Coś wyjeżdża chyba za ramki, jak coś to można czytnąć
KLIKAJĄC O TUTAJ na blogu
Pierwszą reakcją na taki wynik jest zwykle rozdziawiona gęba widza. Jak zawsze, kiedy Dawid spotyka się na boisku z Goliatem i spodziewany jest pogrom, co najwyżej próba podjęcia równorzędnej walki. Tym razem było inaczej, takie mecze nie zdarzają się zbyt często, ale kiedy już taka sytuacja ma miejsce, nie można się otrząsnąć z emocji jeszcze przez długi czas po meczu.
Jako kibic - w tym wypadku - zupełnie neutralny, jestem zachwycony. Oklaski na stojąco! To się nazywa charakter! Mówiło się, że liga szkocka się wypaliła, że bez Rangersów to nie to samo (to akurat prawda), a tu proszę. Dziś Celtic udowodnił, że można pokonać nawet wielką Barcelonę.
A tak swoją drogą, troszeczkę baj de łej, to w sumie z Rangersami grającymi po szkockich wioskach, to tak jakby nagle Barcie z ligi zniknął Real, co to byłby za sezon bez El Klasyku? No właśnie, a w Szkocji muszą żyć bez ligowych Old Firm Derby. Dygresji koniec.
Grałem swego czasu (jak ktoś był bramkarzem nie może napisać kopałem, bo głupio brzmi, łapałem zresztą też, więc grałem) na pozycji bramkarza, gram zresztą do teraz, często, aczkolwiek nikt jeszcze nie dostrzegł mojego niesamowitego talentu - propozycję ze Spursów odrzuciłem, bo ich nie lubię, dobra, bo zaczynam przeginać. Chodzi o to, że to co wyprawiał Forster - szacun chłopie! Zatrzymać Barcelonę nie jest łatwo, bynajmniej. A, no i asystę zaliczył.
Watt a Champions League debut by Tom Watt! Ależ ma chłopak wejście, ci wszyscy kibice zbiegający do niego po bramce, te emocje! To jest osiemnastolatek! Idę o zakład, że dziś nie zaśnie, bo przypieczętował zwycięstwo nad Barcą, a jak popatrzeć na to, że mecz skończył się 2:1, sami się zastanówcie, jaki niedosyt mógłby pozostać po 1:1.
Łanyjama, czy jak mu tam, też zagrał dobrze, nie chodzi o bramkę (chociaż ładna), ale o cały mecz, kiedy biegał w środku pola raz po raz wyłuskując piłkę Katalończykom.
Ale szacunek przede wszystkim dla Neila Lennona, widać, że nie jest chłop idiotą, nie poszedł na wymianę ciosów (czego się obawiałem, kiedy Maciuś (Iwański - cholera zaraz zacznę robić nawiasy kwadratowe, bo robię nawias w nawiasie) wspomniał, że Lennon wspomniał, iż nie zamierza zabijać piłki) tylko konsekwentnie grał tą samą taktyką, bez szaleństw, dokładnie wyważoną, no i miał odwagę wpuścić na boisko Watta, co okazało się strzałem w dychę.
Nie wiem, serio nie wiem, ale już nie mogę się doczekać, by zobaczyć, czy w lidze też grają z takim zacięciem. Może nie stanę się z miejsca fanem tego klubu, ale na pewno po czymś takim sympatia do Celtów pozostanie. Come on The Boys!
PS A nie wiem, czy ktoś z was (nie sądzę) też tak myśli, ale spotkałem się przed momentem ze stwierdzeniem, że ten mecz nie był widowiskowy (dafak?!)... Anyway moja odpowiedź zabrzmiała następująco:
"To tak, hmmm widowiskowość? Bramki? Trzy. Parady bramkarzy? O człowieku Forster i jego mecz życia. Piękne akcje? Klepanie Barcy - było, szybkie kontry Celtów - były, niesamowita wręcz walka - była. Jeżeli ten mecz, z taką - w Champions League już niemal niespotykaną - atmosferą, z Neilem Lennonem szalejącym przy ławce, z zakłopotanym Vilanovą, z bezradną Barcą, z takim wejściem do drużyny Watta (ależ spokój!) nie był widowiskowy, to co niby jest?To był jeden z najlepszych wieczorów w tej edycji Ligi Mistrzów. Dziękuję, dobranoc, nieuargumentowane stwierdzenie "brak widowiskowości" mnie zwyczajnie śmieszy, mieli ci tam fajerwerki puszczać w kole środkowym, to nie łazienka Balotellego..."
Pozdro, zajebisty mecz
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ