***
Rozgrywki II Lygi(trzeci poziom rozgrywek) przechodziły w tym sezonie wielką rewolucję. Liga została podzielona na 4 grupy, bez klasyfikacji regionalnej co miało zwiększyć konkurencję o prymat już w lidze pierwszej. Ponadto obie ligi przeszły transformację. I Lyga została praktycznie przemianowana na zawodową, a II na półprofesjonalną. Zmieniły się również same zasady dotyczące rejestracji zawodników. 11 wychowanków w protokole, to podstawa do rozegrania meczu. Zasady jak mniemam rygorystyczne, ale i do spełnienia. Ponadto związek, oficjalnie zapowiedział, że dalej wszystko jest w fazie jednego wielkiego testu. Oczywiście, w pewnym stopniu cieszyła mnie reforma rozgrywek, ale okres przejściowy, i faza prób, może okazać się problemem. Mając w głowie cały regulamin piłkarskiej trzeciej ligi , oddaliłem się od komputera aby trochę odpocząć. Moje mieszkanie nie było zbyt duże. Przekraczało lekko wymiary zwykłej kawalerki. Było nowoczesne, ale też i trochę zaniedbane. Salon wypełniała kanapa, oraz mały szklany stolik, na którym co raz więcej było pustych szklanek i zabrudzonych łyżek. W szczególności cały bałagan, w mieszkaniu, tworzyły liczne notatki, rachunki, i wykresy statystyczne które pomagały mi na co dzień w pracy. Każdy dzień zabierał mi tak wiele czasu, że nawet nie zdążyłem tego wszystkiego usprzątać. Dni na szczęście stawały się co raz dłuższe, a pogoda przyjemniejsza. W przeciągu miesiąca rozegramy tylko trzy spotkania, i we wszystkich trzech, postaramy się, zdobyć komplet punktów.
Pijąc gorącą herbatę następnego dnia, spojrzałem przez okno budynku klubowego. Grad spadał na boisko, jak B50 na Wietnam, a wśród tych strug deszczu, przemykali się kolejno moi zawodnicy. Ponadto jeszcze godzinę przed spotkaniem doszła do mnie straszliwa informacja którą przekazał mi Robertas.
-Andrius, słuchaj są niemałe problemy.
-Co się stało?
-Solomin nie wystąpi najprawdopodobniej do końca tego sezonu.
-Przecież biega, nic mu nie jest.
-No tak, tak, z jego zdrowiem wszystko jest w porządku, tylko kurwa, nie wiem jak Ci to powiedzieć. Eh, więc tak: jego karta zawodnicza należy do jego byłego łotewskiego klubu, a sytuacja wygląda obecnie tak, że oni za darmo tej jego karty nawet nie sprzedadzą, mało tego, nawet nie wiedzieli, że podpisał z nami umowę. Więc w świetle prawa, biegać to on może ale po poligonie.
-Gadałeś z nim?
- No właśnie przed chwilą, sam nie wie jak to się stało, był pewny, że może zmienić klub w każdej chwili, najwidoczniej zapomniał, albo nie wiedział, że liga przeszła na półzawodowstwo. Tak czy siak, wina leży też po naszej stronie, zjebaliśmy.
Solomin, to jedyny środkowy pomocnik, jakiego udało nam się pozyskać tej zimy. Jedyny klasowy i chyba najlepszy z całego zespołu. Udowodnił przecież swoją przydatność już w pierwszym meczu z REO. Okazało się jednak, że przez ten rok będzie kompletnie nie przydatny, a nasze mecze, może oglądać jedynie z trybun. Katastrofa.
Do meczu pozostało raptem dwadzieścia minut. Wycierając mokrą głowę, założyłem czapkę oraz klubową kurtkę i wyszedłem na zewnątrz.
-*gwizdek* DOBRA! KONIEC ROZGRZEWKI, ZA 5 MINUT WIDZĘ WAS W SZATNI! BIEGIEM!
W szatni otoczyłem się murem, złożonym z Pankratjeva, Jasaitisa i Skinderisa. Na zorganizowanej przez Roberta tablicy, kreśliliśmy kolejno nazwiska i ustawienie zawodników. Pierwszy skład przedstawiał się kolejno: D. Normantas, K. Rackus, D. Biskys, M. Jefisov, D. Saulenas, A. Stanikaitis, S. Lekevicius, R. Maziliauskas, D. Arlauskis, V. Paulauskas. W tradycyjny dla siebie sposób, zmotywowaliśmy swoich kandydatów, po czym zabraliśmy ze sobą, dwie zgrzewki wody.
Ci którzy wylądowali na ławce rezerwowej, przebierali się w suchy komplet stroju i wyszli zaraz za pierwszą jedenastką na boisko. Pogoda w mój premierowy mecz ligowy, zdawała się nie odpuszczać. Było ciepło, ale cały czas bijący deszcz psuł na tyle krajobraz, że najchętniej posiedziałbym teraz przed komputerem, albo zaczął szukać dla siebie atrakcyjnej partnerki. FK Akmene to zespół który zawitał do nas z samej północy kraju. Do Wilna mieli naprawdę spory kawałek, co pewnie spowodowało, lekkie znużenie. Chciałem to wykorzystać, i już od pierwszych minut obudzić rywali kilkoma bramkami.
W wielkich pociskach deszczu, nie wiele widziałem, ale w przeciągu pierwszych dziesięciu minut zdążyłem zareagować na tyle impulsywnie, że nie zauważyłem jak trafiam na kałużę. Zawodnicy mieli kilka okazji na strzelenie gola, ale po prostu zabrakło szczęścia. Zespół z Okmian, był kompletnie nie przygotowany do sezonu, i panującej u nas pogody. Wykorzystaliśmy na szczęście ten fakt w minucie dwudziestej, po dość kuriozalnej bramce. Dośrodkowanie Aivarasa Stanikaitisa, pomknęło w górę, po czym zmieniło lekko tor lotu piłki, i wpadła za kołnierz, bramkarza drużyny przeciwnej. Salwa śmiechu i grom oklasków przemknął przez moją ławkę rezerwowych. Premierowy gol, i to jaki! Odpowiedź rywali nastąpiła, o dziwo jeszcze w tej połowie. Znikome centry w pole karne, przyniosły skutek za dziesiątym razem. Dośrodkowanie, w górnej piłce jak na amatorów przystało zachowali się - Stanikaitis i Biskys i piłkarz z numerem jedenastym na koszulce mógł cieszyć się z remisu. Byłem pod wrażeniem jego wyskoku i ułożenia nóg, bo zrobił to naprawdę zgrabnie. Podrażniona ambicja co niektórych wdała się we znaki. Kilka minut przed zejściem do szatni, ładnym rajdem w środek pola popisał się Vidas Paulauskas, strzelił mocno z podbicia na tyle mocno, że piłka odbijając się od obrońcy zmyliła kompletnie bramkarza. Myślę, patrzę, niedowierzam! GOL!
-GOL! GOL! JESSST!- zaciskam pięść i kieruje się ku ławce rezerwowej.
-Jebany ma wkręte- odparł Jasaitis
-Ty no ale zobacz, świetnie przemyślana akcja, kilka podań w środku pola, trochę w bocznym sektorze boiska, szybkie zejście, łupnął jak Mostovoi i gol, piłka to prosta gra- Odpowiedział profesorsko Igor. Wziąwszy bidon udał się do szatni.
Chwilę później zabrzmiał gwizdek, oznaczający koniec pierwszej połowy. W szatni siedzieliśmy cali zmoknięci ale i szczęśliwi. W trakcie odpoczynku i sporej gadaniny, na dworze wyszło lekkie słońce i ustąpił deszcz. Szatnia, obsadzona cała kafelkami była tak brudna, że z trudem rozpoznawałem jej pierwotny kolor. Druga połowa była dla nas równie udana co większość pierwszej. Napieraliśmy, intensywnie parliśmy się ku bramce przeciwnika. Wkrótce później wrzutka, skacze Paulauskas, piłka wybita, piłka wraca, ten przejmuje, mija, nieee, markuje strzał, uderza, gol! ZNOWU GOL! Bramkarza to by chyba złamało gdyby tylko starał się dotknąć lecącą piłkę. Żołnierze czatujący przy bieżni odezwali się, po czym zaczęli śpiewać wojenne pieśni. Ja popijając wodę zasygnowałem dwie zmiany.
Kolarskis i Birskys za Stanikaitisa i Arlauskisa. Chłopaki rozegrali naprawdę dobre spotkanie, i mogłem być z nich w pełni zadowolony. Do końca spotkania, oprócz kilku kontrowersyjnych decyzji sędziego nie wydarzyło się nic, co mogło przykuć uwagę. Na ostatnie dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut, zjawił się mój ojciec, który szczerze pogratulował mi pierwszego zwycięstwa w lidze. Za przeszło tydzień miałem wyjechać do Szawli, gdzie czekała na nas rezerwowa drużyna z tego otóż miasta. Zachwyciła mnie również forma Paulauskasa. Najniższy ale i najbardziej przebiegły na boisku gracz, zapewnił mi trzy punkty, wspaniałymi dwoma trafieniami. W szatni- pełne rozluźnienie i browar w towarzystwie pełnoletnich. Zadowolone miny Jasaitisa, Robertasa no i co ważne Igora promieniały od ściany do ściany. Dzień skończył się w jednym z barów, a ja będąc ojcem sukcesu, nie musiałem martwić się, o wciąż znikające z mojego kufla piwo.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ