Jak postanowiłem tak też się stało. Ćwiczyli stale fragmenty gry aż milo. Już w czwartek, mówiąc szczerze nie mogłem na to patrzeć.
Następny mecz graliśmy z Norwich. Graliśmy nieźle, obejmując prowadzenie po…. rzucie rożnym i główce Hangelanda. Kolejny raz zdobył nagrodę zawodnika meczu. Postanowiłem zaproponować mu nowy kontrakt, bo przy obecnej formie będą się o niego dopytywać z innych klubów, a zupełnie nam to niepotrzebne. Swój najlepszy występ zaliczył też Kalaba, z czego byłem niezmiernie zadowolony. Gdy wydawało się, że już emocje za nami w 91 min piękne podanie Kalaby zaskoczyło uśpioną nieco defensywę Norwich i Berbatow nie miał większych problemów na podwyższenie rezultatu na 2 do 0. Część kibiców była już za brama stadionu, a moi chłopcy chyba już myślami w szatni, gdy minutę później straciliśmy bramkę po niezłym strzale Howsona. Nie omieszkałem wytknąć tego mojej drużynie po meczu, ale ogólnie rzecz biorąc mogłem być zadowolony.
Kolejne spotkanie graliśmy u siebie z Evertonem który po sześciu kolejkach zajmował pierwsze miejsce w tabeli. Spotkanie przebiegało w dość szybkim tempie. Mieliśmy przewagę, nie tyle w posiadaniu piłki co praktycznie we wszystkich innych fragmentach gry. Paletta (który notabene dostał szampana za zawodnika meczu) tym razem w parze z Hangelandem dominowali pod nasza bramka Niestety nie udało się nam pokonać dobrze dysponowanego Howarda i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.
Wyjechaliśmy do Manchesteru na spotkanie się z aktualnym mistrzem kraju. Nie będę ukrywał, nastroje były dość nazwijmy to umiarkowane. Niestety przełożyło się to na nasza grę i chociaż powtarzałem chłopakom, że mogą grac bez obciążeń od pierwszych minut widać było, że są spięci. Niektórych zdecydowanie przytłoczyła okazja grania przeciwko mistrzom. Już po 30 min daliśmy sobie strzelić dwie bramki. Nie to jednak było największym problemem. City zdominowało nas całkowicie. Dwa razy częściej byli przy piłce i mieli cztery razy więcej strzałów. I choć udało się Kasamiemu trafić do siatki to zwycięzca w tym spotkaniu mógł być tylko jeden. Nie miałem do drużyny żalu, potraktowałem to jako zbieranie cennego doświadczenia. Na pewno przyda się jeszcze w niejednym meczu.
Kolejny wyjazd. Tym razem do Stoke. Stoke grało dotychczas koncertowo i zajmowali drugie miejsce tuz za Evertonem. Postawiłem na tradycyjne 4-4-2 licząc na zgrywających się ze sobą Petrica z Berbatowem. Graliśmy dość dobrze i ograniczaliśmy ich do strzałów z dystansu. Brakło trochę szczęścia w dwóch przypadkach przeciwnicy wybijali piłkę z lini bramkowej. Niestety kontuzja Rhysa Williamsa i drobne nieporozumienie w szykach obronnych doprowadziło do straty bramki po… rzucie rożnym. Rwałem włosy z głowy. Kopia bramki straconej z Newcastle. Zostawiłem to bez komentarza licząc na to, iż sami wytkną sobie błędy.
Nadszedł czas na lokalne derby z QPR. Dla większości mojej drużyny miał być to pierwszy derbowy mecz lokalnym rywalem. Pokonać QPR i Chelsea, to się liczy dla kibiców Fulham. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to nie Gran Derbi ani święta wojna Celtic z Rangers ale dla naszych kibiców to znacznie więcej. Wytłumaczyłem kilku niezorientowanym kto to Zamora, Mark Hughes i Johnson, przytoczyłem parę cytatów o ambicji. Z rezultatów mojej przemowy mogłem być zadowolony. Roznieśliśmy ich na strzępy. 15 celnych strzałów na bramkę przy 3 strzałach przeciwnika. Najpierw trafił Williams, później Fetfazidis i zaraz potem asystował z rogu do Paletty, który w 90 minucie wbił ostatni gwoźdź do trumny odwiecznych wrogów z Loftus Road.
Kolejny mecz u siebie. Beniaminek z Reading zaprezentował się dużo lepiej niż się tego spodziewaliśmy. Mieliśmy spore kłopoty z przejmowaniem piłek i choć objęliśmy prowadzenie po strzale Ruiza w 17 minucie przez resztę spotkania graliśmy z kontry odpierając ataki przeciwników. Grali naprawdę dobrze i możemy mówić o szczęściu, że dowieźliśmy to zwycięstwo tym bardziej, ze goście w końcówce trafili w poprzeczkę.
Jechaliśmy na The Emirates Stadium w dobrych nastrojach, choć pogoda była pod psem. Cały dzień padało i nie zanosiło się na to aby miało przestać. Znowu graliśmy nieźle, i choć piłkę częściej przy nogach mieli gracze Asrenalu to my częściej celnie strzelaliśmy . Niestety za ilość strzałów nie przyznają jeszcze punktów. Wystarczył za to jeden fantastyczny rajd Sagny prawą stroną, celna centra którą pięknym wolejem skończył Girout. Nie byliśmy w stanie przebić się przez ich obronę i polegliśmy 1 do 0. Wracaliśmy jednak z podniesionymi głowami.
Po raz czwarty w tym sezonie graliśmy przed kamerami telewizyjnymi. Dotychczas czyniliśmy to ze zmiennym szczęściem notując kolejno porażkę, remis i zwycięstwo (w derbach z QPR). Teraz tez był mecz derbowy… z Chelsea na Stamford Bridge. Już nie musiałem nic dodawać w szatni. Moja drużyna paliła się do gry. Energie czuć było w powietrzu, atmosfera na stadionie udzieliła się wszystkim. Kibice Chelsea przyzwyczajeni do zwycięstw chcieli tylko jednego, zdemolowania najbliższego sąsiada zza miedzy. I trzeba przyznać, ze ich zespól wziął sobie ich życzenie do serca. Nacierali na nas praktycznie cale 94 minuty. Hazard i Oscar kolejno wdzierali się w nasze pole karne, moi obrońcy raz po raz odpierali ataki, raz po raz rzucali się do blokowania strzałów, perfekcyjnymi wślizgami rozbijali kolejne ataki. Wszyscy moi zawodnicy bronili dostępu do bramki Steela niczym załoga przysłowiowej Czestochowy. Broniliśmy się naprawdę dzielnie od czasu do czasu kontratakując. W 63 minucie piłka znalazła się pod nogami Freia, który pod nieobecność kontuzjowanego Kalaby kierował naszymi sporadycznymi atakami. W wielkim tłoku sobie tylko znanym sposobem przecisnął piłkę wśród trzech przeciwników, ta dotarła do Petrica który ominął wychodzącego Cecha i strzelił do pustej bramki z odległości dwóch metrów. To, co się działo na sektorze zajmowanym przez fanów Fulham ciężko opisać. Sam z trudem krylem emocje, niestety miałem świadomość, iż jeszcze 30 minut oblężenia przed nami, najdłuższe 30 min w mojej dotychczasowej karierze. Wszystko wróciło do normy i znowu broniliśmy się zaciekle. W 88 minucie stało się… Ivanowich faulował Petrica, który momentalnie krzycząc z bólu padł na murawę. Zniesiono go na noszach z maska tlenowa na twarzy. Przeczucie mówiło mi, że jest z nim źle. Nie miałem jednak czasu teraz o tym myśleć. Cole dośrodkowuje w pole karne Hangeland wybija… karny dla Chelsea!!!! Nie mogłem uwierzyć. Sędzia dopatrzył się popchnięcia na Lamparcie. Strasznie naciagane Panie sedzio. 92-ga minuta Lampart strzela i Jason Steele broniiiiiiii !!!!!!!!!!!! Stamford Bridge cichnie z wyjątkiem sektora na którym fani Fulham świętują nasze zwycięstwo. Jeszcze 30 sekund i sędzia gwiżdże koniec meczu. Wygraliśmy. Wybiegam na murawe razem z chłopakami z ławki.