Sierpień był miesiącem pełnym niespodzianek. Zaczęło się od dobrej gry w sparingach i lojalnych zachowań kilku kluczowych graczy, których już widzieliśmy oczyma wyobraźni w innych klubach. A potem te kilka nerwowych, ale jakże ostatecznie cieszących oko i duszę pojedynków o punkty. Patrząc na to wszystko z perspektywy przedsezonowych założeń można dojść do wniosku, że ktoś podmienił mi drużynę. Jednak przecierając oczy i oglądając każdego zawodnika z osobna pod lupą widzę, że są to ci sami gracze, których przedstawiono mi na pierwszym treningu. Owszem, pierwsze wyniki napawają optymizmem, lecz nadal potrafią popełniać kardynalne błędy, nadal w ich grze jest więcej chaosu niż poukładanej taktycznie gry. Zakładając, że moje chłopaki w ubiegłym miesiącu były w życiowej formie, należy przyjąć, że ta forma lada chwila się załamie, bo tak młodzi piłkarze nie uciągną jej zbyt długo. A więc zadaniem na najbliższe mecze będzie utrzymanie obecnej mobilizacji, a wtedy o dobre wyniki nie powinno być już trudno.
Kolejny pojedynek rozgrywaliśmy
1 września na własnym stadionie z drużyną
Boreham Wood. Przeciwnik zaliczany jest do jednych z lepszych w tej lidze, a dotychczasowa ich forma każe dodatkowo mieć się na baczności. Wprawdzie w 4 dotychczasowych meczach zgromadzili oni tylko 6 punktów, ale biorąc pod uwagę fakt, że żadnego z nich nie przegrali oraz to, że stracili tylko 2 bramki dowodzi, że nie będą łatwi do przejścia.
Można powiedzieć, że mecz zaczął się bardzo szybko. Już w 4 minucie po błędzie naszej obrony Akurang znalazł się sam na sam z Sandercombem i strzałem z około 11 metrów zdobył bramkę dla gości. Nie można jednak powiedzieć, by moi piłkarze byli tą bramką zdeprymowani. Już 2 minuty później padła bramka dla Truro! Błąd popełnił Montgomery, który na prawym skrzydle pozwolił oderwać się Affulowi, którego precyzyjnym podaniem obsłużył Coles. Afful uderzył mocno w długi róg i było 1:1. Kiedy już miałem nadzieję, że losy meczu zostały odwrócone, nadeszła 26 minuta. Tym razem winowajca był jeden, a mianowicie Jake Ash. Tak niefortunnie próbował główkować jako ostatni obrońca, że piłka trafiła do Omera Rizy, który wyszedł na czystą pozycję i plasowanym strzałem w lewy róg pokonał naszego bramkarza. Czułem złość, ale mecz trwał dalej. Musieliśmy znowu gonić wynik.
No i goniliśmy skutecznie. Zaraz po wznowieniu gry przeprowadziliśmy akcję środkiem boiska. Piłka trafiła do Moore'a, który sprytnie wypuścił w uliczkę Yettona, a ten już wiedział co zrobić z futbolówką. Na tablicy pojawiły się dwie dwójki. Musieliśmy teraz pójść za ciosem. Mieliśmy przewagę psychologiczną, gdyż dwukrotnie odrabialiśmy straty. To był moment na przełamanie. Można powiedzieć, że nie pomyliłem się, gdyż w 33 minucie udało nam sie wyjść w końcu na prowadzenie! Z rzutu rożnego dośrodkowywał Joe Broad. Piłka została przerzucona nad polem karnym za sprawą główki jednego z obrońców Boreham Wood, po czym trafiła do Colesa, który zamykał przeciwległe skrzydło. Ten głową skierował piłkę z powrotem w pole karne, gdzie znalazł się Jake Ash. Jakimś magicznym sposobem rzucił się szczupakiem między obrońcę a bramkarza i wpakował piłkę do siatki z najbliższej odległości. Było 3:2! Trzeba powiedzieć, że tą bramką zrehabilitował się za wcześniejszy błąd. Brawo chłopie! Miałem nadzieję, że teraz mecz będzie nasz. Przecież taki obrót sprawy musiał podłamać przeciwnika.
Niestety, po raz kolejny górę wzięło nasze niedoświadczenie. Krótko po wznowieniu gry, bo w 51 minucie, goście wykonywali rzut rożny. Wrzutka w pole karne, skuteczne wybicie naszych obrońców i zanosiło się na obiecującą kontrę, kiedy to Coles skiksował i futbolówka trafiła z powrotem do przeciwnika. Jones świetnym crossowym podaniem przerzucił grę na prawe skrzydło. Tam z piłką zabrał się Vilhete, który dośrodkował w pole karne. Mimo obecności kilku moich obrońców do piłki zdołał dopaść Isaac i strzałem z 5 metrów zdobył bramkę wyrównującą. Mimo szczerych chęci nie zdołaliśmy zmienić wyniku na naszą korzyść, ale też nie straciliśmy więcej bramek. Uczciwie powiedziawszy powinniśmy chyba cieszyć się, że to drugie nie nastąpiło, choć niedosyt na pewno pozostanie.
Wynik 3:3 może nie jest najlepszym z możliwych, lecz biorąc pod uwagę przedmeczowe analizy trzeba się cieszyć i z tego 1 punktu. Ponad to strzeliliśmy 3 bramki drużynie, która straciła dotychczas tylko 2 gole. Kibice na pewno zapamiętają na długo to spotkanie, ponieważ nie co dzień mogą oglądać tak wyrównany pojedynek i 6 bramek. Był to również 2 mecz z rzędu bez porażki.
Nie tylko sam wynik świadczył o zaciętości spotkania. Patrząc na listę kartkowiczów również można odnieść takie wrażenie. Charlie O'Loughlin z Boreham Wood dorobił się nawet czerwonego kartonika. Szkoda, że nie udało nam się tego wykorzystać.
Statystyki pokazują, że mieliśmy nieznaczną przewagę w posiadaniu piłki. Także ilość strzałów, zwłaszcza celnych, była na naszą korzyść. Pojawiła się także pewna nowość - a mianowicie ilość fauli. Truro faulowało na podobnym poziomie, jak dotychczas, bo 15 razy, natomiast Boreham dało prawdziwy popis, notując 21 przewinień. To może być jakaś wskazówka przy szukaniu powodów tego remisu.
********************
We wtorek 4 września wybraliśmy się do Basingstoke na mecz z tamtejszą drużyną. Przeciwnik był w rewelacyjnej formie wygrywając 4 mecze i 1 remisując. Nie można jednak było spisywać nas na straty, gdyż nasza forma również była niczego sobie. Mimo wszystko zanosiło się na kolejny trudny pojedynek.
Pierwsza połowa była w miarę wyrównana. W środku pola lekką przewagę mieli rywale. Nie było jednak widać jakiejś szczególnej przewagi gospodarzy. Nie było więc zaskoczeniem to, co stało się w 36 minucie. Musker zagrał długą piłkę lewym skrzydłem do Moore'a. Ten przyjął piłkę w pełnym biegu i pomknął z nią wzdłuż linii bocznej. Na wysokości pola karnego dośrodkował kąśliwie w pole karne, gdzie na drodze piłki znalazł się zaskoczony Jarman. Jednak bardziej zaskoczeni byli chyba obrońcy gospodarzy, gdyż Jarman zdołał opanować piłkę i z około 11 metrów wpakować ją do bramki. Było 1:0 na trudnym terenie!
W przerwie zmotywowałem trochę chłopaków. Nie chciałem pozwolić na to, by strzelona bramka zbytnio ich uspokoiła. Wiedziałem, że jeśli oddamy inicjatywę po przerwie, to taka drużyna , jak Basingstoke wypunktuje nas bez większego problemu. Musieliśmy ich po prostu czymś zaskoczyć. Muszę powiedzieć, że byłem zadowolony z reakcji mojej drużyny. Druga połowa mimo, że powinna stać pod znakiem niezmordowanych ataków gospodarzy, to należała do nas. Zdobyliśmy przewagę w każdej strefie boiska i właściwie kontrolowaliśmy przebieg gry aż do końca. Przypieczętowaliśmy ten stan rzeczy w 81 minucie. W niegroźnej sytuacji na środku boiska Broad, który właśnie był w posiadaniu piłki, zagrał ją do najbliższego Moora. Ten mając do bramki przeciwnika przy najmniej 45 metrów i 3 obrońców naprzeciw, zaczął ze spokojem zmierzać w kierunku bramkarza Basingstoke. Po drodze przedryblował wspomnianych obrońców, a gdy znalazł się na skraju pola karnego, ku zaskoczeniu chyba wszystkich widzów i piłkarzy, uderzył piłkę lobem nad bramkarzem. Ta oczywiście wpadła do bramki dając nam zaskakująco łatwe zwycięstwo nad trudnym rywalem! Sama bramka Moore'a była po prostu fenomenalna, choć nie da się ukryć, że zachowanie bramkarza znacznie ułatwiło jej zdobycie.
Po meczu słowa uznania należą się przy najmniej 3 naszym graczom.
Wayne Avery był jak zwykle niezastąpiony w przechwytywaniu piłek. Do
10 przechwytów dołożył także
2 bezbłędne wślizgi, stając się podporą naszej defensywy.
Stuart Jarman świetnie spisał sie w pomocy. Był widoczny tak w defensywie, jak i ofensywie, pieczętując swój niezły występ zdobyciem gola. Na koniec muszę powrócić do
Kieffera Moore'a. Był to bez wątpienia najlepszy zawodnik na boisku. Oprócz bramki i asysty zanotował również
3 przechwyty,
3 skuteczne główki, a nawet
2 skuteczne wślizgi. Kieffer jest na prawdę wszechstronnym napastnikiem.
********************
W weekend,
8 września znowu graliśmy mecz. Terminarz był tak napięty, że obawiałem się, jak moi kluczowi zawodnicy to zniosą. Wprawdzie mocno rotowałem składem, ale jednak najlepsi za dużo odpoczynku nie mieli. Pocieszające było to, że wciąż byli pod grą, a przecież nie ma lepszego treningu niż mecz o punkty.
Wspomniana potyczka miała odbyć sie na stadionie
Maidenhead United. Gospodarze przed sezonem spisywani byli raczej na straty, podobnie z resztą jak my. Jednak w odróżnieniu od
Truro Maidenhead w ostatnich
6 meczach zdobyło zaledwie 8 punktów.
Pierwsza połowa była dość wyrównana, choć zauważalna była przewaga gospodarzy w środku pola. Nie było jednak widać symptomów tego, co wydarzyło sie w
33 minucie. Gracz gospodarzy,
Tison-Lascaris otrzymał podanie ze środka pola i pomknął na naszą bramkę przy biernej postawie obrońców. Mimo, że przez cały czas trwania akcji miał on asystę co najmniej jednego defensora Truro, to zdołał przedrzeć się w okolice pola karnego i uderzyć na bramkę nie do obrony. Byłem wściekły na taki stan rzeczy, gdyż nie ma nic gorszego, niż łatwo tracone bramki. Dałem znać chłopakom, co o tym myślę wykrzykując niewybredne uwagi z ławki. Chyba czuli, co kroi się w przerwie meczu, bo natychmiast przystąpili do szturmu na bramkę Maidenhead. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W
40 minucie po zamieszaniu w naszym polu karnym wyszliśmy z szybka kontrą
3 na 1. Sytuacja była wyśmienita, a piłkę wyprowadzał
Coles. Początkowo zanosiło się na łatwą bramkę, lecz Coles zaczął z niezrozumiałych powodów schodzić z piłką do prawego boku, powodując, że przeciwnik zdołał cofnąć się pod swoje pole karne. Miałem już znowu się zacząć wściekać, gdy raptem piłka trafiła przed pole karne do niepilnowanego
Cooke'a który nie namyślając się wiele huknął wprost w bramkę. Bramkarz nie miał szans!
W pierwszej połowie szczęście uśmiechnęło się do nas jeszcze raz. W
2 minucie doliczonego czasu gry z rzutu rożnego dośrodkowywał
Smith. Piłka poszybowała nad głowami obrońców Maidenhead United, a gdy znalazła się na odpowiedniej wysokości i na samym środku pola karnego, dopadł do niej nabiegający
Wayne Avery. Uderzył z rozpędu piłkę głową, a ta z dużą szybkością poszybowała do bramki. Prowadziliśmy
2:1!
Choć wyglądało na to, że nasza machina rozkręciła się i powinniśmy zdominować przeciwnika, to wolałem w przerwie przestrzec chłopaków przed nadmierną pewnością siebie. Środek pola wciąż przegrywaliśmy i tylko szybkie przerzuty z pominięciem tej strefy dawały nam możliwość do ataku. Przy nonszalanckiej postawie to, co zdobyliśmy w pierwszej połowie mogliśmy łatwo stracić w drugiej.
Moi chłopcy poszli za ciosem. W
53 minucie bramkarz gospodarzy musiał wyciągać piłkę z siatki po raz kolejny. Matką sukcesu był
Kelly, który wyłuskał piłkę
Stevensonowi blisko pola karnego i tym samym "spłodził" okazję, a ojcem okazał się
Smith, który zakończył akcję skutecznym strzałem głową nad czupryną wcześniej wspomnianego Stevensona.
Do pełni szczęścia potrzebowaliśmy tylko dowieźć dobry wynik do końca meczu. Niestety rysą na szkle okazała się
71 minuta, w której Maidenhead przeprowadziło akcję lewą stroną zakończoną niegroźnym strzałem na naszą bramkę. Jednak
Sandercombe tak niefortunnie interweniował, że piłka wylądowała zamiast w jego rękach, to obok niego. Kibice przecierali oczy ze zdziwienia, gdyż futbolówka leżała tuż obok bramkarza, a ten przez długie sekundy szamocząc się nie był w stanie złapać jej w ręce. Ostatecznie dopadł do niej
Alex Wall i zdobył kontaktowego gola dla gospodarzy. Sytuacja była kuriozalna, ale dzięki niej mogłem moim piłkarzom udowodnić, że trzeba zawsze iść za ciosem i nie zadowalać się jednobramkowym prowadzeniem. Gdybyśmy nie strzelili gola na początku drugiej połowy, teraz mielibyśmy co najwyżej remis. Na szczęście dla nas ostateczny wynik brzmiał
2:3 dla Truro!
Pod nieobecność
Kieffera Moore'a świetne zawody rozegrał
Kenny Smith. Asysta, bramka oraz wiele wygranych pojedynków główkowych sprawiło, że został on wytypowany na gracza meczu. Ponownie solidnie zaprezentowali się
Jake Ash i Wayne Avery. Bezbłędne wślizgi, główki, masa przechwytów nie przeszły niezauważone. Kibice skandowali tego dnia nazwiska wszystkich trzech zawodników.
Po meczu z Maidenhead czekała nas tygodniowa przerwa. Wreszcie moi chłopcy mogli odetchnąć, choć na pewno zmiennicy czuli, że to spowoduje, że rzadziej będą wykorzystywani przy planowaniu wyjściowej 11-tki. Przerwa przydała się również na wdrożenie nowych treningów. Nie da się ukryć, że grając co 2, 3 dni głównie skupialiśmy się na przygotowaniach do następnego meczu. Teraz będzie można trochę podrasować taktykę, poprawić niektóre błędy.
********************
Sobota 15 września była całkiem mokrym dniem, jak większość z resztą w tym miesiącu. Gościliśmy tego dnia zespół Bromley. Była to kolejna drużyna zaliczana raczej do outsiderów i sytuacja w tabeli mniej więcej to potwierdzała, choć tracili do nas tylko 5 punktów. Dotychczas goście zanotowali 3 zwycięstwa, 2 remisy i 2 porażki łącznie w 7 dotychczasowych meczach zdobywając 11 punktów. Biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki, liczyłem na kolejne zwycięstwo przed własną publicznością.
Pierwsza odsłona tego spotkania była bardzo wyrównana, choć statystycznie mieliśmy przewagę w każdej strefie boiska. Na bramki musieliśmy czekać aż do 30 minuty. Adam Kelly dostał podanie od Joe Broad'a w okolice pola karnego gości. Zagęszczona obrona Bromley nie pozwalała na szarżę w pole karne, ani na sensowne uruchomienie któregokolwiek z napastników, więc Adam podprowadził piłkę kilka metrów wzdłuż pola karnego do środka boiska i gdy tylko znalazł lukę między obrońcami huknął siarczyście w długi róg bramkarza gości Welcha na 1:0.
Nasza radość trwała tylko do 35 minuty. Bromley prowadziło atak pozycyjny przy dość mocno wysuniętej naszej linii obrony. W pewnej chwili McBean wypuścił w uliczkę Taylora, który pomknął z piłką w stronę bramki Sandercombe'a. Wydawało się jednak, że napastnik gości nie będzie miał łatwo, ponieważ mocno naciskał go Jake Ash, spychając go na lewo od bramki. Dodatkowo nasz bramkarz zaczął skracać kąt. Gdy wszystko wskazywało na to, że Taylor zostanie zneutralizowany, ten uderzył po ziemi przy słupku zdobywając kontaktowego gola. Psia kość!
W drugiej połowie nakazałem moim piłkarzom grać więcej długich, szybkich piłek, by nieco zaskoczyć przeciwnika. Skutkowało to tym, że pod bramkami nadal mieliśmy przewagę, ale już środek pola został zdominowany przez rywala. Co rusz któraś ze stron stwarzała groźną sytuację, lecz nic z nich nie wynikało. Aż do 87 minuty, kiedy to Moore dostał podanie od Muskera przed polem karnym Bromley. W pierwszej chwili wydawało się, że to zaledwie zalążek jakiejś sytuacji, lecz Moore znalazł lukę między obrońcami i kopnął piłkę z całych sił nisko nad ziemią w długi róg bramki Welcha. Nie mogło być inaczej jak tylko 2:1 dla nas!
Wynik oczywiście do końca nie zmienił się. Był to dość interesujący i wyrównany pojedynek. Trzeba powiedzieć, że ostro walczyliśmy o to zwycięstwo, okupując je 4 żółtymi kartonikami. Dla odmiany nasi rywale nie zanotowali żadnego. Graczem meczu został Joe Broad z 1 asystą na koncie i świetną grą w obronie. Pod względem ilości skutecznych wślizgów i główek nie dorównał mu nawet żaden z naszych obrońców.
********************
Była to dopiero połowa września, ale już wtedy można było mówić o kolejnym bardzo dobrym okresie gry naszej drużyny. Pierwsze 4 spotkania tego miesiąca przyniosły nam 1 remis i 3 zwycięstwa. To nawet lepiej niż w całkiem przyzwoitym sierpniu. Łącznie zdobyliśmy już 19 punktów w 8 pojedynkach. W tabeli plasowaliśmy sie w ścisłej czołówce, przez co zastanawiałem się, czy ktoś nie obrócił przypadkiem tabeli do góry nogami.
Miałem mętlik w głowie. Przed sezonem wszyscy stawiali na nas krzyżyk, a po niespełna miesiącu szliśmy łeb w łeb z najlepszymi. Zanosiło sie na to, że jak tak dalej pójdzie, to bolesny stanie się fakt, że byliśmy finansowym bankrutem, gdyż z takimi problemami o ewentualnym awansie mogliśmy co najwyżej pomarzyć. Ale na takie dylematy na pewno jeszcze za wcześnie. Na razie moje chłopaki pewnie nie śpią po nocach myśląc, jakie szczęście mają, że jednak pozostali w Truro. Muszę zrobić wszystko, by ich nie zawieść. Drugi raz w taki cud, jaki nam się na razie realizuje, nie uwierzą.
********************
Oto wyniki sondy zamieszczonej w poprzednim odcinku.
Najbardziej popularna okazała się odpowiedź sugerująca przegraną w ostatniej kolejce...choć ta przegrana miała miejsce w kolejce przedostatniej i według mnie wcale tej passy nie przekreślała :-). Drugą co do ilości oddanych głosów i moim zdaniem na razie najbardziej trafną odpowiedzią okazała się ta wskazująca na możliwość przedłużenia serii o kilka meczów. Ale kto wie, co czas przyniesie? Może i ta ostatnia będzie na koniec prawdziwa :-)?
/strong
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ