Dzisiejszy wpis będzie króciutki z dwóch powodów - jestem zmęczony i nie mam zamiaru się rozpisywać za bardzo, szczególnie, że opisywać będę tylko dwie piosenki, a nie cały album. Chodzi mi oczywiście o kawałki
Cyanide i
The Day That Never Comes Metalliki.
Riffami Cyanide możemy się rozkoszować tylko i wyłącznie dzięki nagraniu z Ozzfestu, na którym to legendy metalu postanowiły uraczyć fanów piosenką z najnowszego albumu
Death Magnetic, który ma się ukazać w połowie września (chyba 12, ale nie wiem w końcu czy jest to data finalna). Nagranie jest bardzo dobrej jakości (chyba było montowane przez oficjalną stronę Metalliki, niestety nie posiadam na ten moment czasu, aby zagłębić się w takie dziennikarskie szczególiki) co pozwala nam dokładnie wsłuchać się w granie i móc odnieść pełny efekt, pozytywny czy negatywny, jaki kawałek na nas wywiera. Osobiście muszę przyznać, że mi przypadł on do gustu. Jest to klasyczna Metallika, która po odejściu w klimaty St. Angerowskie w 2004 postanawia tam już chyba nie wracać. Cyanide nie powala mocą, jednak nie można go nazwać niczym innym poza dobrym, metalowym graniem. Bardzo ciekawie zrobili wejście do wersu gdzie dali
Robertowi Trujillo (basista) i
Larsowi Ulrichowi (perkusista) zagrać bez brzęczenia gitar. Główne riffy gitarowe jak najbardziej na plus, budują atmosferę piosenki, która na mnie wywiera jak najbardziej pozytywne wrażenie. Tekst to typowa Metallica, śpiewanie o śmierci i sprawach z nią związanych (nie będę się zagłębiał w różnorodne przenośnie, w końcu ta notka miała być krótka...). W solówce jak zawsze
Kirk Hammet daje czadu. Na duży plus muszę dać śpiewanie
Jamesa Hettfielda, bardzo podoba mi się ta czysta nuta przy
"Empty they say". Ogólnie odebrałem Cyanide jako dobrą zapowiedź do nadchodzącego ogromnymi krokami Death Magnetic i mam nadzieję, że w takiej konwencji będzie utrzymana większa część albumu. Choć oczywiście marzy się lekki powrót do ostrego
napierdalania z
Kill'em All...
Cyanide na YouTube:
Czas przejść do The Day That Never Comes, oficjalnego singla wydanego przez Metallikę, co może być trochę cięższą przeprawą, gdyż sam jeszcze nie za bardzo wiem co myśleć o tej piosence. Wejściówka kompletnie nie-metallikowa, takie homo niewiadomo bym to nazwał. Jednak słychać od razu, że kawałek ma być balladowy, co niestety burzy później ostre granie z bardzo agresywną solówką i końcówką rodem z
St. Anger. Wydaje mi się, że gdyby ta piosenka utrzymała swoje balladowe tempo i riffy, to lepiej by to wszystko wyszło. Samo granie w refrenie jest mocniejsze, jednak nie gryzie się z samą gitarką z wersu. Dopiero później (piąta minuta) perkusja zaczyna grać o dwa tempa szybciej, gitara to takie typowe rwanie struny. Jednak nadal każdego z tych kawałków tej piosenki mi się dobrze słucha i choć nie pasują do siebie, to The Day That Never Comes nie mogę przestać odtwarzać. Ciężka sprawa, liczę jednak, że na Death Magnetic usłyszymy jakąś typową balladę (w końcu jest tam Unforgiven III :>).
The Day That Never Comes na YouTube:
Podsumowując... Nie mogę się doczekać nowego albumu. Metallika to od lat mój ukochany zespół i wydaje mi się, że są takimi profesjonalistami, że nigdy nie zejdą poniżej pewnego poziomu, który mógłby zawieść ich fanów. A gdy tylko dostanę w swe łapki Death Magnetic, to na pewno podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ