***
Pogoda, razem z czasem wydawała się odpuszczać nieco na zimnie, i ostatnie treningi odbywały się na tyle spokojnie, że nie trzeba było już targać ze sobą łopat i przecierać oczu od wszędzie wiejącego, przenikliwego wiatru. Prognozy mówiły jednak o powrocie śniegu i minusowych temperaturach akurat na dzień kiedy to mieliśmy mierzyć się FK REO.
Na kolejnych spotkaniach treningowych poznałem także dwóch nowych zawodników, którzy lada dzień mieli przystąpić do wojska. Pierwszy z nich to zawodnik o podobnych walorach co Jefisov. Był na tyle ciekawym i dobrym zawodnikiem, że od razu w głowie zrodził mi się pomysł ustawienia go przy Martynie. To byłaby dopiero gratka! Młodzi, ale jednak doświadczeni stoperzy w zespole twardych wojskowych. Paradoks. Aivars Renusas, jeden z bohaterów ostatnich wzmocnień, to były gracz FK Szawle, klubu który przez długi czas grał na najwyższym szczeblu rozgrywek. Drugi gracz który zawitał pewnego ranka do jednostki to Ronald Solomin, 21-latek z bogatą przeszłością. W przeddzień meczu, podczas sprawdzania jego karty zawodniczej, w biurze Robertasa doznałem miłego zaskoczenia.
-Ty, Robert. Robert! – Zagadałem do Robertasa który właśnie pisał raport z wczorajszego dnia służby
-Co? – zawiesił się po czym wziął łyk kawy, ze swojego ulubionego zielonego kubka.
-Wiedziałeś, że ten cały Solomin grywał w ekstraklasie łotewskiej? Granitas, Tranzit, później znowu Granitas i na końcu REO. Ładnie, we wszystkich klubach grywał regularnie.
-A co, spodobał Ci się na ostatnim treningu co nie?- uśmiechnął się po czym ciągnął dalej- To piekielnie dobry zawodnik środka pola, chyba zdecydowanie najszybszy ze wszystkich naszych chłopaków. Po tym jak zrobili cięcie budżetowe w REO, zdecydował się, że odejdzie i poszuka roboty gdzie indziej, a, że w wojsku zarobi o wiele więcej, to sam rozumiesz. Co prawda trzecia liga to nie ekstraklasa, ale w piłkę pogra? Pogra.
Pogładziłem się lekko po brodzie i spoglądając z dumą na Robertasa, wróciłem do dalszych czynności. Już jutro czekał mnie mecz z drużyną występującą w pierwszej lidze. Nie był to co prawda potentat, ale możliwość zebrania doświadczenia była jednak dla mnie bezcenna.
Jeszcze po południu do sztabu zawitała firma kurierska z nie małą przesyłką. Jak mogłem się domyślić, był to cały nowy osprzęt który zamawialiśmy kilkanaście dni temu z Robertasem. W rozładunku na szczęście pomógł nam Aleksandris. Na dziedzińcu znalazł się nieco przypadkowo, ale przynajmniej wspólnie mogliśmy obejrzeć nowe koszulki, piłki, bluzy i kurtki. Było tego naprawdę sporo. Zszywki z logiem klubu przyszły parę dni wcześniej, także nasi młodzi szeregowi mieli całą noc przed sobą aby wkomponować herb w nowe stroje. Przy okazji spotkania Jasaitisa, urządziliśmy sobie pogawędkę na temat jutrzejszego meczu. Wymieniliśmy się pewnymi spostrzeżeniami, i wspólnie zdecydowaliśmy, że nie zmienimy obecnego ustawienia. Zaproponował mi naukę, dwóch kolejnych, jako alternatywy przed innymi przeciwnikami. Zdecydowaliśmy również, że spotkanie rozegramy już na stadionie Vingis. Akurat tego dnia było wolne, i przygotowane na tyle, że dało tam się zagrać mecz piłki nożnej.
Zgodnie z prognozą ranek był przesadnie zimny. Śnieg sypał na parapet, a wiatr targał na tyle mocno, że moja rynna mogła w każdej chwili po prostu odpaść. Na zegarku widniała dopiero godzina ósma rano. Miałem jeszcze czas, żeby spojrzeć, a może coś ciut poprawić w taktyce na dzisiejsze spotkanie. W południe umówiłem się z ojcem, że na spotkanie wybierzemy się razem. Przy okazji zabierzemy, trzech młodych, którym nie kwapiło się, jechać komunikacją miejską. Będąc przed godziną 15 na boisku, wypiliśmy po kawie ze członkami sztabu szkoleniowego i porozmawialiśmy o czekających nas trudach najbliższego sezonu. W międzyczasie na stadionie pojawiła się reszta drużyny, a wraz z nią rywale. Co dziwne, nie przyjechali nawet autobusem, tylko prywatnymi samochodami, stąd też parking przed klubowym budynkiem przypominał mi mój komis.
-Witam, witam, witam- I tak po kolei do każdego kto przechodził akurat koło mnie, Jasaitisa i Roberta. Na samym końcu szedł trener drużyny przeciwnej, i trójka sędziowska. Po załatwieniu formalności, udaliśmy się do szatni, aby jakoś zmotywować chłopaków. Morale było zdecydowanie odmienione od poprzedniego razu, kiedy to próbowałem powiedzieć cokolwiek chłopakom. Dziś, większość była uważnie skupiona na tym, co mam im do przekazania. Nie wiem czy obecność Aleskandrisa tak na nich wpływała, ale sytuacja wyglądała już o niebo lepiej. Z lekko pogniecionej kartki wydukałem jeszcze skład pierwszej jedenastki. Nie była ona jakoś przesadnie zmieniona nie licząc tego, że od pierwszych minut zagra Solomin. Pankratjev który pierwszy raz gościł w szatni starał się zbytnio nie wtrącać, ale sam z Jasaitisem spytałem go jakiekolwiek wskazówki na to spotkanie. Niestety nie mogliśmy liczyć na Renusasa który nabawił się wczoraj jakiegoś urazu. Przed wyjściem na boisko słychać było jeszcze donośne ,,DALEJ KURWA’’ i po tej krótkiej motywacji byliśmy zwarci i gotowi na walkę z profesjonalistami.
Płyta boiska pokryta była już śnieżnym puchem, nie był jednak on na tyle gruby, żeby uniemożliwić ludzkie kopanie piłki. Jeszcze wymowne spojrzenia na chłopaków, kilka uwag, gwizdek i zaczęliśmy.
Spotkanie niemalże z marszu ułożyło się pod nasze dyktando. Operowaliśmy mądrze piłką, w środkowej strefie boiska. Duża ilość krótkich szybkich podań robiła wrażenie. Klimavicius, środkowy napastnik odpowiedzialny był teraz nie tylko za zwykłe czatowanie w polu karnym, ale także i za powrót i nawet rozgrywanie. Chłopaki grali na tyle dobrze, że już w 4 minucie objęli sensacyjne prowadzenie. Rzut rożny dla rywali, standardowe wybicie piłki, futbolówka pod nogami Arlauskisa, proste podanie do Solomina, półobrót, strzał, bramka! Nasz nowy starszy szeregowy, rozwinął ramiona niczym skrzydła, po czym mógł cieszyć się z pochwał swoich nowych kolegów. Spojrzałem za siebie, Jasaitis z Robertasem przybili sobie piątki, po czym wstali i wtórowali mi tuż przy linii bocznej.
Pierwsza połowa nie wyglądała najgorzej, ba byliśmy nawet lepsi w niektórych fragmentach od REO. Podobała mi się dotychczasowa pierwsza połowa, to też wymieniłem jedynie kilka uwag z zawodnikami
-KTO JEST KURWA NUMBER ONE?!- VILKAS!- PROSTE!- wyszliśmy na drugą połowę. Ja rozgrzany świeżą kawą z automatu rozpiąłem lekko kurtkę, i niosąc ze sobą taboret, umiejscowiłem się tóż przed linią końcową boiska. Pewnie przypominałem wędkarza. Po mojej prawej stronie, latał owy gruby gościu z kamerą. Czasami chyba, zwyczajnie brakowało mu pary w płucach, bo przez pierwszą godzinę nalatał się wzdłuż boiska niemiłosiernie. Dając szanse innym zawodnikom w drugiej połowie, tempo spotkania znacznie opadło, a do głosu dochodzili goście. Im dalej las, tym niebezpieczniej. I tak było w tym spotkaniu. 79 minuta, piłka odbita od Jefisova trafia do przeciwnika, ten momentalnie zagrywa do gościa z numerem 18 no i jest remis.
-Kurwa, wiedziałem! – powiedziałem z żalem Pankratjev.
-Spokojnie, będzie druga- odpowiedział z głośnym zadowoleniem Robertas – Dla nas… - dokończył cicho
.
Mając założone ręce na piersi i spoglądając na swoich pomagierów szczerze w to wątpiłem. Po kilku konsultacjach z Pankratjevem i Jasaitisem, zdecydowaliśmy na cofnięcie się do obrony. Przyniosło to w pewnym sensie jakiś skutek, ale jak wiemy wszystko ma drugie dno. Byliśmy o niebo gorzej przygotowani fizycznie do tego spotkania. Opadając z sił, tracimy bramkę w 92 minucie. Łapiąc się za głowę, dalej klaszczę tak, jakbyśmy właśnie uzyskali prowadzenie. Przegrywamy. Końcowy gwizdek, biadolenie wśród przegranych, i wymiana uścisków z drużyną przyjezdną. Nie było źle. Przegrywamy po dobrym meczu z drużyną grającą dwa szczeble wyżej. W szatni padło kilka słów, niektórych trzeba było gasić, bo najwidoczniej za bardzo się napalili. Podziękowaliśmy zawodnikom za zaangażowanie, i oznajmialiśmy, ze na początku marca zagramy jeszcze zamknięty sparing z juniorską drużyną Geleżenisu, w której grało kilku młodszych braci naszych bohaterów. Życzyliśmy sobie miłego dnia, a poniektórzy umówieni byli już nawet na wieczorne spotkania Ligi Mistrzów. Ja natomiast miałem robotę na najbliższe nudne dni spędzone w budce strażniczej. Po meczu zamieniłem jeszcze kilka słów z Igorem.
- Jak na tak młodego prowadzącego, nieźle Tobie poszło. Grałeś gdzieś wcześniej?
-Ta, właśnie w Geleżenisie, za małolata nawet w Żalgirisie!- odparłem.
- Chyba nie za mojej kadencji! Jakbyś potrzebował jakichkolwiek porad, to słuchaj, dzwoń do mnie, pytaj o wszystko.- odparł krótko, pomagając mi załadować torby do samochodu.
Z tego całego Igora był kawał porządnego i fajnego chłopa. Zachowaniem przypominał mi trochę Roberta, zresztą nieprzypadkowo łączyła ich ta sama trenerska i życiowa szkoła. Poczekałem jednak na dalszy rozwój naszej współpracy, ale na obecnym poziomie, mogliśmy nazwać się już dobrymi kumplami z roboty.
Tego samego wieczora, po obejrzeniu meczu Barcelony, rzuciłem okiem na spotkanie z Trakai, później zaś z REO, które dostałem na DVD.
Tydzień był dość obfity w nowe wydarzenia. Kierownictwo zdecydowało, że za dobry wynik w lidze, zespół otrzyma około 5 tysięcy litów do podziału. Koszulki, z przyszytymi herbami były gotowe, a terminarz spotkań 3 ligi znany. Kilka dni później spotkaliśmy się jeszcze na parku Vingis z juniorską drużyną Geleżenisu. Eksperymentowałem na tyle z taktyką, że to spotkanie przegraliśmy 1:2. W pewnym sensie- Wstyd, porażka ale drużynę młodych prowadził nie nikt inny jak Pankratjev, który grając konsekwentnie i uważniej w defensywnie szybko skorzystał z moich nieudolnych ataków. No cóż, uległem mistrzowi. Rozkładając bezradnie ręce udałem się do klubowego pomieszczenia i po małej odprawie dokonaliśmy zebrania, gdzie Igor odwalił taki wykład, że o wynik pierwszego spotkania z Akemene byłem aż nadto spokojny.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ