Ligue 1 Conforama
Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 3471 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
***
W poprzednim odcinku:
Chorwat #15 - sezon 2016/17 (wrzesień-październik)
***
Długo musieliśmy czekać na sukcesy naszego klubu. Kiedy w 1991 roku powstał Roazhon Celtic Kop nie podejrzewaliśmy, że już wkrótce na dwa lata pożegnamy się z Ligue 1. Powrót nie był zbyt udany, ale w końcu w sezonie 1998/99 Rennes zajęło piąte miejsce. Mieliśmy nadzieję, że na stałe dołączymy do najlepszych ekip w kraju, ale potem znów musieliśmy pogodzić się, że zajmujemy trzynaste, dwunaste czy piętnaste miejsce w lidze. Poprawa nastąpiła od roku 2004, nigdy już nie zeszliśmy poniżej dziewiątej pozycji, dwukrotnie kończąc tuż za podium. Prezes chciał kolejnych powtórek tego sukcesu, ale to nie następowało.
Gdy w sezonie 2012/13 Rennes zajęło dopiero ósme miejsce, a w kolejnym tułało się gdzieś w środku tabeli Frédéric de Saint-Sernin stracił cierpliwość i Antonetti wyleciał. Był z nami ponad cztery lata, co nie często się zdarza w klubie, więc jego odejście nie bardzo się nam spodobało. Trzeba jednak przyznać, że jego następca bardzo szybko przypomniał nam o największych sukcesach naszego ukochanego zespołu – zdobyliśmy Puchar Francji. Niestety Hein Vanhaezebrouck zrobił się zbyt pewny siebie i arogancki. Odciął się od kibiców a nas, ultrasów, zaczął wyzywać od chuliganów. Sprawę pogorszyła nagroda dla najlepszego managera roku, którą otrzymał. Uważał się za wszechmogącego, który da Rennes mistrzostwo. Niestety Prezes mu uwierzył, a skończyło się czwartym miejscem i finałem krajowego pucharu. Kolejny sezon rozpoczął się fatalnymi ligowymi występami i otwartą wojną z kibicami, których na stadionie było coraz mniej z każdym spotkaniem. Mniej fanów, mniej sprzedanych biletów, mniejsze wpływy… Prezes liczyć umie, a ponieważ Vanhaezebrouck nie chciał spuścić z tonu, to w listopadzie 2015 roku doczekaliśmy się kolejnego managera. Wybór jednak nie przypadł nam zbytnio do gustu.
Chorwat nie miał z nami łatwego początku. Po pierwsze nie mógł się pochwalić jakimiś szczególnymi sukcesami, liga ukraińska bowiem nie jest obecnie zbyt we Francji ceniona, więc mistrzostwo z Metalurhiem Donieck na nikim wrażenia nie robiło. Dodatkowo, gdy oficjalnie poinformował, że Puchar Ligi jest dla niego zbytecznym trudem mocno sobie nagrabił. Odebraliśmy to jako brak ambicji. Z każdym kolejnym miesiącem nasze stosunki ulegały jednak poprawie. Końcówka poprzedniego sezonu to już całkowite zawieszenie broni, a wręcz pokój. Przyczyniły się do tego wicemistrzostwo kraju oraz słowa samego Milijevica, który po prostu podziękował kibicom za wspieranie drużyny. Nowy sezon rozpoczął się dla Rennes wręcz niewiarygodnie, a atmosfera wokół Stade Rennais była wspaniała jak nigdy.
Na koniec października nasza drużyna otwierała tabelę Ligue 1, a my szykowaliśmy się do najważniejszego wyjazdu w historii Roazhon Celtic Kop – pojawiliśmy się w Lidze Mistrzów na Camp Nou. Po porażce z Barceloną na własnym stadionie nie wiele osób dawało nam szanse na uzyskanie w Hiszpanii korzystnego rezultatu. Fani jednak zawsze wierzą. A wiara czyni cuda. Tak myśleliśmy, gdy w ósmej minucie Mbaye Niang przeprowadził indywidualną akcję i wielka Barcelona przegrywała z Rennes 0:1. Wtedy na Camp Nou było słychać tylko nas. Pierwszy i ostatni raz w tym meczu. To spotkanie bowiem zamieniło się w koncert jednego aktora – na boisku szalał nie kto inny jak Leo Messi. Stracona bramka podziałała na Katalończyków tak samo, jak na Stade Rennais w meczu ze Skonto Ryga. Już do przerwy straciliśmy cztery gole i stało się jasne, że to Barcelona zgarnie komplet punktów. Pomimo tak ogromnej przewagi Milijevic nie cofnął zespołu dążąc do strzelenia drugiej bramki. Na początku drugiej połowy straciliśmy gola na 1:5, ale trzeba przyznać, że oglądaliśmy fenomenalne widowisko, tym bardziej, że Niang znów pokonał bramkarza gospodarzy. Niestety w ostatniej minucie Messi dołożył swoją czwartą bramkę w tym spotkaniu i ostatecznie Rennes przegrało z Barceloną aż 2:6. To był pogrom. Ale w odczuciu Chorwata zespół spisał się poprawnie i na konferencji prasowej powtarzał, że jest dumny ze swoich piłkarzy. Jeszcze na murawie pocieszał ich i wraz z nimi podszedł pod nasze miejsca i podziękował nam za wsparcie. Niestety ta porażka praktycznie do minimum ograniczała nasze szanse na wyjście z grupy. Musieliśmy przede wszystkim wygrać w Moskwie z CSKA, a potem jeszcze liczyć, że rosyjska drużyna nie zdobędzie punktów w Hiszpanii. O ile druga opcja była jak najbardziej możliwa to zwycięstwo na stadionie Piestczanoje wydawało się poza naszym zasięgiem.
W oczekiwaniu na ten pojedynek Rennes rozegrało dwa spotkania ligowe. Obawialiśmy się, że po laniu jakie sprawił nam Messi zespół się nie pozbiera, ale widać było rękę Milijevica. Dał już się poznać jako wspaniały motywator i do meczów w Ligue 1 nasz klub przystąpił jakby nic się nie stało. Szczególnie dobrze zaprezentowała się defensywa, która nie dała sobie strzelić choćby bramki. Wygraliśmy z Valenciennes u siebie 3:0, a potem na wyjeździe 2:0 ze Stade de Reims. Do Moskwy pojechaliśmy pełni obaw, ale jednak z wiarą w sukces.
Nasz pierwszy mecz z CSKA piłkarze Rennes wyraźnie zlekceważyli. Rywale nie odnosili większych sukcesów w europejskich pucharach w ostatnich latach i to chyba uśpiło czujność naszej ekipy. Remis 1:1 na Stade de la Route de Lorient był sporym zawodem. Trener rosyjskiej drużyny zapowiadał teraz walkę o zwycięstwo, pomimo że jakakolwiek zdobycz punktowa gwarantowała gospodarzom awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. My takiego luksusu nie mieliśmy, Milijevic jednak wyraźnie oświadczył przed meczem, że drużyna ma spokojnie grać swoje, nie będzie żadnego ataku od pierwszego gwizdka sędziego. Szczęście jednak nam sprzyjało. Już w czwartej minucie po rzucie rożnym Ludovic Gicquel skierował głową piłkę do bramki rywali i objęliśmy prowadzenie. W naszym sektorze zapanowała nieopisana radość, reszta stadionu CSKA umilkła, by po chwili gorącym dopingiem zagrzewać swoich ulubieńców do walki. Sytuacja jednak diametralnie się zmieniła, teraz to Rosjanie musieli strzelić bramkę, Rennes z kolei cofnęło się i wyprowadzało kontry. Mecz był bardzo wyrównany, do przerwy wynik nie uległ zmianie. Czuliśmy, że tego dnia nasza drużyna jest w stanie zdobyć te upragnione trzy punkty. Piłkarze CSKA chcieli po przerwie jak najszybciej doprowadzić do wyrównania ale czas upływał, a nic takiego nie miało miejsca. Sfrustrowani gospodarze zaczęli popełniać błędy, brutalnie faulować. Problem w tym, że sędzia był pobłażliwy. W końcu jednak nie miał wyjścia i usunął z boiska Dzagoeva. Wtedy uwierzyliśmy, że tego spotkania nie przegramy. Dodatkowo, gdy siedem minut później Golyuk zdobył drugą bramkę dla Rennes wszystko stało się jasne. Oszaleliśmy ze szczęścia, bo nagle okazało się, że awans do dalszych gier jest jednak realny. Ostatecznie wygrywamy na wyjeździe z CSKA 2:0, martwiliśmy się tylko, że Barcelona mająca pewne pierwsze miejsce odpuści swój ostatni mecz. W ostatniej serii oprócz dopingowania swoich piłkarzy w potyczce ze Skonto czekało nas ciągłe nadsłuchiwanie co się będzie dziać na Camp Nou.
Uskrzydleni tym rezultatem podopieczni Chorwata wrócili do Francji na ciężkie pojedynki w lidze oraz Pucharze Ligi. Lens na początku sezonu spisywało się bardzo dobrze cały czas utrzymując się w czołówce. Potem nastąpił kryzys i mieliśmy nadzieję, że Rennes go wykorzysta. Tymczasem to goście objęli prowadzenie, grali bardzo dobrze i nie wyglądało to za ciekawie. Z pewnością miał znaczenie fakt, że przed walką z AS Monaco na boisku nie pojawili się najlepsi piłkarze, ale porażka była opcją nie do przyjęcia. Na szczęście przed przerwą Kweuke doprowadził do remisu. Niestety druga połowa nie nastrajała optymistycznie. Minuty mijały, a wynik się nie zmieniał. Gdy wydawało się, że skończy się na 1:1 ostatnia akcja meczu dała nam upragnione trzy punkty. Zimną krwią wykazał się Carcela i Rennes pokonuje Lens 2:1. Stadion wrze, a my na Tribune Mordelles odpalamy race i zaczynamy taniec radości. We wspaniałych nastrojach czekamy na rywalizację z Monaco.
Rok temu, gdy Milijevic obejmował zespół, jednym z pierwszych jego meczów był wyjazdowy pojedynek w Pucharze Ligi z… AS Monaco. Skończyło się na porażce 1:2, teraz wszyscy oczekiwali udanego rewanżu. Zapowiadał to sam Chorwat. Okazja była niepowtarzalna, bo rywale spisują się teraz niesamowicie słabo broniąc się przed spadkiem w Ligue 1. Niestety nie zaczęło się dla nas zbyt dobrze, już po kwadransie przegrywaliśmy 0:1. Stracona bramka podziałała jednak na naszych zawodników jak zimny prysznic i już do przerwy prowadziliśmy. W drugiej połowie jeszcze Vasev podwyższył wynik i mogliśmy świętować. Nawet gol zdobyty przez gospodarzy w ostatniej minucie nie zepsuł nam humorów. Po zwycięstwie 3:2 byliśmy pewni gry w półfinale.
Cztery dni później musieliśmy znów z nimi zagrać, tym razem w Ligue 1. Milijevic wystawił rezerwowy skład przygotowując się do najważniejszego meczu Champions League. Było to ryzykowne posunięcie, bowiem nikt sobie nie wyobrażał, żeby w spotkaniu ze Skonto Rennes mogło stracić punkty grając nawet w najsłabszym ustawieniu. W rywalizacji z Monaco taka możliwość istniała i niestety sprawdziło się to. Dwukrotnie wychodziliśmy na prowadzenie, dwukrotnie gospodarze wyrównywali, a co gorsza kończyliśmy spotkanie w dziesiątkę. Nadal zajmowaliśmy pierwsze miejsce w tabeli Ligue 1, ale tym razem z AS Monaco tylko zremisowaliśmy na wyjeździe 2:2.
Ostatni listopadowy mecz miał zadecydować czy wiosną będziemy grać w Lidze Europejskiej, czy jednak uda się kontynuować przygodę z Ligą Mistrzów. Nie wszystko zależało jednak od nas. Na Camp Nou Barcelona musiała wygrać z CSKA, by po naszej wygranej ze Skonto Ryga dane nam było pozostać w najbardziej elitarnych rozgrywkach klubowych Starego Kontynentu. Piłkarze zaczęli spokojnie, okazało się poza tym, że jednak nie zobaczyliśmy kilku graczy podstawowej jedenastki, co było dla nas zaskoczeniem. Po dziewięciu minutach z Hiszpanii otrzymaliśmy wspaniałą wiadomość – Barcelona prowadzi 1:0. Czekaliśmy więc na bramki naszych ulubieńców. Nie trwało to długo. Pomiędzy trzynastą a dwudziestą trzecią minutą rywale dostali cztery trafienia i było jasne, że już nic nam z tej strony nie grozi. W tym właśnie momencie zarówno Rennes, jak i CSKA miały po dziesięć punktów – dzięki wynikowi bezpośredniej rywalizacji to my zajmowaliśmy drugie miejsce w Grupie F. Pozostało liczyć, że Katalończycy podejdą do swojego meczu na poważnie. W trzydziestej minucie na trybunach rozległy się potworne gwizdy, to CSKA wyrównało stan meczu. Byliśmy za burtą Ligi Mistrzów. Humory zmieniały się nam jak w kalejdoskopie, bowiem jeszcze przed przerwą Barcelona znów wyszła na prowadzenie. Druga połowa to praktycznie jedynie modlitwy, aby w równolegle prowadzony pojedynku już nic się nie wydarzyło. Na Stade de le Route de Lorient wiało nudą, piłkarze Rennes pewni zwycięstwa nie wysilali się już zbytnio. W końcówce emocji jednak nie zabrakło. Najpierw dowiadujemy się, że Barcelona prowadzi już 3:1, a chwilę potem Kweuke zdobywa swą czwartą bramkę w naszym meczu. Zaczęło się świętowanie, w ruch poszły race tworząc wspaniałe widowisko. Nikt w tym tumulcie nie usłyszał informacji spikera, ale po jakimś czasie zauważyliśmy to na telebimach – rosyjska ekipa na cztery minuty przed końcem rywalizacji zdobyła bramkę i przegrywa już tylko 2:3, brakuje im tylko jednego gola do wyeliminowania Rennes. Zaczyna się wielka nerwówka. Na stadionie zrobiło się cicho, oczekiwaliśmy na wieści z Camp Nou. Nagle wielki szum i poruszenie, gwizdy. Zrobiło się tam 3:3. Nie mogliśmy uwierzyć. W tym momencie sędzia kończy spotkanie na naszym stadionie… a do nas dociera informacja, że w drugim pojedynku Grupy F wcale żadna bramka nie padła… byliśmy kompletnie zdezorientowani… jesteśmy w końcu w Lidze Mistrzów czy nie? Minęło jeszcze kilka chwil, gdy wreszcie na telebimie pojawił się ostateczny wynik… FC Barcelona – CSKA Moskwa 3:2. A pod spodem Stade Rennais FC – Skonto Ryga 5:0. Zajęliśmy drugie miejsce!!! Awansowaliśmy!!! Na mieście zabawa trwała do późnych godzin nocnych, zupełnie jakbyśmy wygrali Champions League.
To były niesamowite rozgrywki, pełne sensacji. Wystarczy powiedzieć, że ostatnie miejsce w swoich grupach zajęli tacy etatowi ich uczestnicy jak Real Madryt, Paris Saint-Germain czy Legia Warszawa. Było pewne, że zagramy z którymś ze zwycięzców rozgrywek grupowych. Na tej liście znalazły się takie potęgi jak Bayern Monachium, Manchester City, Chelsea, Juventus, ale również zespoły, które wydawały się być w naszym zasięgu: Sporting Lizbona, Fiorentina i HSV. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na losowanie par 1/8 finału.
Grudzień można podzielić na trzy główne wydarzenia, które skupiały naszą uwagę. Pierwsze to ogólnie pięć kolejnych spotkań do rozegrania w Ligue 1. Drugie to wspomniane losowanie Ligi Mistrzów. Jednak to trzecia sprawa najbardziej pochłonęła kibiców klubu. Hassen Ben Salem oznajmił, że przyszedł czas rozstania z zespołem. Nie pomogły nasze prośby, nie pomogły rozmowy Milijevica. Nasz najlepszy obrońca stwierdził, że przeżył z nami wspaniałe chwile, ale trzeba zrobić kolejny krok. Mieliśmy nadzieję, że przynajmniej poczeka do końca sezonu, ale i z tego nic nie wyszło. Było pewne, że zimowe okienko transferowe nie będzie dla nas wesołe. O Tunezyjczyka zaczęły walczyć trzy angielskie kluby.
W tej atmosferze zespół rozgrywał kolejne spotkania. Zaczęło się fenomenalnie. Przyjechał do nas Olympique Marsylia i już po niecałych trzydziestu minutach wynik był rozstrzygnięty. Wygraliśmy pewnie 3:0, nie mogło być wątpliwości kto jest lepszy. Oczywiście nadal prowadziliśmy w tabeli Ligue 1, z dużą przewagą nad PSG i resztą stawki. Następny mecz w naszej opinii też miał się skończyć pewnym zwycięstwem, bo podejmowaliśmy u siebie broniący się przed spadkiem Clermont Foot. Przewaga była miażdżąca, goście nie oddali ani jednego celnego strzału. Problem w tym, że nasi ulubieńcy zaprezentowali fatalną skuteczność i skończyło się na marnym 1:0. Potem czekał nas ostatni wyjazd w 2016 roku, udaliśmy się do Lyonu, gdzie dzielnie wspierali nas w kibicowaniu nasi koledzy z grupy Section Roazhon Pariz. Pierwsza połowa była bardzo wyrównana i bezbramkowa. W drugiej części spotkania Rennes uzyskało miażdżącą przewagą i przecieraliśmy wręcz oczy ze zdumienia, gdy nasi piłkarze umieszczali trzykrotnie piłkę w bramce gospodarzy. Do osiemdziesiątej siódmej minuty prowadziliśmy pewnie 3:0, by mecz skończyć z wynikiem 3:2. Ostatnie sekundy to niesamowite wręcz nerwy, ale na szczęście mogliśmy sobie dopisać kolejne trzy punkty. Ostatnie dwa pojedynki roku rozegraliśmy na własnym stadionie, ale trzeba przyznać, że zawodnicy spisali się grubo poniżej oczekiwań. Z zespołem Dijon oddaliśmy ledwie jeden celny strzał i jakimś cudem wygraliśmy 1:0. Słabo było również przeciw Bordeaux, ale znów spotkanie zakończyło się zwycięstwem 1:0. Tym samym dzięki dużej dawce szczęścia Rennes wygrało wszystkie pięć grudniowych spotkań i mogło w dobrych nastrojach udać się na zimową przerwę. Tabela nie pozostawiała złudzeń.
Miło było popatrzeć na to co się działo w Ligue 1. Aż osiem punktów przewagi nad mistrzem Francji i trzynaście nad trzecim w tabeli Lille. Teraz już wszyscy wiedzieli o co gramy – o pierwszy w historii klubu tytuł najlepszej klubowej jedenastki Francji. W dodatku styczeń mieliśmy rozpocząć od dwóch pojedynków z Paris Saint-Germain, najpierw w Pucharze Ligi u siebie, a potem w Ligue 1 na wyjeździe. Wszyscy byliśmy świadomi co będzie oznaczać zwycięstwo w Paryżu. Wielką niespodzianką było dopiero trzynaste miejsce Marsylii, a wręcz szokiem pozycja AS Monaco, które znajdowało się w strefie spadkowej.
Nasze radosne nastroje potęgował dodatkowo fakt bardzo korzystnego losowania par 1/8 finału Ligi Mistrzów. W dwumeczu z HSV naprawdę nie jesteśmy bez szans i wierzymy, że staniemy się jednym z ośmiu najlepszych klubów Europy. W najlepszej szesnastce już jesteśmy i możemy być dumni z drużyny. Bez wątpienia największym hitem tej rundy będzie pojedynek Manchesteru United z Barceloną. Jeden z tych wielkich klubów będzie musiał się pożegnać z Champions League.
Ostatnie dni grudnia przyniosły również rozstrzygnięcie jeśli chodzi o przyszłość Hassena Ben Salema. Łudziliśmy się jeszcze, że stanie się coś nieoczekiwanego, że jednak z nami zostanie. Jednak klub na 28 stycznia zaprosił wszystkich na pożegnalny mecz Tunezyjczyka. Rennes zagrało towarzyskie spotkanie z lokalnym rywalem FC Nantes. Zwycięstwo 2:0 zeszło na dalszy plan, brawami na stojąco rozstaliśmy się z naszym najlepszym obrońcą, dla którego nowym klubem stał się Manchester United. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa nie podano oficjalnie kwoty transferu, ale mówiło się, że osiągnęła ona astronomiczne 38,5 mln €. Jeszcze nigdy żaden piłkarz Rennes nie został sprzedany za tyle pieniędzy. Byliśmy bardzo ciekawi kto zastąpi Ben Salema, bo Milijevic już w połowie miesiąca zapowiedział, że pojawi się następca. Gdy otworzyło się okienko transferowe wszystko stało się jasne. Klub pobił kolejny rekord. Sprowadzony został z AZ Alkmaar za 25 mln € Nigeryjczyk Foster Sani. Dostał szansę zaprezentowania się od razu w meczu towarzyskim z JA Melesse, który pewnie wygraliśmy 8:0.
Tymczasem 1 stycznia ogłoszono rozstrzygnięcia wielu plebiscytów. Jeszcze bardziej żal było zobaczyć jak odchodzi Hassen Ben Salem, który został Najlepszym Młodym Afrykańskim Piłkarzem Roku, Najlepszym Afrykańskim Piłkarzem Roku oraz został wybrany do Afrykańskiej Jedenastki Roku. To potwierdzało jego wielki talent. Ale na tym nie koniec. Dragoslav Markovic został wybrany Europejskim Złotym Chłopcem, Mamadou Koné najlepszym debiutantem w Ligue 1, a nasz zespół, Stade Rennais – najlepszą drużyną 2016 roku we Francji. Rozpierała nas duma.
W fantastycznych nastrojach czekaliśmy na wznowienie rozgrywek i pojedynki z PSG. Na pierwszy ogień poszedł półfinał Pucharu Ligi na Stade de la Route de Lorient. Był to popis gry naszych pupili. Nasza linia obrony całkowicie wyłączyła z gry ich atak. Zaledwie jeden celny strzał gości mówił wszystko. Ostateczny wynik również. Roznieśliśmy PSG 3:0. Po raz pierwszy w historii Stade Rennais awansowało do finału tych rozgrywek. Podobnie zresztą jak Montpellier, z którym zmierzymy się 15 kwietnia na Stade de France. Pięć dni po pojedynku pucharowym spotkaliśmy się z Paris Saint-Germain na ich stadionie w Ligue 1. Gdybyśmy wygrali… z takimi nadziejami oglądaliśmy ten mecz… który był całkowitym przeciwieństwem tego co zobaczyliśmy na własnym stadionie. Tym razem to piłkarze Rennes zagrali słabo, a tylko słaba skuteczność Paryżan spowodowała, że przegraliśmy tylko 0:1. Nie pomogło nic, że przez większą cześć pojedynku graliśmy w przewadze, a gospodarze ostatecznie kończyli mecz w dziewiątkę. Przewaga nad PSG w tabeli zmalała do pięciu punktów. Było praktycznie jasne, że tylko te dwa kluby będą w stanie sięgnąć po tytuł.
W kolejnych spotkaniach poziom trudności znacznie wzrósł. Milijevic nie mógł skorzystać z kilku zawodników występujących w swoich reprezentacjach na Pucharze Narodów Afryki. Klub na okres kilku tygodni opuścili Onyekachi Apam, John Boye, Foster Sani, Mehdi Carcela oraz Léonard Kweuke. Było to bardzo poważne osłabienie naszej ekipy. Przygotowując się na taką ewentualność już od dłuższego czasu w pierwszym zespole swoją szansę dostawał David Fontaine, kolejny młody zawodnik, który pod skrzydłami Chorwata ma szansę się rozwinąć.
Druga połowa stycznia miała być bardzo ciężka dla Rennes. Spotkania z bardzo trudnymi rywalami wymagały od naszych piłkarzy zaprezentowania pełni swych umiejętności. Na szczęście pomagał nam fakt, że mamy długą ławkę rezerwowych, co przy zawieszeniach za kartki oraz nieobecności kilku czołowych zawodników miało wielkie znaczenie. Każda z tych rywalizacji mogła być bardzo wyrównana i tak naprawdę mogła skończyć się dowolnym rozstrzygnięciem. Jednak widowisko z Montpellier było niesamowicie jednostronne. Szkoda tylko, że kulała skuteczność bo wygrana 2:1 z pewnością nie oddawała naszej przewagi. Dobrze to wróży przed finałem Pucharu Ligi. Z Tuluzą też mieliśmy olbrzymią przewagę w posiadaniu piłki, ale z kolei nic z tego nie wynikało. Nie potrafiliśmy zagrozić ich bramce. Szczęście nam jednak w końcu dopisało i z trudnego terenu wyjechaliśmy ze zwycięstwem 1:0. Ostatni styczniowy mecz to domowa potyczka z Saint-Etienne. Powinniśmy zrównać ich z ziemią, znów ogromna przewaga i kompletny brak przełożenia tego na bramki. I to pomimo tego, że praktycznie całą drugą połowę goście grali w osłabieniu. W końcu po oczywistym rzucie karnym dopięliśmy swego. Skończyło się znów tylko na 1:0, ale cieszyliśmy się z kolejnych trzech punktów. Skutecznie je gromadziliśmy co przybliżało nas do upragnionego sukcesu. Tabela wygląda wręcz wspaniale.
W Ligue 1 praktycznie już jest pewne – albo my albo PSG. Naszym atutem jest o wiele łatwiejszy terminarz. To może być historyczny rok dla Rennes. W Lidze Mistrzów cały czas czekamy na pojedynki z HSV. Awans do ćwierćfinału byłby wielkim wydarzeniem. Dodatkowo zagramy w finale Pucharu Ligi, a jeszcze nie przystąpiliśmy do rozgrywek Pucharu Francji.
To wspaniałe uczucie, gdy Twój ukochany klub funkcjonuje jak wspaniale naoliwiona maszyna. Piłkarze, którzy w każdym meczu dają z siebie wszystko. Prezes, który dba o rozwój klubu. Kibice, którzy oddają Stade Rennais całe swe serce. I manager, Chorwat, który to wszystko scala w jedną całość. Jesteśmy silni, jesteśmy jednością, jesteśmy gotowi na więcej…
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Śledź przeciwnika |
---|
W analizie pomeczowej zwracaj uwagę na sektory, w których najczęściej tracisz piłkę. Jeżeli odbierają ją boczni obrońcy, nacieraj środkiem, jeżeli środkowi pomocnicy, atakuj skrzydłami. Śledź konkretnych piłkarzy przeciwnika. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ