Nie mogę zasnąć, nie poszedłem ze swoją sympatią na jej bal maturalny, który właśnie trwa – teraz nie wiem dlaczego. Chyba postąpiłem źle. Chciałem odpisać w formie komentarza, ale stwierdziłem, że szkoda mojego czasu na ginięcie po paru minutach i kilku innych wpisach na jakimś zadupiu dalszej, przeszłej, niedługo zapomnianej strony nr 7, w dyskusji o niczym. Wolę być nieśmiertelny. Utrwalić swoje złote myśli w manifeście.
Rozchodzi się o dyskusję pod newsem:
http://www.cmrev.com/newsroom/czytaj/FM14-w-wersji-14_2_2.html
Rozważę sprawę towarzyszy: hQ i sCan. (Nic do nich nie mam, ale są wycinkiem ogółu, któremu jebie z gęby).
hQ napisał m.in.:
"Szarlatan - powiem Ci z doświadczenia tak: gram w FM od wersji 06 i z części na część coraz więcej szczegółów ma znaczenie na wynik. Na początku tylko ustawiało się wszystkich na odpowiednich pozycjach i wciskało spację. Teraz ważne jest to kto ma jaki charakter, jakim językiem mówi, kogo lubi, kogo nie, jaką lubi pełnić rolę na boisku, czy ma często wrzucać, czy kiwać, czy strzelać itd itd itd. Moja gra obecnie, z braku większej ilości czasu, jest taka, że nie skupiam się na szczegółach i wiele funkcji pozostawiam asystentom i trenerom. Jak grałem z kolegą o pieniądze, oboje skupialiśmy się na każdym szczególe i wyobraź sobie, że w lidze mieliśmy same zwycięstwa i po jednej porażce między sobą."
Zastanawiam się, skąd tacy ludzie się biorą? Tacy, którzy geniuszu i precyzji SI, piękna tej gry, szukają w każdym ziarnku piasku. Jakim cudem ktoś wciąż wierzy, że w grze istnieją i przede wszystkim działają korelacje takich elementów jak bariera językowa pomiędzy dwójką naszych napastników, ich sympatia do siebie, czy inne najdrobniejsze pierdy aż do literki
Ź, które mają rzekomo wpływ na zgranie tych napastników, ich wzajemne rozumienie się na boisku, celność wymiany podań, itd.
Jak można wierzyć w tak głęboką złożoność i stabilność gry, skoro każda łatka wywraca rozgrywkę do góry nogami? Programiści mają problem z najprostszym poleceniem (słynny chory bug z kryciem niewłaściwego bramkarza w trakcie ofensywnych rzutów rożnych i setki innych) czy z wyczekiwanym od wielu lat wyważeniem podstawowych statystyk meczowych: liczby strzałów, słupków i poprzeczek, goli, itd. Skąd macie pewność, że którykolwiek element ma sens i przełożenie na rozgrywkę, a nie jest tylko atrapą do klikania? W każdym bądź razie, chciałbym was poznać, dowiedzieć się na którym skrzyżowaniu waszego życia pojawił się drogowskaz wiary kierujący was w stronę światełka w tunelu. Jesteście niezłomni. W waszych sercach i głowach nie istnieje napięcie między wiarą a nauką. Czy o takim podejściu decyduje kształt waszej czaszki? Długość penisa? Wielkość podbródka? Weźcie w tym momencie centymetr, zmierzcie się, i ujawnijcie wyniki. Nie chcę wierzyć, że chodzi o proces myślenia. Nie mówcie mi, że widzicie i wnioskujecie, bo wpadnę w spazmy, zacznę wyć i płakać.
hQ:
"Niesamowite, jak wiele więcej można osiągnąć koncentrując się na każdym aspekcie w grze, więc na podstawie tego jestem w stanie zaufać sCanowi, że dobre wyniki osiąga dzięki bardzo dobrej i wnikliwej analizie każdego szczegółu."
Pewnie. Racja. Chyba każdy z nas miał kiedyś taki sezon, gdzie wszystko wychodziło, wszystko się ładnie zieleniło, zajeżdżało się pozostałe dziewiętnaście drużyn w lidze, bijąc wszelkie rekordy - aż chciało się pochwalić mamie i tacie. Tym samym, zamiast napisać, że
sCan miał po prostu wiele szczęścia (oczywiście poza jego niezwykle bogatą wiedzą i doświadczeniem – przecież przestudiował masę taktyk znalezionych w necie), to zaczyna się niepotrzebna zabawa w ciężkie argumenty: „Wystarczy zadbać o każdy element gry + magia sCana = sukces”. W dalszej kolejności zaczyna się standardowe pisanie z coraz większą śmiałością: „Na świecie żyją: sCan i ludzie leniwi.”
Mało to razy wyrzuciło was z gry przez crasha? Albo wywaliło korki, ponieważ sąsiad przypalił flaki na kuchence elektrycznej? W ten sposób traciłem wiele efemowych dni (ponieważ zazwyczaj zapisywałem grę co trzy, cztery spotkania) i wiem jedno: FM cechował się mocnym elementem losowości. Kiedy musiałem powtarzać te trzy „stracone mecze”, to nagle okazywało się, że zamiast 9 zdobytych punktów (przed awarią prądu) ugrałem zaledwie 1, i zamiast bić się o mistrzostwo, wypadłem poza strefę pucharową, z marnym morale i plagą kontuzji; albo na odwrót. Standard. Natomiast mecze finałowe zawsze rządziły się własnymi prawami. Chaos. Dlatego nie zgodzę się z gadaniem ludzi, iż wystarczy przemóc swoje śmierdzące lenistwo, zadbać o każdy element gry i na luzie sięgniemy po potrójną, czy inną siedmioraką koronę w pierwszym sezonie. Tak! Zdarza się, ale nazywa się to
fart. Naprawdę, wystarczy wczytać stary save i przekonać się o tym, że z tymi samymi osobistymi „zdolnościami”, wystarczy dodatkowa kontuzja, jeden niestrzelony rzut karny, i sezon potoczy się troszkę inaczej.
Istnieją również killer taktyki. Muszą takie istnieć, skoro mowa o grze – te wszystkie bajeranckie twory, które bazują na grze skrzydłami. Dlatego dla mnie sprawa jest prosta: sCan znalazł taką taktykę, albo miał fart, który wspomógł swoją pracą włożoną w pozostałe elementy rozgrywki, co zaowocowało wspaniałym sukcesem.
Co do dalszej dyskusji: nie wiem w ilu procentowych o wynikach decyduje taktyka własna (a nie taka wpisująca się precyzyjnie w schematy gry), ale z osobistych spostrzeżeń mogę dodać, że najważniejsze było przygotowanie do sezonu i jego start. Taktyka miała tu mniejsze znaczenie. Najważniejsze, żeby nie była zbyt wymyślna, a dobrze wyuczona. Mam wrażenie, że kluczowe są pierwsze spotkania, pierwsze wyniki. Zdecydowanie łatwiej utrzymać się w czołówce, niż do niej wskoczyć. Nie pamiętam rozgrywek, w których prowadziłbym wyraźny spektakularny pościg "od zera do bohatera", bądź nagle spadał po równi pochyłej. Zależność była prosta: jeżeli szybko wskakiwałem na fotel lidera, to zazwyczaj kończyłem ligę na pierwszym miejscu. Jeżeli przez pierwsze 10 spotkań błąkałem się w środku tabeli, już mogłem przewidzieć, że na koniec sezonu wyląduję o dziwo w środku. To samo w przypadku drużyn prowadzonych przez komputer: często dziwimy się i cieszymy, kiedy jakaś silna drużyna notuje tragiczny początek sezonu i np. do piętnastej kolejki znajduje się w strefie spadkowej. Przecieramy oczy i czujemy podniecenie w lędźwiach, ponieważ lubimy takie sensacje – i nie pamiętam przypadku, aby taka drużyna nagle zaczęła wygrywać wszystko, tak jak na jej klasę przystało. Zazwyczaj wychodziła z dołka i finalnie lądowała w środku tabeli, ale nic poza tym. Bez fajerwerków.
Co do samego pomysłu sCana pod tytułem: „hołd dla maruderów” pod tematem o łatce: od tego są depesze, miejsce na ścianie nad łóżkiem, i pewnie salon rodziców, gdzie przyjmowani są goście, i gdzie stoi największy i najdroższy w domu telewizor.
ps.
sCan:
"Już od jakiegoś czasu regularnie opisuję przebieg swoich karier na cmrev w postaci depesz. Możesz sprawdzić co potrafię. Nie jest dla mnie cudem wygranie rozgrywek w pierwszym sezonie. Zawsze mam taki cel. O czym mam z Tobą dyskutować?" - jakbyś jeszcze umiał powiedzieć to do kamery, w dobrze skrojnonym garniturze, emanując taką samą pewnością siebie, byłby niezły wstęp do fabuły pornosa dla pań.
Już wiem dlaczego razem z mahdim byliście tak blisko: obaj macie nieodparte przekonanie, że tu, na tej stronce pełnej dzieciaków, grających w grę, zbliżacie się do perfekcji.