Siedziałem w swoim gabinecie i obserwowałem, jak krople deszczu rozbijają się o szybę, a następnie spływają po niej, rozmazując szary krajobraz miasta. Zajęcia ze studentami miałem dopiero za godzinę, więc po krótkim konkursie pt. „Jak wykorzystam ten czas”, który rozegrał się w mojej głowie, wykonałem zręczny dwuklik na ikonie „Football Managera” i poczekałem, aż gra się załaduje. Subtelne wyrzuty sumienia, że nie zajmuję się czymś o wydźwięku bardziej naukowym, związanym z moją karierą doktoranta na uczelni wyższej, rozwiałem krótką refleksją o złej pogodzie, jako zjawisku niesprzyjającemu procesom naukowo twórczym. Kolejne 60 minut spędziłem w słonecznej Hiszpanii pokrzykując z linii bocznej na swoich piłkarzy i gdyby nie przypadkowe spojrzenie na zegarek, które niczym bolesne uderzenie w policzek przywróciło mnie do rzeczywistości, prawdopodobnie utknąłbym tam na dłużej. Szybkim ruchem zamknąłem klapę laptopa, schowałem go pod pachę i pognałem do sali wykładowej niczym ta piłka po strzale Ibrahimovica.
W akompaniamencie grzecznościowych pozdrowień „dzień dobry” wpuściłem studentów do sali, po czym zająłem miejsce za biurkiem i przystąpiłem do sprawdzania obecności. Prawdopodobnie znalazłbym wśród nich nie tylko swoich rówieśników, ale także osoby starsze, więc czułem, że jeśli chcę, by mnie szanowali muszę wyglądać na poważnego, kompetentnego, wszechwiedzącego i doświadczonego. Sarkastyczna część mnie prychnęła w myślach „nic prostszego”, po czym podpiąłem rzutnik do laptopa i uruchomiłem oba urządzenia, objawiając trzydziestu parom oczu, cóż takiego absorbowało mnie nie tylko przez minioną godzinę, ale również przez ostatnie miesiące. Zamiast planowanej prezentacji z zarządzania strategicznego, studenci mogli zapoznać się ze skomplikowaną sytuacją Valencii CF, która po 6. kolejkach rundy jesiennej sezonu 24/25 traci już 8 punktów do liderującego Realu Madryt, a jej menedżer właśnie został skrytykowany przez Diego Simeone za kiepską taktykę. Zrobiło mi się wstyd i chyba tylko Opatrzność powstrzymała mnie przed wyłączeniem gry, podsuwając zupełnie szalony pomysł…
- Szanowni państwo – zacząłem – dzisiejsze zajęcia będą trochę nietypowe. Jak państwo widzicie, przygotowałem specjalny symulator, którym chciałbym nauczyć was zespołowego podejmowania decyzji, a także planowania strategicznego, taktycznego i operacyjnego.
Po czym poprosiłem studentów o dobranie się w 6-osobowe grupy i przybliżyłem im aktualne położenie mojego klubu. Przedstawiłem piłkarzy wraz z ich umiejętnościami i formą, a także zapoznałem każdą grupę z przyszłym rywalem Valencii oraz wyjaśniłem pokrótce zasady gry w Football Managera. Ku mojej uciesze spostrzegłem, że część studentów sporządza notatki. „Być może jakoś to będzie” – pomyślałem.
- Każda z grup rozgrywa jeden mecz – tłumaczyłem – Każda z grup wybiera skład, taktykę, polecenia meczowe. To wy decydujecie, kiedy mam nacisnąć pauzę, przeprowadzić zmiany, zmienić sposób gry drużyny. Po skończonym spotkaniu wspólnie ocenimy rezultat, styl gry oraz państwa pracę w zespole. Czy wszyscy akceptują taką formę zajęć?
Na moment zamarłem. Teraz studenci mogli brutalnie sprowadzić mnie na ziemię – szczególnie ci, którzy nie interesowali się piłką nożną. Jakież było moje zdziwienie, gdy z sali dały się słyszeć entuzjastyczne odpowiedzi, że wstępnie mój pomysł został zaaprobowany.
Pierwszy gwizdek i… Było coś urzekającego i hipnotyzującego w atmosferze tych zajęć: pojawiająca się sporadycznie na sali fala meksykańska, gromkie brawa przy faulach i jednogłośne „Ole!”, gdy jedna z drużyn strzelała bramkę. Być może Państwowa Komisja Akredytacyjna spaliłaby mnie za tak poprowadzone ćwiczenia na stosie, ale czułem, że właśnie pada jedna z ważniejszych barier komunikacyjnych na linii student-wykładowca i nie powinienem żałować, że nie zrealizowałem programu przewidzianego na te półtorej godziny.
Studenckie zarządzanie moją drużyną dało różne efekty: dwie przegrane (w tym jeden pogrom), dwa remisy i jedna wygrana, co przełożyło się na 6 bramek strzelonych i 13 straconych. Po dokładnej analizie każdego ze spotkań wystawiłem studentom oceny z przedziału 4.5-5.0, choć jeszcze przed rozegraniem pierwszego meczu przeczuwałem, że właśnie takie noty im wpiszę – tak na wszelki wypadek, żeby nikomu nie podpaść…
Już następnego dnia studenci z innych grup pytali mnie, kiedy z nimi będę przerabiał na zajęciach zespołowe podejmowanie decyzji oraz planowanie strategiczne, taktyczne i operacyjne z wykorzystaniem symulatora…
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ