Informacje o blogu

Manifest użytkownika arvanis

Ten manifest użytkownika arvanis przeczytało już 2456 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Do napisania tego manifestu zbierałem się od kilku miesięcy, jednak wstrzymywało mnie wrażenie, że przechodzę tylko chwilowy kryzys, który wraz z wydaniem najnowszej gry minie. Liczyłem się z tym, że "piętnastka" może być przez kilka miesięcy niegrywalna, a nawet brałem pod uwagę, że może powtórzyć wyczyn poprzedniczki z roku 2014 i być bublem również po ostatnim patchu - w tej sytuacji wróciłbym do FM12 albo 13, gdybym sobie przypomniał, jak mi się w "13" grało. Dzisiaj siedzę i przeglądam strony o FM-ie ze zwyczajnej ciekawości, beznamiętnie, bez ekscytacji, bez emocji.

W managery grałem na komputerze od zawsze. Jedną z pierwszych gier, która mnie pochłonęła na bardzo długie godziny, był Rollecoaster Tycoon. Potrafiłem rozbudowywać jeden park tak długo, aż już nie było możliwości, żeby grać dalej: wszystkie parcele były wykupione, a wszystkie badania zakończone - jedyne co mogłem, to burzyć atrakcje i stawiać nowe, zmieniać trasy kolejek, bawić się gruntem. 

Potem na dłużej zaabsorbowała mnie Ultima On-line - przestałem grać dopiero gdy uzmysłowiłem sobie, że pochłania mnie aż za bardzo (8-godzinne sesje, zarwane noce itp.). Przerzuciłem się na inne gry, ale nie udało mi się z żadną stworzyć jakiegoś "poważnego związku"... Aż w jednym z czasopism trafiłem na pełną wersją Soccer Managera i odkryłem w internecie Hattricka. Porównywanie obu gier do FM-a (ba, nawet do CM-a) to jedno wielkie nieporozumienie. Pierwsza gra sprowadzała się do szkolenia nierzeczywistych piłkarzy w nierzeczywistych klubach, wystawiania dziwacznych taktyk (10-0-1 pozwoliło mi rozjechać w tej grze każdego), kupowania piłkarzy na aukcjach (zapomnijcie o wykupieniu zawodnika z innej drużyny) i podpisywania kontraktów reklamowych, a druga była jeszcze uboższą przeglądarkową wersją tej pierwszej. Niemniej obie gry złapały mnie za serce i rzuciłem się w wir przygody z managerami piłkarskimi.

Szybko przesiadłem się na Championship Managery i czułem się, jak gdybym właśnie wkroczył do zupełnie innego świata - układanie planu treningów, prawdziwe nazwiska, duże pole manewru taktycznego, nieograniczony rynek transferowy. Do dzisiaj pamiętam mój pierwszy najlepszy skład i niektóre sytuacje w trakcie rozgrywki... Pamiętam, jak najlepszy bramkarz w całej grze - Andreas Isaksson - wpuścił strzał Casillasa z ok. 80 metrów; pamiętam pomykającego na skrzydle Theodora Elmara Bjarnasona; pamiętam niszczących w środku pola Olofinjanę do spółki z Sobolewskim; pamiętam fantastyczny wachlarz możliwości w ataku: Żurawski, wyciągnięty z Santosu Robinho, wyłowiony z Argentyny Tevez i fenomenalny Vagner Love; pamiętam mojego pierwszego dobrego newgena Michała Janoszkę...

W czasach, gdy modne było korzystanie z KaZaA, eMule'a, czy DC++, a nie w każdym polskim domu się przelewało, na wielu płytach z grami miałem natłok z napisem "esperanza". Wyjątek stanowił wspomniany wcześniej Soccer Manager (SM, hehehe) i CM05 dołączony do jednego z "Focusów" (czasopisma, nie auta). Skrupulatnie sprawdzałem jednak każdą edycję CM-a i FM-a, aż w 2009 roku postanowiłem wkroczyć na ścieżkę sprawiedliwych (i bogaczy) i zainwestować we własny egzemplarz gry. Do roku 2012 grało mi się całkiem nieźle - gra praktycznie zawsze była włączona i chodziła "w tle". Ja w tym czasie się uczyłem, sprzątałem, oglądałem filmy, robiłem milion innych rzeczy. Podobało mi się szaleństwo na rynku transferowym, dokładne kalkulowanie "gdzie", "kogo" i "za ile" kupić, wyszukiwanie promocji, zarabianie krocie na sprzedażach i negocjowanie kontraktów. Uwielbiałem rzeźbić w taktykach i rozmontowywać "grę", niczym przeciwnika w partii szachów. Zdarzało mi się nawet oglądać ważniejsze mecze w całości, bez pauzowania i niekłamanie cieszyć się lub wściekać po końcowym gwizdku. Największą frajdę jednak sprawiało mi własnoręczne wyhodowanie gwiazdy: wyszukanie i sporwadzenie obiecującego juniora albo wyklucie się takiego zawodnika u mnie, i czuwanie nad jego rozwojem (trening, mentorzy, wprowadzanie do drużyny).

W międzyczasie skończyłem jedne studia, ożeniłem się, rozpocząłem doktorat z nauk o zarządzaniu. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl pt. "głąbie, dlaczego nie chciałeś zostać prawdziwym managerem?". Może dlatego, że wydawało mi się, że to profesja dla kogoś, kto choć raz stanął na boisku jako mniej lub bardziej profesjonalny piłkarz? Może odstraszyła mnie korupcja w polskiej piłce i świadomość, że to zamknięta klika? 



Edycja 2013 i FM14

FM13 wygrałem w konkursie na pewnej stronie internetowej. Lubiłem wtedy pytać żony, jak to jest dzielić życie ze zwycięzcą, a ona tylko kręciła głową, widząc moje notatki taktyczne. I chociaż mój Steam sugeruje, że spędziłem w grze 1111 godzin, niewiele z rozgrywki zapamiętałem. Pamiętam, że we wcześniejszych latach tułałem się po takich klubach jak Valencia, Chievo Verona, Dorchester Town, AFC Bournemouth, Brighton & Hove Albion, Anżi Machaczkała, Wisła Kraków i GKS Szombierki. W tej edycji przewinąłem się przez kilka klubów, ale kojarzę tylko Blackburn. W każdej edycji miałem kilku prawdziwych piłkarzy (pół reprezentacji Kostaryki, Soares, Gerardo Cortes, Mariusz Sacha, Mehmet Ekici etc.) i kilku newgenów (Isamil Bozturk, Sire Dena, Fernando Aimar, Gianluca Ridolphi, Pape N'Dyie, Tyrone Burton, Jose Sozzi, Sani Emmanuel), których nie wiadomo po co pamiętam do dziś, a z "trzynastki" pustka... Nie kojarzę bugów, nie kojarzę, jakie przeprowadzałem transfery, nie kojarzę niczego, oprócz crash dumpa co 2 mecze. Bez żalu odinstalowałem, gdy na Cmrevie wygrałem "czternastkę", a "trzynastkę" potraktowałem jako wypadek SI przy pracy - twór bez charakteru i bez duszy, o którym mogę spokojnie zapomnieć.

FM14 na początku mnie zachwycił. Zacząłem grę GKS-em Szombierki dzięki dodatkom z tej strony i szybko dałem się tej edycji kupić. Nie zauważałem bugów, o których piali tutejsi krzykacze: grałem prostą piłkę w systemie 4-4-2 (w słabszych drużynach nigdy nie konstruowałem wymyślnych taktycznych tworów), a swój sukces zawdzięczałem przemyślanym transferom, które postawiły moją drużynę trochę wyżej, jeśli chodzi o umiejętności, niż resztę ligi. Dalej irytowała mnie interakcja z mediami i frustrował brak dokładnych analiz finansowych w związku ze sprzedażą pamiątek/koszulek piłkarzy, ale byłem w stanie przymknąć na to oko.

Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się, gdy po ściągnięciu do mojej drużyny trzech Ukraińców i zaaplikowaniu "dla jaj" na stanowisko selekcjonera tamtejszej reprezentacji narodowej, zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną i zaproponowano posadę. To było tym bardziej podejrzane, że moimi jedynymi sukcesami było wciągnięcie GKS-u Szombierki do Ekstraklasy - żadnego udziału w pucharach europejskich, a w krajowym dotarłem najdalej do 1/4. Z reprezentacją Ukrainy wygrałem MŚ w 2018, bo choć napastników Ukraińcy mają mocno przeciętnych, to pomoc nie miała sobie równych - skrzydła Konoplanka - Jarmolenko wchodziły w każda obronę jak w masło, a ten drugi został nawet króle strzelców.

Druga lampka zapaliła mi się, gdy złapałem się na tym, że po przejściu do Valencii przestałem rotować taktyką (4-2-3-1) i dalej wygrywam - im lepszy przeciwnik, tym wyżej (7:1 z Realem, 5:0 z Barcą, Milanem, PSG). Zacząłem się jednak męczyć ze średniakami (którzy po 60/70 minucie potrafili odrobić 4-bramkową stratę) i z outsiderami, których bramkę mogłem bombardować, a gol wpadał raz na kilkadziesiąt prób. A ile prób potrzebowali średni i słabi przeciwnicy, żeby zdobyć bramkę? 1 strzał = 1 gol.

Żółtą kartkę wystawiłem grze, gdy nie mogłem sprowadzić piłkarzy wycenianych na kilkaset tysięcy Euro za kwotę niższą, niż 60 baniek, a gwiazdy innych drużyn ściągałem za kwotę, na którą byli wyceniani (najczęściej 20 milionów z hakiem). Podobało mi się jednak, że komputer pierwszy raz w historii składa mi hojne i liczne oferty transferowe.

Przestałem regularnie grać w sierpniu gdy poznikali już wszyscy prawdziwi zawodnicy i okazało się, że nie ma naprawdę dobrych newgenów. Bramkarze w najlepszym razie byli patałachami, a zawodnicy z pola mieli wysokie tylko te atrybuty, które były im niezbędne do gry na ich pozycji, z czego jeden zawsze był kiepski/przeciętny (np. środkowy obrońca miał 20/19 krycia i odbioru, 17 główkowania i albo szybkość, albo koncentrację na poziomie okręgówki). Jeśli trafiał się wszechstronny zawodnik (który miał przynajmniej 95% atrybutów powyżej 11/12, to powyżej 14 wystawały maksymalnie dwie/trzy umiejętności). Pojawiło się tylko kilku newgenów, z których byłem naprawdę zadowolony, ale w porównaniu z poprzednimi edycjami, ich ilość wołała o pomstę do nieba. Każdego pozyskałem za grosze, chociaż w swoich zespołach grali pierwsze skrzypce i wyceniani byli na kwoty rzędu 25 milionów.



W oczekiwaniu na FM 15

We wrześniu nadeszło sporo zmian. Zrezygnowałem ze studiów doktoranckich, bo realia polskich uczelni wyższych od kuchni były męczące i frustrujące, a rozpocząłem pracę na pełny etat w przedsiębiorstwie, w którym planowałem zrobić badania do mojej dysertacji. Dostałem m.in. nowy służbowy komputer i za przyzwoleniem szefa, mogłem go wykorzystywać również do celów prywatnych. Udało mi się przekonać żonę, że przeznaczenie części domowego budżetu na jakąś grę komputerową to rozsądna inwestycja i stanąłem przed wyborem "co by se tu kupić". Pierwotnie myślałem, że wydębione od małżonki PeeLeNy zamienię na nowego FM15, ale wakacyjna promocja z darmowym Battlefieldem 3 na Originie skierowała moją uwagę na kolejny tytuł produkcji Dice. Grywałem w przeszłości w Call of Duty, a serię Modern Warfare wręcz ubóstwiam. Czułem, że tak, jak gracze dzielą się na PeCetowców i konsolarzy, tak samo część z nich sprzyja CoDom, a część BF-om. Pozytywny odbiór BF3 pchnął mnie jednak w objęcie "czwórki" i po krótkiej przygodzie z podstawową wersją, wydałem resztę mojego funduszu growego z dofinansowania małżeńskiego na "Premium". Oznaczało to, że w tym roku FM15 już sobie o własnych siłach nie kupię. Postanowiłem poczekać po stycznia - może będzie wtedy grywalna i bez wyrzutów sumienia wydam na nią ok. 100 zł, a może po drodze uda mi się ją gdzieś wygrać. Wygrać się nie udało, a i w sam zakup coraz mniej wierzę - wszak w 2015 roku wyjdzie też Battlefield Hardline, a spersonalizowane reklamy Google'a polecają mi zapoznanie się z najnowszym Call of Duty: Advanced Warfare. Lektura komentarzy w temacie "Football Manager 2015 - wrażenia" dostatecznie odarła mnie z jakiegokolwiek fantazjowania o włączaniu najnowszej części FM-a. Nie ciągnie mnie do niego. Czuję się rozczarowany tym, że SI zajmuje się takimi bzdurami jak interakcje z prasą, budki z hot-dogami na stadionie, czy nowy interfejs, a nie dopracowuje silnika, nie pozwala lepiej zapoznać się z finansami klubu, czy nie kombinuje, jak tu trochę utrudnić wyszukiwanie piłkarzy (bo przedziały atrybutów to wciąż średnio realistyczna opcja).



O mnie.

Patrzę na siebie. Mam 26 lat. W perspektywie nie tylko wieczności, ale i średniej długości ludzkiego życia, wciąż czuję się młodo. Kończę studia prawnicze, ale nie planuję robić aplikacji. Pracuję na szczeblu kierowniczym w małym przedsiębiorstwie, w specyficznym sektorze rynku. Praca stresująca, bo i sektor niestabilny, ale lubię to, co robię zawodowo. Może kiedyś otworzę coś własnego, mam mnóstwo pomysłów, jednak na razie nie potrzebuję zmian na tym polu. Myślę, że w przyszłym roku zaczniemy przynosić zysk.

Mieszkam w najbiedniejszym i najbrzydszym mieście Śląska, w wynajmowanym 2-pokojowym mieszkaniu. Uwielbiam to miasto, chociaż powoli się zapada od szkód górniczych, jest brudno, a patologia wygląda niemal z każdej bramy. Tutaj się wychowałem, a historia tej metropolii jest naprawdę imponująca - niegdyś perła w koronie Niemiec, kwitnąca dzięki przemysłowi. Na piękne kamienice mogli sobie pozwolić tylko górnicy, lekarze i prawnicy. Podróż pociągiem do Berlina trwała tylko kilka godzin, ale... Po co ktoś miałby wyjeżdżać, skoro tutejsze parki przyciągały zielenią, budynki urzekały architekturą, a we wszystkim było widać germańską precyzję i staranność?

Moja żona pochodzi z innego miasta i przeprowadzka w moje strony była dla niej koszmarem. Nie przywykła do brudnych ulic, pijackich całodobowych kółek filozoficznych pod każdym monopolowym i szarych nudnych blokowisk. Wiem, że gdy przeprowadzimy się "na swoje", trafimy do innego miasta... A przeprowadzić będziemy się musieli za niedługo, bowiem w drodze jest już mój najmłodszy spadkobierca. Nie wiem jeszcze, czy kupimy mieszkanie, czy wybudujemy dom - pytaniem jest tylko, na jak długo chcemy wejść w mariaż z bankiem.

W miesiącu miewam tylko jeden weekend wolny. Lubię wtedy spędzić czas z żoną, odwiedzić jednych, czy drugich rodziców, pojechać na jakąś wycieczkę, obejrzeć dobry film. To też jedyna okazja, żeby się wyspać. W pozostałe dni mam godzinę, może dwie, tylko dla siebie - potrzebuję tego, by się "odmóżdżyć", zrelaksować, odstresować po pracy. Na początku spędzałem ten czas grając w FM-a, ale zorientowałem się, że zaczynam czuć coś na wzór wyrzutów sumienia i świadomości, że marnuję czas. To zabawne, bo przecież taki był mój zamysł: porobić jakieś głupie i mało ambitne rzeczy, zdefraudować trochę minut. Było mi żal tracić czas, który przeznaczyłem "na straty", na grze w FM-a. Brzmi paradoksalnie. 

Trochę jeszcze ze sobą walczyłem. Rozważałem powrót do FM12 albo odczekanie do ostatniego patcha dla FM15, tłumaczyłem sobie wszystko chwilowym kryzysem i znużeniem grą, któe minie, gdy zacznę nową karierę. Nic z tych rzeczy. Czas przeznaczany na FM-a zacząłem zastępować Battlefieldem, czytaniem książek fabularnych, oglądaniem seriali/filmów, przeglądaniem losowych stron w internecie, czy innymi rzeczami, na które przyjdzie mi ochota... I nie czuję w swoim życiu jakiejś pustki. Odetchnąłem, poczułem ulgę. Niegdyś często rozmyślałem o grze, teraz zaglądam tu z ciekawości - bardziej dla lektury manifestów niektórych użytkowników (jakkolwiek mnie kiedyś zdrażniła bucowatość Mahdiego, to jednak dobrze mi się czyta większość jego tekstów, a ostatnią akcją z CV całkowicie mnie kupił. Jakieś takie sympatyczne wrażenie na mnie zrobił na tym filmiku i myślę sobie, że w "realu" musi być w porządku człowiekiem. Trzymam kciuki, a na pierwszy mecz z jakąś dobrą drużyną pofatyguję się osobiście), niż z faktycznego zainteresowania grą.


SI co roku "skacze" na kasę graczy wprowadzając niewiele zmian. Sukces zawdzięczają sukcesom dawnych części, działaniom marketingowym (wielkie zapowiedzi, ileż to oni zmian nie wprowadzają w tym roku) i "samotności" na rynku. Męczy mnie to. Frustruje mnie takie podejście, bo na co dzień obcuję z ludźmi/przedsiębiorstwami/organizacjami, dla których najważniejszy jest zysk, bez względu na środki. Nie podoba mi się oszukiwanie klienta i niezważanie na człowieka. Wysiadam.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution