Chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi. Otworzyłem drzwi na oścież.
- Znam cię – powiedziałem wesołym głosem.
- Nie wydurniaj się – odrzekł Bartosh i wszedł do pokoju hotelowego. – Wiesz ile się natrudziłem, żeby cię znaleźć?!
- To dobrze – ciągnąłem wciąż z uśmiechem na twarzy. – Może oni mnie tak szybko nie znajdą.
- Jacy oni? – zapytał Bartosh.
- Ci, co porwali mi pół rodziny i grozili, że jeśli od was nie odejdę, pozabijają ich. Nie wiem co do was mają – sięgnąłem po butelkę z piwem.
- Nie pij już – warknął Bartosh, odbierając mi alkohol. – Nie wiedziałem jaki był powód rezygnacji…
- To już wiesz – powiedziałem, chwiejąc się.
- Wróć – poprosił Bartosh.
- Nie, bo wtedy zginą. Wyjechali, ale ja i tak się o nich boję.
- Nie musisz robić tego oficjalnie. Zamieszkasz w budynku klubowym, nikt nie będzie cię tam widział. Wyznaczymy kogoś na oficjalnego trenera, a ty będziesz mu pomagał.
- Mogę mu pomagać po japońsku – uśmiechnąłem się.
- Co?
- No, jako tako.
- Może być i tak – odpowiedział zmęczonym głosem Bartosh. – Potrzebujemy cię! Miałeś takie świetne wyniki…
- Ale oni chcą spuścić CM Rev…
- Czemu?
- Żeby Zagłębie znów grało w Ekstraklasie.
- Ja mam większe zmartwienia na głowie…
- Jakie? – zapytałem głupkowato.
- Wykasowali masę danych z cmrev.com. Krótko mówiąc, ktoś nam rozwalił serwer. Tylko nie wiemy kto i kiedy…
- Ja chyba wiem.
***
Kuloodporna limuzyna Dowódcy stała gdzieś na uboczu, chroniona przez kilku uzbrojonych facetów w garniturach.
- Słucham?
- Operacja udana. Udało nam się wykasować większość danych z serwera i ukryć kilkadziesiąt wirusów. cmrev.com długo nie stanie na nogi.
- Kiedy pieniądze?
- W najbliższym czasie.
- Czekam – Dowódca odłożył słuchawkę. – Specjaliści z FIFA Managera zniszczyli praktycznie całą stronę – powiedział do siedzącego obok Saiida.
- To dobrze.
- Taak. Trzeba tylko dokończyć plan. Znajdź Artura jak najszybciej.
- Ma umierać długo?
- Nie, załatw to szybko.
***
Siedziałem skulony w gabinecie Bartosha, czekając aż prezes wróci. Spojrzałem przez okno. Zima była wyjątkowa chłodna i śnieżna, co w ostatnich latach nie zdarzało się zbyt często. Jakieś dzieciaki lepiły na parkingu bałwana, inne grały w bitwę na śnieżki. Dzieciństwo…
Drzwi się otwarły.
- Nikt nie może wiedzieć, że tu jest – usłyszałem głos Bartosha. Razem z nim do gabinetu wszedł Rygil.
- Siemasz – odezwał się nieśmiało. Pokiwałem głową.
- Słuchaj – powiedział do mnie Bartosh – Rygil zostaje oficjalnym managerem CM Rev, a ty będzie mu lekko pomagał. Oczywiście twoja obecność na meczach byłaby bardzo ryzykowna, więc proponowałbym pomoc przed i po meczu, ostatecznie w trakcie. Myślę też, że powinieneś to zgłosić na policję…
- Oni i tak nic nie wskórają – odrzekłem zrezygnowany.
- Walić pały, sami se damy rady! – odezwał się entuzjastycznie Rygil.
***
Niestety moja pomoc na niewiele się zdała. Rewolucja pod wodzą Rygila przegrała w Poznaniu z Lechem 0:2.
***
Pierwszy raz samotnie spędzałem Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, ukrywając się w siedzibie CM Rev przy zgaszonych światłach, oglądając telewizję i jedząc podgrzewane potrawy i chińskie zupki. Zawsze był to cudowny czas rozmów, wspólnej zabawy… Teraz moja rodzina gdzieś się ukrywa, myśląc o tym, czy będzie im dane wstać następnego dnia.
Chciałbym, żeby ten koszmar się już skończył. Śmierć zajrzała mi w oczy i nie chcę przeżywać tego kolejny raz. Gdybym od początku wiedział jak podejrzana jest cała ta sprawa z amatorską drużyną w Ekstraklasie, nigdy nie przyjąłbym ich oferty i przynajmniej wiódłbym spokojne życie.
Wybrałem źle. I już nic nie mogę zrobić…
***
Na początku stycznia większość pracowników wróciła. Rygil bardzo często mnie odwiedzał, a Bartosh zapraszał od czasu do czasu na małą kawkę u niego w gabinecie. Oboje rozumieli co przeżyłem i wspierali mnie jak tylko potrafili – Rygil przez swoją bezpośredniość i wulgarne żarty, Bartosh przez mądre rade i pocieszanie. Razem tworzyli niesamowitą mieszankę.
Pewnego mroźnego dnia piliśmy gorącą czekoladę w gabinecie Bartosha, ogrzewając się przy kominku.
- A pamiętacie, jak na meczu z Legią wstałeś i zacząłem śpiewać? – zarechotał Bartosh. – Kibice sami nie wiedzieli co mają zrobić…
- Pamiętam – powiedział Rygil. – Albo jak leżałeś w szpitalu i wyzywałeś Brudasa od brudasów, nie wiedząc nawet, że taki ma pseudonim.
- Taaak – uśmiechnąłem się – na pierwszym treningu zorientowałem się, kto to był.
- Albo innego…
Drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł ubrany w garnitur Saiid. Spojrzał na siedzącą trójkę i wyciągnął z kieszeni dzwoniący telefon.
- Znalazłem go – powiedział, wyciągając pistolet z tłumikiem.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ