Don't call it a comeback
I been here for years
Rockin' my peers
Puttin' suckers in fear
(…)
Don't ever compare me to the rest
They'll all get sliced and diced
Competition's payin' the price
- Wyłącz to. WYŁĄCZ TO. JUŻ. NATYCHMIAST. WYŁĄCZAJ!
- Dlaczego niby miałbym to zrobić?
- Pamiętasz, co się stało, gdy ostatnim razem tytuł serii był wersem z utworu hip-hopowego? Wyleciałeś w tym swoim zmyślonym świecie do śmiesznych Indii, po czym nikt tego nie czytał i ostatecznie Ci się znudziło, bo nie zdobyłeś choćby jednego z sześciu trofeów.
- No tak… ale tym razem będzie inaczej! Tym razem nie mam żadnego celu. Czysta przyjemność, podróż w nieznane.
- Nie ma różnicy, czy znowu obejmiesz Zagłębie Lubin, Everton, Manchester United czy jebane Indian Arrows. Nie ma. Wszystko sprowadza się do tego, czy będziesz w stanie doprowadzić tę serię do końca. Nikogo nie interesuje koleś, który pisze kilka odcinków i potem znika na pół roku bo odkrywa, że jednak mu się nie chce.
- Dobrze, okej, OKEJ. Może w ogóle mam nie zaczynać? Może lepiej zostawić to ludziom, którzy mają ustawioną systematyczność i odpowiedzialność na wyżej niż pięć?
- Wszystko zależy od ciebie. Postawmy sprawę jasno. Jeżeli nie dokończysz tego, co teraz kombinujesz, nie masz już po co wracać do pisania o FM-ie.
- To uczciwy układ. Bardzo uczciwy. Całe szczęście, że głos w mojej głowie jest głosem rozsądku.
- Gorzej, że również jemu czasami się nie chce.
- A mogę jednak zacząć od czegoś hip-hopowego?
- Ech… jeśli musisz.
***
Ach, Seattle.
Już siedem lat mieszkam w największym mieście stanu Waszyngton. Nie za bardzo wiadomo, dlaczego stolicą WA jest Olympia – może dlatego, że mieszkał tam zespół Nirvana? No wiecie, zanim Kurt Cobain postanowił odstrzelić sobie głowę (notabene zrobił to w Seattle). Generalnie The Emerald City to dom dla grunge’u. Soundgarden, Alice in Chains i mnóstwo, mnóstwo innych. Muzyczne ciekawostki nie zaczynają się jednak w latach 90’ minionego wieku. To przecież tutaj, w Gateway to Alaska narodził się Jimi Hendrix, według wielu najlepszy gitarzysta w historii, który umarł zdecydowanie za młodo. Chciałem tylko wspomnieć, jak wiele dobrych rzeczy działo się w Seattle pod względem muzyki. To wspaniałe miasto. Absolutnie wspaniałe.
Jak zapewne wiecie, w Seattle ma siedzibę największa sieć kawiarni na świecie. Wylęgarnia hipsterów i ludzi, którzy myślą że zapłacenie mnóstwa dolarów za kawę w papierowym kubku i obnoszenie się z nim to szczyt lansu. Takich typów zna każdy z nas, a jestem przekonany że wielu ich nienawidzi. Mowa oczywiście o legendarnym Starbucksie. Do właściciela – Howarda Schultza jeszcze wrócimy.
Seattle, a raczej jego okolice, to również Microsoft. W odległym o 15 minut Redmond swoje gniazdko uwił komputerowy gigant, który zrewolucjonizował przemysł, wprowadzając mnóstwo ulepszeń technologicznych. Bill Gatesa nie trzeba nikomu przedstawiać.
Ostatnia wielka firma z Seatown to Amazon – elektroniczny gigant, największy sklep internetowy świata. Swoje filie ma na całym świecie, sprzedaje niemal wszystko, a 17 lat temu zaczęło się od małej księgarni internetowej.
W Seattle możesz naprawdę osiągnąć wielki sukces. I to od lat – przecież nazwa Gateway to Alaska nie wzięła się znikąd. To tutaj przyjeżdżali głodni zysku poszukiwacze złota przed wyruszeniem w kierunku Klondike. To tu podczas pierwszej wojny światowej zaczęła się historia Boeinga.
Inne skojarzenia z Rain City:
- filmy - Bezsenność w Seattle, The Ring, a także serial Grey’s Anatomy
- miasto zajmuje drugie miejsce pod względem odsetku osób deklarujących homoseksualizm
- najmniej otyłe miasto w USA
- to w Seattle zaczęła się fikcyjna inwazja Rosjan na USA przedstawiona w grze World in Conflict
- przydomek Rain City wziął się od panującego tu klimatu – między październikiem i majem niebo chmurzy się średnio przez 6 z 7 dni tygodnia
Ale dobrze, dosyć wiadomości ogólnych. Czas przejść do tego, co misiaczki lubią najbardziej. Sportu.
W mieście obecnie funkcjonuje drużyna futbolu amerykańskiego – Seattle Seahawks i zespół baseballowy – Seattle Mariners. Na razie jednak oba te kluby nie odniosły wielkich sukcesów, tak wyczekiwanych przez ich kibiców.
Najważniejszy przystanek jest jednak jeden – SUPERSONICS.
Zostaliśmy okradzeni. Brutalnie mówiąc – wyjebani bez mydła. Nie można tego inaczej nazwać. Nikt nigdy nie wychujał nas tak, jak Clayton Bennett i Aubrey McClendon. Wszystko zaczęło się od tego pajaca, Schultza. W 2001 roku grupa, której był prezesem nabyła klub. Rzeczy powoli się sypały. W sezonie 2004/05 duet Ray Allen – Rashard Lewis po raz ostatni poprowadził Sonics do zwycięstwa w dywizji Northwest. Udało się nawet przebrnąć przez pierwszą rundę playoff. Potem doszło do katastrofy.
Schultz sprzedał Seattle Supersonics Bennettowi i McClendonowi. Padały zapewnienia – zostawimy Sonics w The Emerald City. Wszystko będzie dobrze, nawiążemy do czasów mistrzowskich, nawiążemy do czasów Gary’ego Paytona i Shawna Kempa. Nigdy nie chcieli tu zostać. Nigdy nie chcieli dobra dla mieszkańców Seattle, liczył się tylko ich zasrany interes. Mieliśmy solidne fundamenty – do klubu wybrano z 2. numerem draftu 2007 Kevina Duranta, który na pewno niedługo zdobędzie tytuł MVP, a prawdopodobnie wygra też mistrzostwo. Nie w zielonej koszulce Sonics. W ohydnym, niebieskim stroju Oklahoma City Thunder. Zabrali nam wszystko. Historię, przyszłość, teraźniejszość, drużynę, nadzieję. Od 2008 roku Seattle nie ma zespołu w NBA. Cały czas ktoś próbuje nam coś obiecać, ale my już w to nie wierzymy.
Co z tego, że jestem z Anglii i że miałem (nie)przyjemność oglądać Seattle Supersonics tylko przez 4 lata. Każdy z was zareagowałby tak samo, gdyby przyszedł właściciel obiecując złote góry, a następnie pokazał środkowy palec i zabrał ze sobą wszystko. Utrata ukochanej drużyny to dla każdego kibica jak śmierć.
***
Od 2007 roku w Seattle działa również klub piłki nożnej – Seattle Sounders, od 2009 roku występuje w Major League Soccer. A ja, Michael Faulkner, od 19 stycznia 2011 roku jestem jego menedżerem.
Teraz przydałoby się parę słów o mnie, prawda?
Nie. Nie musicie o mnie niczego wiedzieć, przynajmniej nie teraz. Nie potrzebujecie poznawać gościa, którego za parę miesięcy może tutaj nie być. Przekonałem zarząd do tego, żeby mnie zatrudnił i to przed nim będę odpowiadał za swoje czyny. Zapoznali się z moim dość bogatym CV i uznali że jestem odpowiednim kandydatem na tę pozycję. Może dlatego, że dla mnie football to piłka nożna, a nie kopanie i rzucanie jakiegoś jajka? Może dlatego, że obiecałem sukcesy? Może dlatego, że mimo wszystko jestem stąd?
Mogę wam za to powiedzieć co nieco o zarządzie.
GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOD EVENING AND WELCOME TO WHOSE LINE IS IT ANYWAY, THE SHOW WHERE EVERYTHING IS MADE UP, AND THE POINTS DON’T MATTER!
Tak jest, jednym z właścicieli Seattle Sounders jest wspaniały i niepowtarzalny Drew Carey. Na starcie zapewnił mnie jednak, że tutaj nic nie może być wymyślone, a punkty tak naprawdę mają znaczenie. Zażartował, że pierwszą wypłatę dostanę w postaci wszystkich serii legendarnego programu „Whose Line Is It Anyway?” na DVD.
Wiecie, kto jeszcze zasiada w zarządzie Sounders?
Paul Allen. Nic wam to nie mówi? A może 16,5 miliarda dolarów coś wam powie? Paul Gardner Allen jest właścicielem Portland Trail Blazers, Seattle Seahawks i współwłaścicielem Sounders. Jeden ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie według magazynu Time. Ma jeden z najdłuższych jachtów na świecie – 126 metrów. Więcej niż długość murawy naszego stadionu. A, no i wiecie… jest współzałożycielem Microsoftu.
Głównym właścicielem Seattle Sounders jest Joe Roth, pan z Hollywood. Reżyser, producent, te sprawy. Otrzymałem zapewnienie, że panowie nie będą mieszali się do spraw sportowych, a o finanse na pewno nie muszę się martwić.
***
MLS to bardzo pokręcona liga. Amerykanie muszą sobie wszystko na siłę utrudniać. Kilka rozjaśniających sytuację informacji:
- nie można zatrudniać młodzieżowców z niższych lig na podstawie zwykłego podpisania kontraktu – wszystko odbywa się na zasadzie draftu,
- w sezonie mamy dwa drafty – Superdraft (obejmujący właśnie wspomnianych juniorów) i draft uzupełniający (dla zawodników, którzy skończyli college i zostali nominowani przez kluby MLS),
- obowiązuje limit płac – zespoły mogą wydać tygodniowo na płace niewiele ponad 52 tysiące dolarów,
- do limitu nie włączają się kontrakty z akademii bądź Generation Adidas (umowy przeznaczone dla najbardziej utalentowanych zawodników w kraju, zwane później GA),
- można do zespołu sprowadzić piłkarzy na zasadzie kontraktu gwiazdorskiego – ich pensja może wynosić dowolną kwotę, a do limitu płac będzie liczyło się wyłącznie 6,5 tysiąca dolarów tygodniowo,
- do 1 marca trzeba zarejestrować do składu piłkarzy, dzień później mija termin gwarancji kontraktu – przed 1.03 można zwolnić zawodnika z umowy, a jego kontrakt nie będzie się liczył w limicie płac; oznacza to, że po 2.03 płace zwolnionego zawodnika na gwarantowanym kontrakcie będą liczone do limitu, mimo że nie będzie go w klubie,
- kontrakt gwarantowany mogą otrzymać 25-letni gracze z co najmniej 4 pełnymi sezonami w MLS bądź 23-latkowie z 3 sezonami w MLS,
- występuje limit piłkarzy sprowadzonych spoza MLS bądź będących na kontraktach GA i SKS (seniorskich kontraktach startowych) – w sezonie limit ten wynosi 6 (dla grającego od dwóch lat w MLS Seattle Sounders limit to 10),
- liga jest podzielona na dwie konferencje – Wschodnią i Zachodnią. Z każdym zespołem toczy się mecz i rewanż, potem dochodzi do Play-offów,
- do PO bezpośrednio dostają się po 3 zespoły z każdej konferencji + po jednej ekipie z konferencji, która wygra wyścig o dziką kartę w bezpośrednim starciu między 4 a 5 drużyną – w zeszłym sezonie tytuł zgarnęła drużyna Colorado Rapids, rozstawiona w PO z numerem 3 Konferencji Zachodniej.
***
Dobra, bo za dużo tych informacji. Człowiekowi mózg może eksplodować na sam widok tylu paragrafów. Ważne jest, że trzeba tego przestrzegać, bo inaczej przyjdzie Obama i zacznie krzyczeć, że nie jesteśmy dobrym klubem piłkarskim i w ogóle najchętniej zabrałby Seattle wszystko co może, przenosząc cały sport z The Emerald City do Oklahomy. Znaczy… nie zrobiłby tego, bo tutaj wszyscy są jego zwolennikami. Seattle to jedno z najbardziej liberalnych miast w USA, wyprzedzamy nawet tą zgraję nierobów z Portland!
Nadszedł czas na pierwszą w roli menedżera Seattle Sounders konferencję prasową…
- Witam serdecznie, nazywam się Michael Faulkner i przyszedłem tutaj, żeby odpowiedzieć na państwa pytania. Bez zbędnego przedłużania – zaczynamy.
- Czy uważa pan, że Seattle to miasto, w którym można osiągać sukcesy w soccerze?
- Szanowny panie. To nie soccer. Proszę tak w mojej obecności na ten sport nie mówić. Możecie sobie potem pisać w artykułach soccer czy jakie tam macie wizje. To jest football. Wszędzie poza waszym krajem na to, co nazywacie football mówi się american football. Tak bardzo zapatrzyliście się w popularność tej dyscypliny na waszym terenie że przywłaszczyliście sobie niewłaściwą nazwę.
- Dobrze, czy zatem można tu osiągać sukcesy w footballu?
- Jak najbardziej, jestem przekonany że zbudujemy drużynę, która co rok będzie wchodzić do Playoffs bez konieczności barażu o dziką kartę.
- Dużo mówi się o tym, że wprowadzi pan zupełnie nową jakość nie tylko do klubu, ale także i do całej MLS. Czy może pan zdradzić jakieś nowatorskie rozwiązania, które zamierza pan zaimplementować?
- Nie ma niczego szczególnego w mojej filozofii gry czy w podejściu do treningów. Chociaż może dla was będzie to szokiem, przecież gdy reprezentację objął Jurgen Klinsmann nie mogliście uwierzyć, że można tak prowadzić drużynę piłkarską. Wygląda zatem na to, że moje normalne sposoby pracy z zawodnikami mogą okazać się niespodzianką, wizjonerskim spojrzeniem na piłkę nożną. Wszystko wyjdzie w praniu.
- Zakładam, że zdążył się pan już zapoznać ze swoją kadrą. Uchyli pan rąbka tajemnicy jeżeli chodzi o politykę transferową?
- Będziemy starali się sprowadzić napastnika, kilku środkowych pomocników, rezerwowego bramkarza i bocznych obrońców. Zależy nam na tym, żeby zatrzymać wszystkie nasze wybory w drafcie, chociaż możliwe że jakiś przehandlujemy w celu pozyskania ciekawego gracza. Planujemy opierać kadrę o młodych i zdolnych graczy z USA, wierzymy że nie wszyscy idą do koszykówki, waszego futbolu czy baseballu. Oczywiście włożymy także sporo pracy w sprowadzenie kilku klasowych obcokrajowców, jeżeli obecnie zatrudnieni zdecydują się szukać szczęścia gdzie indziej.
- No właśnie, poruszmy temat obcokrajowców – niekwestionowaną gwiazdą pańskiego zespołu jest Fredy Montero, ale w barwach Sounders jest jeszcze kilku ciekawych graczy z zagranicy, zgodzi się pan z tą tezą?
- Poprzedni menedżer zrobił naprawdę dużo dobrego w tej kwestii, Fredy rzeczywiście ma potencjał żeby zostać najlepszym napastnikiem ligi, ale nie można także zapominać o Alvaro Fernandezie – Urugwajczyk to fenomenalny rozgrywający. W obronie również mamy wspaniałych graczy. Hurtado czy Johansson to klasowi zawodnicy. Nie musimy się wstydzić, nie odstajemy pod tym względem porównując się do pozostałych zespołów w MLS.
- Jeszcze wracając do kwestii transferów – wiadomo że w MLS nie ma zbyt wielu środków na transakcje gotówkowe, czy dysponuje pan dobrymi zawodnikami na wymiany?
- Na pewno w kadrze znajdzie się kilku graczy, którymi zainteresują się inne kluby. W tej lidze naprawdę nie ma co się martwić o transfery, zawsze znajdzie się chętny do wymiany. Na pewno będziemy chcieli przeprowadzić parę takich ruchów i jestem przekonany, że obecna kadra nam na to pozwoli. Jeżeli to wszystkie pytania, dziękuję serdecznie i do zobaczenia następnym razem.
***
Przepraszam najmocniej! Zapomniałem wspomnieć o tym, że w MLS praktycznie nie ma pieniędzy. Nie ma transferów gotówkowych, poza kilkoma wyjątkami. Dostaliśmy 230 tysięcy dolarów tzw. funduszu przydziałowego, który może zostać dołączony do transakcji. Wszystko opiera się na wymianach i zamierzaliśmy to wykorzystać do maksimum. Trzeba w tej lidze umieć kombinować.
Jak wspomniałem podczas konferencji, był nam potrzebny środkowy napastnik, boczni obrońcy i środkowi pomocnicy. Efekt moich poszukiwań jest następujący:
- Tony Tchani DP/PŚ (Columbus Crew) za Osvaldo Alonso
- Brad Davis P/OP LŚ (Houston Dynamos) za Mauro Rosalesa
- Drew Moor O PLŚ (Colorado Rapids) za Michaela Tetteha + 230 tys. $
- Chris Wondolowski N Ś (San Jose Earthquakes) za Sidiego Keitę, Rogera Levesque, Babayele Sodade + wybór w 1 rundzie draftu 2013
- Heath Pearce O/P L (Chivas USA) za Christiana Sivebaeka
- Bill Gaudette BR oraz Nicolas Medina P Ś z wolnego transferu
W związku z tymi ruchami przekraczamy limit płac o 3 tysiące dolarów, mamy o jednego obcokrajowca za dużo – najprawdopodobniej to nie koniec ruchów transferowych. Jestem zmuszony oddać jakiegoś dobrze zarabiającego piłkarza za miejsce dla obcokrajowca, inaczej… szczerze mówiąc, nie wiem co się stanie. Zobaczymy.
Oh no, not me
I never lost control
You're face to face
With The Man Who Sold The World
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ