Oczywiście... znów ktoś podsumuje mnie słowami: "Życie hejtera jest trudne". Tak, tak, nie umiem przegrywać. Nikt nie musi czytać tego plucia jadem. To są wyłącznie moje spostrzeżenia na temat zorganizowanego konkursu. Wynikają z przemyśleń towarzyszących mi od momentu ukazania się pierwszych konkursowych prac. Piszę o tym teraz, ponieważ nie chciałem wcześniej komuś pieniacko brudzić pod tekstem, próbując zmącić czyjeś szanse na klucz.
Konkurs to jeden wielki wałek. Jakie były jego założenia? „Jeśli zrobiłeś kiedykolwiek coś szalonego z FM-em w roli głównej – napisz o tym teraz!” – czyli co? Jak to rozumiecie? Dla mnie miała to być bomba przy której oczy wychodzą na wierzch, opowieść z jajem, przy której czujemy radość, złość, zawstydzenie, zdziwienie, które przeżywał autor w swojej szalonej historii. „Najbardziej nietypowe pieśni pochwalne. Możecie przedstawić nam swoje najbardziej zwariowane, dziwne, niecodzienne menedżerskie historie.” – czy sentymentalne wycieczki do dzieciństwa, przeszłości, dawnych znajomości, to jest ta historia, która spełnia założone wymagania? Naprawdę tylko ja uważam, że większość z tekstów nie spełnia konkursowych kryteriów? Są to naprawdę fajne wypowiedzi, fajne wspomnienia, fajna droga z Fm’em, ale nadają się jako rozdział w autobiografii, a nie na konkurs, który miał nam przedstawić coś nietypowego, niecodziennego. Nie może być tak, że skoro jeden z naszych lubianych Redaktorów podzielił się swoją pracą konkursową, to od tej pory praca ta będzie wyznaczać konkursowe trendy. Nikt nad tym nie czuwał. Ktoś go zrobił zwycięzcą już na wstępie, zupełnie wypaczając cel tego konkursu, jego założenia. Po to są konkursowe wytyczne, żeby zawody nabrały swojej barwy, charakterystycznej kolorystki. Nie można przyjmować w konkursowe grono każdego tekstu, który traktuje o Fm’ie.
Moim zdaniem ewidentnie wygrał, uwaga, Brak Pomysłu, i Fikcja, a również zakulisowe sympatie, a nawet obowiązek… o którym jeszcze wspomnę.
Co najważniejsze, opowieści miały być autentyczne, a nie są.
Skomentujmy każdy z czterech zwycięskich teksów. Nie będę przebierać w słowach.
-
Wyższa Szkoła Jazdy - Arvanis
Każdy ma swój rozum, i sam już pewnie ocenił, czy historia jest prawdziwa, czy nie.
Tekst jest świetnie napisany, ale sama historia to wierutne bzdury. Napiszę więcej: trzeba być pierdolniętym, albo nigdy nie studiować, żeby uwierzyć w coś takiego. Jakim cudem cała ekipa redakcyjna łyknęła rzekomą autentyczność tej historii? Nie wierzę w taki zbiorowy brak rozsądku. Po prostu potrzebowaliście czegoś zgrabnego i mocnego, co może być godnym przykładem niesamowitości tej gierki, powszechnej eFeMani. Przecież Avranis to wykładowca, może niedługo profesor, hoho! To mega bomba! że nawet w sali wykładowej ludzie oddają hołd tej grze. Co za prestiżowa dla FM’a opowieść. Przetłumaczyć tylko na angielski, i pokazać światu jak piękna jest to gra. Do tego tekst napisany naprawdę profesjonalnie, z głową, więc dlaczego nie zrobić go zwycięskim? To nic, że zdrowy rozsądek podpowiada, iż historia jest wyssana z palca. Ale przecież szkoda uznać, że jest zwykłym kłamstwem, prawda? Tym bardziej, że to jeden z nielicznych tekstów, który po przymknięciu oka spełnia „szalone, niecodzienne” kryteria konkursu. A do tego spełnia je z klasą, trzyma wysoki literacki poziom. Murowany zwycięzca.
Niech każdy uważnie przeczyta sobie ten konkursowy tekst.
Zwrócę się teraz bezpośrednio do autora, niejakiego Arvanisa:
„Jak państwo widzicie, przygotowałem specjalny symulator, którym chciałbym nauczyć was zespołowego podejmowania decyzji, a także planowania strategicznego, taktycznego i operacyjnego.”
– Jesteś śmieszny, autorze. To były przygotowania do matury dla 60-latków? (nigdy nie jest za późno), bo nie wierzę, że grupa młodych osób (dość liczna, skoro byli w stanie „sporadycznie” robić meksykańską falę, i to „NA sali”, a nie w jakiejś czteroosobowej klasie - lol), nie zorientowała się przez cały ten długi czas, iż jest to pieprzona GRA??? Tylko zaczepiając Cię później, cały czas wołali na to „symulator”, błagam człowieku. Jak małe dzieci na gówno: „kaka”.
„Przygotowałem specjalny symulator.” – odleciałeś facet. Zapewne każdy to łyknął. Uznali, że jesteś nie tylko genialnym wykładowcą, ale również genialnym programistą, komputerowym cudotwórcą. Ponadto studenci widzieli Fm’owe przepychanki prasowe z Diego Simeone – zapewne również uznali, że sam te wszystkie interakcyjne teksty stworzyłeś? Czemu nie! Przecież nigdy nie używali komputera, nigdy nie grali w gry, nie wiedzą, jak stylowo wygląda symulator domowej roboty, a jak komercyjna gra. Uznali, że można sobie takie coś zrobić jedną ręką w Excelu albo w Paincie. Herby, stroje, zdjęcia, ligowe logosy, banery i bandy okalające boisko nie zdziwiły tych młodych ludzi swoją szczegółowością. Uznali, że Arvanis jest profesjonalistą, i zadbał o każdy szczegół swojego „symulatora”.
„Każda z grup wybiera skład, taktykę, polecenia meczowe.” – Tak, tak. Wybrali skład, taktykę i polecenia meczowe, i jeszcze kurwa frytki do tego. Ludzie którzy pierwszy raz widzieli takie coś na oczy? Przecież to wszystko jest nierealne. Tak samo jak umysł podpowiada mi żeby nie przechodzić na czerwonym świetle, kiedy tuż przed pasami pędzi tir, tak samo każdy fragment Twojej opowieści woła do mnie, że pierdolisz niewiarygodnie bzdury, autorze.
Poza tym:
-
Nikt z męskiej części widowni tych młodych ludzi nie skojarzył tego „symulatora” stworzonego przecież przez wykładowcę, z jakimś piłkarskim managerem na peceta;
-
Byłaby to uczelniana legenda. Ludzie by sobie opowiadali to na każdej imprezie, aż w końcu dotarłaby do jakiegoś fana Fm’a. Aż dziwne, że do tej pory nie trafił się na tej stronce nikt, kto słyszał chociaż miejską legendę o tym zajściu;
-
Tu, na netowej stronce, już się obawiasz autorze wspomnieć o mieście i nazwie uczelni, ale wpierdalać się z grą na zajęcia pełne ludzi i rozgrywać meczyki już się nie obawiałeś.
-
Te meksykańskie fale… bajkowe. „Ole!” przy strzelonej bramce – a to Ci się trafili fani południowej piłki, szczęściarzu;
-
Ludzie widzieli mecz na „symulatorze” pierwszy raz w życiu, ale reagowali jakby spędzili na nim parę dni. Dla ludzi mających pierwszy raz styczność z managerem, kulki, a nawet tryb 3D, jest nieźle powykręcany. Trzeba trochę czasu, aby się oswoić, zaskoczyć wyobraźnią na nowy tor, a oni nawet faule wyłapywali, według Ciebie, czad;
-
Nikt z fanów piłki nożnej, którzy znajdowali się na sali – których obecność wywnioskowałeś po reakcji – nie poprosił Cię o „przepis” na naszego kochanego eFeMa, żeby sobie „posymulować” w domku dla rozrywki. Pytali tylko o kolejne zajęcia z „symulatorem”. Beka.
Jest to świetny tekst, ale jest również zwykłym kłamstwem. Pytanie: czy to fair, że wygrywa? Że przymykamy oko na jego nieprawdziwość? Mimo, że kilka innych osób postępowało uczciwie i pisało o swoich prawdziwych przeżyciach, to nic, że nudnawych, ale mieli na tyle szacunku do nas, do ludzi oceniających te opowieści, że nie chcieli wplatać w swoje historie skurwysyńskich, zmyślonych zdarzeń z kosmosu. Autentyczność była założeniem tego konkursu, czyż nie?
-
Football Manager to wariactwo samo w sobie - zachi
Zachi pisze naprawdę świetne manifesty, które wiele razy czytałem ze sporą przyjemnością, ale z całym szacunkiem, autorze… nie miałeś pomysłu na ten konkurs, Twoja historia nie spełnia konkursowych wymagań. I w tym momencie bez znaczenia pozostaje fakt, iż sam tekst jest super napisaną ciepłą kumpelską opowieścią, która przynosi uśmiech, budzi sympatię. Po prostu taka praca nie może wygrać TEGO konkursu, ponieważ jest szkolnym wypracowaniem na temat: „Chciałbym napisać coś na konkurs, ale nic szalonego nie przychodzi mi do głowy. Mam już przecież 32 lata, więc próżno mi szukać odjechanych akcji, przecież to tylko gra, więc napiszę wam ładnie o Fm’ie, napiszę ciepło o swoich wspomnieniach, i liczę, że docenicie mój kunszt”. Sorry, ale taka prawda. Urzekło mnie przesympatyczne podejście autora do dawnych czasów, do dawnych znajomych z którymi grał, ale ten tekst nie ma nic z niecodzienności, ani grama nietypowej pojebanej akcji. Takie rzeczy czyta się na ambonie w czasie pogrzebu. Są to historie zbyt poprawne, po prostu o wszystkim i o niczym. Wyraźny brak pomysłu. Zresztą, nie tylko zachi urządził sobie takie wspominki. Normalne. Ciężko oczekiwać, że komuś zmarł pies, bo go nie karmił, ponieważ grał w Fm’a, a skoro bardzo chce się coś napisać, a zachi bardzo chciał, więc pierwsze co przychodzi do głowy, przepełnionej brakiem pomysłu, jest życzliwa opowieść o skojarzeniach z Fm’em.
Ciekawe, czy ideą cdp.pl, który przecież dostarczył klucze do gry, było, aby w konkursie dla ludzi z ulicy brały udział osoby piszące dla CmRevolution. Niemal 100 manifestów na temat gry. Gdzie tu zdrowa konkurencja? Ale przecież trzeba było dać szansę swoim „Armatom”, które nakręcają targowisko jakim jest ta stronka. Oficjalnie, tak po prostu nie wypada dać klucza „swoim”, a przecież zasługują na niego jak nikt inny. Więc zróbmy „otwarty” konkurs, niech sobie któryś wygra. Po co ich zniechęcać. Podobna sytuacja jest z niejakim Puckiem.
-
Trenerzy Dinama Tbilisi i Torpedo Kutaisi wkręceni w historię z młodym polskim menedżerem - Pucek
Przykład perfidnej konkursowej naciąganej bzdury.
Oczywiście na pierwszy ogień poszła chwytliwa focia z sali konferencyjnej. Już widzę bezmyślne reakcje gawiedzi: „O ja pierdolę! co za ziomale, ale miazga! mega mega”. Nikomu nie przyszło do głowy, że to tylko fanowska fotka przy stole konferencyjnym, którą mógł sobie cyknąć każdy, kto chciał. Zresztą, cóż innego mogli tam robić? Udzielać wywiadu gruzińskim żurnalistom?
„Tomek i Bartek przedstawili się jako ludzie polskich mediów.” – tak, a gdzie plakietki? Przepustki? Gdzie notes, mikrofon? Dyktafon? Kamerka? Gruzini zapewne pozamieniali się na głowy ze swoimi kutasami.
„Moi promotorzy obejrzeli mecz na trybunie prasowej. Nie dość, że dostali koszulki Dinama Tbilisi” – tu podobnie, „może jeszcze frytki do tego?”. Goście narobili tyle zdjęć, ale na fotkę z koszulkami i z tej słynnej trybuny prasowej już zabrakło im pamięci.
„…to jeszcze wkręcili dwóch trenerów, żeby podpisali klubową encyklopedię dla „jednego z najlepszych młodych polskich menedżerów.” – bo wzięli autografy? Haha. Przy takich dedykacjach można poprosić o każdą treść: „dla mojego największego fana”, „dla uroczej pięknej Monisi”.
Szczeniackie bzdury wyssane z palca, naciągane do granic możliwości. Co najważniejsze, nie mają nic wspólnego z Football Managerem. Ktoś powtórzy hasło: „FM Stole My Life”? Haha. Nie do przyjęcia, żeby wyprawę dwóch gości do Gruzji nazwać szaloną historią z Football Managerem, która „przydarzyła” się Puckowi… Śmiech. Każdy z użytkowników tej stronki powinien mieć swój rozum.
Ten konkursowy manifest przeczytało ponad 3700 czytelników, kiedy inne teksty zanotowały wynik o jakieś 3 500 gorszy… Żałosne, że ktoś wychodził z tym tekstem poza stronkę. Na fejsa, na gadu, chuj wie gdzie. Szuka sobie „lajków”. Po prostu żałosne.
Ale Puckowi się należy, za wkład, za oddanie, za wszystko.
-
Gdy fikcja miesza się z rzeczywistością... - Grzechoo
Ten tekst wygrał słusznie. To idealna konkursowa opowieść. Czytając, wstydziłem się za autora. Poczułem się jak wykolejony życiowo leń. Gratulacje. Oczywiście nie jest łatwo uwierzyć, że ktoś dorosły mógł stracić rachubę czasu na cały dzień? Na dwie godzinki owszem. Ale i tak uważam, że tekst może zostać uznany za życiowy. Nieźle pojebany. Trochę patologii. I o to właśnie w tym konkursie chodziło. Brawo Grzechoo.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ