LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 2076 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Lata siedemdziesiąte XX wieku, a dokładniej pierwsza ich połowa były dość pomyślne dla Gwardii Warszawa. Zresztą dla całej polskiej piłki również. W tamtym czasie i ja powoli zacząłem zdawać sobie z tego sprawę. Gdy polska reprezentacja na Mistrzostwach Świata w 1974 roku zdobywała trzecie miejsce miałem zaledwie 5 lat, ale takie nazwiska jak Deyna, Lato, Szarmach, Gadocha nie były mi obce. Wszystko za sprawą mojego ojca, który zaszczepił we mnie miłość do piłki nożnej. Ale nie Tomaszewski, nie Lubański, nie Ćmikiewicz czy Kasperczak byli moimi idolami. Był nim Jerzy Kraska, piłkarz Gwardii Warszawa.
Nie wiem czemu akurat pokochałem ten klub. Może z wygody? Mieszkałem i nadal mieszkam na ul. Żwirki i Wigury, więc na Racławicką mam rzut beretem. Kraska był filarem polskiej reprezentacji, która zdobyła złoty medal olimpijski w 1972 roku. Do Gwardii przyszedł w 1969, czyli w roku mego urodzenia. Został w niej na następne 14 lat. W tym czasie w sezonie 1972/73 Harpagony zdobyły trzecie miejsce w lidze. Ale wtedy byłem za mały by to pamiętać. Gwardii udało się nawet przejść jedną rundę europejskich pucharów eliminując Ferencvaros Budapeszt. Sezon 1973/74 jest pierwszym, który w miarę dobrze pamiętam. Zajęliśmy dopiero 9 miejsce w lidze, ale Gwardii udało się dojść do finału Pucharu Polski. Nie mieliśmy jednak szans z fenomenalnym Ruchem Chorzów. Przegraliśmy 0:2, ale Ruch zdobył również Mistrza, więc znów Harpagony mogły pokazać się w Europie. 18 września 1974 roku graliśmy u siebie z włoską FC Bologna. Wygraliśmy 2:1. Pamiętam, bo drugą bramkę zdobył Kraska. Ogólnie w rewanżu po karnych wyeliminowaliśmy Włochów, ale w 1/8 finału PZP nie mieliśmy szans z PSV Eindhoven przegrywając w dwumeczu 1:8. Żaden z kibiców Gwardii, w tym ja, chyba nie przypuszczał wtedy, że na kolejny występ w europejskich rozgrywkach trzeba będzie czekać 41 lat...
Era Harpagonów dobiegała końca. Jeszcze w tym samym sezonie pożegnaliśmy się z I ligą, zajmując zaledwie 15 miejsce. Dopiero po trzech latach udało się wrócić, by... od razu spaść z powrotem do II ligi. Spędziliśmy tam dwa lata, by na kolejne dwa znów stać się zespołem pierwszoligowym. Sezon 1982/83 na ponad 30 zabrał nam Harpagony z najwyższej klasy rozgrywkowej. Było już tylko gorzej. Liczba kibiców spadała wraz z pogrążaniem się klubu w otchłani rozpaczy. Ja nigdy nie zwątpiłem... no może zwątpiłem, ale zawsze jednak miałem nadzieję, że może los się odmieni... nie odmieniał się. Sezon 1992/93 zaczynamy w III lidze. 2005/06 w IV. 2007/2008 rok to gra w V lidze, by sezon 2009/2010 rozpocząć w po reorganizacjach w Lidze Okręgowej. Miałem wtedy 40 lat, byłem wtedy przywódcą garstki kibiców, którzy jeszcze zostali z klubem... który miał przestać istnieć.
Gwardii nikt nie był w stanie pomóc. A raczej nie chciał. Trenerzy i zawodnicy, którzy tu przychodzili mieli gdzieś tradycje i barwy. Liczyła się kasa. Marna, bo marna, ale zawsze jakaś dla nich była. Spuszczali nasz klub na samo dno. Prezes Gawor latem 2009 roku podjął ostatnią próbę ratowania Harpagonów. Niestety nie byłem optymistą...
Zatrudnienie 28-letniego trenera, który nigdy wcześniej nie prowadził żadnego klubu odebraliśmy jako totalne nieporozumienie. Totalnym szokiem było wyrzucenie wszystkich piłkarzy. Gilbert... jego brazylijskie pochodzenie tylko dodatkowo nas denerwowało. Chcieliśmy mu oznajmić, żeby sobie do tej Brazylii wracał. Pomimo że go nie znaliśmy nie widzieliśmy dla niego miejsca w Gwardii. Bardzo szybko jednak zmieniliśmy zdanie. Był inny niż poprzednicy. Nie olewał kibiców, szanował nas, sam zabiegał o spotkania z nami. Był szczery, nie owijał w bawełnę, nie obiecywał nam, że zrobi z Gwardii potęgę. Słuchał, wyjaśniał. Przynajmniej raz w miesiącu spotykał się z naszym klubem kibica. Nasze uprzedzenia wobec niego szybko zamieniły się w obopólną sympatię. Jego charyzma i ambicja napawały nadzieją. Miał w dodatku żyłkę do interesów i do prawdziwego managerowania, a nie tylko trenowania drużyny. Ledwo co przyszedł a już zapełnił stadion sprowadzając na Racławicką na sparing ówczesnego Mistrza Polski - Wisłę Kraków. Rozpoczął namiastkę współpracy z Legią Warszawa. Nie bardzo się nam to wtedy podobało, ale to głównie dzięki niemu dziś panuje między kibicami naszych klubów zgoda. I zgodnie nienawidzimy Polonii Warszawa.
Sezon 2009/2010 miał być testem dla drużyny. Nowi piłkarze mieli poświęcić ten rok na zgranie się i zrobić wszystko by nie spaść niżej. Stał się cud. W 26 meczach odnieśliśmy 21 zwycięstw, 3 razy zremisowaliśmy i zaledwie dwa razy schodziliśmy z boiska pokonani. Oczywiście wygraliśmy swoją grupę Ligi Okręgowej i pewnie awansowaliśmy do IV Ligi. Na pierwszy domowy mecz tamtego sezonu przyszło 445 kibiców. Ostatni mecz przy Racławickiej zgromadził widownię w liczbie 1135. W klubie panowała świetna atmosfera, wręcz rodzinna. Oczywiście autorem sukcesu był Gilbert. Wojtek Kolarz, Arek Gikiewicz i Maciej Górski to były gwiazdy tamtego zespołu. Kto by pomyślał, że do dnia dzisiejszego będziemy o nich tak ciepło myśleć.
Apetyty rosną w miarę jedzenia, więc jako kibice chcieliśmy aby i w IV Lidze poszło nam tak dobrze. Gilbert jednak był powściągliwy. Do tej pory zresztą taki jest. „Będziemy robić swoje, zobaczymy co wyjdzie" - tak najczęściej mawia na spotkaniach z nami, które oczywiście nadal są organizowane. Za to zresztą kochamy go my, kibice. Pomimo tej powściągliwości sezon 2010/11 przyniósł kolejny sukces. Co prawda zajęliśmy w lidze tylko drugie miejsce, ale to wystarczyło do wywalczenia kolejnego awansu. Po zaledwie dwóch latach awansowaliśmy do III Ligi. Aż chciałoby się zapytać - czemu nikt nie potrafił zrobić tego wcześniej? Może to i dobrze, że nie potrafił. Dzięki temu mieliśmy wspaniałego Trenera. W tamtym sezonie na boiskach brylowały takie nazwiska jak Widejko, Kolarz, Ostalczyk, Rajczak, no i oczywiście Gikiewicz, który zdążył już zostać legendą klubu.
Zaczęła nam się marzyć powtórka przygody jaką przeżyła niegdyś Amica Wronki. Nie baliśmy się mówić, że klub ma walczyć w kolejnym roku znów o awans. III Liga okazała się dla nas stanowczo za słaba. 28 zwycięstw i 2 remisy. 111 bramek strzelonych i zaledwie 8 straconych! Średnia frekwencja z roku na rok rosła. Od 666 osób w sezonie 2009/10 do 1071 w latach 2011/12. Makhnovskiy, Rogac, Stachura to kolejne nazwiska, które do dziś zna każdy prawdziwy kibic Harpagonów. Byliśmy już w II lidze.
W międzyczasie Gwardia budowała swą renomę organizując Warsaw Cup oraz Gwardia Cup. Budował swą renomę Gilbert. Były to medialne widowiska, które potrafiły ściągnąć na Racławicką tłumy ludzi. Powiększała się grupa najzagorzalszych kibiców klubu, której oczywiście przewodziłem i nadal przewodzę. Wtedy było nas około 200-250. Teraz jest nas prawie 1000. Nazywamy się The Harpagon's. Może i głupio, ale nam się podoba. Współpracujemy z klubem, zajmujemy wysokie miejsca w kibicowskich zestawieniach, potrafimy zorganizować wspaniały doping, dzięki któremu przyciągamy na stadion kolejne osoby.
Sezon 2012/13 zakończyliśmy ze średnią frekwencją 2338 osób. Ponad dwukrotnie więcej niż rok temu. Nic dziwnego skoro znów Gwardia nie miała sobie równych. Pewnie wygraliśmy swoją grupę II Ligi i znaleźliśmy się na zapleczu Ekstraklasy. Pomogli w tym Nabih, Amouya, Kolarz, Arwuah, Stachura, Pałys. Miały zacząć się schody, Gilbert oficjalnie zapowiedział, że celem drużyny nie jest walka o Ekstraklasę. Ale jak już mówiłem, należał on do ludzi powściągliwych. Czasem aż za bardzo.
Nie graliśmy tak ładnie jak w poprzednich latach, ale znów okazaliśmy się najlepsi. O Gwardii zrobiło się bardzo głośno. Ten błyskawiczny awans z totalnego wręcz dna na piłkarskie salony polskiej piłki robił wrażenie. Po ponad 30 latach zespół wrócił tam gdzie jego miejsce - do grona najlepszych. Frekwencja w I lidze wyniosła 3714. Niezbyt dużo. Ale już wkrótce miało się to zmienić. Ekstraklasę głównie zawdzięczaliśmy Szumskiemu, Baranowskiemu, Nabihowi, Hanssonowi, Zahorskiemu i Pałysowi.
Ekstraklasa wg specjalistów miała być dla nas kubłem zimnej wody. Nikt nie wierzył w to, że beniaminek może nadal kontynuować swą wspaniałą drogę na szczyt. Oczywiście nikt oprócz nas. Nie spodziewaliśmy się mistrzostwa, ale wierzyliśmy, że stać nas na miejsce w pierwszej ósemce. Sprawiliśmy wielką sensację. Trzecie miejsce w lidze wprowadziło nas w stan euforii. Mecze z takimi zespołami jak Legia, Wisła, Lech gromadziły tłumy widzów. Po raz pierwszy od 1973 roku Gwardia zakończyła sezon na pudle! Przejęliśmy Warszawę na całą noc. Kibice Legii, która zajęła drugie miejsce nie świętowali. Tak to już jest, że trzecie miejsce może bardziej cieszyć od drugiego. Przez te kilka lat Gilbert stał się ikoną Gwardii. Jego styl prowadzenia drużyny, styl podejścia do kibiców zjednał mu ludzi. Od zawsze stawiał na młodzież. Pod jego okiem rozwijają się kolejne talenty. Miniony sezon należał do Majo, Szuprytowskiego, Vucinica i Pałysa. Każdego z nich gdzieś po drodze na szczyt znalazł właśnie Gilbert i obdarzył zaufaniem, za które piłkarze odwdzięczają się wspaniałą grą.
Gilbert nie lubi stałości. Nie raz już byliśmy tego świadkami. Zawsze przerwy między sezonami dają nam dużo sposobności do dyskusji nad zmianami w składzie, które przeprowadza Trener. Nie inaczej było i teraz. Z żalem żegnaliśmy szczególnie Maćka Górskiego, który rozegrał w barwach Harpagonów 134 mecze strzelając 66 bramek. Ale Gilbert zawsze powtarzał, że nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz Gikiewicza. Arek w tym roku skończy 34 lata, nie łapie się już nawet na ławkę rezerwowych, ale Gilbert zapowiedział, że nie puści go z klubu. Piłkarz, który w 113 meczach zdobywa 101 bramek powinien zakończyć karierę w klubie, w którym odnosił swoje życiowe sukcesy.
Sensacyjne trzecie miejsce w lidze dało Harpagonom przepustkę do europejskich pucharów. Po 41 latach karteczka z napisem Gwardia Warszawa znów miała zostać wyciągnięta podczas losowania. Na szczęście mieliśmy zacząć od ostatniej, czwartej rundy eliminacyjnej Ligi Europejskiej. Na nasze nieszczęście nie byliśmy rozstawieni, więc było pewne, że trafimy na jakąś silną ekipę. Wszyscy modliliśmy się, żeby nie była zbyt silna, chcieliśmy w Europie pokazać się więcej niż w dwóch meczach.
Nie wiem ile osób oglądało losowanie w TV, ale gdy w piątej parze na tablicy pokazała się jako pierwsza Gwardia Warszawa moje serce zamarło. Pierwszy mecz u siebie... z kim? Arsenal, Bayern, AC Milan, Sevilla? Ręka losującego sięgnęła po tą żółtą śmieszną kulkę... klamka zapadła... trzyma ją w ręce... przeciwnik Gwardii... kto? Wyjmuje kartkę... myślałem, że dostanę zawału... Ponad 40 lat czekania i... Manchester United............................
Jest 20 sierpnia 2015 roku. Godzina 17:45. Jestem pod stadionem przy ulicy Racławickiej. Za dwie godziny zacznie się pojedynek, na który czekałem cztery dekady. Znów wielki zespół będzie rywalem Harpagonów. Oby nie skończyło się jak poprzednim razem. Właśnie podjechał autokar z piłkarzami Czerwonych Diabłów...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ