Sky Bet League Two
Ten manifest użytkownika szwejas przeczytało już 1257 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Jako że sprowadzenie dobrego lewoskrzydłowego było moim priorytetem, znalezieniem odpowiedniego kandydata zająłem się już następnego dnia rano. Pierwsze moje myśli nakazały mi zajrzeć do rezerw Liverpoolu, "patrona" Hereford. Wysłałem maila do Daniela, żeby sprawdził, czy oferują jakiś lewoskrzydłowych na wypożyczenie. Zabrałem się za dokładne analizowanie karier moich zawodników, przerwane przez moją żonę - przypomniała mi, że musimy zdecydować się na jakieś mieszkanie. Po niezbyt długiej dyskusji, zdecydowaliśmy się na te położone najbliżej stadionu, co było jednym jego plusem, inną zaletą była też jego wielkość - dokładnie taka sama, jak w naszym obecnym jeszcze domu. Teraz mogłem na spokojnie zająć się tym, co mi przerwano. Analizowałem wszystko co się dało, w domu nie istniało nic oprócz informacji o klubie i jego zawodnikach. Szczególną uwagę zwracałem na historię kariery, czyli: gdzie ktoś grał, ile tam grał, ile zdobył bramek i asyst, jakie kontuzje miał w przeszłości… dużo tego było. Pozwoliło mi to opracować trzy podstawowe taktyki: standardową, przeznaczoną do bronienia się i trzecią do desperackiego ataku. Kto będzie grał w pierwszym składzie też już mniej więcej wiedziałem, jednak okres przygotowawczy pozwoli mi to wszystko dokładnie jeszcze zanalizować.
Około godziny 17:00 przyszła na moją skrzynkę odpowiedź w sprawie pomocnika na wypożyczenie, która o dziwo przyszła nie od mojego asystenta, a bezpośrednio od kogoś z Liverpoolu. Klub ten oferował mi Argentyńczyka Gerardo Brunę, grającego w jego rezerwach, wywodzącego się ze szkółki Realu Madryt! Chwalony za szybkość, wspaniałą technikę i pracowitość. Klub zaznaczył, że jego wadą jest krycie, ale dodał, że na tej pozycji gdzie potrafi grać Bruna - lewe skrzydło i lewa pomoc - ta umiejętność jest nieprzydatna. Dużym plusem było, w razie zgody zawodnika na wypożyczenie, że nie musiałbym płacić za jego wynagrodzenie ani centa. W międzyczasie przyszedł do mnie kolejny mail, od Daniela - napisał mi, żebym poważnie zastanowił się nad ofertą z Liverpoolu, ponieważ na jego oko to Bruna nadawałby się nawet do League 1, a na dodatek jedyny lewoskrzydłowy w klubie, Sam Malsom, doznał kontuzji na treningu. Po głębszym zastanowieniu, wieczorem wysłałem do Liverpoolu ofertę wypożyczenia.
Następnego dnia rano, w poniedziałek, na moją skrzynkę mailową przyszły aż 4 wiadomości związane ze sprawami klubowymi. Pierwsze 2 z nich były od jakiś agentów oferujących mi piłkarzy. Ucieszyły mnie te wiadomości, dla mnie miały szczególne znaczenie - świat postrzegał mnie już jako trenera. Jeden z agentów oferował mi czeskiego młodego środkowego pomocnika, ale jakoś mało informacji było zawartych w tej wiadomości, a na dodatek zawodnik też kosztował dużo jak na budżet Hereford, więc nie zainteresowałem się nim szczególnie. Moją uwagę przykuła druga wiadomość. Ten agent oferował mi haitańskiego środkowego pomocnika bez klubu, który zwał się Ernst Atis-Clothaire. Był już doświadczonym zawodnikiem, wcześniej wałęsał się po francuskich klubach. Mocno chwalony przez agenta, który podkreślał zainteresowanie jego osobą przez kluby ze Szwecji, Hiszpanii, Niemiec i Francji, wpłynął na mój mózg. Wysłałem maila zwrotnego, w którym zaprosiłem Haitańczyka na tygodniowe testy.
Trzecia wiadomość wysłana została przez mojego asystenta i nie była już taka optymistyczna. Daniel napisał mi, że lokalna gazeta wydała artykuł o mnie, w którym nie szczędziła informacji o mnie. Przesłał mi treść tej wiadomości. Przeczytałem ją. Było dużo negatywnych informacji i prognoz kierowanych do mnie, jak i również do prezesa. Młody trener bez żadnego doświadczenia, prowadzący jak dotąd dzieci, niemający pojęcia o prowadzeniu profesjonalnego klubu! Sprowadzi klub na samo dno! Co jeszcze? Może kurwa polsko - francuskie pochodzenie im przeszkadza? Co za chuje! Taki cios na starcie! Jeszcze prezesowi zarzucili postradanie zmysłów! Pierdole…
Artykuł był naprawdę niedorzeczny. Widać było, że redaktor wyszedł z założenia, że zła wiadomość to dopiero dobra wiadomość. Nie zostawię tego tak, jak mój zespół zacznie wygrywać to przymknę gęby wszystkim krytykom! Najbardziej się obawiałem reakcji zawodników, szczególnie tego, że nie będą ze mną współpracować. Nie zapomniałem też o czwartej wiadomości, z Liverpoolu. Klub zgodził się na wypożyczenie Gerardo Bruny, ale pozostaje jeszcze kwestia decyzji samego zawodnika.
Stosunkowo szybko, bo już w czwartkowy poranek, przyjechaliśmy z żoną i małym Czarkiem przyjechaliśmy do nowego mieszkania w Hereford. Przez ostatnie dni miałem problemy ze snem, bardzo przeżywałem ten artykuł. Pomogłem Ewie rozpakowywać nasze rzeczy. Myślami byłem jednak gdzie indziej. Ewa zauważyła to i powiedziała, żebym poszedł do klubu, że poradzi już sobie. Jak podczas mojej pierwszej wizyty w klubie, dzień był pochmurny, więc ubrałem kurtkę i wyszedłem. Do stadionu było tylko około 1,5 kilometra, więc poszedłem na piechotę. Wszedłem do swojego gabinetu, niezauważony nawet przez sekretarkę, która rozmawiała z kimś przez telefon, ale raczej w sprawach towarzyskich niż związanych w jakiś sposób z klubem. Jednak nie mógłbym być włamywaczem. Daniel przyszedł do gabinetu 10 sekund po tym, kiedy ja wszedłem.
- Cześć Dawid, już po urlopie?
- Ta...
- Ale ten redaktor mnie wkurwił, zamiast wspierać lokalną drużynę skazuje ją na pomieszanie z gównem!
- Daniel, nie mówmy teraz o tym...
- Dobra, sorry. Może dla pocieszenia powiem ci najświeższą wiadomość - Gerardo zagra w Hereford do końca sezonu! Napisał, że przez trzy dni czekał na oferty z innych klubów, bo nie był pewien czy opłaca mu się grać w klubie z drugiej ligi... Ostatecznie jednak żadna inna oferta nie wpłynęła, a chęć regularnej gry i rozwoju przesądziła o podjęciu takiej decyzji. Jutro rano stawi się na pierwszym treningu!
- No, takich wiadomości od ciebie oczekuję! Ha! Zobaczymy czy ten chłopak wypali. Teraz można się skupić na innej pozycji - zamierzam poszukać jakiegoś dobrego środkowego obrońcy dostępnego z wolnego transferu. W sumie to prezes udostępnił mi budżet transferowy w wysokości 22 tysiące Euro, ale za takie pieniądze to raczej dobrego zawodnika nie kupię.
- Nie powinno być problemu ze znalezieniem odpowiedniego kandydata za taką sumę.
- Wolałbym jednak, żebyś najpierw przeszukał rynek zawodników bez klubu.
- Dobra, spróbuję. A propo, za 15 minut zaczyna się trening. Poprowadzisz dzisiejsze zajęcia? Najwyższy czas zapoznać się z zawodnikami!
- Po tym artykule to zawodnicy znają mnie doskonale, muszę iść z nimi jakoś pogadać, żeby nie stracić u nich twarzy już na samym starcie...
- W takim razie życzę powodzenia... Pójść z tobą do szatni?
- Nie trzeba, poradzę sobie...
Po tych słowach wyszedłem i udałem się prosto do szatni. Gdy wszedłem, wszyscy zawodnicy spojrzeli na mnie, bez wyjątku. Przeszedł mnie zimny dreszcz, w gardle stanęła mi tona ołowiu. Jakoś zdołałem z siebie wykrztusić:
- Witajcie!
Jedni odpowiedzieli, jedni nie. Wciąż wszyscy gapili się na mnie.
- Więc... Zapewne... Na pewno czytaliście w gazecie artykuł o mnie?
- Domniemam wszyscy, wielu z nas zapewne doznało też lekkiego wstrząsu po tej notce - zaczął Dan Connor, klubowy bramkarz nr 1, z którego zamierzałem zrobić kapitana - Mi osobiście nie spodobał mi się ten artykuł, redaktor przedstawił sytuację w klubie w krzywym zwierciadle. Nie znam pana, ale osobiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozpocząć z panem współpracę (Niektórzy zawodnicy potakiwali na te słowa). Jest pan młody, w takim wieku piłkarze osiągają szczyt swojej formy! Dlaczego nie próbuje pan swoich sił bezpośrednio na boisku?
- Szczerze? Próbowałem kopać piłkę w dzieciństwie, lecz nie za bardzo mi to wychodziło. Wybrałem kierunek menedżera, ponieważ znam swoje umiejętności umysłowe i myślę, że pozwolą mi one na opracowanie wszystkich szczegółów.
Byłem trochę zdziwiony, że głos zabrał właśnie Connor, praktycznie nie dopuszczając mnie do głosu na początku. Jednak to wystarczyło, żeby tona żelastwa przeszła mi w końcu przez gardło. Dan kontynuował:
- No fakt, umiejętności piłkarskie nie zawsze idą w parze z intelektualnymi. Mam dla pana jeszcze jedno pytanie, które bez względu na odpowiedź nie zmieni naszego stosunku i wszyscy zaczniemy solidna współpracę, prawda koledzy?
- Tak - powiedział pierwszy odważny, zaraz za nim posypały się inne słowa potwierdzające.
- Ale przejdźmy już do sedna - czy to prawda, że wcześniej pracował pan tylko z dziećmi?
Znowu tona ołowiu stanęła mi w gardle. Chwilę popatrzyłem bramkarzowi prosto w oczy, potem rozejrzałem się wokoło. W końcu odpowiedziałem:
- Tak, to prawda. Przepraszam, że nie powiedziałem tego podczas pierwszego naszego spotkania, bałem się waszej reakcji, bardzo teraz żałuję. Ale teraz proponuję rozpocząć naszą ścisłą współpracę, właśnie przestało padać. Trzeba to wykorzystać, zapewne nie chcecie biegać w strugach deszczu! Obiecuję wam, że na początku każdy będzie mógł zaprezentować, na co go stać. Zapewniam, że przed rozpoczęciem sezonu nikt z was nie opuści tej drużyny, chyba, że na własne życzenie, czego wam i sobie nie życzę. Przed nami cały sezon wytężonej pracy, do roboty!
Zawodnicy wyglądali na zmotywowanych, na co na pewno wpłynęło moje zapewnienie, że każdy ma na początku równe szanse i może udowodnić swoją wartość, oraz że na początku mojej pracy nikogo nie ubędzie z klubu. Mimo pogody dokładnie takiej, jak podczas mojej pierwszej wizyty na treningu, teraz zawodnicy z chęcią wykonywali wszystkie polecenia i ćwiczenia - widać było, że każdy od początku chce zwrócić na siebie uwagę. Kilku zaczęło jak zwykle, ale widząc ciężko pracujących kolegów, także zaczęli się starać.
Przez większość treningu rozmyślałem, co się tak naprawdę działo w szatni. Sytuacja była naprawdę dziwna, mimo że to ja jestem menedżerem to główną rolę w tej rozmowie odegrał Dan, tylko pod koniec udało mi się przejąć inicjatywę. Fakt faktem, Dan jest starszy ode mnie! Jednak musze popracować nad dyscypliną, trochę zaostrzyć warunki. To ja mam być dla nich mentorem a nie oni dla mnie!
Po skończonym treningu Daniel wręczył mi listę przedsezonowych sparingów. Pierwsze spotkanie rozgrywaliśmy u siebie ze szkockim Cowdenbeath, potem seria wyjazdów: do Szkocji, Walii, ponownie do Szkocji, potem na zachód od Londynu do Hayes & Yeading, klubu z Blue Square Bet Premier. Później znowu do Walii, a na koniec znowu w okolice Londynu, do drużyny z tej samej ligi co Hayes - AFC Wimbledon. Na sam koniec jednak zostało najlepsze - do Hereford przyjedzie Wigan! Idealna okazja na przyciągnięcie widzów i zgarnięcie trochę kasy. Jednak patrząc na tą listę, musiałem powiedzieć:
- Słuchaj Daniel, logistykiem to ty nigdy nie będziesz... Spotkania wyjazdowe można było lepiej zaplanować, razem mecze w Szkocji, razem w Walii, tam o mecze w Londynie to spoko, daleko nie mamy. Ale powiedz - no można było lepiej to zaplanować, jakąś noc spędzić w hotelu...
- W sumie to masz rację, ale jak to przekalkulujesz, to taniej wyniosą nas te podróże niż wynajmowanie hotelu dla tylu zawodników.
- Ale hotel, mimo że droższym, jest lepszym rozwiązaniem, plus oczywiście odpowiednie zaplanowanie spotkań w pobliżu. Te podróże mogą źle wpłynąć za samopoczucie zawodników.
- No i tu muszę przyznać ci rację...
- Słuchaj Daniel, dzisiaj juz chyba nie ma nic do roboty, to może skoczymy na obiecane przeze mnie piwo?
- Z chęcią, hehe! Ale dopiero za godzinę, muszę jeszcze parę spraw załatwić...
- Jeśli chodzi o szukanie środkowego obrońcy, to na dziś sobie odpuść!
- Dobra, ale jeszcze muszę sprawy dotyczące Bruny załatwić. Chwilę, poczekasz?
- Jasne, będę w swoim gabinecie.
Wcześnie wyszliśmy, to i późno nie skończyliśmy. Pogadaliśmy sobie, ja powiedziałem, że OM to mój ulubiony klub, że pasję przejąłem po ojcu, zaś jego ulubionym klubem jest Leeds, tam się urodził. Trochę pożartowaliśmy, pogawędziliśmy, nic specjalnego godnego uwagi nie wydarzyło się. Kiedy wróciłem do domu, żona spojrzała na mnie trochę krzywo. No bo w końcu wychodzę do pracy a wracam podchmielony. Ale gdy powiedziałem, że alkohol łączy ludzi, a trzeba było się zapoznać, to uśmiechnęła się tylko i już było po sprawie.
Nadeszła niedziela, mój pierwszy oficjalny sparing. Cowdenbeath to klub grający w Szkockiej 1. Lidze, więc starałem się wystawić jeden z mocniejszych składów, z Bruną na skrzydle i testowanym Haitańczykiem na środku pomocy.
Mecz nie był jakoś specjalnie ciekawy. Wiele rzeczy jeszcze szwankowało, ale najbliższe treningi i dopracowanie taktyki powinny to wyeliminować. Najwięcej okazji do strzelenia bramki miał w tym meczu środkowy obrońca Richard Rose, wszystkie po rzutach rożnych. Pierwsza taka okazja pojawiła się już w 3 minucie, po dośrodkowaniu z lewej na krótki słupek, strzał głową Richarda zablokował jeden z obrońców. Podobnie sytuacja wyglądała w 32 minucie, tylko tym razem Rose przyjął piłkę i strzelił po ziemi, ale tylko w boczną siatkę. Jednak najlepszą sytuację ten obrońca zmarnował w 58 minucie. Znowu dośrodkowanie z tej samej strony, tyle że tym razem na długi słupek, gdzie znalazł się Samba Kanoute, także obrońca. Odegrał piłkę głową do Richarda, ten nieatakowany strzelił z główki, ale niestety zbyt lekko i bramkarz spokojnie złapał piłkę. Wszystko co miało wpływ na wynik działo się w doliczanym czasie meczu. Najpierw dośrodkowanie rezerwowego Stradforda wykorzystał rezerwowy skrzydłowy Colbeck. Strzał głową był prosto w bramkarza, ten zdołał piłkę sparować, ale na nasze szczęście odbiła się ona od słupka i wpadła do bramki. Nie jestem w stanie opisać tego podniecenia, jakie mnie ogarnęło. Mimo, że to mecz towarzyski, tak się cieszyłem z tej bramki, aż zapomniałem że mecz jeszcze trwa! Skrzydłowy rywali zbiegał do środka. Connor niepotrzebnie wyszedł z bramki mimo, że blisko skrzydłowego byli moi obrońcy. Owy skrzydłowy podał do środka, gdzie znalazł się niepilnowany napastnik i strzelił gola praktycznie na pusta bramkę. Pierwszy sparing i od razu pierwsza nauczka - nie odpuszczać meczu do samego końca, nawet jeśli zostało 5 sekund do ostatniego gwizdka sędziego! Co do testowanego zawodnika - nie wyróżniał się niczym specjalnym, zresztą podobnie jak reszta drużyny. Źle zagrała też para napastników Bauza - Fleetwood. Ich średnia ocena wynosiła ledwie 5,9. Graczem meczu wybrany został rezerwowy Colbeck.
W szatni kazałem zawodnikom porządnie wypocząć przed serią wyjazdów, z czego pierwszy już we wtorek do Walii. Po powrocie z meczu do swojego gabinetu, sprawdziłem swoją pocztę. Przyszedł mail od kolejnego agenta. Zawodnikiem, którym chciał zwrócić moja uwagę, był Mustapha Sama, doświadczony reprezentant Sierra Leone dostępny z wolnego transferu. Z maila nie wynikało zbyt wiele, jedyne co zdołałem wyczytać to wiek piłkarza - 30 lat i jego wcześniejszą karierę klubową. Grał m. in. w Algierii, Norwegii, Belgii i w Wietnamie. Zawołałem swojego asystenta i poleciłem mu sprawdzenie tego zawodnika. Ten powiedział, że raport będzie na jutro, jutro też przedstawi mi wyniki swoich poszukiwań środkowego obrońcy bez kontraktu. Ja zamknąłem się w gabinecie i długo z niego nie wychodziłem, analizując dzisiejsze spotkanie.
Pierwotnie zamierzałem skończyć ten "odcinek" po opisaniu przynajmniej 3 spotkań, ale tyle tego wyszło że postanowiłem skończyć juz po pierwszym meczu. Miłej lektury!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Dbaj o harmonię |
---|
Aby osiągać sukcesy, niezbędna jest dobra atmosfera w szatni. Za nastroje zawodników odpowiadają ich morale oraz statusy, a narzędzie do utrzymywania harmonii w zespole stanowi interakcja z piłkarzami - drużynowa i indywidualna. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ