Czas upływa. Mawiają, że wszystko się zmienia, pantha rei i inne bezeceństwa. Od ponad dwudziestu lat żyję w tym mieście i mam zgoła odmienne zdanie. Te same obrazki, co dwie dekady temu. Fakt, gdzieniegdzie ładniej, ale i gdzieniegdzie szpetniej. Brak inwestycji, brak pracy. Pod łudzącą barierą odnowionych elewacji kryje się frustracja i niemoc. Starzy wymierają, młodzi wyjeżdżają. Miasto pustoszeje. Nic już nie pozostało po świetnie prosperującej fabryce obuwia, która przez lata sprawiała, że to miasteczko tętniło życiem. Pamiętam, gdy będąc brzdącem stałem na placu przed zakładem, wypatrując rodzicielkę w gąszczu ludzi kończących pracę. Przeróżne sylwetki raz po raz mijały mnie z każdej strony, często w ostatniej chwili odskakując przestraszone rychłą wizją wpakowania kolana w moją twarz. Nie było mi wtedy do śmiechu. Wiadomo przecież, że kontuzje kolan zniweczyły już wiele karier.
Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że już nigdy nie będzie mi dane podziwiać sznurka autobusów odbierających takie ilości smutnych ludzi. Powód ich smutku ujawnił się niedługo, a była nim oczywiście znaczna redukcja zatrudnienia. Restrukturyzacja. Jedno, niezrozumiałe dla mnie wtedy słowo, którego wydźwięk przybrał na wadze w przeciągu następnych lat, by urosnąć do rangi słowa-klucza, które trzęsło nogami kredytobiorców. Eldorado się skończyło, gdy kilka kontraktów zagranicznych nie mogło zostać spełnionych z powodów gospodarczych, co wiązało się z karami umownymi. Następnie nastąpiły zmiany ustrojowe, a tuż po nich jasne było, że w wolnej Polsce kolosa odbudować się nie da. Bynajmniej nie na taką skalę, jak niegdyś.
Kilkaset metrów od wspomnianego zakładu znajduje się stadion. Prowadzi do niego ulica Olimpijska, która przez ostatnie dwadzieścia lat nie zmieniła się ani trochę. Ta sama brama i ten sam budynek, tylko odmalowany na zielono. Wiadomo, lokalne barwy zobowiązują. Płytę boiska z reguły otaczają trybuny. W tym wypadku mamy do czynienia z jedną, rozpinającą się na cała długość pola gry. Na marmurowych siedziskach podobno zmieści się dwustu osobników, ale wydaje mi się, że wyliczając tę wartość policzono ojców trzymających swe pociechy na kolanach za dwie osoby. Warto podchwycić ten pomysł, bo w mig zdajemy sobie sprawę, że Euro 2012 było olbrzymim sukcesem, zostawiając po sobie ponad stutysięczne obiekty. Nikt na to wcześniej nie wpadł?
Obok głównej płyty znajduje się boisko treningowe. Jest ono, w przeciwieństwie do dobrze uchowanego głównego boiska, ogólnodostępne. Już samo to założenie nie dawało nadziei na dobry stan murawy. Najbardziej współczuję bramkarzom, którzy w miejscach, gdzie zwykło się rzucać, natrafiają na zbitą i twardą ziemię. Podobno była tam kiedyś trawa. Podobno yeti też ktoś widział. Być może ten legendarny stwór został zauważony podczas którejś z eskapad po niefortunnie wybitą piłkę. Bo wiecie, to co na innych boiskach zwykło nazywać się "panu Bogu w okno", tutaj w najłagodniejszej formie przybierało postać "obyś w dzika nie trafił". Naokoło stadionu rozciąga się las i ma on w sobie coś malowniczego. Tajemnicą poliszynela jest za to fakt, że okoliczna młodzież zdecydowanie bardziej niż z prawami Newtona, jest zaznajomiona z prawem Pascala.
Po raz pierwszy mam okazję być w środku klubowego budynku. Klitka. Większość miejsca zajmuje szatnia. Zdaje się, że nawet prysznic jest na stanie. Kto oczekiwał po wnętrzu tego niewielkiego budynku luksusów, srogo się zawiódł. No ale czego wymagać od piątej klasy rozgrywkowej w tym kraju? Z tego powodu większość talentów z okolicy wybierało jednak nieco bogatsze kluby z okolicy, które dawały lepsze możliwości rozwoju i większy komfort treningów. O ile nikt im za złe takiej przeprowadzki nie weźmie, tak ubieranie koszulki w barwach lokalnego rywala nie spotkałoby się z respektem. Dwa kluby w osiemnastotysięcznym mieście to jednak za dużo. Są plany fuzji, która byłaby bardzo dobrym posunięciem, jednak zarządy nie potrafią się porozumieć w tym aspekcie. Nasz lokalny rywal też z pewnością jest bardzo zainteresowany takim rozwiązaniem, tym bardziej, że występuje w niższej klasie rozgrywkowej. Jestem pewny, że jeżeli tegoroczna kampania nie zakończy się sukcesem, to każdy będzie chciał wrócić do rozmów na ten temat. Poprzez sukces rozumiem utrzymanie się w IV lidze. Nikt od beniaminka nie będzie wymagał cudów. Media wieszczą nam 12. miejsce, co zapewne znaczyłoby dla nas pożegnanie się z tą klasą rozgrywkową. Chlebodawcy oczekują bezpiecznego bytu w środku stawki, co wydaje mi się realne do wykonania. Realne, co nie znaczy, że proste...
Widmo połączenia się z największym rywalem nie wpłynęło dobrze na stan kadry. Prezes powiedział, że nasi lokalni konkurenci doskonale wiedzą, z jakimi problemami się borykamy i skusili kluczowych graczy wizją stabilności i walki o awans, bądź wręcz grą w wyższej lidze. Trudno się oprzeć pokusie mając w perspektywie niepewny los w razie ewentualnego zjednoczenia. Kluby te są symbolem dwóch konkurujących ze sobą dzielnic. Nasza dzielnica kiedyś funkcjonowała jako odrębna wieś, która została wchłonięta przez większy twór. Oczywiście nie znaczy to, ze czujemy się gorsi. W tle tych drobnych animozji od zawsze był futbol, a mecze derbowe nadal są ciekawym wydarzeniem. Ciekawe na jak długo.
Efektem całego zamieszania jest to, że cała kadra, którą posiadamy jest złożona z młokosów. Brak już w niej charakternych seniorów. Dysponuję pokaźną grupą zawodników w wieku 15-18 lat. Z tymi właśnie zawodnikami mam zrobić utrzymanie w IV lidze. Pociesza mnie fakt, że większość ligi ma podobną sytuację. Liga na tym poziomie w dużej części składa się właśnie z młodzieży. Co by jednak nie mówić, szkoda tych kilku bardziej doświadczonych graczy, którzy mogliby sporo wnieść do drużyny. Wygląda na to, że tak naprawdę cała drużyna będzie musiała być zbudowana od nowa. To sprawia, że utrzymanie się w lidze będzie cholernie trudne.
Prezes był jednak w świetnym nastroju. Był przekonany, że młody trener będzie umiał trafić do charakternej młodzieży. Ja też mam taką nadzieję. Papiery podpisane. Wielka weryfikacja moich marzeń i jeszcze większa szansa przede mną.
- Dziękuję za okazane mi zaufanie. Tak, jak mówiłem, osiągnięcie celu w zaistniałych warunkach będzie bardzo trudne, ale jest to dla mnie ogromna szansa, więc dam z siebie wszystko.
- Wierzę w pana. Inaczej nie byłoby tu pana.
Jasne. Raczej to kwestia tego, że ludzie z reguły nie garną do miejsc, które mogą okazać się polem minowym, wysadzającym ich tyłek w powietrze, przy okazji radośnie rozrzucając flaki po całej okolicy.
- Jeszcze jedno, zanim pan wyjdzie. Proszę wybaczyć tymczasowe niedogodności. Winda nieczynna. Rozumie pan - powiedział prezes okraszając ostatnie słowa wybuchem śmiechu.
Gdyby dało się sprzedać zmieszanie, to zapewne mój wyraz twarzy w tej chwili byłby jego najlepszą wizytówką. Przytaknąłem i pośpiesznie wyszedłem. To było dziwne. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę, że budynek klubowy jest konstrukcją wyłącznie jednopiętrową, a właściwie parterową.
Muszę jednak przyznać, że w tym szaleństwie jest metoda. Są wybrańcy, którzy mają łatwiejszy start. Pogłębiają warsztat trenerski w centrum piłkarskiego świata, ucząc się fachu od najlepszych. Ja jestem na samym dole i każdy krok, każdy pokonany schodek, będzie dla mnie wielkim wysiłkiem. Być może pewnego dnia zamelduję się na szczycie. Nie obędzie się jednak bez trudów i wyrzeczeń. Do wszystkiego muszę dojść samemu. Nie ma drogi na skróty. Winda nieczynna.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ