Fortuna I Liga
Ten manifest użytkownika MC_Mike przeczytało już 592 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
ROZDZIAŁ III
- Dziękujemy za wybranie naszych linii i życzymy miłego dnia – wydobył się męski głos z pokładowych głośników – w Polsce obecnie jest godzina 7.30 – informował dalej pilot. Mike nie był w stanie go usłyszeć, ponieważ muzyka, dobywająca się z słuchawek na jego uszach, doszczętnie wszystko zagłuszała. Nie usłyszał nawet miłego pożegnania stewardesy, która uśmiechała się teraz do niego. On odpowiedział jej tylko szybkim uśmieszkiem i szybko udał się do wyjścia. Pod pachą niósł teczki, których nie zdążył zapakować do plecaka. Przeciskał się przez tłum ludzi, którzy nie wiedzieć czemu zamiast schodzić po schodach, stali na nich i albo rozmawiali, albo gapili przed siebie, mimo usilnych ponagleń obsługi. Kiedy w końcu dotarł do płyty lotniska, udał się do terminalu, gdzie miał na niego czekać ktoś z klubu.
- Witam - usłyszał nagle głos zza siebie – pan Mike jak mniemam? – Mike odwrócił się i za plecami ujrzał postać starszego mężczyzny, ubranego w garnitur z czerwonym krawatem – Marcin Gawron, asystent byłego menedżera Korony Kielce i mam nadzieje, że nowego również – dodał z uśmiechem i wyciągnął dłoń
- Miło poznać – rzucił dość chłodno – myślę, że spełnię pańskie nadzieję, gdyż teraz to pan ma największą wiedzę o zespole, która będzie mi przydatna – dodał z lekkim błyskiem w oku
- Darujmy sobie te uprzejmości i może od razu przejdźmy na ty? – zaproponował – Marcin, broń boże Cinek – roześmiał się
- Mike, po prostu Mike. Więc jakie plany na dzisiaj? – zapytał, spoglądając na zegarek
- Mała rundka po Kielcach, podpisanie kontraktu, spotkanie z drużyną, pierwszy trening i zakwaterowanie w nowym mieszkaniu – wymienił jednym tchem mężczyzna
- Podoba mi się, ale nie że chce kogoś urazić, ale nie możemy darować sobie tej rundki po mieście? Jestem dość zmęczony podróżą i chciałbym jak najszybciej mieć wszystko z głowy?
– Ty tu rządzisz – odparł z widocznym zadowoleniem, że nie będzie musiał w kółko jeździć po mieście Marcin – no to ustalone, chodźmy do auta i w drogę
- I to mi się podoba – westchnął pod nosem Mike, czego asystent nie był w stanie już usłyszeć.
***
- Pajace – rozległ się tubalny męski głos – co wy mi tu w ogóle przynieśliście? – mrok pomieszczenia przeszywały wrzaski – to są tylko i wyłącznie jakieś bezużyteczne zapiski o niczym! To, że w nagłówku jest wypisane Twierdza Narodów i wymalowany jakiś obrazek, wcale nie znaczy, że to jest to, o co nam chodziło – mężczyzna zgniótł papier w ręku i cisnął nim o ziemię – Perez, po co wy w ogóle mi się na oczy pokazujecie? Teraz nie mamy ani planów, ani człowieka, który mógłby nam je udostępnić!
- To nie moja wina! – usprawiedliwiał się człowiek, ten sam który to minionej nocy bez mrugnięcia okiem zastrzelił Władysława – Skąd mogłem wiedzieć, że to nie to? Zazwyczaj, gdy nad budynkiem jest napisane „Apteka” to jest to apteka! – nie dawał za wygraną – nie jestem facetem od rozszyfrowywania planów, tylko tym od brudnej roboty!
- Dobra skończcie ten cyrk Perez! Jako, że pierwszy raz zawaliliście robotę, dam wam jeszcze jedną szansę, ale jak teraz sknocicie to za siebie nie ręczę! – pienił się dalej – macie tu w aktach wszystko: adresy, plan dnia, ulubione miejsca itp. Prosta robota! Zrozumiano?! I żadnych więcej wpadek! – wskazał palcem drzwi. Perez, znany ze swej bezkompromisowości, tym razem nawet nie odpowiedział, tylko odwrócił się na pięcie i wyszedł przez wskazane drzwi:
- Ja ci dam pajaca… - szeptał pod nosem, kiedy zatrzasnął już za sobą drzwi – zobaczymy, kto jest prawdziwym pajacem
- Jakieś problemy szefie! – przerwał mu jeden z goryli?
- Nie! Po prostu nowa robota! Pakujcie się do samochodu – grupka goryli posłusznie zajęła swe miejsca w furgonie, a Perez ulokował się na samym końcu – Andrzej Skrośny – krzyknął – nasz nowy cel, podobno to on był kolejnym w kolejce do straży planów Twierdzy. Musimy coś z niego wyciągnąć, oczywiście dyskretnie – dodał z lekkim zadowoleniem
- Tak jest szefie! – ryknęła grupa osiłków – jednak on ich już nie słuchał. Zza siedzenie wyjął czarną aktówkę, z której wyciągnął zwinięty rulon białego papieru. Na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech. Rozwinął rulon i zaczął dokładnie go studiować…
***
- Jesteśmy na miejscu! – zawołał ochoczo Tadeusz – oto nasza świątynia – i z radością wskazał przez okno gmach kieleckiego stadionu. Za prawdę był on okazały. Ogromne ściany, piętrzące się ku niebu i górujące na nimi reflektory, ustawione w czterech różnych kierunkach świata. To wszystko sprawiało, że wymiar futbolu przenosił się z pułapu ziemskiego na pułap wręcz sakralny, boski. To tutaj co tydzień najwierniejsi składali swój czas i energie w ofierze, w zamian za grę swych pewnego rodzaju bogów. Mike poczuł jakiś dziwny dreszcz, przechodzący jego plecy. Kiedyś jego ojciec opowiadał mu o atmosferze, panującej na polskich boiskach, jednak on nigdy nie wierzył, że jest to jakiś szczególny powód to euforii. Dziś łyknął trochę i podziałało to na niego jak dobry trunek. Nagle praca menedżera nabrała całkiem nowego znaczenia. Teraz to on był tym najwyższym, który ma wpływ na to co „bogowie” robią na głównej scenie. Niczym pasterz prowadzący swe stado. Z tego motłochu myśli wybił go dopiero jego asystent:
- Mike! Co z tobą?! Chodźmy bo się spóźnimy! – krzyknął po raz trzeci, bo Mike poprzednich dwóch nawet nie usłyszał.
- Eee… tak, tak chodźmy – powtórzył zupełnie zdezorientowany.
Podpisanie kontraktu poszło bez problemów. Tak naprawdę to wszystko był już ustalone, wystarczył tylko podpis zainteresowanego. Agencja wynegocjowała dla niego gaże w wysokości 500 euro tygodniowo, co dla Mike było ładnym kieszonkowym, w porównaniu z tym co zarabiał u siebie. Przyzwyczajony do luksusu taka sumę potrafił wydać jednej nocy w kasynie. Po podpisaniu papierów prezes nalał wszystkim zebranym po kieliszku szampana.
– Co to za świństwo? – mruczał pod nosem nowy menedżer Korony, kiedy pociągnął pierwszy łyk napoju. W rzeczy samej choć trunek ten kosztował ok. 100 złoty za butelkę, to dla Mike’a był to zwykły, jak to w Polsce określają, sikacz. W tym momencie uświadomił sobie, że będzie musiał znacznie obniżyć swój dotychczasowy pułap życia. Dla niego życie w krainie Piastów będzie nieustanną sztuką kompromisów. Ale czego to nie robi się dla pracy?
Droga z gabinetu prezesa na płytę boiska była krotka. Zajęła około 10 minut. Dotąd jedyne co można było podziwiać to świeżo odnowione ściany i parę nieznaczących trofeów w gablotkach. Jednak, gdy oczom Mike ukazała się zielona, równo ścięta murawa, a jego nos dosiągł zapach potu, błota i krwi, znów przeszyły go dreszcze. W jego drugiej ojczyźnie – Kanadzie nie ma większych tradycji piłkarskich, tak więc to co tu zobaczył wprawiło go w pewnego rodzaju trans.
- To jeszcze nic – szepnął Marcin – podczas meczu to dopiero dech zapiera – uśmiechnął się i poklepał Mike’a po ramieniu, dodając mu otuchy przed pierwszym spotkaniem z zespołem – Śmiało! – zawołał i pchnął go lekko do przodu. Mike podszedł bliżej, by zobaczyć co w ogóle się tu dzieje. Z jednej strony boiska grupa mężczyzn biegała, obok nich inni się rozciągali, a z drugiej strony bramkarze raz po raz wyłapywali kolejne uderzenia. Paradowali, latali i przewracali się. Zdawali się wydobywać z siebie nieludzkie możliwości. Nagle katem oka zauważył, że asystent chce gwizdnąć w celu zwołania chłopaków i przedstawienia im nowego trenera:
- Nie! – stanowczo zatrzymał go Mike – dziś chciałbym popracować incognito – zadeklarował się
- Nie ma problemu – odparł Marcin i powrotnie ulokował swe ręce w kieszeniach. Trening nie wypadł jakoś specjalnie. Ot chłopaki przyszli, pokopali, pobiegali, poszli. Tych, których Mike wytypował po profilach spełnili jego oczekiwania, inni pokazali ,że są godni uwagi. Po godzinnym spektaklu i konsultacji z asystentem na skrawku papieru pojawił się taki oto skład:
- Zmęczony? – zaczął Marcin – pewno tak, ale się wcale nie dziwię. Już dojeżdżamy. Zaraz zobaczysz swą nową rezydencję. Nie wiem skąd klub ci ja wynalazł, ale ja jestem pod wrażeniem.
- Naprawdę – odrzekł zaskoczony Mike – może wcale nie trzeba będzie aż tak obniżać pułapu? – zaczął mamrotać
- O patrz to ta! – i zaczął wymachiwać palcami, a z podniecenia puścił kierownicę. Na szczęście tylko na chwilę, więc do tragedii nie doszło. Oczom naszych bohaterów ukazał się mały, jednorodzinny domek. W Kielcach to i może był luksus, ale tam gdzie Mike mieszkał takie coś miało swą nazwę – slums.
– Dobra to ja cię tu zostawiam, masz klucze i miłej nocy! – Marcin podał rękę, wsiadł do auta i po sekundzie zniknął za zakrętem. Menedżer podszedł bliżej do drzwi, obejrzał dokładnie czy nie ma śladów włamania – zboczenie zawodowe – włożył kluczyk i przekręcił. Drzwi otworzyły się, a on wszedł do środka. Wnętrze prezentowało się ładnie i schludnie, choć nieco ubogo. Jednak nie miał on czasu na dłuższe zwiedzanie domu, bo w jego kieszeni rozległ się dźwięk komórki…
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ