Lucasfcinter:
(…) Oczywiście jeżeli masz zamiar nic nie osiągać to można grać wychowankami. Każdy gra inaczej.
Ile jedna uwaga zdziałać może, ten tylko się dowie,
Kto ją wysłucha.
Zrozumiałem Lucas! By osiągnąć sukces w Football Managerze nie można oprzeć całego składu na klubowych wychowankach. Ograniczenie się do przyjęcia maksymalnie kilku zawodników z corocznego naboru to droga donikąd – na świecie jest przecież kilka tysięcy innych, dużo lepszych piłkarzy.
Po przeczytaniu wypowiedzi Lucasa, głęboko przeanalizowałem swoją sytuację i stwierdziłem że ma on całkowitą rację. Osiągnięcie sukcesu w Borgo, przy moich dość słabych umiejętnościach menadżerskich będzie syzyfową pracą. Przed rozpoczęciem tej kariery obrałem sobie przecież za cel podbicie futbolowego świata, startując z piłkarskiego rowu Mariańskiego. Po jednosezonowej przygodzie w Oceanii, objęcie Borgo FC miało być dla mnie kolejnym krótkim przystankiem w drodze do chwały. Okazało się jednak że zapał nie poszedł w parze z umiejętnościami… Zmieniam klub. Wszystko przemawiało za tym że jest to dobra decyzja. Każdy zdawał się mnie przekonywać do jej słuszności. Co ciekawe robił to nawet prezes klubu, który przez dwa lata nie wspomógł mnie nawet centem. Borgo FC to zespół bez przyszłości. Poddaję się! Odchodzę! Au revoire!
Wstyd się przyznać, ale niczego tak na prawdę z tą drużyną nie osiągnąłem. W pierwszym sezonie co prawda pokazaliśmy że mamy potencjał, ale mocniejsze ekipy dość szybko sprowadziły nas na ziemię i pokazały nam nasze miejsce w szeregu. Sezon skończyliśmy nadspodziewanie dobrze, bo na piątym miejscu, ale z miejscami premiowanymi awansem dzieliła nas głęboka przepaść. W pucharach krajowych również nie zaszaleliśmy. Cele jakie postawił przed nami zarząd spełniliśmy z niewielką nawiązką, chociaż osobiście liczyłem na odrobinę więcej. Drugi sezon miał być dla nas przełomowy. Nie był. Z jednej strony mój pierwszy sezon w Borgo był dla mnie bardzo pouczający - wiele się nauczyłem odnośnie gry. W tym drugim miałem startować z większym bagażem doświadczeń. Cięcia w budżecie, które dokonałem po roku pracy, pociągnęły za sobą jednak brak możliwości pozyskania nowych, lepszych zawodników do zespołu. Konsekwencją tych decyzji było coraz śmielsze wprowadzanie przeze mnie młodzieży do pierwszej jedenastki. Warto w tym momencie wspomnieć że w drugim sezonie zadomowiło się w niej aż pięciu chłopców z pośród naszych nowo nabytych wychowanków. Graliśmy dobrze, ale brakowało nam błysku i… doświadczenia.
Myśl o zmianie otoczenia przyszła w końcówce sezonu. W lidze zajmowaliśmy bezpieczne siódme miejsce bez możliwości awansu czy spadku z ligi. Do finiszu rozgrywek zostało jedynie dziewięć meczów. Postanowiłem nie opuścić chłopaków przed ostatnimi meczami i dograć z nimi te kilka spotkań. Nasz kolejny mecz mieliśmy grać z zespołem Lyon-Duchere, zajmującym w lidze drugą pozycję. Drużyna na pewno nic wam nie mówi, wspomnę więc że posiadali oni klasowych zawodników na praktycznie każdej pozycji (w skali piątej ligi francuskiej). Przed meczem dowiedziałem się, że menadżer Lyonu rzekomo zna nasz zespół na wylot. Poczułem wtedy niezwykle silną chęć utarcia mu nosa. Ustaliłem więc kompletnie nową taktykę. Strategia nie była jedynie innowacyjna - jej celem było przede wszystkim uwypuklenie (nielicznych) mankamentów naszych przeciwników. Jak się później okazało, taktyka sprawdziła się wyśmienicie. Chłopaki grali jak z nut. Wydawało mi się że chcą mi w ten sposób powiedzieć ‘nie opuszczaj nas!’. Po dziewięćdziesięciu minutach naszej pełnej dominacji żadnej z drużyn co prawda nie udało się umieścić piłki w siatce, ale byłem niezwykle dumny z moich podopiecznych.
Zespół dostał wiatru w żagle. W kolejnych ośmiu meczach odnieśliśmy siedem przekonujących zwycięstw i tylko jedną porażkę (0-1 z późniejszym tryumfatorem ligi). Nigdy dotąd rozgrywka tak mnie nie pochłonęła. Pół dnia minęło mi jak pięć minut. Przy uszczuplonym budżecie płacowym* uzyskanie ponownie piątego miejsca w lidze, było dla mnie sporym sukcesem. Wiedziałem, że pozostawiam drużynę w dobrym stanie.
Złożyłem rezygnację. Jak wcześniej wspomniałem, celem mojej kariery było szybkie osiągnięcie sukcesu. Potrzebowałem więc klubu, który pozwoliłby mi na kilka ciekawych transferów, posiadał prezesa który przestanie na każde moje pytanie odpowiadać ‘nie’ i który… odważyłby się mnie zatrudnić. Po niedługich poszukiwaniach udało mi się znaleźć klub Bangor City. Trzykrotny mistrz Walii nie dość że pozwalał mi na szybkie pokazanie się w skali międzynarodowej, ale również posiadał dużo bogatszego i ambitniejszego prezesa. Był on nawet skłonny udzielić mi pomocy w osiągnięciu upragnionego przez klub mistrzostwa Walii, umożliwiającego tak pożądane przeze mnie uczestnictwo w europejskich pucharach. Jedynym minusem jaki udało mi się znaleźć było zmniejszenie moich zarobków. Czułem jednak, że mimo wszystko jest to dla mnie duży awans sportowy. Kolejnymi argumentami przemawiającymi za walijskim klubem okazały się chęci dofinansowania szkółki juniorów oraz nawiązania współpracy z legendarnym zespołem Championship - klubem Crystal Palace. O takich rzeczach nawet nie śniłem w Borgo. Oh Borgo… Przepraszam, ale to jest silniejsze ode mnie! Wracam do was chłopaki! Load.
*Wydaje mi się że najniższym w całej lidze (nie licząc dwóch zespołów amatorskich)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ