Rano czekała na mnie gotowa, długa lista z nazwiskami, a raczej przezwiskami wszystkich graczy CM Rev. Szybko przebiegłem listę wzrokiem.
- To jest pański asystent,
Rygil – powiedział
Bartosh, wskazując na niskiego, szczupłego mężczyznę ubranego w przewiewny dresik.
- Miło mi poznać – powiedziałem trochę sucho. Nie lubiłem otaczać się zbyt wieloma osobami. Nigdy nie przepadałem za pracami w grupie, w pojedynkę wszystko szło mi łatwiej. – Chodźmy się przejść – zaproponowałem.
Ośrodek był naprawdę wspaniały. Nowoczesny wygląd, przestronne szatnie, doskonałe warunki do szkolenia, zadbane korytarze, świeżutka farba, elegancka siłownia, sprzęt pierwsza klasa – żyć nie umierać.
- Jak tak patrzę na listę – powiedziałem, zamyślając się – chyba przydałaby się tu bieżnia i jeszcze jakieś prysznice.
- Proszę? – zapytał zdziwiony Rygil.
- No, żeby
Speed się wybiegał, bo chyba lubi, prawda? No, a
Brudas mógłby się wreszcie umyć.
- Szeeefie, szef źle to wszystko zrozumiał!
- To znaczy co?
- No – zaczął – że oni mają te ksywki tak z… no… z dupy. Nie wiadomo skąd, się wzięły i są wzięte, nie? Tak na nich ktoś zawołał i już, nie?
- Znasz ich? – zapytałem.
- No znam, znam. Dużo czasu z nimi spędzam, inteligentne chłopaki. No i znają się na tej pierońskiej grze, nie?
- Zrobię z nich piłkarzy? – spytałem, spoglądając na trybuny.
- To dobrzy chłopcy… na pewno będą się starali! W końcu to te… redaktory, nie? Znają się na piłce, więc nie będzie najgorzej. I ja nawet myślę, że… no tego… że oni nawet mogą lepiej niż szef znać się na taktyce.
- Może. Ale to ja tu rządzę – odpowiedziałem krótko.
- Zaraz powinni być…
Faktycznie, zjawili się po jakiś dziesięciu minutach. Przez ten czas pogadaliśmy o wyposażeniu klubu, dobrych warunkach i zaplanowaliśmy ćwiczenia na dziś. Trenerzy mieli dołączyć dopiero za kilka dni, więc na razie musieliśmy radzić sobie sami. I wcale mi to nie przeszkadzało.
- Dobra, zaczynamy od biegu, potem przyjdźcie do mnie – powiedział i usiadłem na ławce rezerwowej.
- Słaba kondycja – zauważył Rygil.
- Trzeba dużo biegać. Niestety, jeśli nie mamy techniki, musimy zajechać przeciwnika. Inaczej nie mamy szans w Ekstraklasie…
- Strzały z dystansu.
- Ćwiczyliśmy to wczoraj. Jest całkiem nieźle, niektórzy naprawdę potrafią uderzyć. To się przyda. Słabo jest z podaniami, niektórzy mają z tym spore trudności.
- Wszystko się da, tylko trza chcieć – podsumował dosadnie Rygil.
Polubiłem go. Spodobała mi się jego bezpośredniość i niezwykła prostota, wśród tej zgrai intelektualnych ludzi, którzy mądrością i doświadczeniem biją mnie na głowę. Bratnia dusza? Można tak powiedzieć.
Znów najdłużej wytrzymał Pucek, który biegał wciąż gdy inni siedzieli przede mną w małych podgrupach. A więc są jakieś podziały.
Wkrótce dołączył Pucek.
- Dostałem dziś listę z waszymi przezwiskami… Który to Brudas?
- Brudas ma kontuzję.
Odjęło mi mowę. „A ty co? Pan Jasnowidz?”. Uśmiechnąłem się debilnie.
- A Speed to który?
Jeden z nich podniósł rękę.
- Jak na szybkiego to nie biegasz za dużo…
- O inne szybkie chodzi! – zawołał ktoś. Uśmiechnąłem się mimo woli.
- Ksywa to ksywa. Wcale nie musi być prawdziwa – tłumaczył się Speed.
- Wiesz… na moją babkę nie przez przypadek mówili Kurobójca. I ona wcale nie gotowała rosołu.
Drużyna popatrzyła na mnie jak na idiotę. Cholera, 1:0 w plecy.
-
Pucek… ciebie już znam – uśmiechnąłem się. –
M8… ciebie tym bardziej. I ty mi nie wierzyłeś…
- Dalej nie wierzę – odpowiedział.
-
Sol,
Henkel, bramkarze, tak?
Dwójka w bluzach i rękawicach pokiwała głowami.
- Cała masa obrońców… może wstańcie wszyscy.
Wstała ich równa dziesiątka.
- Stańcie po mojej lewej. Pomocnicy za mną, napad na moją prawą.
Przeraziłem się. Po mojej prawicy stanął tylko i wyłącznie Pucek.
- Nie wygłupiajcie się, na pewno ktoś jeszcze mógłby grać na ataku.
Przyszła jeszcze trójka. W sam raz.
- Podzielcie się miedzy sobą – po pięciu obrońców, czterech pomocników i dwóch napastników. Golkiperzy niech idą na bramkę. Nie! – krzyknąłem po chwili. – Nie na jedną!
Podszedłem do Rygila.
- Którego bramkarza bierzesz?
- Wolę wybrać skład – odpowiedział chytrze.
- Biorę Henkela – powiedziałem. Składy były ustalone. – Słuchajcie – wrzasnąłem – obrońcy będą się zmieniać. Gramy 4-4-2. Poprawki może później. Włóżcie koszulki.
***
Mała ilość napastników, bo praktycznie tylko Pucek nadaje się na nominalnego snajpera, zmusiła mnie do wybrania ustawienia z jednym napastnikiem. I dobrze. Wystawiając pięciu pomocników będę miał duże szanse na opanowanie środka pola w każdym meczu, a spokojne rozgrywanie piłki może okazać się kluczowe dla beniaminka. Czwórka pomocników ma stanowić mocną zaporę wspomaganą dodatkowo przez Jakubwę, którego widzę w roli defensywnego pomocnika. Cała piątka ma po przejęciu piłki powoli, stopniowo przeć do przodu niczym spartańska falanga w twardym, zwartym szyku i zdobywać boisko jak Aleksander Wielki. No dobra, może trochę się rozmarzyłem… Ważne, żeby w akcjach nie było niepotrzebnego pośpiechu i niedokładnych zagrań.
- Słuchajcie – zacząłem na ostatnim treningu przez sparingiem z Górnikiem. – Łęczna to słaby rywal, któremu powinniśmy wpakować co najmniej 2 bramki. Co najmniej! Wiem, że jesteście mało zgrani i słabi kondycyjnie. Zagramy krótkimi podaniami. Jak najmniej długich piłek. Nie oszukujmy się, Pucek nie jest snajperem idealnym i nie mogę ryzykować, że jeśli będzie miał jedną jedyną okazję w meczu, zmarnuje ją. Wasza czwórka – powiedziałem wskazując na Dezertera, Rema, Pavulona i M8 – ma za zadanie dobijać strzały Pucka. Dajmy na to – rzekłem biorąc kredę i bazgrając schemat na tablicy – Pucek strzela zza pola karnego, a wy już czyhacie na 16 metrze żeby dobić. Zawsze niech jeden, ostatecznie dwóch zawodników zostaje bardziej na tyłach wraz z Jakubwą, aby w razie czego przejąć piłkę i kontynuować akcję. W razie jakichkolwiek problemów wybijać piłkę na aut i wrócić do ustawienia wyjściowego. Rem, pamiętajcie, że macie za zadanie też bronić. Wiem, że mogę was zajechać, ale w Ekstraklasie nie możemy bronić się ledwie piątką graczy. Ktoś ma jakieś pytania, uwagi, coś nie tak?
- Co z bocznymi obrońcami? – zapytał Speed.
- Nie angażujcie się zbytnio w akcję – wyjaśniłem. – Starajcie się częściowo asekurować atakujących skrzydłowych, aby nie powstała zbyt duża luka. Coś jeszcze?
Nikt nie odpowiedział. Wszyscy patrzyli na zakurzoną tablicę, którą kilka dni temu wytargałem z piwnicy, szukając swoich nazwisk w wyjściowej jedenastce.
- To co, nadupimy im?
- Nadupimy!
***
Do siatki już w 10 minucie trafił Pucek, ale sędzia uznał, że bramka została zdobyta ze spalonego. Nie miałem zamiaru dyskutować, zwłaszcza na samym początku meczu.
W 40 minucie po przejęciu na skrzydle M8_PL uruchomił Pucka czekającego przez polem karnym. Napastnik przyjął piłkę i huknął z dystansu, jednak piłka odbiła się od najbliższego obrońcy spadając na 13 metry. Najszybszy okazał się nadbiegający już wcześniej
Rem-8 i pięknym, precyzyjnym strzałem zdobył bramkę dla CM Rev.
Na przerwę schodziliśmy z jednobramkowym prowadzeniem i dużą optyczną przewagą:
- 100 procent skupienia! – zawołałem zamykając drzwi. – Jest dobrze, ale może być lepiej. Ruszamy pełną parą i strzelamy bramki. M8, Pucek, Rem bardzo dobra gra, Rem – gratuluję bramki. Jakubwa, świetnie czyścisz pole i rozgrywasz, obrona bez zarzutu. Tak trzymać!
Rozmowa się udała. W 64 minucie Speed z własnej połowy wykonał bardzo daleki wykop w pole karne przeciwnika. Tam najwyżej wyskoczył
Pucek i zrobiło nam się
2:0.
- Ekstra! – wrzeszczałem jak opętany.
W 77 minucie zaczynaliśmy rzutem z autu, środkowi pomocnicy wymienili kilka podań, ostatecznie obsługując czekające w polu karnym
M8. Skrzydłowy przyjął piłkę i potężnym strzałem pokonał bramkarza, który, nie oszukujmy się, nie popisał się zbytnio przy tej bramce.
3:0. I taki wynik utrzymał się do końca.
- Nic dodać, nic ująć, świetna gra – powiedziałem w szatni, gdy zawodnicy kierowali się pod prysznice. – Jutro wpadnijcie na lekki trening, a potem pójdziemy oblać pierwszą wspólną wygraną. – Zawodnicy uśmiechnęli się szeroko. – Coca-colą oczywiście! – dokończyłem.
***
Wróciłem do domu rano, cholernie wykończony. Jak łatwo było przewidzieć, nie skończyło się na coca-coli. W końcu pierwsze zwycięstwo jest tylko raz. Położyłem się na łóżku i chwyciłem gazetę leżącą na stole.
- Dzisiejsza – mruknąłem. – Widocznie ojciec zostawił.
Przejrzałem pierwszą stronę. Znowu to samo co od miesiąca. Tarcza antyrakietowa i notowania euro, a na dole ogłoszenia towarzyskie niegrzecznych i grzesznych kobiet.
Przeskoczyłem parę stron szukając działu poświęconego na sport. Czemu zawsze na końcu? Przecież to najlepszy temat, a nie jakieś plotki, polityka czy wydarzenia muzyczne. Albo inne zbędne artykuły.
Od razu rzucił mi się w oczy ogromny napis „Tomaszewski: po prostu fart.” Zacząłem czytać i zakląłem głośno.
Cytat:Jan Tomaszewski otwarcie skrytykował nowego trenera CM Rev, mimo iż drużyna gładko pokonała Górnik Łęczna. Były reprezentant polski stwierdził: „3:0 to zwykłe, najzwyklejsze szczęście. Przy pierwszej bramce piłka fartownie spadła pod nogi Rema, który omal się o nią nie przewrócił, przy drugiej Pucek miał wokół się półtorametrowych obrońców i nawet dziecko na wózku skoczyłoby wyżej od nich, a przy trzeciej bramkarz musiał chyba zobaczyć jakąś atrakcyjną blondynkę bez staniku na trybunach, bo w ogóle nie reagował. Albo mu się nie chciało, przecież miał prawo.”
Odłożyłem gazetę i zacząłem przeklinać człowieka, który zatrzymał Anglię. Czas żeby i jego ktoś zatrzymał...
- Panie Janie, niech pan wstanie, przejrzyj na oczy baranie… - zaśpiewałem sobie, uśmiechając się mimo woli. – I trzy słowa do prowadzącego! – zawołałem i zasnąłem z nieopisanym bananem na twarzy.
***
Wieczorem obudziłem się z pękającą głową. Mój stan był nie do pozazdroszczenia. Wciąż słyszałem chóralne okrzyki: „Chluśniem nim uśniem!”, a przed oczami tańczyły mi puste butelki po Panu Tadeuszu i recytowane „Litwo, ojczyzno moja…”. Pod łóżkiem leżały nocne pamiątki, czyli dwa staniki, krwiste stringi i co najlepsze – męski bokserki w różowe kwiatki. Cóż, problem z prezentem dla dziewczyny wydaje się załatwiony…
***
Kolejny sparing to przede wszystkim popis
Wujka Przecinaka. W Jastrzębiu zaczęło się świetnie, bo już w 11 minucie strzeliliśmy bramkę.
Rapechuck dostał dokładnie podanie i miał bardzo wiele przestrzeni. Wysunął sobie piłkę, wymierzył i huknął w samo okienko bramki.
1:0 dla gości.
A. de Raph który otrzymał szansę miał wiele znakomitych okazji po głupich błędach obrońców GKSu, jednak marnował je raz za razem. Gdy zdecydowałem się go zmienić, wykorzystałem niedokładną główkę, popędził prawym skrzydłem, wbiegł na gazie w pole karne i strzelił najmocniej jak umiał. Bramkarz chyba wystraszył się tego strzału. Z resztą, wcale mu się nie dziwię.
2:0 po pierwszej połowie.
W przerwie zarządziłem zmianę i na boisku pojawił się Wujek Przecinak. Wynik utrzymywał się dość długo, mimo naszych usilnych starań i ataków. GKS broniło się dzielnie, ale tylko do czasu.
W 79 minucie po rzucie wolnym
Wujek otrzymał podanie tuż na linii pola karnego, świetnym przyjęciem zwiódł obrońcę i strzelił bardzo precyzyjnie, tuż przy słupku.
W doliczonym czasie gry Wujcio ustalił wynik meczu. Przyjął piłkę na 25 metrze, rozpędził się, minął gładko obrońcę i huknął pod poprzeczkę. Kolejna piękna bramka, aż miło popatrzeć. Nieliczni kibice szaleli na trybunach, wołając: „Wujek na prezydenta!”. Sam nie wiem czy to dobry pomysł…
W doskonałych humorach wracaliśmy do szatni, podśpiewując bohaterowi meczu: „Przecinak na prezydenta Tadżykistanu” i klepiąc go po plecach.
- Wujek – zawołałem – chyba odkryłeś nowy talent. Tylko nie wiemy jakie masz PA…
- 210 – krzyknął, wchodząc pod prysznic.
***
Już wkrótce czekała mnie trochę sentymentalna podróż, a raczej spełnienie marzeń. Mecz z katowicką GieKSą. Z jednej strony chciałbym wygrać, żeby podtrzymać dobrą passę, ale z drugiej… nie chciałem, żeby moja ulubiona drużyna przegrała. Targany różnymi uczuciami i tocząc wewnątrz bitwę, na papierze rysowałem warianty taktyczne, przygotowując się do tego meczu, jakbyśmy grali o Ligę Mistrzów.
***
Za biurkiem siedział poważny, wysoki mężczyzna ubrany w garnitur z najwyższej półki.
- Wyniki sparingów są zadziwiająco wysokie… - wyrzekł mrożącym krew w żyłach głosem.
- Panie… to tylko mecze towarzyskie ze słabymi rywali. W lidze na pewno nie dadzą sobie rady!
- Mam nadzieję. To ty jesteś odpowiedzialny za tą operację i to ty poniesiesz konsekwencje, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak. Ryzykuję swoim tyłkiem za nich wszystkich, dlatego musi się udać.
- Uda się, panie.
- Kto jest trenerem? – zapytał wstając zza biurka.
- Jakiś szesnastolatek. Listkiewicz mówił, że to całkowite beztalencie, które lubuje się w tandetnych pornolach i…
- Oszczędź mi szczegółów…
- Wybacz. Reasumując, ten chłopak nie ma pojęcia o trenerce i prawdziwej piłce. Powinien spuścić CM Rev jak wodę w klozecie.
- Bardzo dobrze. Martwi mnie tylko to: powinien.
- Panie, nie mogę zapewnić stuprocentowego powodzenia.
- To źle – rzekł, posuwając się powoli w kierunku okna.
- Ręczę za niego…
- Ręczysz za niego głową. I to nie tylko swoją.
Drugi mężczyzna głośno przełknął ślinę.
- To nie jest gra. Tu nie ma miejsca na pomyłkę. Wszystko musi być idealnie dopracowane. Każdy ich punkt zbliża nas do porażki…
- Dużo ich nie zdobędą.
Wysoki mężczyzna spojrzał przez okno:
- Tak dla bezpieczeństwa – powiedział powoli – sprawdź jego rodzinę, miejsce zamieszkania, bliskich, wszystko. Masz wiedzieć o nim więcej niż on sam. Zrozumiano?
- Tak jest!
- I jeszcze jedno. Przekaż Michałowi, że jak najszybciej potrzebuję dostęp do tego podsłuchu. I ludzi.
- Mówił, że…
- Pamiętam, co mówił. Powiedz mu, że skracam czas o tydzień.
- Nie wiem…
- Przekaż mu też, że jego żona ma się dobrze. Wyjdź.
Drugi mężczyzna ukłonił się głęboko i szybko opuścił pokój.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ