***
Dwa dni przed premierowym spotkaniem poznałem Martyna Jefisova, zawodnika którego gorąco rekomendował mi Robert. Po wymieniu ze sobą kilku zdań, stwierdziłem, że to ambitny i inteligentny jak na swój wiek zawodnik. Na treningach był wzorem dla wszystkich środkowych obrońców. Wprowadzał spokój, a jego domeną z pewnością było doświadczenie, i to mimo wcześnie skończonych 19 lat. Po cichu liczyłem, że w pierwszym spotkaniu mnie nie zawiedzie, tym bardziej, że wyznaczyłem mu rolę gracza dyrygującego linią defensywną.
Nadszedł pierwszy sprawdzian ekipy żelaznych wilków, który przypadał na 13 lutego. Zdecydowaliśmy się, że zagramy w parku tóż obok stadionu Vingis. Rywale nie mieli wcale dalekiej drogi, w końcu Troki znajdowały się bodajże jakieś 40 kilometrów od Wilna. Po wyjściu ze swojego Volkswagena zabrałem torbę i przywitałem się ze swoim ojcem oraz z prezesem Nerijusem. Byli w dobrych humorach, chociaż po ich czerwonych nosach widziałem, że ledwo wytrzymują panujące dzisiaj zimno i wiatr. Przed drzwiami budynku sportowego przywitał mnie młody, pulchny gościu ubrany w skórzaną kurtkę z amatorską kamerą w ręku. Uśmiechnął się od ucha do ucha, i oznajmił, że od tego czasu, będzie dokumentował każde moje spotkanie. Ucieszył mnie ten fakt, ponieważ miałem materiały niezbędne do dalszej analizy Spytałem go więc, czy byłby tak miły przesyłać mi co jakiś czas kopie zapasowe. Wchodząc do lokalnego budynku natrafiłem na swojego asystenta Aleksandrisa. Szybko odwrócił się do mnie, chowając uprzednio kilka szklanek do szafkii.
-Napijesz się?
-Nie, dzięki, jestem samochodem. Są już wszyscy?- zapytałem marszcząc brew
-Tak, tak są w szatni- odpowiedział pokazując kciukiem za siebie
Najwidoczniej ich czerwone nosy nie były przyczyną panującego tutaj zimna. Mając w ręce, wcześniej wyciągnięty notatnik, zostawiłem torbę w pomieszczeniu dla sędziów i poszedłem tylnimi drzwiami do szatni. Gdy wszedłem do środka od razu przywitał mnie wszechobecny gwar oraz para wodna wychodząca z ust piłkarzy. Poczułem się lekko nie zauważony, bo zamykając dosyć mocno drzwi, zaledwie dwóch czy trzech piłkarzy spojrzało na mnie mówiąc ,,Witam’’. Biorąc swój gwizdek do ust zagwizdałem donośnie.
-EEE! Cisza!
Gwar i tupot metalowych korków nieco uspokoił się. Usłyszałem kilka chichotów i lekceważących spojrzeń. Zerknąłem na chłopaków i w oparciu o wcześniej przygotowane notatki przekazałem im swoją myśl taktyczną na ten mecz. Część osób oparta o ściany słuchała co mam do powiedzenia, starsi zaś gracze siedzieli na swoich miejscach i dalej po cichemu podśmiewali się z czegoś. Wiedziałem, że z wojskowymi nie będzie łatwo. W końcu to ludzie którzy spędzają ze sobą czas praktycznie co dzień i są najlepszymi kumplami. Po pełnym przygotowaniu się, wyszliśmy na boisko. Wiatr ani na moment nie ucichł, a lekko padający śnieg zrobił się mokry. Klasnąłem kilka razy w dłonie aby jakoś zmobilizować chłopaków. Wtórował mi Jasaitis który idąc na boisku obejmował właśnie dwóch młodych szeregowych. Zachowywał się jak rasowy trener. Mimo młodego wieku było widać, iż jest z tą drużyną nie od wczoraj. Chwilkę później przywitałem się z trenerem, prowadzącym drużynę przeciwną. Uśmiechając się do siebie, życzyliśmy sobie udanego spotkania.
Pierwszą bramkę mój zespół zdobył po nie udanym podaniu gościa z długimi lokami i przejęciu główką przez Maziliauskasa, ten nie zastawiając się długo wysokim wybiciem piłki znalazł w polu karnym Klimaviciusa, który przyjmując piłkę (barkiem?!) zmylił obrońcę rywali i trafił na 1:0. Ta z pozoru przypadkowa akcja spodobała mi się, i nawet nie odczułem tego iż parę razy moja sylwetka pięła się ku górze. Ponadto w czasie meczu nie brakowało brutalnych zagrań ze strony graczy Trakai. Efektem tego było przedwczesne zejście z boiska Rackusa i Pinkieviciusa. Jeden trzymał się za pachwinę, drugi za łokieć. Zwłaszcza upadek Osvaldasa wyglądał trochę groźnie. W ich miejsce pojawili się Lekevicius i Saulenas. Co dziwne, sędzia nie pokazał nawet ani jednej żółtej kartki. W pierwszej połowie mieliśmy ewidentną przewagę piłki nad rywalami, lecz nie potrafiliśmy tego fachu wykorzystać.
Do szatni wracaliśmy z jednobramkową przewagą. W szatni podobnie jak przed meczem, za wiele nie podziałałem. Schowany wcześniej skoroszyt nie został nawet przeze mnie tknięty, a paru piłkarzy ocierając pot z czoła zachwycało się swoją akcją z 14 minuty kompletnie mnie lekceważąc. Ja natomiast stałem lekko boku i jedynie Jefisovi oraz Maziliauskasowi podawałem instrukcje co do dalszej ich gry.
Druga połowa prezentowała się podobnie, jeszcze przed odwróceniem się od boiska w celu zatwierdzenia kilku zmian ludzie towarzyszący spotkaniu zaklaskali po raz drugi. Sytuacje sam na sam z bramkarzem pięknie wykorzystał Klimavicius.
-Piękne podanie Dario! Kurwa, ale to zrobił!- zdawał się krzyczeć Jasaitis.
-Co? Arlauskis podawał?- zapytałem.
-Piękne prostopadłe podanie- odpowiedział śmiejąc się i popijając kawę z plastikowego kubeczka.
Mając ręce w kieszeni podszedłem do sędziego technicznego i zatwierdziłem kilka zmian, tak aby przypatrzyć się reszcie drużyny. W międzyczasie podszedł do mnie ojciec i zapytał jak mi się podoba. Odparłem, że przede mną ogrom pracy a ambicje mam ponad wymiar. Trochę ze mnie zażartował, po czym wytłumaczył, że dla tej grupy ważna jest tylko gra w piłkę w celach rekreacyjnych. W myślach miałem jedno słowo- ,,Jeszcze zobaczymy’’ Nim wróciłem do rzeczywistości bramkę kontaktową strzelił grajek z numerem 24. Jakieś błędy popełniał bodajże Biskys, nie wiedząc co się za bardzo dzieje spojrzałem za siebie na grupkę współpracowników i własnego ojca, Ci odwdzięczyli się podobnymi spojrzeniami nawet nic nie mówiąc. Nim przespacerowałem się wzdłuż linii boiska, chłopaki zdołali łupnąć piękną bramkę. Wspaniała akcja dwóch piłkarzy rezerw, numery 23 i 24 podanie jednego do drugiego przez pole karne i gol. Jakie to proste. Ci dwaj pojechali z nami własnie z powodu wolnych miejsc w protokole. O jednym nawet słyszałem, że był już prawie na wylocie z wojska, przez co prezes Stankevicius zakazał mu treningów z pierwszą drużyną. W prawdzie niewiele mnie to obchodziło, co działo się w armii pomiędzy żołnierzami. Oni mieli swoje sprawy na polu manewrowym ja na piłkarskim, i tego zamierzałem się trzymać. Nigdy nie byłem wojskowym, i nigdy nie fascynowała mnie praca w militariach.
Po zakończonym spotkaniu o nawiązanie kontaktu z innymi piłkarzami było już mi dużo łatwiej. Rackus i Arlauskis sprawiali wrażenie jakby byli nie do pokonania. Napinali muskuły niczym herosi podśmiechując się z innych. Dokładnie, ze wszystkimi przybiłem ,,piątki’’ i ogłosiłem termin kolejnego treningu, oraz tego, ze kilka dni później przyjeżdża do nas sekcja piłkarska miejscowej policji. FK REO Vilno to klub grający w najwyższej klasie rozgrywkowej, a więc drugie spotkanie będzie dla nas nie lada wyzwaniem. Przy okazji słyszałem, że prezes ma rozmawiać z działaczami REO o ewentualnej współpracy między klubami, o którą zresztą poprosiłem kilka dni temu. Spakowawszy swoje szmargały, spotkałem się jeszcze ze Jasaitisem i Stankeviciusem, i odebrałem od nich skromne podziękowania za wygrane spotkanie. Do domu wracałem z ojcem. Przemoczeni i trochę głodni zajechaliśmy czym prędzej do domu, gdzie czekał nas do odgrzania obiad. Przy stole powspominaliśmy jeszcze trochę o meczu, i przed godziną dwudziestą byłem już w swoim mieszkaniu.
Chyba nikt z całej drużyny, nie zdawał sobie sprawy jak wielkim fanem piłki nożnej jestem. Jeszcze tego samego wieczoru zarwałem ,,nockę’’ przy Football Manager, a na brudnym stole leżały notatki dotyczące spotkania z Trakai. Dla mojego ojca i generała prezesa sekcja futbolowa Geleżinis była tylko odskocznią od pracy. Ja jednak miałem marzenia, które nie umknęły mi wraz z okresem dojrzewania. Dalej łudziłem się, że jest możliwość zaistnienia w futbolu. W tygodniu oprócz kilku treningów i wizyt w komisie samochodowym zbierałem informacje na temat uzyskania licencji trenerskiej. W lokalnej gazecie pojawiła się nawet wzmianka o tym, że wygraliśmy z drugoligowym zespołem, ale oprócz strzelców bramek nie było nic wartego odnotowania. Swojego nazwiska mogłem w tej rubryczce szukać na próżno.
Wieczorami często zasiadywałem z Robertem oraz Vytą przed telewizorem i do późnej nocy oglądaliśmy spotkania Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Zdecydowanie zżyłem się z tą trójką, łączyła nas wspólna pasja oraz praca. W międzyczasie otrzymywałem telefony od Justina i Roberta o tym, że w naszej jednostce ma pracować niejaki Igor Pankratjev, były reprezentant Litwy, i gracz Dynama Kijów. Pucując starego Forda odebrałem telefon:
-Andrius, słucham…
-Słuchaj w sekcji żołnierskiej dołączył do nas kapral Pankratjev, będzie odpowiedzialny za motywację i przygotowanie taktyczne żołnierzy podczas manewrów, z tego co się orientuje to chetnie pomoże Ci przy treningach jakbyś miał jakiś problem…
-Czekaj, czekaj, o czym Ty mówisz? Jaki Pankrajev?
-PAN-KRAT-JEV, on tam bodajże grał kiedyś w Dynamie Kijów, chętnie pomoże Ci przy treningach! Halo?
-Taaa, słysze, a słuchaj on już jest w Wilnie?
-Ty, no nie wiem, ale ma być na dniach. Słuchaj bądź jutro w jednostce gdzieś po 12, dobra? Ja postaram się być.
Oczywiście potwierdziłem swój udział w jutrzejszym spotkaniu dokańczając rozmowę o ewentualnym piwku w najbliższy weekend. Wróciłem do swoich obowiązków, sprawdzając w internecie kim jest owy Pankratjev, bo gościa kojarzyłem z tylko z nazwiska. Po szybkim rekonesansie doznałem lekkiego szoku. Pankratjev to przecież były trener Żalgirisu sprzed 4 lat i selekcjoner reprezentacji młodzieżowej! Rzeczywiście jego CV robiło wrażenie a ja odpalając papierosa siadłem na masce jednego z samochodów i pomyślałem o jutrzejszym dniu. Ogłupiony telefonem Justinasa wyszedłem szybko z budki strażniczej i zadzwoniłem do ojca czy wie jaka persona jest chętna do pomocy przy moich treningach. Z pewnością przy tym gościu nauczę się czegoś więcej. Miło było patrzeć jak przez te ostatnie 3 tygodnie klub rozwijał się godnie z moją tajemniczą myślą.
Nazajutrz będąc już w jednostce, wypiłem kawę wspólnie z pracownikami. Po godzinie dziewiątej do klubu zawitać miał Pankratjev. Aby wypełnić sobie jakoś ten czas, łaziłem wspólnie z Robertasem po całym budynku pomagając mu załatwić kilka spraw związanych z logistyką wojska. Wreszcie, po umówionej godzinie dostaliśmy cynk, że Igor przyjechał na miejsce. Wychodząc przed wejście wraz z żołnierzami, zauważyłem dużego czarnego jeepa, z którego wyszedł Pankratjev. Mundurowi zasalutowali przyjezdnemu, po czym każdy z nas uścisnął mu rękę. Po przywitaniu wybraliśmy się do biura gdzie odbyła się mała pogawędka najpierw na temat przyszłości wojska, a później klubu piłkarskiego. Przez moment prowadziłem swobodną rozmowę z byłym piłkarzem Dynama Kijów i reprezentacji Litwy tak jakbyśmy znali się od lat. Zresztą wtórował mi w tym Robertas, który siedział obok mnie. W południe kiedy to miałem wybrać się do komisu, a później do mechanika, na placu zatrzymał mnie asystent Jasaitis
- Mam dla Ciebie informację. Jesteśmy blisko pozyskania dwóch kolejnych graczy o podobnej przeszłości co Jefisov. Sprawdź ich na jutrzejszym treningu!- mrugnął do mnie okiem, poklepał po ramieniu i szybko odszedł w swoją stronę.
Zaskoczony ową wiadomością, nie zdążyłem nawet odpowiedzieć. W rzeczywistości, wszyscy prócz Robertasa utrzymywali mnie w przekonaniu, że mam najmniej do powiedzenia w tym klubie. Praktycznie o każdym nowym chłopaku czy treningu dowiadywałem się ostatni. Wiedziałem skąd taka kolej rzeczy się odbywa. Nie byłem z wojska, nie pracowałem z nimi na co dzień, przez co zapewnie traktowali mnie ze sporym dystansem. Cieszyłem się jednak, że robią cokolwiek, aby moją kadrę wzmocnić nawet kosztem zdrowia swoich żołnierzy.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ