Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Seattle Sounders

Major League Soccer

USA, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 6219 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Follow the leader #801.06.2015 15:17, @Bolson

7
Everything confirms
In no uncertain terms
You're following the leader
They've got your number and
Their wish is your command oh...


- Tak, wiem że macie wolne, ale przecież nikogo nie zmuszam do siedzenia tu. Ostatnio dobrze nam idzie i chciałbym, żebyście wysłuchali historii, którą przekazał mi mój ojciec. Jeśli myślicie, że nie warto, to pamiętajcie że jesteście bezużytecznymi pionkami w mojej rozgrywce i w każdej chwili możecie opuścić drużynę. Nie zawaham się wytransferować was do Kansas City, gdzie nikt nie chce grać. Zatem zapytam w porę - ktoś chce wyjść? Nie? 
- Szefie, a długie to będzie? Obiecałem córce, że zabiorę ją do parku rozrywki. - Heath Pearce był wyraźnie przejęty tym, że może nie wywiązać się z obietnicy.
- O której musisz wyjść? 
- Noo... umówiliśmy się z żoną na siedemnastą. 
- A która jest godzina?
- Piętnasta trzydzieści, a jeszcze muszę dojechać. 
- Łe, to spoko. Zdążyłbym opowiedzieć moją historię dwadzieścia osiem razy. Jeśli nie ma zastrzeżeń czy wątpliwości, to zacznijmy.

Wszystko zaczęło się w Lowestoft, 13 marca 1937 roku. W ten pamiętny dzień do portu przybił statek, w którym znajdował się człowiek mający odmienić losy tego miasta. Nieważne, w jakim stopniu - liczy się to, że miał wpływ na codzienne życie Lowestoft, a i w przyszłości jego nazwisko spotykało się z odzewem ze strony mieszkańców. Ulicy swojego imienia jak dotąd nie otrzymał. Jego personalia nie są istotne. 

Natychmiast po przyjeździe zaaklimatyzował się w mieście, choć nikt nie wiedział, skąd przybył i co właściwie zamierza tu zrobić. Znalazł jakąś pracę i stawiał swoje pierwsze kroki w przedwojennej Anglii. Po zakończeniu zmiany przychodził do parku przedstawiać swoje wystąpienia. Ludzie doceniali go za uczciwość, sumienność i systematyczność. Wychodził poza przyjęte koncepcje, sugerował nowe, rewolucyjne rozwiązania. Cieszył się uznaniem nie tylko pracodawcy, lecz również zwykłych, szarych mieszkańców Lowestoft, którzy do tej pory żyli szarym życiem. Od czasu do czasu działo się coś ciekawego, przyjeżdżał teatr i przez parę tygodni wystawiał sztuki zapowiadając, że zostanie na dobre. Nigdy nie zostawali, zawsze pojawiał się tajemniczy powód, dla którego opuszczali to portowe miasto. Ludzie odwiedzając Lowestoft mieli go po jakimś czasie dość, wypalali się i odchodzili. Co jakiś czas niektórzy wracali z większą ambicją i lepszymi pomysłami - na nic ich starania. Prędzej czy później miasto przeżuwało ich i wypluwało. Większość znalazła się na śmietniku historii, tylko najlepsi zapadali w pamięć społeczności. Społeczności niezwykle zwartej, ale niezbyt aktywnej. Nie chcieli wyjeżdżać, a potem nawet już nie było dla nich alternatyw. Zostawali zatem z przyzwyczajenia.

Nowy przybysz wraz z upływem kolejnych tygodni coraz bardziej czuł się jak u siebie w domu, którego do tej pory nie zdradził. Zostawił przeszłość za sobą, sześć lat planował swój wielki życiowy przełom, wcześniej zapisując każdy plan i każdą okazję w zeszytach. Nie przywiózł ich ze sobą, zostały w zapomnieniu i wyłącznie w jego pamięci. Co jakiś czas wspominał o tych materiałach, ale nikt nigdy nie pytał, dlaczego nie przeniósł się tu wcześniej. Mieszkańcy Lowestoft nie wnikali w jego przeszłość, podświadomie wiedząc, że prędzej czy później kilka szczegółów z jego życia pojawi się mimochodem w rozmowach. A tych nie brakowało - zarażał entuzjazmem i z chęcią zagadywał każdego, kto chciał uczestniczyć w dyskusji. Potem miało to okazać się jego poważnym minusem. 

Mijały kolejne dni, tygodnie, nawet miesiące, a społeczność Lowestoft traktowała go jak swojego, co więcej, stawał się coraz ważniejszą postacią w życiu miasta. Cyrki, teatry i kina dalej przyjeżdżały i wyjeżdżały, ale jego wystąpienia były regularne i ciekawe. Na miejskim afiszu dostał pierwsze miejsce, a do miejskiego parku garnęło się coraz więcej ludzi, którzy coraz chętniej zostawali także na dyskusje po spotkaniach. Mieszkańcy zaczynali zdawać sobie sprawę z celu, w którym tu przyjechał. Zostawiając za sobą przeszłość chciał stworzyć tutaj swoją legendę i pokazywać swoje dzieła. Chciał być doceniany, tworzyć społeczność najlepiej jak umiał i wszyscy zgodnie przyznawali - to mu się udawało. 

W Lowestoft wiedzieli o nim coraz więcej - był weteranem, pracował nad wystąpieniami ponad dziesięć lat przed dniem, w którym statek przybił do portu. Nie dziwiło ich już dopracowanie każdego szczegółu i coraz bardziej rozbudowane elementy stałe, jak również ciekawe nowe fragmenty. Władze miały inne zajęcia lub też po prostu nie odwiedzały miejskiego parku. Podobało im się to, że nastroje wśród społeczeństwa są dobre i byli wyznawcami żyj i daj żyć innym. Nie spodziewali się, że pożar który przyjdzie im ogarnąć będzie miał rozmiary niespotykane wcześniej w Lowestoft. To wszystko mogło jednak nie nastąpić, bo zanim można było świętować pierwszą rocznicę jego przybycia, mogło go już w mieście nie być.

Jeden z członków obozu władzy podczas krótkiego powrotu do aktywności w społeczeństwie (prawdopodobnie przed wyborami do rady miasta) zainteresował się nim. Społeczność Lowestoft zadrzała w posadach, bowiem ogłosił on swoje odejście. Spakował walizki i po wygłoszeniu ostatniego, jakże płomiennego przemówienia udał się do portu. Pojawiali się w miejskim parku ludzie, którym nie podobało się jego zachowanie i wyrażali to w sposób mniej lub bardziej kulturalny. To nie zaniepokoiło władzy, która musiała zareagować dopiero po jego uwagach. Do wojny zostało ponad półtora roku, a Lowestoft właśnie opuścił człowiek, który według społeczności wnosił do jej życia koloryt. Wywiązała się afera. To wtedy powstały dwie frakcje, a miasto zaczęło dzielić się na jego zwolenników i zagorzałych przeciwników. Polaryzacja mieszkańców Lowestoft miała wyłącznie narastać. 

Pod jego nieobecność pojawiło się kilku satyryków, którzy sparodiowali jego odejście. Ciężko ustalić, czy był to trafiony pomysł. 

Wrócił po niecałych dwóch tygodniach. Nie był cyrkiem, teatrem czy kinem - wracał zawsze, choć deklarował co innego. Zawsze ostatecznie dochodził do wniosku, że bez społeczności Lowestoft czegoś mu brakuje. Że pisanie wystąpień tylko dla siebie zostawił w swoim ojczystym kraju. Przeprosił się z władzami, ale część społeczeństwa, która nie została wygnana za nadmierną i nieuzasadnioną krytykę nie zapomniała. I później miała sobie przypomnieć. Przygotowywał nowe wystąpienia i wygłaszał je z jeszcze większą pasją niż przedtem. Miały kolory, ryciny, arkusze z obliczeniami - trwały coraz dłużej, lecz gawiedzi to nie przeszkadzało. Chłonęli jego przemówienia jak gąbka wodę. Przedstawiane przez niego tezy spotykały się z żarliwymi dyskusjami, których służby porządkowe nie miały ochoty kontrolować. 

- Hej szefie, długie to strasznie. Miało być krótkie - powiedział Bill Gaudette. 
- Siedź cicho i słuchaj, dobrze? 
- A będzie jakaś akcja, wybuchy czy coś? No bo takie to mnie do tej pory nie interesuje - wypalił Quincy Amarikwa.
- Będzie wszystko, szaleńcze pościgi, przemoc i rzucanie kurwami. -  Na twarzach moich zawodników wymalowały się różne emocje, od konsternacji po szeroki uśmiech. - Rzucanie przekleństwami, żeby nie było. - Konsternacja zniknęła, ale było też kilka uśmiechów mniej.

Co jakiś czas pojawiały się wystąpienia odbiegające od dotychczasowo przyjętej tematyki. Okazjonalne, można rzec. I to właśnie te sporadycznie wygłaszane przemówienia spotykały się z największym odzewem. Kontrowersji nie brakowało, na szczęście społeczność Lowestoft mocna jest tylko w gębie i do żadnych rękoczynów nie dochodziło. 

- To w takim razie po co my tego słuchamy? - głos dochodził z głębi szatni.
- Zamknąć się w końcu, jak będziecie przerywać to nikt stąd dzisiaj nie wyjdzie.

On sam zdecydował się zamilknąć i po swoich wystąpieniach wracał do domu. Zostawiał społeczność samą sobie, jeżeli chcieli to mogli siedzieć w parku i pobliskich pubach przez następnych kilka dni. Po prostu robił swoje. I znowu mijały tygodnie i miesiące, nawet zorganizowany konkurs przebiegł bez żadnych problematycznych sytuacji. 

W marcu 1939 otworzył swój własny lokal, w którym wygłaszał przemówienia. Nadal pojawiał się w parku systematycznie, ale przedstawiał tam tylko fragmenty, całość można było usłyszeć w jego audytorium. Ludzie szli do parku i do lokalu. Wydawało się, że współistnienie tych dwóch miejsc jest niezagrożone.  Do czasu...

Pod koniec kwietnia 1939 roku pojawiła się okazja. Konkurs dla najlepszych młodych krasomówców. Wielkie przedsięwzięcie organizowane wraz z władzami Lowestoft. Początek czegoś wspaniałego? Nie, raczej początek końca. Od początku społeczność miała zastrzeżenia. Ataki tylko nabierały na sile, a on znany był z tego, że czasami nerwy biorą nad nim górę. Wypalał ostro i zdecydowanie, nie biorąc jeńców. W powietrzu było już czuć wojnę, ale nikt jeszcze o tym nie rozmawiał. W Lowestoft na rok przed jej rozpoczęciem na terytorium Anglii mieli przedsmak. Miasto stanęło w płomieniach. Na szczęście nie dosłownie, a już na pewno nie całe. W parku i w lokalu pojawiali się niezadowoleni, którzy od dawna za nim nie przepadali. Zwolenników nie przybywało, zaś liczba zniechęconych rosła. Do konkursu zgłaszali się nowi mówcy i prezentowali swoje przedstawienia w parku. Ich to wszystko nie dotyczyło - zastrzeżenia szły wyłącznie do inicjatora. 

Obie strony wytaczały coraz większe działa. Jeden z członków władzy odszedł, przegiął i na chwilę usunął się w cień. W sytuacji podbramkowej znalazł się burmistrz Lowestoft, który z jednej strony miał na głowie radę miasta, coraz bardziej niezadowoloną z obecnego stanu rzeczy, z drugiej zaś jego, który nie tak się z burmistrzem umawiał. Kontrowersje narastały, pojedynek na argumenty stawał się coraz bardziej zacięta. Na mieście pojawiały się plakaty propagandowe, przekonujące niezainteresowanych do swoich racji. Za niecałe pół roku wszyscy mieli walczyć przeciwko wspólnemu wrogowi, tymczasem teraz walczyli ze sobą. Burmistrz słuchał rady miasta i próbował stonować nastroje panujące wśród społeczności, ale ona żyła wyłącznie tym. Każdy chciał coś powiedzieć, każdy miał zamiar zabrać głos i park miejski mimo deficytu energii był oświetlany całą noc. 

Bomba wybuchła w momencie, gdy na horyzoncie pojawił się rzecznik organizatora. O mój Boże, co się wtedy działo. Doradcy burmistrza wieszczyli, że w ciągu dnia trzeba będzie wytoczyć wojsko, które zresztą i tak w okolicy miało swoje manewry. Wybór akurat tego obywatela na rzecznika był poważnym strzałem w stopę, bo jeżeli jeszcze istniała szansa na odwrócenie tej sytuacji przed tym wydarzeniem, to po nim porzucono wszystkie nadzieje. Rada miasta zebrała się w tempie ekspresowym żeby zadecydować o rozwiązaniach tej sytuacji, a burmistrz akurat był na wizytacji w Londynie. 

Gdy wrócił, skończyło się wszelkie rumakowanie. Z Londynu przyjechał bowiem sam premier, który otrzymał anonimową informację od mieszkańców. Pojawienie się premiera w takim mieście jak Lowestoft to wielkie wydarzenie. Teraz nie było już kwesti tego, jak zakończy się cała sytuacja, a tego - kiedy. Rzecznik konkursu wyleciał na kopach z miasta, wrócił tylko po to, żeby wyjaśnić niedokończone sprawy. Główny bohater chciał utrzymać swój konkurs również w parku miejskim, w końcu może ktoś przyjdzie na chwilę i zostanie na dłużej. Ze strony rady miasta nie było już takiej woli. Teraz każdy uczestnik konkursu musiał podać dane osobowe, najlepiej udostępnić dowód rejestracyjny powozu, swoje dokumenty i pięć kolejnych czeków z wypłatą. Te działania przechyliły czarę goryczy. 

Premier po przeanalizowaniu sytuacji zabrał się do pracy, przedstawiając stanowisko rządu. Zbywał argumenty o popularności jego wystąpień, o tym, że zrobił on więcej dla miasta niż wielu przed nim. Groził, że bez niego Lowestoft wróci do stagnacji i marazmu, ale premier widział to inaczej. Ilość wydanych na organizację funtów również nie zrobiła na rządzie wrażenia. Jego stanowisko było jasne. Bez uzyskania porozumienia - koniec z konkursem. 

Do porozumienia nie doszło, konkurs przejął się wyłącznie do jego lokalu. Pojawiał się czasami na wystąpieniach w parku, lecz nawet nie mógł zapraszać słuchaczy do swojego miejsca. Zostawiał więc tylko małe fragmenty. Społeczność miała tego dość. Już kilkanaście miesięcy wcześniej stanowczo buczeli, teraz już głosów pochwalnych prawie w ogóle nie było słychać. Lowestoft wróciło do normy. Rada miasta uporządkowała sytuację i po jego odejściu pojawili się nowi krasomówcy. Do miasta weszło kino, w którym burmistrz przedstawiał swoje materiały, a publiczność mogła na bieżąco komentować. Burmistrz co prawda był bardzo słaby w tym co robił, ale widzowie mieli ubaw. Potem przyszli Niemcy, zbombardowali Lowestoft i wszyscy musieli zjednoczyć się przeciwko jednemu wrogowi. Wnioski wyciągnijcie sobie z tego sami. Możecie iść. 
 

***

Siódmy mecz naszego sezonu to wyjazd do Colorado, na starcie z mistrzem MLS 2010, Colorado Rapids. Nie obchodzą nas zbytnio, więc nie zamierzam się rozpisywać na temat tego spotkania. Musieliśmy tylko udowodnić, że to my zabieramy berło i koronę, to Seattle przejmuje złoto i władzę nad miastem. Skład prawie że creme de la creme:

Gaudette - Johannson, Hurtado, Moor, Pearce - Tchani, Medina, Fernandez - Amarikwa, Wondolowski, Johnson.

Zabrakło króla wszechświata i okolic, Fredy'ego Montero, który stłukł sobie głowę i biedaczek nie mógł wystąpić. Czy nam to przeszkodziło?

 

Nie. Chris. Wondolowski. WE'RE GOING UNDEFEATED! 

Do następnego razu. 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution