybunach udało im się rozwinąć wielki transparent z napisem „Sir Alex byłby dumny! My też jesteśmy! Dziękujemy!” niektórym piłkarzom po policzkach popłynęły łzy. Ja też nie potrafiłem ukryć wzruszenia. Cały klub pogrążył się w żałobie w styczniu, gdy ten wielki trener zmarł w wieku 81 lat, zaledwie pięć dni po swoich urodzinach. Odszedł spokojnie, we śnie. A my uczciliśmy jego pamięć w najlepszy możliwy sposób. Ale łatwo nie było…
Styczeń
W porównaniu z zeszłym rokiem zimowe okienko transferowe zbyt wielu zmian nie przyniosło. Nie było bowiem potrzeby modyfikowania tego, co tak dobrze funkcjonowało. Pożegnaliśmy jednak trzech piłkarzy. 11 stycznia piłkarzem Fiorentiny został Vitaly Rodin (co oznaczało, że już wkrótce spotkamy się jako rywale w 1/8 finału Ligi Mistrzów), 23 stycznia odszedł do Eibar Stephen Westwood, a dzień później graczem Realu Madryt stał się Necip Uysal. Z kolei z Królewskich sami sprowadziliśmy środkowego pomocnika Fernando, dodatkowo z drużyny rezerw przesunięci zostali Doug Davis oraz Miguel Ángel Rivera. Ten skład miał nam zapewnić sukcesy w obecnym sezonie. A zaczęło się wręcz nieziemsko. W Nowy Rok przystąpiliśmy do rozgrywek Pucharu Anglii i zrobiliśmy to w sposób, o którym mówiła cała Anglia. Wynik 7:2 z Bolton i pięć bramek Mateva nie pozostawiało złudzeń. Tymczasem czekały na nas pojedynki z Liverpoolem w półfinale Curling Cup. 5 stycznia na Old Trafford rozgrywaliśmy pierwszy mecz. To właśnie tego dnia zmarł wielki Sir Alex. Dowiedzieliśmy się o tym na około dwie godziny przed spotkaniem. To był dla nas cios. Nawet nie wiedziałem co powiedzieć chłopakom w szatni. Oczywiście zaczęło się od minuty ciszy. Kibice płakali, niektórzy zawodnicy też nie wytrzymywali. Byliśmy w rozsypce, więc porażka 2:4 nikogo nie dziwiła. Zresztą cały miesiąc był najgorszy w tym sezonie. Cały czas graliśmy z czarnymi opaskami na rękawach. Niestety od razu po spotkaniu z Liverpoolem w Curling Cup czekał nas pojedynek z… Liverpoolem w Premiership. Widać było wyraźnie, że brak nam koncentracji. Prowadziliśmy, ale skończyło się na 1:1. To samo powtórzyło się w potyczce z Arsenalem na wyjeździe. Straciliśmy dwubramkowe prowadzenie i wyjechaliśmy z rezultatem 2:2. W krótkim czasie uciekły nam tym samym cztery punkty. Udało się nam na szczęście na chwilę otrząsnąć z traumy i z Wolves na ich stadionie zwyciężyliśmy 4:2. Rewanż z Liverpoolem to jednak nasz całkowity blamaż. Honorowa bramka w doliczonym czasie gry pozwoliła nam przynajmniej udawać, że wcale nie było tak źle, ale wynik 1:3 i porażka w dwumeczu 3:7 zabolała. Czarna seria jednak trwała – w szóstej rundzie FA Cup nie byliśmy w stanie pokonać West Brom i po remisie 1:1 musiała nastąpić powtórka. Nie byłem optymistą przed rywalizacją na Old Trafford i miałem rację. Dopiero ostatnia minuta przyniosła nam awans do kolejnej rundy dzięki wymęczonej wygranej 2:1. Pojawiło się jednak światełko w tunelu – ostatni mecz stycznia zakończył się pewnym zwycięstwem 3:0 nad Burnley. Wydawało się, że wszystko wraca do normy.
Luty
Początek kolejnego miesiąca wyraźnie pokazał, że najgorszy moment żałoby mamy już za sobą. Ta bolesna strata ciągle była w naszych sercach, ale nauczyliśmy się z tym żyć. Świadczą o tym wyniki naszych spotkań. W meczach u siebie wygraliśmy 4:0 z Bolton, by po trzech dniach również 4:0 pokonać Tottenham. Niestety w dwóch kolejnych potyczkach bramek już nie zdobywaliśmy. O ile remis 0:0 z Newcastle na wyjeździe można było uznać za dobry rezultat, o tyle porażka 0:1 z… Liverpoolem w 7 rundzie Pucharu Anglii była dla nas gorzką pigułką do przełknięcia. Zaczęto już mówić o syndromie „The Reds”. Najpierw Curling Cup, teraz FA Cup. Oznaczało to, że nie obronimy zdobytego w zeszłym sezonie trofeum. Byliśmy bardzo rozczarowani, a ja najbardziej. Na szczęście szybko się otrząsnęliśmy po tym ciosie i w kolejnych dwóch potyczkach ligowych zdobyliśmy komplet punktów. Najpierw na wyjeździe udało się wygrać 3:2 z West Ham, by następnie nie dać żadnych szans Notts Co – 4:0 to i tak był mały wymiar kary. Tym samym nadszedł nasz pierwszy mecz z Fiorentiną z Lidze Mistrzów. Na stadionie Artemio Franchi zagraliśmy tak naprawdę słabo, ale fatalne błędy w obronie naszych rywali pozwoliły nam wyjechać z Włoch z rezultatem 2:0. Nie było tym samym szans byśmy nie zdołali awansować do ćwierćfinału. Luty zakończyliśmy pewnym ligowym zwycięstwem 5:1 nad Wigan. Tymczasem w finale Curling Cup Liverpool pokonał 1:0 Manchester City.
Marzec
Każda drużyna w pewnym momencie przechodzi kryzys. Zadaniem managera jest zminimalizowanie jego skutków. Angielski sezon jest ekstremalnie męczący, ale właśnie to sprawia, że jest to najlepsza liga świata. Nam słabsze dni przytrafiły się właśnie na początku marca, ale na szczęście obyło się bez konsekwencji. Zarówno 1:0 z QPR, jak również wygrana 1:0 z West Brom były wymęczone, ale liczyło się tylko to, że powiększamy nasz dorobek punktowy. Pomimo słabszej postawy przeciwnicy nie byli nam choćby wbić jednej bramki, nie udało się to również Fiorentinie w rewanżowym pojedynku. Rewelacji z naszej strony nie było, ale wynik 2:0 pozwolił nam spokojnie awansować dalej. Niestety w ćwierćfinale trafiliśmy najgorzej jak można… tak, znowu mieliśmy za rywala Liverpool. Nikt z tego powodu nie miał szczęśliwej miny. Już wolałbym chociażby Wolfsburg, który pewnie pokonał AC Milan i dodatkowo miażdżył wszystkich w Bundeslidze. Klątwa „The Reds” nadal jednak nas prześladowała. Jakby tego było mało awans spowodował dalsze perturbacje w terminarzu. Wyglądało to jak spełnienie najgorszych koszmarów. Tabela prezentowała się imponująco, szansa na mistrzostwo była wielka, ale dopiero teraz mieliśmy się przekonać, co tak naprawdę jest warta nasza drużyna. Porażka z Evertonem mogła nam bardzo skomplikować życie, więc jechaliśmy na Goodison Park choćby po jeden punkt.
Dla gospodarzy była to ostatnia szansa, żeby jeszcze powalczyć o wygranie ligi. I widać było, że chcą z niej skorzystać. Na początku meczu daliśmy się zepchnąć do obrony, co skończyło się utratą bramki. Na szczęście z biegiem czasu zaczęliśmy dochodzić do głosu, w czym zresztą pomogli nam sami piłkarze Evertonu kończąc mecz w dziesiątkę. Nam wreszcie udało się wyrównać i rezultat 1:1 oznaczał, że w przypadku zwycięstwa w następnym spotkaniu Czerwone Diabły po trzynastu latach znów zostaną mistrzem kraju. Lepszej okazji niż derby Manchesteru na Old Trafford nie można było sobie wymarzyć. Ale pokonanie „The Citizens” nie należy do najłatwiejszych zadań. Przynajmniej do tej pory tak było. Tym razem graliśmy jak natchnieni, piłkarze czuli, że mogą przejść do historii tego klubu. Już do przerwy prowadziliśmy dwoma bramkami, ostatecznie skończyło się na 2:1. Trzynaście lat… w tym czasie sześciokrotnie stawali na podium, ale ciągle czekali na upragnione pierwsze miejsce. Radości nie było końca. Po dwóch Mistrzostwach Polski, triumfie w Szkocji oraz dwóch tytułach w Niemczech podbiłem z Manchesterem United Premiership. Szampan lał się strumieniami, kibice byli wniebowzięci. Nic dziwnego, że na luzie podeszliśmy do pojedynku wyjazdowego z Chelsea. Porażka 0:1 na nikim nie zrobiła wrażenia. Wszyscy szykowaliśmy się na pierwsze spotkanie z Liverpoolem w ćwierćfinale Champions League. Cieszyłem się, że zaczniemy ten dwumecz od Old Trafford, chciałem uzyskać jak największą przewagę przed kwietniowym rewanżem. Niestety zawiodła przede wszystkim skuteczność, stwarzaliśmy okazje, ale bramka rywali była jak zaczarowana. W sumie w tej rywalizacji mógł paść każdy wynik, ale skończyło się jednak szczęśliwie dla nas – 1:0 pozwalało nam być umiarkowanymi optymistami. Było to pierwsze zwycięstwo United nad „The Reds” od 6 lutego 2021 roku, gdy pokonaliśmy ich w lidze 4:3.
Kwiecień
Pomimo już wywalczonego mistrzostwa chłopaki nie spuszczali z tonu. Miesiąc zaczęliśmy od mocnego uderzenia pokonując 4:1 Fulham. Trzy dni później pojechaliśmy na Anfield walczyć o półfinał Ligi Mistrzów. To był niesamowicie wyrównany mecz, podobnie zresztą jak każda nasza potyczka. Marzyliśmy o tym, by zdobyć bramkę, która praktycznie zapewniłaby nam awans albo chociaż o wywalczeniu bezbramkowego remisu. Niestety już przed przerwą gospodarzom udało się odrobić straty. Szanse na awans malały, ale im bliżej było końca, tym tempo gry coraz bardziej zwalniało, obie drużyny szykowały się na dogrywkę. I rzeczywiście, po dziewięćdziesięciu minutach było 1:1 w dwumeczu. Spodziewałem się, że dopiero rzuty karne przyniosą rozstrzygnięcie, ale uśmiechnęło się do nas szczęście, które nazywa się Matev. Jego dwie świetne akcje przyniosły nam ostatecznie zwycięstwo w meczu 2:1 i awans do półfinału. Tutaj rywalem dla nas miał być kolejny angielski klub – Chelsea. Dla nich była to ostatnia szansa, by w przyszłym sezonie zagrać w europejskich pucharach. Przed pierwszym pojedynkiem z „The Blues” po niesamowitym spektaklu pokonaliśmy na wyjeździe Leeds 4:3. Podobnie jak z Liverpoolem tak i z Chelsea zaczęliśmy od pojedynku na Old Trafford. Niestety goście rozgryźli nas, przez co nie mogliśmy rozwinąć skrzydeł. Remis 1:1 sprawiał, że nie byliśmy faworytami przed rewanżem. W przedostatnim ligowym pojedynku na Rösler Stadion bramki nie padły i rezultat 0:0 praktycznie pozbawił szans Manchesteru City na podium w tym sezonie. Ostatni kwietniowy pojedynek to oczywiście wyjazd na Zola Stadion do Londynu i rewanż w półfinale Champions League z Chelsea. Było jasne, że nie możemy zagrać jak na Old Trafford. Musieliśmy czymś zaskoczyć gospodarzy i udało się. Ale takiego efektu nikt się nie spodziewał. Dość szybko powinniśmy wyjść na prowadzenie, ale Garmendia zawalił rzut karny. Dosłownie minutę później znów się nie popisał marnując sytuację sam na sam, ale na szczęście Quintanilla był na miejscu. Po przerwie dobiliśmy odsłoniętych rywali i wygrana 3:0 stała się faktem. Po raz pierwszy od 2010 roku Manchester znów miał zagrać w finale Champions League. Wtedy nie udało się pokonać Juventusu, rok wcześniej również w finałowym pojedynku United polegli z Barceloną. To w 2008 roku udało się pokonać Chelsea i od tamtego czasu Czerwone Diabły czekają na wywalczenie tytułu najlepszego klubu Europy. Mogłem sprawić, że w maju ten klub znów zapisze się na kartach historii… a ja wraz z nim.
Maj
Ze względu na Mistrzostwa Świata, które miały odbyć się w Meksyku rozgrywki ligowe we wszystkich krajach musiały się skończyć o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Dlatego maj przyniósł już tylko jeden mecz w Premiership. W ostatniej kolejce sezonu żegnaliśmy swoją publiczność. Dla nas ten mecz nie miał żadnego znaczenia, ale i tak zawodnicy nie mieli zamiaru odpuszczać. Goście powinni się cieszyć, że skończyło się tylko na 2:0. Premiership tym samym zakończyła swoje rozgrywki. Na Old Trafford wróciły chwile, o których marzono przez tak długi czas… czuliśmy obecność wielkiego Sir Alexa Fergusona, któremu oczywiście zadedykowaliśmy te mistrzostwo.
11 maja w finale Ligi Europejskiej Juventus pokonał Dynamo Kijów 1:0, a 18 maja angielskie rozgrywki oficjalnie dobiegły końca – na Wembley w finale FA Cup Sunderland pokonał 4:1 Notts Co. Trzy dni później miał się odbyć najważniejszy pojedynek mojego życia. Na stadionie Nuevo Mestalla w Walencji Manchester United miał zagrać z Olympique Lyon. Dla Francuzów był to największy sukces na europejskich arenach. Do tej pory mogli poszczycić się dwukrotną grą w półfinale Champions League. Tym razem w fazie grupowej okazali się lepsi od Aberdeen i Fenerbahce zajmując drugie miejsce za Manchesterem City. Potem po kolei wyeliminowali Besiktas, Sporting Lizbona oraz FC Porto. Szczerze mówiąc sam chciałbym mieć taką drabinkę. Media uznawały nas za faworyta, chociaż na takim szczeblu rozgrywek wszystko jest możliwe. Sam mecz okazał się całkowicie jednostronnym widowiskiem. Wystarczy powiedzieć, że francuski zespół nie oddał ani jednego celnego strzału na naszą bramkę. Całkowicie zdominowaliśmy boisko, tylko co z tego skoro nie przekładało się to na gole. Mijały minuty, skończyła się pierwsza połowa i było 0:0. Po przerwie ciągle to samo, praktycznie nie schodzimy z połowy Lyonu i sędzia kończy mecz przy bezbramkowym remisie. Dogrywka. Widać już wyraźnie, że Olympique nawet nie ma zamiaru atakować nastawiając się na karne. Mi to się w ogóle nie uśmiechało, ta loteria nie musiała się rozstrzygnąć po naszej myśli. Niestety zaczęliśmy się godzić z tą myślą, że będzie to jednak nieuniknione. Wtedy jednak, na trzy minuty przed końcem, Matev podał na skrzydło do Sorii, ten pociągnął pod samą linię końcową, dośrodkował, a piłka znalazła się wprost pod nogą Cordesa. Wystarczyło ją dostawić… po chwili futbolówka trzepotała w siatce, a wśród piłkarzy, sztabu na ławce i wszystkich kibiców United zgromadzonych na trybunach wybuchła wielka radość. Dwie minuty sędzia musiał wszystkich uspokajać zanim wznowił grę. Oczywiście te chwile przypominały obronę Częstochowy, francuska drużyna rzuciła się do ataku. Skutecznie rozbijaliśmy jednak ich akcje i odliczaliśmy sekundy do końcowego gwizdka. Wreszcie stało się… nie wiele szczerze mówiąc pamiętam z tamtych wydarzeń. To była euforia, to był mój największy sukces w dotychczasowej karierze, która zaczęła się od meczów Ligi Okręgowej z Gwardią Warszawa…
Nie mogłem jednak nie dostrzec tego wielkiego transparentu. Jego zdjęcia nazajutrz zamieściły chyba wszystkie gazety na świecie. „Sir Alex byłby dumny! My też jesteśmy! Dziękujemy!” Z tysięcy gardeł wydobyło się wspaniałe „Glory Glory Man United”, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy szczęścia i wzruszenia… Manchester United – Mistrzowie Anglii oraz zwycięzcy Ligi Mistrzów…
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Odbiór piłki |
---|
Można zdefiniować sposób, w jaki nasi zawodnicy będą odbierać piłkę przeciwnikowi. Odbiór delikatny ogranicza liczbę fauli i dzięki temu liczbę kartek. Odbiór agresywny sprzyja zastraszeniu rywali, zmuszeniu ich do błędu i szybkiemu przerwaniu akcji. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ