***
Czas na rewanże! Ah, tak czekałem na to, bo druga runda zasadnicza sezonu III-cio ligowego była o wiele ciekawsza od tej pierwszej. Skończyły się wreszcie przymrozki i notoryczne granie w błocie przy prawie minusowej temperaturze. (Tak, tak, takie rzeczy nie tylko w Angly) Kopiąc dołki z kompanami pod nowe bunkry w przeddzień meczu z Suduvą, rozmyślaliśmy o tym jak najlepiej rozegrać tą niedzielną partię. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, iż jest to ważny mecz jeśli chodzi o sytuację w tabeli. Otóż zwycięzca tego spotkania zasiadał na tronie okręgowych boisk bynajmniej na jedną kolejkę! Wymachując łopatą trzecią godzinę z rzędu, rozmyślałem po kiego chuja dałem się namówić na tą katorżniczą pracę. Nad integracją nie musiałem przecież już wcale pracować, a roboty było równie dużo w moim małym przytulnym saloniku samochodowym gdzie pewnie teraz przesiadywał Vyta. Ponadto dziś wieczorem grała piłkarska liga mistrzów, która wchodziła już w decydującą fazę (Więcej o LM w specjalnym wydaniu ,,Wśród Czołgów’’)
Szukając uatrakcyjnień swojego życia, z nudów zacząłem oglądać koszykówkę. Jedyny sport gdzie Litwini mogą pochwalić się, naprawdę znaczącymi sukcesami. Do później nocy oglądałem jakieś chore powtórki, które serwował jeden z portali internetowych. Rano, podróżując już do samych Marijampol dowiedziałem się od Jasaitisa, że 9 lipca będziemy mieli okazję zaprezentowania się w krajowym pucharze z drużyną Miniji Kretinga.
Z pełnym optymizmem przyjąłem tą wiadomość, bo nie był to rywal wielce wymagający. Zdecydowanie w naszym zasięgu! Więc, może tym razem zajdziemy o rundę dalej, niżeli przed rokiem. Szybko się streszczając: Wynik z Marijampol można łatwo odgadnąć. Było łatwo i gładko. Na tyle gładko, że nie potrzebna była jakaś wyjątkowa ostra maszynka to przycięcia tej czarno- czerwonej kępy (Jakkolwiek by to nie brzmiało) Wygraliśmy 2:0 i w pełni zrewanżowaliśmy się za wpadkę z marca, gdzie przegraliśmy na własnym klepisku 1:0 (W zasadzie to niesłusznie, pamiętacie wielkie kontrowersje związane z pracą sędziego w tamtym meczu! Tym razem swoje saurońskie oko, zawiesił na głównego arbitra Igor i kolo tym faktem najwyraźniej się przejął, bo nie odwalił niczego spektakularnego). Tym razem już nikt z nas się nie śmiał, bo zagraliśmy koncertowy mecz (Na poziomie 1 klasy muzycznej) Arlauskis i Lukosevicius załatwili i domknęli tą ważną sprawę już w pierwszych 45 minutach. Prawda, rywale stwarzali tam sobie jakieś klarowne sytuacje, ale tamtego dnia, szczęście trzymało naszą stronę. W drużynie naszych największych ligowych rywali znowu uświadczyłem kilku graczy z Czarnego Lądu bądź z Ameryki Łacińskiej. Był to szeroko pojęty ,crap’ który albo nabroił w pierwszej drużynie, albo był za słaby nawet jak na realia ekstraklasy litewskiej. Konkretnie: Lądujemy więc na pozycji lidera rozgrywek. Do końca jeszcze (albo aż) 15 bojów plus gierki w Carslberg Cup (Narodowy Puchar Litwy) i jeśli jakoś przetrzymamy, wygramy, nie przegramy, albo zremisujemy to awansujemy i wyjdziemy z tego grajdołka do… mniejszego grajdołka.
Suduva Marijampole II - Geleżinis Vilkas Wilno 0:2
Prawda jest niestety taka, że pomiędzy trzecim a drugim poziomem rozgrywek większej różnicy nie było. Finanse i cała organizacja, może była na ciut wyższym levelu, ale w rzeczywistości dalej klepanie piłki było klepaniem piłki. Przekonałem się o tym doskonale, kiedy to skorzystałem z możliwości obejrzenia kilku takich meczy na żywo, w ramach swojego szkolenia na pełnoprawnego trenera. Osobiście poziom mnie nie powalił. Typowa piłka, dla tego typu drużyn. Twarda skomasowana obrona, zbudowana z szeroko pojętych zawodników i sadzenie gały z pełną siłą przed polem karnym rywala. Miałem również okazję zobaczyć tzw. Infrastrukturę. Mówię tak zwaną, bo w kilku klubach, była ona znacznie niższa (Cudzoziemiec rzekłby: Przerażająca) niż ta, z której ja korzystałem na co dzień. Oczywiście, kluby wspierane przez miasto/urząd (Takie jak np. REO) były naprawdę bogato obsadzone, ale reszcie ekip brakowało sporo od tego, czym my mogliśmy się pochwalić w Wilnie.
Do końca kursu zostało raptem 5 miesięcy, a recenzje które dotąd zbierałem, pozwalały mi spokojnie myśleć o tym, że spełnię swoje skryte marzenie i stanę się trenerem z pełną gębą! Tak jak chociażby mój mentor Pankratjev. Ten zaś wtórował mi niezmiernie w każdym aspekcie, związanym z grą w piłkę. Po tej rocznej znajomości, już wiedziałem, że jest to facet na którego mogę liczyć nie tylko na froncie zawodowym, ale również i prywatnym. Przez jakiś czas pojawiały się również rozmowy na temat ewentualnych transferów. Aktualny stan przeprowadzki Solomina zmienił się w najmniej oczekiwanym momencie. Solomin oficjalnie zapowiedział, że jeśli w tym sezonie nie uzyskamy awansu, to ten skorzysta z rzekomej oferty z Białorusi. Owa decyzja naszego key playera trochę nas zadziwiła tym bardziej, że nie otrzymaliśmy żadnego telefonu/maila/faxu w tej sprawie od jakiegokolwiek człowieka znad Grodna. Kontrakt Solomina oparty był na statusie półprofesjonalnego, więc sprawa odkupienia go przed wygaśnięciem kontraktu, wiązała się z ofertą równą wysokości jego gaży, plus jakieś tam premie (A ta nie była niska).
- Chyba odchodzę – oznajmił Solomin podczas jednego ze śniadań na stołówce. Był dość szorstki, i unikał spojrzenia swoich sąsiadów.
- Gdzie odchodzisz? – zapytałem, machając łyżką w zupie jarzynowej.
- Z klubu, z jednostki. Dzwonili do mnie. Z Białorusi, z Rosji. Chyba mnie chcą. Rozumiecie?
Nie wiedziałem wówczas co mam odpowiedzieć w takiej sytuacji Roniemu, ani jak przekazać tą informację Igorowi, który z pewnością gdy się o tym dowie, będzie solidnie wkurwiony. Reszta zespołu również była w niemałym szoku, a wśród nas nastąpiła mała konsternacja.
Mając na uwadze odejście naszego najlepszego grajka, Igor wraz Aleksandrem włączyli się w poszukiwanie jego następcy. Czasami, gdy sam miałem czas, wskakiwałem w kostium trenera i przeczesywałem okoliczne osiedla. Chłopaki na przełomie kwietnia i maja wyruszali na pobliskie w boiska w ilości hurtowej. W tamtym sezonie, właśnie dzięki takiemu scoutingowi wygarnęliśmy Joknysa i Simkusa którzy do dzisiaj grają pierwsze skrzypce w Geleżinisie. Koniec końców udało się nam namówić do pracy w wojsku Nerijusa Ivanauskasa, który odbył kilku miesięczną służbę w policji w barwach REO. Optymalnie był to napastnik, ale sam zarzekał się jak nigdy, że równie dobrze potrafi grać na obu skrzydłach. Chłopak miał tydzień czasu, aby zaprezentować swe umiejętności przed iście surowym jury. Kiedy nie odbywały się treningi pierwszej drużyny, Nerijus lądował na spotkaniach grupy młodzieżowej, gdzie udowadniał i bronił zaciekle swojego warsztatu piłkarskiego. Oficjalny egzamin przeszedł 30 maja w spotkaniu kontrolnym, gdzie zagraliśmy z drużyną rezerw. W piłke grają tam typowi mundurowi beż żadnego jakiegokolwiek zaplecza i umiejętności. Litewscy Janusze zostali ograni przez nas 3:0 w 60 minutowym meczu. (Większego wymiaru gry niebyło sensu nawet rozgrywać bo Ci mimo wybitnych warunków fizycznych sapali jak świnie już w 30 minucie) a dwa gole ustrzelił właśnie Ivanauskas. Niestety istniała również druga strona tego medalu. Zgodnie z zasadami ligi, Nerijus grać w naszych barwach mógł dopiero od przyszłego sezonu, stąd też oddelegowaliśmy do drugiej/młodzieżowej drużyny, gdzie grać będzie na przemian, a przy okazji nie spuścimy z niego oka. Przypomniała mi się trochę chora sytuacja z Solominem (W przeszłości również grał w REO)
Po 2- tygodniowej przerwie wznowiliśmy tour po mistrzostwo ligi regionalnej. Niestety nie odbyło się bez wpadek. Z tytułu lidera cieszyliśmy się tylko przez ten okres kiedy to nie graliśmy w piłkę. Niestety, czkawką odbiła się na nas ta dość długa przerwa, a jeden sparing z drugim zespołem wilków wcale nie przyniósł żadnych korzyści. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z takiego obrotu spraw Drużyna przygasła, a kilku zawodników uciekła myślami do spraw zawodowych, i tak przegraliśmy dwa spotkania z rzędu, wynikiem 0:2.
Najpierw u siebie, gościliśmy zespół Savinge (W pierwszym meczu 3:0 dla nas) a później wyruszyliśmy ponownie w podróż do nadmorskiej Kłajpedy (Granitas 5:2 w pop. Meczu) Porażka z zielono-białymi bolała nas podwójnie. Dlaczego? Wcześniej z tym rywalem mieliśmy doskonały bilans spotkań, wygrywając wysoko pod koniec marca w lidze, i wcześniej, po dobrej grze podczas przygotowań do ligi. Znowu dopadły mnie negatywne myśli, które nakierowywały mnie na schody, prowadzące do niczego. Taka studnia bez dna. Drugi rok starań, i bezsensowna przerwa wybija nas z rytmu. Zespół najwyraźniej nie dawał rady. Solomin przestał brać odpowiedzialności za grę na swoje, chyba już przeciążone barki. Widać było u niego niechęć i zwyczajne znudzenie. Jak temu zapobiec? Użyć kijka, i przykrócić ostro Solominka czy może pozbyć się go bezceremonialnie z klubu? Takie pomysły chodziły po głowie Igorowi, który od momentu gdy dowiedział się o odejściu Solomina, był na niego wyraźnie obrażony. Ganiał go na każdym treningu, i wymagał więcej niż od pozostałych. Mam nadzieję, że postawa Solomina zmieni się w kolejnych spotkaniach, tym bardziej, że jest okazja do małego refreshu mentalności naszego teamu. Czekał na nas puchar…
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ