W Premiership powoli kształtuje się układ sił w tym sezonie. Co prawda po 5 kolejkach na pewno nie można mówić, kto będzie mistrzem, a kto spadnie, ale coś się w tabeli klaruje. Dzisiaj między innymi szlagierami Liverpool - United i City - Arsenal zostanie dokończona piąta kolejka. Jednak o wielkich spotkaniach nie ma co tutaj pisać, tym na pewno zajmą się inni. Nie jestem za to pewien, czy w polskim internecie znajdzie się wzmianka o tym, co robi Everton.
Klub z Liverpoolu jest na fali wznoszącej i nie można ukryć, że z przyjemnością się go ogląda. Obecnie (stan przed meczami niedzielnymi) jest on wiceliderem Premiership, choć prawdopodobnie pozycję tę straci na rzecz kogoś z tercetu MU, MC, Arsenal. Jedynie remisy w spotkaniach tych drużyn pozostawią The Toffees na podium. Jednak nie zawsze piłkarze z niebieskiej strony Mersey tak dobrze rozpoczynali sezon. Przeanalizujmy starty Evertonu z ostatnich kilku lat zaczynając od rozgrywek ubiegłorocznych, a kończąc na sezonie 2004/05, który był bezsprzecznie najlepszym za kadencji Davida Moyesa.
Jak widać, początki rzadko kiedy należały do udanych. W sezonach 2004/05 i 2006/07, gdy Everton dobrze zaczynał sezon, równie dobrze go kończył. W pierwszej kampanii zajęli 4 miejsce i zagrali w Lidze Mistrzów, a raczej w jej kwalifikacjach. Natomiast dwa lata później The Toffees również zapewnili sobie start w europejskich pucharach, tyle że zamiast Champions League ich rozgrywkami był Puchar UEFA. Na szczęście złe rozpoczęcia sezonu też udawało się odwrócić i Everton niczym mityczne Zagłębie Lubin potrafił na wiosnę wrzucić ósmy bieg, a co za tym idzie wyjść na niezłą pozycję na końcu sezonu. Co jednak różni klub z Anglii od najlepszego zespołu z Lubina, oprócz tego, że piłkarze są około czterdzieści sześć razy lepsi?
Jeżeli próbujecie zgadnąć, to nie udało wam się.
Odpowiedź brzmi: ciągłość.
W pojedynku z Villarreal wystąpiło kilku graczy, którzy do teraz trzymają się mocno w szeregach The Toffees bądź dopiero niedawno postanowili o odejściu z klubu. Są to: Tony Hibbert, Tim Cahill, Joseph Yobo, Leon Osman, Phil Neville i Mikel Arteta.
W sezonie 2007/08 Everton dostał się do Ligi Europy, znanej wtedy jako Puchar UEFA. Piłkarze, którzy wystąpili wtedy w tych rozgrywkach, a teraz wciąż grają w niebieskich koszulkach to: Tim Howard, Tony Hibbert, Leighton Baines, Steven Pienaar, Leon Osman, Phil Jagielka, Victor Anichebe, Phil Neville. Pierwsze kroki w wielkiej piłce stawiał też młodziutki Jack Rodwell. Everton w tym składzie wygrał swoją grupę, zostawiając w tyle między innymi późniejszego zwycięzcę rozgrywek - Zenit, następnie zdemolował w dwumeczu Brann Bergen i dopiero po karnych odpadł z Fiorentiną. Nazwiska te (z wyjątkiem Tony'ego Hibberta) wczoraj rozmontowały Swansea. Wszyscy oprócz Pienaara zagrali 90 minut.
Oczywiście piłkarze to nie wszystko. Synonimem Evertonu jest David Moyes. Człowiek, który mając do dyspozycji niewielkie jak na standardy Premiership pieniądze potrafi wyczarować cuda. Nie na darmo jest rekordzistą jeżeli chodzi o wygrywanie nagrody dla najlepszego menedżera sezonu, którą przyznają koledzy po fachu. Ma on bowiem trzy takie statuetki, otrzymał je w roku 2003, 2005 oraz 2009. Tylko legendarny sir Alex Ferguson dotrzymuje kroku swojemu rodakowi, mając na półce nagrody za lata 1999, 2008 oraz 2011.
Spokojnie, zagramy niedługo w Europie. - David Moyes.
Moyes cieszy się wielkim zaufaniem Billa Kenwrighta. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że mimo tak kiepskich startów w lidze (Everton tylko 3 razy w ostatnich 8 sezonach na półmetku był na pozycji dającej miejsce w europejskich pucharach), Moyes nie był nawet bliski zwolnienia. Jest trzecim najdłużej pracującym w jednym klubie Premiership menedżerem. Od jego przyjścia do Evertonu, w Chelsea było już 8 menedżerów, a w Liverpoolu pięciu. Jako czwarty szkoleniowiec w historii Barclays Premier League wygrał więcej niż 150 spotkań. Co więcej, za każdym razem umiał wykaraskać się z tarapatów.
Ma też reputację kogoś, kto potrafi zbudować drużynę. Wielu kibiców Evertonu będzie zawsze dobrze wspominać między innymi Tima Cahilla, Mikela Artetę, Yakubu, Andy'ego Johnsona, Phila Jagielkę, Leightona Bainesa czy Marouane'a Fellainiego. Wielu przewiduje, że po odejściu sir Alexa Fergusona (nie oszukujmy się, będzie musiał kiedyś odejść), to właśnie David Moyes zostanie jego następcą na stanowisku menedżera Manchesteru United.
Lekcja historii i apoteoza Moyesa za nami. A co jeszcze na nas czeka?
Miejmy nadzieję, że przyszłość Evertonu rysująca się w jasnych barwach. Klub ma stabilność, po sprzedaży Jacka Rodwella nie ma też problemów finansowych. Tarapaty znikną na sto procent jeżeli odejdą z The Toffees Marouane Fellaini i Leighton Baines - dwaj najbardziej rozchwytywani gracze EFC i bez dwóch zdań dwaj najlepsi zawodnicy tej drużyny. Za chwilę słówko o nich. Nowe nazwiska na Goodison już robią furorę - Kevin Mirallas ma na koncie gola ze Swansea, Bryan Oviedo robi wszystko, żeby zaskarbić sobie sympatię kibiców, a Steven Naismith tylko czeka na swoją szansę, żeby pokazać wszystkim, jak świetnie współpracuje z Nikicą Jelaviciem. Młodzi gracze na czele z wypożyczonym Rossem Barkley'em i coraz śmielej przebijającym się do pierwszego składu Seamusem Colemanem są w stanie w każdej chwili wskoczyć na miejsce niedysponowanych kolegów. Naprawdę nie widać teraz słabych punktów tego zespołu.
Teraz ja tu rządzę. - Leighton Baines
Jak już wspomniałem, obecnie dwoma filarami EFC są Baines i Fellaini. Anglik zasługuje na stałe miejsce w 11 reprezentacji Anglii, bo jest po prostu lepszy od Ashley'a Cole'a. Dynamiczny, dobrze dośrodkowujący, znakomicie współpracujący z Pienaarem, potrafi także przedryblować przeciwnika bądź strzelić gola, jak to miało miejsce w meczu z Newcastle. Manchester United może i będzie się cieszył z Buttnera, ale wiadomo, że to Bainesy miał walczyć z Evrą o miejsce w składzie. Cieszę się jednak, że tak się nie stało, bo Leighton mógłby gwałtownie wyhamować ze swoją karierą, gdyby Francuz włączył kolejny bieg.
Not bad, Everton, not bad. - Marouane Fellaini
Fellaini to najbardziej nietypowy ofensywny pomocnik, jaki obecnie biega po boiskach Premiership i nie można mieć do do tego wątpliwości. Przepycha absolutnie każdego, kto próbuje wygrać z nim pojedynek główkowy. Fantastycznie obraca się z piłką, a gdy nie ma jej przy nodze, potrafi się ustawić i zaczekać na podanie, ewentualnie wykorzystać swoją siłę do odebrania futbolówki. Jak na olbrzyma, jest również szybki i zwrotny. Nie ma problemów ze strzałem, już po pięciu kolejkach ma na koncie tyle samo goli w lidze, co przez 34 spotkania zeszłego sezonu. Ktokolwiek wyciągnie czek i wyłoży na stół odpowiednią sumę, będzie miał wielki skarb. Może na swoim afro zanieść Everton do Europy.
Tam, gdzie jego miejsce.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ