Na samym początku szybkie wyjaśnienie nieco enigmatycznego tytułu. Posłużyłem się spolszczonym hiszpańskim powiedzeniem "estar como un tren", które oznacza, że coś lub ktoś było wyjątkowo piękne, cudowne, olśniewające... Taki dokładnie był ten sezon w wykonaniu moich zawodników. Perfekcyjny niemal w każdym calu. Zapraszam do lektury!
Transfery i skład
Transfery. Nie było ich za wiele, bo i za bardzo nie widziałem potrzeby robienia szalonych zmian w składzie, zwłaszcza, że klubowa kasa nie gwarantowała mi niezliczonych ilości pieniędzy, które mógłbym wydawać na wzmocnienia. Latem sprowadziłem jednego zawodnika, natomiast zimą - trzech. Jednakże sprowadzenie każdego z tych zawodników okazało się być niezwykle trafnym posunięciem, gdyż każdy z nich odegrał kluczową rolę w ostatniej części sezonu. 1 lipca 2015 do Lubina przybył Mateusz Matras, który przez caly sezon łatał dziury w składzie wywołane kontuzjami i zawieszeniami. W odstępie 11 dni w styczniu ściągnąłem kolejnych trzech graczy, którzy zdobyli uznanie w moich oczach. Z Jagielloni za 900 tysięcy euro przybył utalentowany polski bramkarz - Jakub Słowik. Z wolnego transferu przybył rumuńsko-szwedzki duet Liviu Antal-Gustav Svennson. Skrzydłowy i obrońca, którzy w dużej mierze decydowali o sile mojej ekipy. Równie skąpo było latem z tranferami z klubu, gdyż barwy klubowe zmienił wyłącznie Bartosz Rymaniak, który zdecydowanie odstawał od reszty składu. Zimą były wzmocnienia, tak więc logiczne, że były też rozstania. Zabrakło mi współczucia i mocno zirytowałem fanów odejściem Arkadiusza Woźniaka. Odeszli też Makaridze (zrozumiałe w kontekście przybycia Słowika), Danch, Pluim i Piątek. Tylko były kapitan Górnika Zabrze i holenderski środkowy pomocnik przynieśli nam zysk pieniężny, z resztą kontrakty zostały rozwiązane.
Taktyka pozostała bez zmian: wciąż korzystałem z ustawienia pomiędzy typowym 4-4-2 i 4-2-4, z dwójką skrzydłowych.
Skład: Makaridze - Kędziora, Milovic, Politevich, Azikiewicz - Javi Ros, Rakowski - Ojamaa, Vukcevic - Molski, Galan.
Często na placu gry pojawiali się: Matras, Jagiełło, Błąd, Papadopoulos. W drugiej części sezonu Słowik zastąpił w bramce Makaridzego, Svennson został partnerem Politevicha na środku defensywy, a Vukcevic ustąpił miejsca w składzie Antalovi.
Na podbój Europy!
Cóż, to co wydarzyło się w europejskich pucharach za naszą sprawą było czymś wstrząsającym. Nie byliśmy rozstawieni, tak więc droga do Ligi Mistrzów jawiła się nam niczym cięzki, najeżony trudnymi przeszkodami szlak, którego pokonanie będzie wymagało od nas wytężenia całych naszych sił. Ja wierzyłem jednak, że stać nas na awans. W końcu starałem się zaszczepić w moich zawodnikach ducha ekipy Atletico pod wodzą Simeone.
Zaczęło się łatwo, lekko i przyjemnie. Dwa zwycięstwa nad fińskim Turku nie sprawiły nam najmniejszej trudności. Dalej już miało być znacznie ciężej. Zespół, który stawia się w całej Europie Wschodniej jako wzór prawidłowego prowadzenia nowoczesnego klubu - Viktoria Pilzno miała zamiar pokrzyżować nam szyki. Na własnym terenie zdobyliśmy dwubramkową przewagę, natomiast rewanż okazał się być jednym z najdziwniejszych spotkań, jakie kiedykolwiek widziałem. Bramkę straciliśmy w 8 minucie i mimo że później dominowaliśmy przez całe spotkanie, to jednak presja narastała. Jeden gol i dogrywka - ta perspektywa nie napawała mnie optymizmem. Wątpliwości rozwiał Adrian Błąd, tak więc nawet bramka strzelona pod koniec meczu przez rywali nic nie znaczyła. Jeden dwumecz dzielił nas od historycznego występu w Lidze Mistrzów...
Podczas losowania cicho sobie powtarzałem: "Oby nie Celtic, oby nie Celtic..." No i los jak na złość sprezentował nam Szkotów z Glasgow za rywali. Uśmiechnąłem się ponuro i zacząłem szykować nas do krwawego boju. 18 sierpnia, w Lubinie, doszło do czegoś niesamowitego. Prawie 14000 widzów podziwiało genialny spektakl w wykonaniu "Miedziowych". Hat-trick Galana i gol Ojamy - Celtic został zmasakrowany. Do rewanżu podchodziłem pewien swego. I omało co, a przegrałbym z kretesem wszystko na co wcześniej z trudem zapracowaliśmy. Dałem szansę kilku rezerwowym na pokazanie się w pierwszym składzie, a po piętnastu minutach przegrywaliśmy już 0:3... Ostatecznie, w samej końcówce, gola, który rozwiał wszelkie wątpliwości zdobył Vukcevic! Liga Mistrzów zagości w Lubinie! Wreszcie!
O fazie grupowej można powiedzieć dużo. Najwięcej mówi jednak prosta zbitka słów: grupa śmierci. Real Madryt - obrońca tytułu, Manchester City - naszpikowany gwiazdami zespół zbudowany przez arabskich szejków i Sporting Lizbona - mocniejszy i zdecydowanie bardziej doświadczony od nas zespół z Portugalii. Zdobycie jakichkolwiek punktów graniczyło z niemożliwością.
Już w pierwszej kolejce utarliśmy nosa madrytczykom na naszym stadionie, dzielnie odpierając ich zmasowane ataki i zdobywając punkt. Dalej jednak tak kolorowo nie było. Cztery porażki jednoznacznie wskazywały, że marzenia o 1/8 finału należy odłożyć na przyszłość. Jednakże wciąż mieliśmy szansę na 1/16 ligi Europy! Co prawda przegraliśmy ze Sportingiem 1:3 na ich stadionie, jednakże zwycięstwo u siebie w stosunku 2:0 lub wyżej dawało nam upragnione 3 miejsce! Zespół był należycie przygotowany i wyszliśmy z jedną myślą w sercach i głowach: atakować! I udało się. Mecz życia zagrał Ojamaa, strzelec dwóch bramek, a swoje dołożyła nasza młoda gwiazda - Alan Molski i wygraliśmy 3:0!
O dwumeczu w 1/16 wspominam z czysto kronikarskiego obowiązku, bo nasza postawa (zwłaszcza w spotkaniu na własnym stadionie) wołała o pomstę do nieba. Fenerbache pokazało nam na czym polega nowoczesny futbol oparty na skuteczności i wynik 5:8 nie oddaje pełni dominacji, jaką mieli nad nami przez cały dwumecz.
A tu podsumowanie naszych wyczynów w Europie:
Puchar Polski
Po ubiegłorocznej klęsce w finale byliśmy ogromnie zmobilzowani aby w tym sezonie osiągnąć sukces. W pierwszej kolejności odprawiliśmy Garbarnię, która mimo że broniła się całkiem nieźle, to nie potrafiła stworzyć żadnego zagrożenia pod naszą bramką. Najwięcej emocji chyba jeśli chodzi o cały sezon, wywołał pojedynek z Bełchatowem. Do przerwy łatwo prowadziliśmy 2:0, później jednak łatwo się zdekoncentrowaliśmy i daliśmy sobie wbić dwie bramki. Nadeszła dogrywka. W setnej minucie straciliśmy bramkę i zrobiło się 2:3 i byłem niemal pogodzony z porażką. 10 minut później swojego hat-tricka skompletował niedoceniany przeze mnie Papadopoulos i wszystko miało rozstrzygnąć się w karnych. Tam wszyscy spisali się bezbłędnie, poza niejakim Mateuszem Szymorkiem, w efekcie czego awansowaliśmy do ćwierćfinału.
Dalej poszło już z górki. Śląsk dostał w pierwszym meczu tęgie lanie, a w rewanżu dopilnowaliśmy, żeby awans nie wymknął nam się z rąk, skutkiem czego zrobiła się niezła strzelanina. Dokładnie to samo w półfinale z Wisłą - najpierw wybitnie łatwe zwycięstwo (3:0), a potem dopilnowanie awansu.
Udało się. Drugi rok z rzędu dotarliśmy do finału. I drugi raz przyszło nam mierzyć się w nim z Legią. Spotkanie zapowiadało się pasjonująco, gdyż zapowiedziałem, że już dawno zapomnieliśmy o ubiegłorocznej porażce. Byliśmy zwarci, gotowi i głodni sukcesu. Co prawda zagrań nie mogło aż czterech kluczowych zawodników: Politevich, Galan, Javi Ros i Jagiełło, lecz żarliwie wierzyłem, że problemy tylko zmotywują nas do jeszcze ambitniejszej walki.
Mecz był niesamowicie brzydki. Mnóstwo fauli, kartek i walki. Zadecydowała jedna akcja. Przybecki dośrodkował ze skrzydła, a swojego poprzedniego pracodawcę pogrążyl Henrik Ojamaa. Później do samego końca bezpardonowo przerywaliśmy jakiekolwiek próby ataku ze strony Legii i po końcowym gwizdku to my świętowaliśmy zwycięstwo.
Ekstraklasa
Przyzwyczaiłem się do mocnych początków w naszym wykonaniu i tak było także i tym razem. Zaczęliśmy od pięciu efektownych zwycięstw. Nasz sen brutalnie przerwała Legia. Dalej doszła też rywalizacja w Lidze Mistrzów, skutkiem czego graliśmy w kratkę i do końca września zanotowaliśmy aż dwie porażki i dwa remisy. Wylądowaliśmy w okolicach piątego miejsca, lecz w czołówce panował straszliwy ścisk, gdyż pierwszą i ósmą drużynę dzieliły raptem cztery punkty. Dobrze znałem możliwości moich podopiecznych, dlatego nie naciskałem - wiedziałem, że nasz czas wkrótce nadejdzie. I rzeczywiście, nie pomyliłem się. Od października do połowy grudnia, na 11 ligowych spotkań, 9 wygraliśmy i 2 zremisowaliśmy. Na uwagę zasługuje zwłaszcza końcówka, w której prezentowaliśmy galaktyczną formę. W czterech ostatnich meczach zdobyliśmy 17 bramek, tracąc raptem cztery! Zawisza przegrał z nami 1:3, Lecha odprawiliśmy aplikując im 3 bramki, samemu nie tracąc żadnej. Największe brawa dla moich piłkarzy należą się za mecz z Legią. Co tu dużo pisać, obrazek znacznie lepiej odda to co z nimi zrobiliśmy...
Później nie spuszczaliśmy z tonu - zmiażdzyliśmy Zabrzan 6:2, a w derbach Dolnego Śląska nie pozostawiliśmy złudzeń odwiecznym rywalom wygrywając 3:0. Dodam jeszcze, że w przeciągu tych pięciu spotkań Jorge Galan strzelił 7 bramek, Simon Vukcevic 5, a Alan Molski 3!
Wiosną wcale nie spuściliśmy z tonu i na 7 spotkań, punkty straciliśmy tylko z Ruchem! Po trzydziestu kolejkach mieliśmy na koncie 71 punktów, co było wyczynem absolutnie nieziemskim. Spójrzmy tylko na tabelę:
20 punktów przewagi nad trzecim Lechem!
Wydawało się, że kwestia mistrzostwa była już wtedy rozstrzygnięta. Legia musiała wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, aby odebrać nam tytuł, lecz ich marzenia prysły już po pierwszej kolejce, kiedy bez cienia zażenowania ograliśmy ich skromnie 1:0. Dalej mogliśmy sobie pozwolić na spory luz, czego efekty było widać w ostatnich spotkaniach. Tytuł przypięczętowaliśmy w przepięknym stylu - demolując Lecha 6:2 w przedostatniej kolejce!
Tytuł był nasz, i to drugi raz z rzędu!
Tabela końcowa:
A tu magiczna seria 21 spotkań bez porażki w lidze:
Królem strzelców Ekstraklasy został Jorge Galan, a zainteresowanie Alanem Molskim (który pojechał w wieku 18 lat na Mistrzostwa Europy 2016 z reprezentacją) bije wszelkie rekordy:
To był wymarzony sezon - dwa trofea, znakomita postawa w Europie, czegóż chcieć więcej!
Jednakże obiecuję, że nie pozwolimy sobie osiąść na laurach! Już z rozpoczęciem nowego sezonu czeka nas ogromna zmiana!
-------------------------------------------------------------------------------------
Chwalić, Krytykować, Komentować, por favor...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ