Ligue 1 Conforama
Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 1799 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
***
W poprzednim odcinku:
Chorwat #13 - wstęp do sezonu 2016/17
***
Okres przygotowawczy skończył się w mgnieniu oka. Trzeba przyznać, że solidnie go przepracowaliśmy. Najbardziej cieszył mnie brak kontuzji w zespole. Prędzej czy później one przyjdą, ale byłem pewien, że nie powtórzy się sytuacja z poprzedniego sezonu. Gdy trafiłem do klubu aż pięciu zawodników podstawowego składu zmagało się z poważnymi urazami. Liga francuska startuje dopiero w sierpniu. To kolejny powód, dzięki któremu lubię te rozgrywki. Jest wystarczająco dużo czasu, żeby się do nich przygotować, żeby za nimi zatęsknić. Mogliśmy spokojnie oglądać eliminacje do Ligi Mistrzów i z czasem skreślać kolejne zespoły, które z pewnością już nie mogły być naszymi rywalami w fazie grupowej. Tym samym coraz klarowniej wyglądał podział na koszyki i wszystko wskazywało, że będziemy losowani w trzeciej kolejności.
Większe emocje w eliminacjach tych elitarnych rozgrywek zaczęły się pod koniec lipca i na początku sierpnia, gdy my szykowaliśmy się do startu Ligue 1. W sumie doszło tylko do jednej niespodzianki – po dwóch remisach Śląsk Wrocław wyeliminował Galatasaray. Turcy jakoś nie mają szczęścia do polskich drużyn. W zeszłym sezonie przegrali przecież z Legią w ćwierćfinale Champions League. Spoglądając tym samym na europejskie areny sami spokojnie rozgrywaliśmy sierpniowe mecze. Miał to być jedyny miesiąc, w którym rozegramy zaledwie cztery spotkania. Potem jeszcze dwa tygodnie przerwy na mecze reprezentacji narodowych i od połowy września przystąpimy do maratonu, który będzie polegał na rozgrywaniu spotkań co 3-4 dni. Warto więc było wykorzystać w pełni luźniejszy początek rozgrywek.
Pierwsza kolejka Ligue 1 przyniosła nam powtórkę z ostatniej serii spotkań sezonu 2015/16. Pokonaliśmy wtedy Lille 3:0, ale też trzeba mieć świadomość, że sytuacja była inna. Nikt już o nic nie grał, wszystko było praktycznie rozstrzygnięte. Teraz każdy chce jak najlepiej rozpocząć rozgrywki, pokazać się z jak najlepszej strony. Dlatego nie liczyliśmy na tak okazałe zwycięstwo, ale nie było innej opcji jak zdobycie kompletu punktów. Niestety zawsze pozostaje ta niewiadoma – jak zespół zaprezentuje się w pierwszym spotkaniu o stawkę z nowymi zawodnikami. Swoje debiuty w barwach czerwono-czarnych zaliczyli Niang oraz Stoyanov, a po rocznej przerwie na wypożyczeniu w Hannoverze znów dla Rennes zagrał Doumbia.
Pogoda tego dnia spłatała nam małego psikusa. Miało być sucho i ciepło, ale jakimś cudem nad stadionem przeszła krótka nawałnica. W sumie to i dobrze, bo zrobiło się rześko i przyjemniej się grało chłopakom. A tego dnia trzeba powiedzieć, że spisywali się bez zarzutu. Lille to taki typowy mocny średniak, więc trzeba było z nimi walczyć o każdy centymetr boiska. Po pierwszych wyrównanych minutach zaczęła się powoli uwidaczniać nasza przewaga i spokojnie graliśmy atakiem pozycyjnym wyczekując naszych szans. Byliśmy bardzo cierpliwi i zostało to wynagrodzone w dwudziestej drugiej minucie. Długa wymiana podań przed polem karnym skończyła się zagraniem Duombii do Carceli, który stał na piętnastym metrze, gdzie udało mu się urwać obrońcy i płaskim strzałem pokonać bramkarza gości. Cztery minuty później było już praktycznie po meczu. Rzut wolny z około dwudziestu metrów wykonywał Markovic i uderzając piłkę w samo okienko nie dał szans golkiperowi Lille. Rywale próbowali jeszcze podnieść się z kolan, ale do przerwy nic ciekawego nie zaprezentowali, a w drugiej połowie w ogóle nie podjęli walki. Tempo meczu tym samym siadło. Jeszcze tylko Niang dobił naszych przeciwników wykorzystując błąd ich obrony strzelając bramkę w swym debiucie i spokojnie można było czekać na końcowy gwizdek sędziego. Jak się okazało początek obecnego sezonu mieliśmy jednak identyczny jak koniec poprzedniego.
Stade Rennais – Lille 3:0 (2:0)
Nasze spotkanie rozegraliśmy w niedzielę dość wcześnie, bo już o godzinie 14. Niedługo po jego zakończeniu ktoś zaczął się dobijać na mój telefon, ale że trzeba było jeszcze pójść na konferencję prasową i zająć się paroma innymi sprawami nieodebrane połączenia sprawdziłem późnym wieczorem. Jeden numer powtarzał się aż osiem razy. Nie miałem go w kontaktach, ale zdążyłem go już zapamiętać przez ostatnie miesiące. Oczywiście oddzwoniłem i… zgodnie z przewidywaniami moja próba została odrzucona. Minęło zaledwie kilka sekund i już ów znajomy numer wyświetlił się na mojej komórce.
- Jakbym wiedział, że tak Panu zależy to bym chyba namawiał mojego klienta na drugą opcję. Od szesnastej się dobijam i nic – w tonie mojego rozmówcy wyraźnie wyczułem rozbawienie.
- Cóż mogę powiedzieć, zapracowany ze mnie człowiek. Tu trzeba mecz wygrać, tam trzeba dziennikarzom opowiadać jak ten mecz się wygrało.
- Jeszcze zacznę Panu współczuć.
- Raczej bym się jednak tego nie spodziewał.
- Cuda się zdarzają. Dziś właśnie jestem świadkiem jednego.
- A nie mówiłem, to się nie mogło inaczej skończyć.
- Klient chce, klient dostaje. Chłopak się nie może już doczekać. Przylecimy jutro podpisać wszystkie papiery. Prosił mnie tylko, żeby potwierdzić wcześniejsze ustalenia.
- Dobra, nie ma sprawy, załatwimy to bez dziennikarzy.
- Cieszę się bardzo, no i gratuluję zwycięstwa nad Lille, oglądałem mecz. Dziś grał też Metalurh, będzie miał Pan poważną zagwozdkę jaki skład desygnować na następne spotkanie, po tym co dziś chłopak nawyczyniał.
- Po pierwsze dziękuję. A po drugie – a cóż takiego się stało, bo jeszcze nie miałem czasu sprawdzić?
- Bramka, asysta, gracz meczu. Piękne pożegnanie.
- No cóż, zawsze wiedziałem, że Golyuk potrafi grać w piłkę. Do zobaczenia jutro.
Wreszcie zrealizowałem swój plan. Eugene Goluyk był dla mnie priorytetem odkąd tylko trafiłem do Rennes. Po wielu miesiącach nieskutecznych prób, w końcu Ukrainiec za 3 mln € dołączył do naszego zespołu. Szykowałem dla niego miejsce w podstawowej jedenastce.
Gospodarze tego pojedynku kiepsko rozpoczęli sezon dość niespodziewanie przegrywając na wyjeździe z Dijon 0:1. Przed własną publicznością chcieli więc odnieść pierwsze zwycięstwo i tym samym poprawić sobie humory. My z kolei w świetnych nastrojach rozpoczęliśmy mecz. Mieliśmy nadzieję na kolejne punkty, celem minimum był remis. Na boisku mogliśmy zobaczyć kolejnych debiutantów – po raz pierwszy koszulkę Rennes przywdziali Béria, no i oczywiście Golyuk. Zgodnie z oczekiwaniami był to mecz walki o środek pola. Widać było zawziętość u piłkarzy gospodarzy, ale nie dawaliśmy się zaskoczyć wykazując się w dodatku lepszą skutecznością. Co prawda nasze strzały nie stwarzały większego zagrożenia pod bramką Bordeaux, ale przynajmniej trafialiśmy w światło bramki. O naszych rywalach w żadnym wypadku nie można było tego powiedzieć. Gdy schodziliśmy na przerwę przy bezbramkowym remisie słychać było gwizdy z trybun. Kibice oczekiwali tylko i wyłącznie zwycięstwa swojej drużyny, ale z drugiej strony chyba jednak zapominali, że to my przecież jesteśmy wicemistrzami Francji.
Druga połowa lepiej dla nas zacząć się nie mogła. Po dziesięciu minutach od wznowienia gry z rzutu rożnego na krótki słupek dośrodkowuje Carcela, do piłki wyskakuje Golyuk… któremu jednak zabrakło trochę centymetrów. Futbolówka więc poleciała dalej i trafiła wprost na nogę Bérii, który bez najmniejszych problemów skierował ją do bramki. Bramkarz nawet nie zdążył zareagować i stadion zamilkł. Bordeaux nie miało wyjścia, musieli zaatakować, ale robili to tak niemrawo, że nasza obrona nie miała żadnych problemów z powstrzymywaniem tych prób. W siedemdziesiątej trzeciej minucie fani gospodarzy dali wyraz swej dezaprobaty dla swych ulubieńców, gdy w niegroźnej sytuacji jeden z piłkarzy tak niefortunnie podał piłkę do swego bramkarza, że ta trafiła do Nianga. Nasz nowy nabytek nie miał żadnych problemów ze zdobyciem drugiej bramki w tym sezonie. Wygląda na to, że Kweuke i Sané będą musieli pogodzić się z rolą rezerwowych. Zdobywamy kolejne trzy punkty.
Bordeaux – Stade Rennais 0:2 (0:0)
Po dwóch kolejkach oczywiście byliśmy w czubie tabeli z kompletem punktów i bilansem bramkowym 5-0. Jednak to dopiero kolejna seria spotkań miała dać odpowiedź na pytanie na co nas tak naprawdę stać w tym sezonie. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Nadchodził wielki pojedynek, mecz kolejki. Wicemistrz kraju podejmował mistrza. Rennes – PSG. Zanim to jednak nastąpiło rozegrane zostały pierwsze potyczki barażowe o wejście do Champions League. Tak naprawdę tylko PSV mogło już być pewne awansu po pogromie 4:0 nad Szachtarem. Pozostałe pojedynki kończyły się albo remisami albo nikłymi zwycięstwami jednej z ekip. No i w końcu przyszła ta niedziela.
Na Canal+ ten mecz oczywiście bił rekordy oglądalności. Po raz drugi z rzędu w tym sezonie nasz stadion wypełnił się po brzegi, co częstym wyczynem nie było. Oczywiście murowanym faworytem do zwycięstwa było PSG, pomimo że rozpoczęło rozgrywki niemrawo od remisu z Lyonem 1:1 i wymęczonej wygranej nad Dijon 1:0. Byłem pewny, że będą chcieli od razu ruszyć do ataku traktując tę potyczkę prestiżowo. Mogliby w ten sposób udowodnić kto rządzi we Francji. Przewidując taki obrót spraw dość intensywnie przed spotkaniem trenowaliśmy stałe fragmenty gry upatrując tutaj swej szansy.
Co tu dużo mówić, pierwsze minuty to był jakiś horror. PSG praktycznie nie schodziło z naszej połowy, a moi piłkarze kompletnie nie mieli pojęcia co robić ograniczając się jedynie do wybijania piłek jak najdalej od własnej bramki. Paryżanie chcieli nas po prostu zmieść z boiska. Trwało to mniej więcej do dziesiątej minuty, a po kwadransie gry zapanował spokój. Przeżyliśmy tę nawałnicę nie tracąc bramki. Powoli zaczęliśmy dochodzić do głosu i mecz bardzo się wyrównał, ale klarownych okazji nie mieliśmy. Zresztą wiedzieliśmy, że będzie o nie bardzo ciężko. W trzydziestej drugiej minucie mamy rzut rożny. Markovic zagrywa w pole karne, jeden z obrońców wybija piłkę głową, ta trafia do Vaseva stojącego na osiemnastym metrze. W tym momencie cała defensywa gości wybiega, by złapać moich piłkarzy na spalonego, ale jeden z nich nie zdążył. Podanie Bułgara do Golyuka, który stał w tym momencie kompletnie sam dokładnie na punkcie, z którego wykonuje się rzuty karne jest bez zarzutu. Golyuk przyjął, spokojnie się obrócił i cały stadion oszalał. Oczywiście Paryżanie otoczyli sędziego twierdząc, że bramka została zdobyta nieprawidłowo, tymczasem Ukrainiec utonął w objęciach kolegów. Chyba nie muszę mówić jak bardzo rozwścieczyło to naszych rywali. Znów oglądaliśmy powtórkę z pierwszych minut meczu. Modliłem się by jakoś dotrwać do przerwy i zejść do szatni z tym prowadzeniem. Niestety nie udało się. Nasza obrona została kompletnie rozklepana i straciliśmy pierwszą bramkę w tym sezonie. Rezultat nadal był jednak korzystny.
Obawialiśmy się, że Paryżanie znów przystąpią do huraganowych ataków, ale to nie nastąpiło. Zrozumieli chyba jednak, że kosztowało ich to zbyt dużo sił, ale nadal próbowali wyjść na prowadzenie. Mi marzyło się to samo. W pięćdziesiątej szóstej minucie Markovic wykonywał rzut wolny z około trzydziestu metrów tuż przy linii bocznej. Dośrodkowanie w pole karne wywołało kompletny chaos, bo nikt po drodze nie przeciął lotu piłki i spadła ona gdzieś w gąszcz nóg piłkarzy. Z ławki nawet nie mogłem przez chwilę dostrzec gdzie ona jest. Widziałem tylko jakieś nieudane próby jej kopnięcia, wybicia, by po chwili po raz drugi zobaczyć i usłyszeć jak kibice zrywają się ze swoich miejsc i wiwatują, bo futbolówka wreszcie się znalazła – w bramce PSG. Z pola karnego wyskoczył jeden z piłkarzy Rennes będąc wręcz w ekstazie, goniła go cała reszta zespołu. Był to Goluyk, który leciał w moją stronę by ostatecznie wylądować w moich ramionach, po czym dobiegli do nas pozostali zawodnicy. Cała ławka szalała, znów wygrywaliśmy z mistrzem.
Tym razem nie rzucili się do ataków. Chcieli na spokojnie doprowadzić do remisu, ale byliśmy gotowi i skutecznie obrzydzaliśmy im życie. Większość ich strzałów albo blokowaliśmy albo po prostu leciały gdzieś daleko od bramki Costila. Jednak im bliżej końca tym zaczęło się robić coraz bardziej nerwowo. To był tylko jeden gol różnicy. Co chwila nerwowo spoglądałem na zegarek… jeszcze pięć minut… jeszcze cztery… już tylko trzy… Mamy rzut rożny. Nie spieszymy się. Llama powoli ustawia sobie piłkę w narożniku. Dośrodkowanie… obrona PSG wybija poza pole karne, gdzie znów znalazł się Vasev. Paryżanie trochę zgłupieli, zapewne przypomnieli sobie utratę pierwszej bramki. Tym razem Bułgar nie szuka Golyuka, ale oddaje piłkę do Llamy. Ten mając bardzo dużo czasu spokojnie znów zagrywa w pole karne… najwyżej na dziewiątym metrze skacze Duombia. Zamiast jednak strzelać zagrywa głową do stojącego w polu bramkowym Mavingi. Mavinga jest tam kompletnie sam, ale nie czekając uderza z woleja i piłka z wielką siłą wpada do bramki. To był szał, to był jeden wielki huk. Piłkarze PSG spuścili tylko głowy. Sędzia niewiele już doliczył i po końcowym gwizdku cieszyliśmy się jakbyśmy wygrali co najmniej Ligę Mistrzów. To był nasz wielki dzień, to było wielkie święto futbolu w Rennes.
Stade Rennais – Paris Saint-Germain 3:1 (1:1)
O tym spotkaniu jeszcze długo mówiono w mediach. Wszyscy eksperci jednoznacznie potwierdzili, że w tym roku trzeba nas brać pod uwagę nawet w walce o mistrzostwo kraju. Po trzech kolejkach nadal mając komplet punktów objęliśmy prowadzenie w tabeli Ligue 1. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego początku rozgrywek.
Przygotowując się do kolejnej trudnej potyczki, tym razem z Montpellier na wyjeździe, naszą uwagę poświęcaliśmy też na ostatecznie rozstrzygnięcia w barażach Champions League. Nasz najbliższy rywal ostatecznie uporał się z Zenitem Sankt Petersburg dzięki bramkom strzelonym na wyjeździe. Tym samym Francja w fazie grupowej będzie mieć trzy drużyny. Ostatecznie remisami w dwumeczu skończyły się jeszcze dwie potyczki. Tym razem gole strzelone na stadionie rywala otworzyły bramy do piłkarskiego raju Sparcie Praga, której nie dała rady Steaua Bukareszt, a także sensacyjnie ekipie Skonto Ryga, tutaj obejść smakiem musiało się Malmö. Z kolei w meczu Bayeru Leverkusen ze Śląskiem Wrocław potrzebna była dogrywka, w której Polacy zdołali wbić jeszcze bramkę i to oni niespodziewanie zapewnili sobie awans. W gronie najlepszych powitaliśmy również Red Bull Salzburg, PSV, Sevillę, FC Basel, NK Dinamo oraz Romę. Wreszcie stał się jasny podział na koszyki. Byliśmy zadowoleni.
KOSZYK 1 | KOSZYK 2 | ||
---|---|---|---|
KLUB | WSPÓŁCZYNNIK | KLUB | WSPÓŁCZYNNIK |
FC Barcelona | 160.2830 | Juventus Turyn | 100.7350 |
Real Madryt | 153.2810 | Borussia Dortmund | 95.5690 |
Manchester City | 151.7830 | Legia Warszawa | 91.2570 |
Manchester United | 145.7830 | PSV Eindhoven | 86.9400 |
Chelsea | 140.7830 | Sporting Lizbona | 80.2810 |
Bayern Monachium | 137.5690 | CSKA Moskwa | 75.8130 |
Paris Saint-Germain | 111.9310 | Valencia | 68.7820 |
FC Porto | 111.2810 | Olympiakos Pireus | 63.6950 |
KOSZYK 3 | KOSZYK 4 | ||
---|---|---|---|
KLUB | WSPÓŁCZYNNIK | KLUB | WSPÓŁCZYNNIK |
Celtic Glasgow | 57.4840 | Dinamo Zagrzeb | 28.2070 |
FC Basel | 48.4330 | Fiorentina | 26.7350 |
Stade Rennais | 47.9300 | Śląsk Wrocław | 24.7590 |
Sevilla | 47.7810 | Metalurh Donieck | 21.8150 |
AZ Alkmaar | 43.4400 | HSV | 21.5690 |
Fenerbahce Stambuł | 41.2640 | Sparta Praga | 20.3950 |
Red Bull Salzburg | 40.5120 | Montpellier | 18.9320 |
AS Roma | 31.2360 | Skonto Ryga | 5.2740 |
Do Szwajcarii pojechałem już po raz trzeci. Z Metalurhiem miałem okazję brać udział w dwóch losowaniach, teraz wraz z Prezesem Rennes oczekiwaliśmy na szczęśliwe rozstrzygnięcia dla francuskiego klubu. Oczywiście zaczęło się od mniejszych emocji, gdy poznaliśmy układ grup Ligi Europejskiej, a przedstawia się to właśnie tak:
GRUPA A | GRUPA B | GRUPA C | GRUPA D |
---|---|---|---|
Maccabi Hajfa | Hearts | Lech Poznań | Rubin Kazań |
Club Brugge | Wigan Athletic | Hannover 96 | Genoa |
Partizan Belgrad | Real Zaragoza | Dynamo Kijów | Sivasspor |
Olympique Marsylia | Olympique Lyon | Żeljezniczar | Steaua Bukareszt |
GRUPA E | GRUPA F | GRUPA G | GRUPA H |
Metalist Charków | Slovan Bratysława | Schalke 04 | Liverpool |
Atletico Madryt | Szachtar Donieck | Malmö | FC Sion |
BATE Borysów | Newcastle United | Young Boys Berno | Worskla Połtawa |
Maritimo | Galatasaray Stambuł | Lokomotiw Moskwa | Anżi Machaczkała |
GRUPA I | GRUPA J | GRUPA K | GRUPA L |
Benfica Lizbona | Zenit Sankt Petersburg | FSV Mainz | Bayer Levekusen |
Saint-Etienne | Paços Ferreira | Anderlecht Bruksela | Atalanta Bergamo |
Austria Wiedeń | Standard Liege | Totttenham Hotspur | Betis |
Panathinaikos Ateny | APOEL Nikozja | FC Luzern | SC Braga |
Potem zaczęły się prawdziwe emocje. Zanim pojechałem do Nyonu w klubie wszyscy rozmawiali tylko o tym losowaniu. O grupie śmierci, o grupie marzeń. Ja też uległem tej gorączce. Na kogo lepiej nie trafić, z kim dobrze byłoby zagrać. O pierwszym koszyku to lepiej nie wspominać. Kto by to nie był, to i tak będzie źle. Przynajmniej nie mogliśmy być w jednej grupie z PSG. Koniec końców najlepszym rozwiązaniem byłoby Porto. Przecież w zeszłym sezonie minimalnie tylko przegraliśmy z nimi w półfinale Ligi Europejskiej. Najgorszy możliwy los? Obrońcy tytułu, czyli Barcelona. Drugi koszyk to dwie potęgi, czyli Juventus i Borussia oraz reszta, która nie wydawała się aż tak groźna. Nie chciałem jednak trafić na Valencię czy PSV. Idealnym wyborem były Sporting, CSKA albo Olympiakos. Trzeci koszyk, do którego trafiliśmy, na szczęście oszczędził mi gry z Celtikiem, Sevillą czy Romą, które uważałem za mocne zespoły. No i ostatni koszyczek z potencjalnie najsłabszymi ekipami. Co nie zmienia faktu, że z Fiorentiną i HSV było mi nie po drodze. A rywal idealny? Ze względu na jego słabość – oczywiście Skonto Ryga, totalny outsider w tym towarzystwie. Wydaje się, że będzie po prostu dostarczycielem punktów, niezależnie na kogo trafią. Ze względu na ojczyznę – Dinamo. Cudownie byłoby pojechać do Chorwacji i pokazać się swoim rodakom, chociaż mecze te z pewnością do najłatwiejszych by nie należały. Ze względu na sentyment – Metalurh Donieck. Możliwość gry z moim byłym zespołem byłaby ciekawym przeżyciem. Oczywiście można było na to patrzeć inaczej – im mocniejsze zespoły nam się trafią tym więcej kibiców przyjdzie, będzie można pokazać się w Europie… mam jednak wrażenie, że jeszcze nie czas na to. Gdy tak sobie rozmyślałem rozpoczęło się wreszcie losowanie. Na początku jeszcze spokojnie, bo po prostu rozlosowano pierwszy koszyk, było już pewne, że nie zagramy w Grupie C – tam trafił mistrz Francji.
GRUPA A | GRUPA B |
---|---|
Real Madryt | Manchester United |
GRUPA C | GRUPA D |
Paris Saint-Germain | Bayern Monachium |
GRUPA E | GRUPA F |
Manchester City | FC Barcelona |
GRUPA G | GRUPA H |
Chelsea | FC Porto |
Chwila przerwy i przechodzimy do losowania drugiej grupy drużyn. Tu już można było usłyszeć pewne szumy rozchodzące się po sali, pierwsze komentarze. Manchester United trafia na Valencię, Manchester City zmierzy się z Borussią, FC Porto z Juventusem, Do tych grup absolutnie nie chciałbym trafić. Idealne, o ile w ogóle można tak powiedzieć, wydają się te, gdzie trafiły na siebie Barcelona z CSKA oraz Chelsea z Legią.
GRUPA A | GRUPA B |
---|---|
Real Madryt | Manchester United |
Sporting Lizbona | Valencia |
GRUPA C | GRUPA D |
Paris Saint-Germain | Bayern Monachium |
Olympiakos Pireus | PSV Eindhoven |
GRUPA E | GRUPA F |
Manchester City | FC Barcelona |
Borussia Dortmund | CSKA Moskwa |
GRUPA G | GRUPA H |
Chelsea | FC Porto |
Legia Warszawa | Juventus Turyn |
Znów mała przerwa, a ja powoli już nie mogę wysiedzieć na miejscu. Teraz nasz koszyk, zaraz się okaże czy ktoś tam na górze nad nami czuwa. Pierwsza kuleczka skrywająca kartkę papieru z nazwą jednego z klubów już wylosowana… oby nie, oby nie, myślę sobie w duchu… Roma. Uff, udało się. Przynajmniej na razie. Pora na Grupę B. I znów to samo, błagam, proszę, nie tutaj… Red Bull Salzburg… no cóż, współczuję im. Do kolejnej grupy trafić nie możemy, bo tam jest PSG, ale i tak nie chcę by wylosowano nas, bo wtedy trafimy do D, gdzie jest Bayern i PSV. Ale wylosowane zostają po kolei Celtic i FC Basel. Zostały już tylko cztery kuleczki, a wśród nich gdzieś tam jesteśmy i my. Jest dobrze, myślę sobie, pół na pół. Dwie mocne grupy i dwie średnie. Bo na słabe w Lidze Mistrzów nie ma co liczyć. Zaczynam się cały trząść, ale do City i Borussii dołącza Sevilla. Jest coraz lepiej. Zostaliśmy my, Fenerbahce i AZ Alkmaar. Grupa F – Barcelona i CSKA. Jest kuleczka… nie chce się otworzyć… oho, to chyba nasza… po chwili po sali rozchodzi się donośny głos: Stade Rennais FC. Na Stade de la Route de Lorient przyjedzie wielka Barcelona, przyjedzie wielki Leo Messi, zagramy na Camp Nou. W tym jednym momencie zeszły ze mnie wszelkie emocje… i po chwili wróciły. Jak z nimi zagrać? Kiedy to będzie? Oby tylko nie przegrać pięcioma bramkami. Aż nie mogłem się uspokoić.
GRUPA A | GRUPA B |
---|---|
Real Madryt | Manchester United |
Sporting Lizbona | Valencia |
AS Roma | Red Bull Salzburg |
GRUPA C | GRUPA D |
Paris Saint-Germain | Bayern Monachium |
Olympiakos Pireus | PSV Eindhoven |
Celtic Glasgow | FC Basel |
GRUPA E | GRUPA F |
Manchester City | FC Barcelona |
Borussia Dortmund | CSKA Moskwa |
Sevilla | Stade Rennais |
GRUPA G | GRUPA H |
Chelsea | FC Porto |
Legia Warszawa | Juventus Turyn |
Fenerbahce Stambuł | AZ Alkmaar |
Nawet nie zauważyłem kiedy losowanie wkroczyło w ostateczną fazę. Dość szybko swoich rywali poznały Sparta Praga, Fiorentina oraz HSV. Tym samym dwa zespoły, z którymi grać nie chciałem przestały być moim zmartwieniem. Po chwili do rozlosowanych dołączył Śląsk. Tym samym zostały Montpellier, z którym grać nie mogliśmy, a także Dinamo, Skonto Ryga, no i Metalurh. Czyż to nie piękne? Losowanie się nie skończyło, a ja już byłem przeszczęśliwy. Ostatecznie do Grupy E trafił Metalurh. Szkoda, pomyślałem. Jednak fajnie byłoby pojechać na Ukrainę. Pora na Grupę F, to my. Po kilku sekundach wiemy już wszystko – Skonto Ryga. Co tu dużo mówić, to było udane losowanie. Barcelona jest poza naszym zasięgiem, z Łotyszami nie wyobrażam sobie innego rozwiązania jak dwa zwycięstwa. Kluczem do sukcesu będą pojedynki z Rosjanami. Po raz trzeci z rzędu zagrają w Lidze Mistrzów, jednak nie wspominają zbyt miło dwóch poprzednich edycji, bowiem zarówno rok, jak i dwa lata temu zajmowali ostatnie miejsce w swojej grupie. To właśnie meczem z nimi u siebie rozpoczniemy zmagania, a potem czeka nas wyjazd do Łotwy, więc terminarz ułożył się idealnie. Zarówno Prezes Frédéric de Saint-Sernin, jak i ja wracaliśmy do Francji we wspaniałych nastrojach.
GRUPA A | GRUPA B |
---|---|
Real Madryt | Manchester United |
Sporting Lizbona | Valencia |
AS Roma | Red Bull Salzburg |
Sparta Praga | Fiorentina |
GRUPA C | GRUPA D |
Paris Saint-Germain | Bayern Monachium |
Olympiakos Pireus | PSV Eindhoven |
Celtic Glasgow | FC Basel |
HSV | Śląsk Wrocław |
GRUPA E | GRUPA F |
Manchester City | FC Barcelona |
Borussia Dortmund | CSKA Moskwa |
Sevilla | Stade Rennais |
Metalurh Donieck | Skonto Ryga |
GRUPA G | GRUPA H |
Chelsea | FC Porto |
Legia Warszawa | Juventus Turyn |
Fenerbahce Stambuł | AZ Alkmaar |
Montpellier | Dinamo Zagrzeb |
Piłkarze również entuzjastycznie przyjęli losowanie Ligi Mistrzów. Była realna szansa na wyjście z grupy. We wspaniałych nastrojach pojechaliśmy na mecz czwartej kolejki Ligue 1. U naszych rywali radość z awansu do Champions League mieszała się z rozczarowującym początkiem zmagań ligowych. Po wygranej 2:0 z Marsylią przyszły porażki 0:2 z Lyonem oraz 0:1 z Dijon. Gospodarze więc za wszelką cenę chcieli ten mecz wygrać.
Niby chcieć to móc, ale czasem jedno nie idzie w parze z drugim. Montpellier grało chaotycznie, nie potrafiąc w początkowej fazie meczu przeprowadzić jakiejś składnej akcji. Strasznie nerwowo grał ich bramkarz, którymi swoimi fatalnymi wybiciami nie polepszał sytuacji. Jednak z czasem prezentowali się coraz lepiej tworząc kolejne, choć niegroźne sytuacje. Pod koniec pierwszej połowy to nasza gra zaczęła się nie kleić, ale jedna akcja, przy której obrońcy gospodarzy zostawili nam za dużo miejsca skończyła się niespodziewanie bramką. Golyuk, Stoyanov i Doucouré nieatakowani wymienili ze sobą trochę podań w okolicach trzydziestego metra i ten ostatni postanowił nagle dośrodkować piłkę w pole karne. Tam wbiegł właśnie Niang, który pomimo asysty dwóch obrońców wyskoczył najwyżej i umieścił głową piłkę w bramce. To kompletnie pozbawiło chęci do gry naszych rywali, którzy do końca pierwszej połowy snuli się jedynie po boisku. Niestety po przerwie zobaczyliśmy całkiem odmienione Montpellier. Grali spokojnie, dokładnie, umiejętnie zmieniając tempo gry. Z każdą minutą zyskiwali nad nami przewagę, aż stało się. Po prawie godzinie gry strzał z dwudziestu pięciu metrów doprowadza do remisu. Tak naprawdę bylibyśmy zadowoleni, gdyby udało się nam wyjechać z tego trudnego terenu z jednym punktem. Ale nie udało się. Gospodarze cierpliwie starali się przebić przez naszą obronę i po kolejnych dwunastu minutach dopięli swego. Na nic zdały się dokonane roszady, zmiana formacji. Tego dnia byliśmy po prostu gorsi i zasłużenie przegraliśmy.
Montpellier – Stade Rennais 2:1 (0:1)
Niestety na koniec sierpnia mieliśmy trochę popsute humory po tej porażce, ale i tak udanie rozpoczęliśmy sezon. Dziewięć punktów w czterech spotkaniach z optymizmem pozwalało patrzeć w przyszłość. Skończyła się jednak sielanka. Część piłkarzy rozjechała się na zgrupowania swoich reprezentacji narodowych, w sumie aż dwudziestu jeden licząc pierwszy zespół, rezerwy i juniorów. Dziewięciu z nich gra w seniorskich kadrach swoich krajów. To efekt wspaniałego poprzedniego sezonu w wykonaniu Rennes. Gdy wrócą czekają nas naprawdę ciężkie boje.
Terminarz wymusi na nas teraz częstszą rotację składu. Zagramy u siebie z Tuluzą, potem debiut w Lidze Mistrzów z CSKA, by za chwilę zagrać ze zdobywcą Pucharu Francji Saint-Etienne. Na razie jednak patrzymy na tabelę Ligue 1 i na naszych twarzach pojawia się uśmiech. Oby zagościł tam jak najdłużej.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zaskocz pozytywnie |
---|
Na początku gry nie wyznaczaj sobie celów wyższych niż przewidywania mediów. W razie niepowodzenia nie zawiedziesz oczekiwań zarządu, w przypadku nieoczekiwanie dobrej postawy ucieszysz działaczy i kibiców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ