Informacje o blogu

Handluj z tym!

FM Revolution

LOTTO Ekstraklasa

Polska, 2014/2015

Ten manifest użytkownika Kurpiu przeczytało już 4237 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Czerwiec 2014
     Przerywamy wiadomości by podać informację z ostatniej chwili – pewien potentat Internetowy wykupił licencję klubu Podbeskidzie Bielsko-Biała i zgłosił swój zespól FM Revolution do Ekstraklasy. Suma transakcji nie została ujawniona, dodatkowo nie wiemy gdzie obecnie znajduje się prezes klubu z Bielska-Białej – Tomasz Mikołajko. Problem w tym, że nowopowstały Ekstraklasowy twór nie ma jeszcze zakontraktowanych piłkarzy czy też sztabu szkoleniowego.
-„Ale ma stadion i forsę więc morda łajzy” odparł ze znaną sobie ogładą najnowszy prezes Ekstraklasowego klubu.



     Tak to prawda, nastały czasy w których od tak po prostu można zakupić sobie miejsce w naszej dumie narodowej. Od dawna słyszane były głosy o chęci zakupienia przez prezesa któregoś z występujących w naszej Ekstraklapie zespołów, ale żaden z właścicieli nie chciał oddać klubu w ręce tak kontrowersyjnej i tajemniczej osobie. Potentat internetowy znajdujący się na liście 100 najbogatszych ludzi w Polsce wg magazynu Forbes, z czego był znany? Sam szczyci się szczególnie posiadaniem strony cmrev.com, ale swój majątek nie mógł zawdzięczać przecież stronce o podupadającym z roku na rok piłkarskim excellu – w środowisku mówi się bowiem, że swoje bogactwo zdobył tworząc liczne strony o tematyce - hmm, jakby to delikatnie powiedzieć... Tematyka miłosna, wieczorową porą z udziałem samych panów wykonujących rytmiczne ruchy posuwisto-zwrotne między sobą. Prezes klubu FM Revolution ponoć jest pionierem tej dziedziny i część zawodników pozyskał właśnie oglądając produkcje na swojej stronie – kierował się kluczem gabarytowym. Ci, którzy zdecydowanie nie nadawali się do tamtej branży oddelegowani zostali do drużyny piłkarskiej.



     Pozostałymi zawodnikami, którzy trafili do zespołu byli odrzuceni kolesie ze znanych programów telewizyjnych np. zbyt żałośni na polsatowski serial „Chłopaki do wzięcia”, brzydcy i bezzębni „Rolnicy szukający żony”, statyści nie umiejący tańczyć do rytmu w „Jakiej to melodii” czy też srający do bidetu z „Pamiętników z wakacji”. Tak o to FM Revolution zyskało 23 graczy. Prezes potrzebował jeszcze typowego lisa pola karnego, ale na szczęście sam się do niego zgłosił. Facet potrzebował dachu nad głową i zaproponował prezesowi, że może kosić trawę zębami, rysować kreski kredą na boisku i pompować piłki bez pompki w zamian za możliwość nocowania na ławce rezerwowych – taka propozycja nie mogła być odrzucona i kadra została skompletowana. Sztab szkoleniowy składał się oczywiście z gości wrzucających taktyki na cmreva, ale potrzebny był ktoś, kto ma uprawnienia do prowadzenia realnej ekipy.
„No ale jak to, przecież mówiłeś że masz Kontynentalną Licencję C”
„Panie prezesie, mówiłem że mam ją tylko w FMie”
„To gdzie ja Ci znajdę teraz trenera z papierami”
„A w pośredniaku byłeś?”

     Tak o to na miesiąc przed rozpoczęciem sezonu, zespól FM Revolution rozpoczął poszukiwanie pierwszego trenera. Wymagania: uprawnienia trenerskie, prawo jazdy kat. B, dyspozycyjność, mocna wątroba, umiejętność pracy z trudną młodzieżą i rzeźbienia w gównie. Teoretycznie spełniałem wszystkie te wymogi więc złożyłem swoje CV, a następnego dnia – wróć, następnej nocy odbyła się rozmowa kwalifikacyjna. Nie wiele z niej pamiętam, ale wstając rano skoro świt o 17:00 następnego dnia w kałuży składającej się z mieszanki płynów ustrojowych i alkoholu przed klubem na swej prawej dłoni znalazłem notkę stworzoną niezmywalnym markerem – „gratulacje, zostałeś trenerem FM Revolution”. Następnego dnia okazało się że na plecach miałem kolejną informację od prezesa, wykonaną tą samą metodą „Jak to spier***isz to zostaniesz gwiazdą na mojej stronie internetowej, ale nie na cmrevie”. Widziałem że z prezesem nie ma żartów a słowa zamienia w czyny, stąd też jak najszybciej wziąłem się do roboty.



     Na niecały miesiąc przed pierwszym gwizdkiem sezonu 2014/2015 musiałem ze zbieraniny przypadkowych patałachów zrobić zespół, który zagwarantuje nienaruszalność mojego odbytu. Żaden z tych gości nigdy profesjonalnie nie kopał piłki, część z nich nawet futbolu nie oglądało w telewizji – pocieszałem się tylko tym, że w razie kompromitacji będę mógł defekować szybciej (kloaczne żarty – tak, jestem w życiowej formie). Chciałem kupić Balantę i Kaderabka, ale prezes postawił na swoich orłów, nielotów. Zająłem się trenowaniem zawodników najsłabszej drużyny ligi. Niestety, moi podopieczni to nie zawodnicy, ale banda nieudaczników, którzy boisko marzeń zamienili w pole koszmarów. Początki były trudne, część z nich nie umiało nawet poprawnie się przedstawić, tworząc jakieś dziwne wersje swoich imion: Kejwol, Repczak, Arijem Ejt – że co? U niektórych z kolei przykładowo musieliśmy zacząć od podstaw podstaw: nauka wiązania butów, także ich nakładania.
 „Panie, toż ja całe dnie na polu żem siedział i kartofli pilnował. Wstawał jak kogut mnie budził, wciągłem gumofilce i do roboty. Nie było czasu na sznurowanie trzewików”
„My w Sieradzu to w lokalnym sklepie mamy tylko buty na rzepy – jak się to dziadostwo zaplątuje ze sobą”
„To się cieszcie – w Lubinie to tylko mamy klapki Kuboty, a weź w tym cholerstwie miedź wydobywaj…”

     Nauka szła topornie ale po pierwszych, niespodziewanych problemach w końcu mogliśmy zająć się sprawami czysto piłkarskimi. Na pierwszych odprawach taktycznych tłumacząc swoją wizję gry zawodnicy spoglądali na mnie spojrzeniem zdezorientowanego Maćka z Klanu z uszkodzonymi kolejnymi pięcioma chromosomami. Serio – mogłem mówić do nich w suahili i tyle samo by skumali. Zakupiłem więc w najbliższym papierniczym kilka brystoli i kolorowych flamastrów i po kolei rozrysowywałem interesujące mnie aspekty gry. Niestety ten pomysł okazał się strzałem w stopę – flamastry poznikały, część graczy się nimi naćpała, a na ścianach klubowych budynków wszędzie były rozrysowane męskie organy rozrodcze – zważywszy na przeszłość co poniektórych zawodników tęsknota za nimi była wręcz do przewidzenia.



     Problemem było również dobranie odpowiednich pozycji dla poszczególnych zawodników. Nikt oczywiście nie chciał stać na bramce, ale poniekąd problem rozwiązał się sam – trójkę bramkarzy stanowili najgrubszy zawodnik jak i dwójka gości, którzy nie byli w stanie przebiec 60 metrów bez zwracania treści żołądkowych z ostatnich dwóch tygodni. Pozostali zawodnicy walczyli o możliwość gry w ataku, ale jeden z zawodników szczególnie zasłużył sobie na tę pozycję. Uzyskał ją swoją ciężką pracą i determinacją, ale także tym, że zawsze przychodził na trening jako pierwszy i wychodził z niego jako ostatni. W sumie z perspektywy czasu nie było to dziwne, skoro na tym boisku pomieszkiwał.
Wizja nakreślona markerem na moich plecach sprawiła, że nie mogłem pobłażać swoim podopiecznym – „U mnie się zapier**la, kto nie zapier**la to u mnie nie gra. U mnie się tak zapier**la jak nigdzie indziej. To jest Polska myśl szkoleniowa. I zawodnicy zapier**lali.
 

     Moje metody szkoleniowe najwyraźniej przemawiały do tych nicponi, z każdym kolejnym sparingiem zawodnicy spisywali się coraz lepiej. Coraz rzadziej zdarzało im się bieganie całą jedenastką w kierunku piłki, przestali ją łapać w ręce, linie spalonego tworzyli w poziomie a nie w pionie (od bramkarza po napastnika) a także powoli dostrzegali granice boiska. Stopniowo zaczęli poprawiać dokładność swoich podań i przestali w meczach strzelać do swojego bramkarza.
„No panie trenerze, co się pan drze, przecież na treningach strzelaliśmy do naszego bramkarza”.
     W końcu to zaczynało wyglądać na ćwierćprofesjonalną piłkę kopaną – postępy były ogromne i dostrzegałem potencjał u tych chłopaków – pozostawało jednak jedno pytanie, jak prezentować się oni będą na tle rywali ligowych?



     Drużyna specjalnej troski rozpoczęła sezon ligowy od starcia domowego z Lechią Gdańsk. W trakcie odprawy przedmeczowej gałgany zaczęły się kłócić o to, kto będzie mógł wymienić się koszulkami z jedynymi, dwoma piłkarzami z Gdańska, których znali – z gwiazdą „Świata wg Kiepskich” Sebastianem Milą i niedoszłym obrońcą słynnej Barcelony (niestety Barca miała wtedy embargo transferowe) Jakubem Wawrzyniakiem. Postanowiłem, że o te koszulki będą mogli się ubiegać pierwsi strzelcy bramek w tym spotkaniu. Dodatkowo w ramach taktycznej niespodzianki poprosiłem by gracze grali na Wawrzyniaka, bo jest cienki i takim o to sposobem Bolson zdobył koszulkę Mili a Mejt w 30 minucie koszulkę Kuby. Nagrody rozdane więc zaangażowanie spadło i z 2:0 zrobiło się 2:2 i tym samym zyskujemy pierwszy, historyczny punkt.



     W drugiej kolejce mierzyliśmy się z Zawiszą na wyjeździe i dla wielu graczy była to pierwsza, dłuższa przejażdżka autobusem. Trudy tej podróży, związane z chorobą lokomocyjną większości zawodników sprawiły, że w tym meczu nie istnieliśmy – 0:1 to był najniższy wymiar kary. W drodze powrotnej zaopatrzeni w tabletki Lokomotiv wróciliśmy do domu i zaczęliśmy przygotowywać taktyczne niespodzianki na kolejnych rywali. Górników z Łęcznej zaskoczyliśmy podszczypywaniem ich w plecy i zdezorientowanego rywala pokonaliśmy 1:0 po bramce autorstwa Zachiego. Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo odnieśliśmy już w 4 kolejce w Chorzowie (1:3 – Ceyvol, Nesete i Barton) a tam wyszła na jaw nasza rewolucyjna Tiki-Taka. Przez całe boisko dwójka piłkarzy rozgrywała ze sobą piłkę a reszta zawodników taranowała rywali niczym zawodowi rugbyści. Komisja ligi nie była zadowolona z naszych rozwiązań i musieliśmy to przystopować. Z Cracovią padł bezbramkowy remis, ale myślami byliśmy już na Łazienkowskiej. Starcie z Legią – obrońcą trofeum. Poprosiłem piłkarzy w szatni by nie denerwowali się reakcją trybun i wyobrazili ich sobie wszystkich nagich. Wyszedłem z szatni na przedmeczowy wywiad a wracając do niej zauważyłem stos zużytych chusteczek higienicznych – musiałem ich nieźle wzruszyć. Szybka bramka Lewczuka i przegrywaliśmy 0:1. Zawodnicy podbiegli do Igora i powiedzieli mu, że jeszcze nie byli w pełni rozgrzani i że to nie fair tak szybko strzelać bramkę. Pół godziny później Lewczuk postanowił nie sprzeczać się dłużej z półgłówkami i ustrzelił honorowo swojaka. Tuż po zmianie stron Nesete strzelił bramkę na 2:1 i intrygi Rewolucjonistów wyszły im bokiem. Obrońca Legii nakazał odwdzięczenie się tym samym co on uczynił i ostatecznie padł rezultat 2:2.



     Rozpromienieni gracze po ośmiu dniach wygrali z Portowcami 2:1 – strzelając bramkę do szatni i w pierwszej minucie drugiej połówki. Po przerwie reprezentacyjnej czuliśmy głód piłki – wyprawa do Białegostoku znów okazała się zbyt męcząca (1:2) ale w Bełchatowie wygraliśmy już bezapelacyjnie (3:0 – Nesete, Kondi i Mejt). W środku tygodnia w starciu domowym przyszła pora na pierwszy, historyczny mecz w ramach Pucharu Polski – rywalem Jagiellonia. Rewanżujemy się za porażkę sprzed półtorej tygodnia i awansujemy do najlepszej szesnastki.



     Po tym starciu piłkarze poczuli się już jak pełnoprawni gwiazdorzy, bogowie futbolu. Pojawiły się pierwsze prośby o autograf (na razie podpisywali się sami sobie w zeszycikach z wymiennymi kartkami z Króla Lwa czy Pocahontas), o zdjęcie (ale nie w stylu „przepraszam, zrobiłby nam Pan zdjęcie”) czy wywiad (w magazynie „Mój Pies” w i „Tygodniku Wąchockim”). Przełomowy okazał się jednak występ Zachiego w Turbokozaku, który po dziś dzień zapamiętany został jako pierwszy, historyczny ujemny rezultat punktowy. Sława, blichtr, kolorowe okładki i zniżki w KFC spowodowały lekką sodóweczkę i w sześciu kolejnych starciach FM Revolution zdobyło dwa punkty w lidze i czterokrotnie kończyli mecz porażką. Najboleśniejsza była porażka w Pucharze Polski przeciwko Rozwojowi Katowice (2 liga) po serii rzutów karnych. Był to debiut Pucka, który wyleczył w końcu kontuzję a następnego dnia znów wyeliminowany był z gry na kolejne miesiące. Po 90 minutach było 1:1, po dogrywce na tablicy widniał rezultat 2:2 i o wszystkim decydował konkurs jedenastek. Po 32 kolejnych strzałach zakończonych bramkami, Grzelo wpadł na pomysł by urozmaicić konkurs.
„Ej, kto przekopie trybunę ten wygrywa”
     Jak powiedział tak uczynił, niestety piłka nie wylądowała poza trybunami. Gracz z Katowic kopnął futbolówkę nieco wyżej ale nadal pozostała na boisku. Kolejnym śmiałkiem okazał się Rem i piłka wylądowała na pobliskim parkingu – w odpowiedzi napastnik Rozwoju wziął 40 metrowy rozbieg lecz fatalnie skiksował i piłka wylądowała w bramce strzeżonej przez odwróconego w kierunku parkingu Lucasinho. Sędzia zepsuł zabawę i odgwizdał koniec meczu i awans drugoligowca. Piękny sen o trofeum musieliśmy odłożyć na przyszły rok, dodatkowo pomeczowy sms od prezesa nie napawał optymizmem „Dojadę Cię cwelu”.


    
Po tym starciu co prawda zremisowaliśmy z Wisłą i wygraliśmy z Górnikiem Zabrze ale zajmowaliśmy dopiero 10 miejsce.



     Kryzys nie został zażegnany i przegraliśmy w Gdańsku 1:4 i 0:2 u siebie z Zawiszą i zbliżyliśmy się do strefy spadkowej. Bojąc się o swoją przyszłość musiałem użyć podstępu i nieuczciwych sztuczek by zmotywować swoich graczy. Zakupiłem więc bilety lotnicze do Brystolu w jedną stronę i powiedziałem, że poleci tam ten, który mnie zawiedzie. A wiadomo przecież, że na wyspach jest brzydka pogoda, brzydkie dziewczyny i gorzkie piwo – nikt się tam nie chciał wybrać.



     Afera biletowa najwyraźniej u niektórych spętała nogi a niektórym dodała skrzydeł – a nawet dwóch par. Spotkaniem „o życie” okazała się wyjazdowa potyczka w Łęcznej. Widmo odwiedzenia deszczowej Anglii i utrata dachu nad głową w postaci ławki rezerwowej stworzyła z Nesete „Boskiego Diego Maradonę” i strzelając 4 bramki w meczu (wchodząc w 13 minucie) uratował tyłki chłopakom i dał nam upragniony komplet punktów. Po sześciu dniach już z luzem tam, gdzie ma go ma na co dzień Janek Ziobro ograliśmy Ruch 3:0 i zimowaliśmy na pierwszym miejscu – grupy spadkowej. Nesete w nagrodę będzie mógł przenocować zimę w szatni klubowej.




     Tuż po fenomenalnym występie Nesete zaczęło być głośno o tym skromnym i nieco ułomnym chłopaku bez dachu nad głową. Przyjeżdżały telewizje z całego świata i oferowały pomoc. Zainteresowanie było tak ogromne, że słynny Bayern Monachium zaproponował nawet mecz towarzyski, w którym cały dochód został przeznaczony na zakup lokum dla snajpera. Mecz miał odbyć się 14 stycznia i miał być przetarciem Bawarczyków po krótkiej zimowej przerwie. Piłkarze przez cały miesiąc walczyli o możliwość gry w tym spotkaniu, a mówiąc walczyli mam na myśli prawdziwą walkę. Zaczęło się niewinnie od podstawiania nóg w trakcie schodzenia po schodach czy przytrzaskiwanie głów drzwiami a skończyło się na wyrzucaniu ludzi przez okno czy też walki na nunczako. Ostatecznie na to starcie gotowych do gry było 17 graczy, w ostatniej chwili dochodzący do pełnej sprawności Pucek znów wyeliminował się z gry na kilka tygodni. W mediach reklamowano ten mecz jako starcie Lewandowski vs Nesete, człowiek który ma wszystko kontra człowieka nie mający niczego. Zgodnie z planem Bayern wygrał to spotkanie (2:0) a 5 minut sławy Nesete przeminęło, niczym popularność Kuli (który dawał Fulla), Lecha Rocka Pawlaka czy też Kobry i Tigera Bonzo (tutaj upatrywałbym się największego podobieństwa).



     Nikt już nie przyjeżdżał po autograf i wywiad – pieniądze zebrane i starczyło na skromne 18 m2 w których się osadowił. Wtedy nastąpił wyraźny kryzys ulubieńca publiczności jak i wielkiego natchnienia dla wszystkich meneli świata. Gra w piłkę przestawała mu sprawiać przyjemność, jego wyniki badań się poprawiły, cera wydawała się zdrowsza, bywał mniej zmęczony i w końcu się wysypiał – stał się wrakiem człowieka. Możemy tutaj zaobserwować syndrom złotego kanarka, który oswojony, uwięziony w złotej klatce utraciwszy wolność już nie śpiewa tak pięknie. Udomowiony, oddalony od dziczy organizm nie może odnaleźć swojego miejsca za kratami, niczym zwierzyna w zoo. Spadek formy i umiejętności gry w piłkę doprowadziły Nesete do skraju wyczerpania psychicznego i postanowił popełnić samobójstwo. Poszedł do najbliższej apteki i wykupił cały rutinoscorbin i łyknął na raz. Po zażyciu 2000 tabletek i niezaobserwowaniu żadnej zmiany postanowił powrócić do klasyki – wykonał "Magika". Niestety na jego nieszczęście mieszkał na parterze i po skoku z okna z wysokości 1 metra spadł na cztery łapy i wstał. Plan połowicznie się udał, gdyż wracając do mieszkania poślizgnął się o czyjeś odchody i z wielkim impetem wpadł żebrami w płot i wyłączył się z gry na najbliższe dwa miesiące. Czyjeś odchody – swoje! Facet od zawsze bał się toalet i swoje potrzeby fizjologiczne załatwiał wyłącznie na świeżym powietrzu.



     Runda wiosenna miała zdecydować ostatecznie czy drużyna FM Revolution wyląduje w górnej czy dolnej połówce na ostatnie siedem meczy. Po zatrudnieniu w przerwie zimowej anonimowego masażysty z Brystolu kadra z każdym tygodniem się kurczyła. Na pierwsze starcie gotowych do gry było 15 graczy, ale to nie przeszkodziło ograć Cracovii na wyjeździe (po golu Seju). Przy braku Nesete w ataku na nową gwiazdę wykreował się A. De Raph – zdołał on zdobyć bramki w pięciu, kolejnych starciach przyczyniając się w głównej mierze do zmniejszenia rozmiarów porażki z Legią, zremisowania ze Śląskiem i Pogonią a także do wygranych z Bełchatowem i Jagiellonią. Gdy on przestawał strzelać wyręczał go Ceyvol strzelając jedyną bramkę przeciwko Koronie lub otwierając rezultat w Gliwicach (2:2). W 28 kolejce De Raph strzelając dwie bramki Wiśle (2:2) sprawił, że do awansu do górnej połówki potrzebowaliśmy jednego zwycięstwa. Zostały dwa spotkania – wyjazdowe w Poznaniu i domowe z Górnikiem Zabrze. Nastawialiśmy się głównie na ten drugi mecz, gdyż Górnik był w wyraźnym dołku ale to co Lech wyprawiał na naszym kartoflisku przechodzi wszelkie pojęcie – 4:0 Ceyvol, De Raph, Brudas i samobój Kadara i zespół specjalnej troski w grupie mistrzowskiej! W ostatnim starciu gwiazdy zespołu odpoczywały i do gry wkroczyli dotychczas rezerwowi i Ci wiecznie kontuzjowani a mecz zakończył się bezbramkowym rezultatem. Po 30 kolejkach FM Revolution plasowało się na 7 miejscu a po podziale punktów traciło zaledwie dwa oczka do Krakowskiej Wisły.




     W pierwszym starciu grupy mistrzowskiej Rewolucjoniści ograli Łęczną 1:0 po bramce Rema. Kolejne dwa spotkania były na wyjeździe – kolejno w Gdańsku i Kielcach. W tych starciach straciliśmy aż sześć bramek (sami zdobywając trzy bramki - Ceyvol x2, Rapechuck) no i niestety tyle samo punktów. Kolejne starcia miały być jeszcze trudniejsze, graliśmy bowiem z pierwszą czwórką sezonu zasadniczego. W pierwszym starciu gościliśmy stołeczną ekipę. Błyskawiczna bramka Rema ustawiła to spotkanie i kontrując skutecznie mistrzów Polski wygraliśmy to spotkanie 3:1. W starciu z Wisłą zmęczonych strzelców bramek (Rema i De Rapha) zastąpili Seju i SuperZiemniak i obydwoje zdobyli po bramce, które zagwarantowały nam kolejny komplet punktów. W przedostatnim starciu podejmowaliśmy Szczecińską Pogoń i zmęczeni sezonem gospodarze jak i goście nie wykazywali już żadnej inicjatywy. Wejście z ławki w samej końcówce meczu Nesete sprawiło że to spotkanie wygraliśmy, powrócił Bóg Futbolu, bożyszcze ludzi nie trzymających moczu. Stawką ostatniego meczu (przeciwko Lechowi) było trzecie miejsce w tabeli na koniec sezonu i gra w Europejskich pucharach. Pamiętaliśmy jeszcze ligową wygraną z Kolejarzem sprzed sześciu tygodni i znów okazaliśmy się lepsi – 2:0 i drużyna specjalnej troski zajmuje trzecie miejsce na koniec sezonu! Jak inaczej mogła skończyć gówniana drużyna jak nie z brązem na szyi?



Tabela jeszcze większych przegrańców:



Wyniki wiosennych spotkań:



     Niczym w pięknej, hollywoodzkiej historii drużyna nieudaczników kończy rywalizację na szczycie, w blasku chwały i splendorze, zapominając o swojej traumatycznej przeszłości i pomimo genetycznych przeciwności losu. Dodatkowo za rok staną przed jeszcze większą szansą – podboju Europy! A to jest materiał na dobry sequel i kolejną górę hajsu dla studia. Drużyna specjalnej troski – już w kinach 2017 roku.
     Bohaterowie Rewolucji w kolejności od tych, którzy najmniej knocili sprawę, aż po największych nieudaczników.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.